niedziela, 1 listopada 2015

Z powodu miłości

    Było zimno, a śnieg padał coraz mocniej budując zaspy na poboczach dróg. Stojąc przed wejściem do dworu Lucjusza wiedziała, że jak otworzy drzwi nie będzie już odwrotu. Musi robić wszystko tak, aby nie wywiązała się walka. Ze wspomnień Harrego wywnioskowała, że Snape’owi nie zostało zbyt wiele czasu. Walka wszystko przedłuży, no i oczywiście martwa mu nie pomoże. Nie czekała już ani chwili, zgrabnym ruchem dłoni otworzyła drzwi i weszła do środka. Zdziwiła się, nikt nie pilnował wejścia. Po chwili jednak doszła do wniosku, że każdy chciał zobaczyć niecodzienne widowisko, jakim było znęcanie się nad Snape’em. Ruszyła więc w kierunku salonu w którym wszyscy obecnie się znajdowali. Drzwi do pomieszczenia były zamknięte. Przez szpary u dołu wydobywało się światło i słychać było śmiechy zgromadzonych. Przystanęła i nasłuchiwała. Z każdym rzuconym zaklęciem przez Voldemorta podnosiły się głośne wiwaty. Nie słyszała wśród nich krzyków Snape’a, co zaniepokoiło ją. Wszystko jednak nagle ucichło, bo przemówił Czarny Pan.

- Severusie – wysyczał – nadchodzi godzina twojej śmierci. Nie błagałeś o litość, jesteś dzielny. Dumbledore nagrodziłby z pewnością takie męstwo! – ponownie wybuchły śmiechy. – W nagrodę za dostarczenie nam rozrywki na całą noc pozwolę ci zginąć jeszcze przed świtem. – Voldemort zniżył się do twarzy Snape’a i wysyczał – Zginiesz jeszcze dziś.


To jest ten czas, powiedziała sobie w myślach i pchnęła drzwi z całej siły robiąc ogromny hałas.

- Będziesz musiał przełożyć swoje plany Tom! – powiedziała głośno. Wszyscy zerwali się i wyciągnęli różdżki kierując je w jej stronę. Bella nie czekając na nic natychmiast rzuciła w jej stronę klątwę, którą Samara bez większego problemu odbiła. Voldemort krzyknął.


 - NIE! Opuśćcie różdżki!


- Dobra decyzja – przyznała Samara i ruszyła powoli w jego stronę. Śmierciożercy posłusznie wykonani polecenie i rozstąpili się by mogła przejść. – Radzę mnie nie prowokować. – dodała.

Voldemort wyprostował się, wzmocnił uścisk na swojej różdżce i powiedział.


- Chyba nie przyszłaś tu dziś Samaro, aby uratować tego zdrajcę? Jego los jest już w moich rękach.

- Och… to się jeszcze okaże. – powiedziała lekceważąco.


- Zginiesz jeśli się wtrącisz. Mag nie może mieszać się w wojny! – krzyknął.

Samara obeszła go i powiedziała.

- Gdybym wtrąciła się do wojny, to oni – tu wskazała różdżką na zgromadzonych – byliby już martwi. -  Przystanęła naprzeciwko niego. Pomiędzy nimi leżał nieprzytomny Mistrz Eliksirów. Samara zerknęła na niego, aby upewnić się, że nadal oddycha. Żył, ale ledwo. Miał zbyt wiele obrażeń. Jeżeli go nie wyciągnie w ciągu kilku minut może być za późno.

- Ty również byłabyś martwa. – wysyczał jadowicie.


- Jest to cena, którą jestem gotowa zapłacić w przeciwieństwie do ciebie. – Voldemort zwęził oczy i powiedział.

- Głupia! Dumbledore poświęcił ciebie, aby ratować swojego usłużnego psa! Właśnie tyle dla niego znaczysz! Pomagając mu zginiesz i… – przerwał nagle mrużąc oczy jakby właśnie coś sobie uświadomił. Spojrzał na leżącego u jego stóp Snape’a, potem na nią i wyszczerzył zęby w grymasie, który najwyraźniej miał imitować uśmiech. Zwrócił się do niej ponownie.

– Chyba, że jesteś tu z innych powodów niż wojna. – powoli obszedł Snape’a i stanął tuż za jej plecami lekko pochylając się w jej stronę wysyczał wprost do jej ucha

-  Jesteś tu z powodu miłości Samaro! – Wśród zgromadzonych rozeszły się podniecone szepty, kilka osób na czele z Bellą zaśmiało się okropnie. Samara stała niewzruszona, ciągle czując na swoim karku zimny oddech Voldemorta delikatnie się uśmiechnęła. Spojrzała na Severusa. Wydawało się jej, że lekko poruszył prawą dłonią. Nadal mu się przyglądając powiedziała, a wszystkie śmiechy ucichły.

- Miłość do Severusa to zbyt mało, abym tu dziś przyszła. – odwróciła się w stronę Voldemorta tak, że stali teraz oko w oko. Uśmiech natychmiast spełzł mu z wężowatej twarzy.


– Nie powstrzymasz mnie Tom. – mówiła dalej spokojnym tonem. – Zabieram go ze sobą, a jeżeli któryś z twoich sług, lub nawet ty sam, będziesz próbował mnie powstrzymać, rozpętam tu piekło jakiego sobie nawet nie wyobrażacie. -  Spojrzała na wszystkich zgormadzonych i powiedziała głośniej.

 – Nie zostanie tu kamień na kamieniu, jeżeli ktokolwiek śmie skierować w moja stronę różdżkę. – Ponownie zwróciła się do Voldemorta.

- Więc jak będzie? – przechyliła lekko głowę przypatrując mu się z udawanym zaciekawieniem. Wiedziała, że czas ucieka. Liczy się każda sekunda, a trzeba go jeszcze dostarczyć do Hogwartu.
– Wasze życie w zamian za Snape’a. – odezwała się ponownie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Czarny Pan nie ma wyjścia. Mimo iż był znany z okrucieństwa i nieprzewidywalności swoich działań nie zaryzykuje utraty tylu użytecznych zwolenników. Snape był ujmą dla niego. Uważał go za swojego najwierniejszego sługę, popełnił błąd i nie zauważył, że ten grał dla innej drużyny. Sprawą honorową było go ukarać i to możliwie najboleśniej, jednak nie sądziła, że Czarny Pan zaryzykuje kolejny pojedynek z nią. Teraz kiedy wiedział z kim musiałby się mierzyć była pewna, że uda się jej wyciągnąć stąd Severusa żywego. Voldemort ponownie przemówił.


- Nawet jeżeli nie zginie tej nocy w wyniku odniesionych ran, zginie następnym razem, gdy nasze drogi się zejdą. – uśmiechnął się paskudnie i dodał – Chwili tej będę wyczekiwał. Zabierz go. – Czarny Pan odwrócił się od niej i skierował się w stronę fotela w którym zwykł siadać. Z tłumu dało się usłyszeć krzyk oburzenia Bellatrix.

- Panie mój! Jak możesz puścić wolno tego zdrajcę!

- Milcz! – Krzyknął, a Bella skuliła się ze strachu. – Jeśli ktokolwiek będzie próbował ją zatrzymać, zginie jeżeli nie z jej ręki to z mojej!

Samara wiedziała, że wygrała. Teraz liczy się to, aby jak najszybciej dostać się do Hogwartu. Wyczarowała magiczne nosze i przeniosła na nie Snape’a. Ruszyła w kierunku drzwi powoli, bacznie obserwując wszystkich. Nikt nie ośmielił się sprzeciwić Czarnemu Panu. Gdy wyszła z dworku chwyciła za zwisającą bezwładnie dłoń Severusa i aportowała ich na zamkowe błonia. Czekał tam na nich Hagrid. Wziął on nieprzytomnego Snape’a na ręce i puścił się biegiem do zamku. Samara stała tam jeszcze chwilę i również ruszyła w tą stronę. Nadal żyła…


1 komentarz:

  1. W sumie nie miałam wątpliwości, że Samara sobie poradzi. I słusznie, poradziła sobie bardzo ładnie i bardzo w swoim stylu.

    Zaciekawiło mnie, czemu mówi do Voldemorta per Tom. Z jednej strony to bardzo dobra strategia, bo ładnie pokazuje, kto jest ważniejszy. I Samara mogła po prostu tak pomyśleć. Ale z drugiej... Ciekawa jestem, czy my się czegoś jeszcze o Samarze dowiemy.

    OdpowiedzUsuń