- Wypij to. – podał mu fiolkę z eliksirem. – To zatrzyma na
jakiś czas działanie klątwy.
- Na jak długo? – zapytał Albus.
- Kilka miesięcy, może rok. – wstał i odszedł kilka kroków.
Usłyszał jak skrobie piórem po pergaminie.
- Udaj się w to miejsce. – podał mu zwitek papieru na którym
napisał informacje. – Sprowadź ją.
Snape spojrzał na niego nie do końca pewny, że usłyszał
właściwie.
- Ją? – zapytał.
- Rok to za mało. Nie zdążę przygotować Harrego. – westchnął
przyglądając się swojej czarniejącej dłoni. – Jeżeli ktokolwiek jest w stanie pomóc to
tylko ona.
- Mówiłeś przecież, że…
- Wiem. – przerwał mu. – Nie mam wyjścia. Będzie musiała mi
wybaczyć. – przymknął oczy i dodał - Oboje będziecie musieli.
Snape skinął i wycofał się z gabinetu. Postanowił nie
zwlekać. Przeczytał ponownie instrukcje jak dostać się do miejsca, w którym
miał ją zastać. Z informacji wynikało, że aportować mógł się tylko na skraj
łąki przy lesie Dalby Forest. Dalszą drogę będzie musiał odbyć pieszo.
Trzymając się ściśle informacjom od dyrektora wkrótce
odnalazł domek, w którym mieszkała. Był pewien, że nigdy mu o nim nie
wspominała, więc nic dziwnego, że nie odszukał jej wówczas. Ponadto na to
miejsce rzucono potężne zaklęcia ochronne, które dodatkowo utrudniały całą
sprawę.
Nie dał się oszukać zaklęciom zwodzącym i stanął przed
drzwiami. Przez chwile wahał się, lecz wiedział, że nie ma innego wyboru jak
stawić jej czoła. Zapukał trzy razy.
Drzwi uchyliły się po dłuższej chwili. W pierwszym momencie
pomyślał, że same się otworzyły, bo nikt za nimi nie stał. Dopiero kiedy
spojrzał w dół zobaczył czarne, błyszczące wlepiające się w niego oczy. Przy
drzwiach stała mała dziewczynka, tak podobna do Samary, że zaniemówił.
- Tyle razy cię prosiłam, abyś sama nie otwierała drzwi. –
usłyszał jej głos i kroki. W chwilę potem stanęła przed nim i skamieniała.
***********
W momencie gdy go zobaczyła w głowie usłyszała nieznośny
pisk. Stanęła w miejscu jak wryta. Oddech stał się płytki. Patrzyła na niego,
później na Sofie i tak bez końca. Cisza, która zapanowała była nie do
zniesienia. Gdy już zamierzała wypchnąć go i zatrzasnąć drzwi odezwał się tym
jedwabistym chłodnym głosem. To zadziwiające, co może zrobić twojemu sercu brzmienie
głosu za którym tak się tęskniło. – pomyślała.
- Twój ojciec cię potrzebuje. – mimo iż mówił do niej, nie
oderwał wzroku od małej. – Wysłał mnie tu bym cię sprowadził.
Patrzyła na niego nieprzytomnie próbując zrozumieć sens
słów.
- Samaro. – spojrzał jej w oczy. – On umiera. – Pisk, który
do tej pory słyszała w głowie urwał się nagle. Zamrugała kilkakrotnie.
- Lepiej dla niego, żeby to była prawda. – rzuciła oschle. -
Sofia. – zwróciła się do dziewczynki, która do tej pory przyglądała się całej
scenie z ciekawością. – Chodź do mnie. – mała posłusznie zbliżyła się. Samara
wzięła ją na ręce i ruszyła w stronę drzwi przy których stał.
- Przeniosę nas do zamku. – powiedziała przechodząc obok
niego biorąc po drodze do ręki swoją różdżkę.
- Dobrze wiesz, że do Hogwartu nie można się aportować. –
wyszedł za nią.
- Mi wolno trochę więcej. – wyciągnęła dłoń. Zerknął na nią
i złapał ją mocno za rękę. W sekundę po tym poczuł znajome szarpnięcie. Uderzył
stopami mocno o podłogę i zdał sobie sprawę, że znajdują się na wieży
astronomicznej. Samara ruszyła już nie czekając na niego.
***********
- Zostań tu. – powiedziała do córki. Mała usiadła posłusznie
w fotelu pod oknem. Samara natychmiast ruszyła w stronę Albusa, który siedział w swoim krześle z wysokim oparciem. Wyglądał na zmęczonego. Snape wszedł do
gabinetu jednak pozostał w dolnej części.
- Coś ty zrobił! – syknęła widząc porażoną rękę. Usiadła
przy nim i wzięła jego dłoń w swoje i zaczęła dokładnie oglądać. Rzuciła też
okiem na zniszczony pierścień, który nadal spoczywał na biurku. – Czy to jest
to, o czym myślę? – zapytała.
- Tak. – przyznał.
- Co cię opętało?! – warknęła bezsilnie.
- Samaro… – zaczął, ale przerwała mu gestem dłoni.
- Co mu podałeś? – zapytała Snape’a, który stał w niższej
części gabinetu.
- Eliksir Wiggenowy. – powiedział.
- To nie wystarczy. – wstała i spojrzała na Albusa. – To
tylko opóźni…
- Wiem. – powiedział Dumbledore. – Dlatego po ciebie
posłałem. – świdrował ją swoimi błękitnymi oczami. – Tylko ty możesz mi pomóc.
Samara przymknęła oczy, a z jej ust wyrwał się przygłuszony
jęk.
- Nie mogę ci pomóc. – powiedziała cicho, lecz nie na tyle
by nie usłyszał tego Snape. – Nawet Fawkes nie może. To co próbuje cię zabić,
nie jest chorobą, którą mogę uleczyć. To klątwa, która rozprzestrzenia się po
twoim ciele jak szarańcza. Snape tylko opóźnił jej działanie. Wkrótce zacznie
postępować…
- To znaczy, że nic się nie da zrobić? – zapytał Snape
robiąc kilka kroków w ich stronę.
- Cóż, trudno. – stwierdził wzruszając ramionami Albus. –
Będę musiał pozmieniać swoje plany.
- Zmienić plany? Co to znaczy zmienić plany? – zapytał
gotując się w środku.
- Przymknijcie się
obaj! – warknęła Samara, krążąca po gabinecie jak uwięziony w słoju trzmiel. –
Mam was po dziurki w nosie! Dajcie mi pomyśleć w spokoju. – pocierała dłońmi
swoje skronie próbując złagodzić nagły ból głowy. Cisza trwała długo. Oboje
przyglądali się jak chodzi w kółko próbując znaleźć rozwiązanie. Nagle
przystanęła i podniosła wzrok na Albusa.
- Jest sposób. – powiedziała chłodnym, nieprzyjemnym tonem.
- Jaki? – zapytali praktycznie równocześnie.
- To co wniknęło w twoją dłoń to klątwa. Każdą klątwę można
zdjąć.
- Można. – przyznał Snape. – Pod warunkiem, że wie się jakiej
użyto.
- Mogę spróbować bez tej wiedzy, ale nie wiem… - urwała.
- Czego? – zapytał Albus wyłapując jej zaniepokojone
spojrzenie.
- Nie wiem czy to przeżyjesz. To będzie żmudny,
wyniszczający i bolesny… bardzo bolesny proces. Będę dosłownie rozrywać każdą
komórkę twojego ciała w poszukiwaniu źródła.
- Jeżeli się powiedzie?
- Będziesz żył.
- Jakie ma szanse? – zapytał Snape stając obok niej.
- Mniejsze niż bym chciała.
- Tak czy inaczej umrę. – powiedział pogodnie Albus. –
Samaro wiesz o wszystkim. W razie czego pokierujesz Harrego na trop, a Severus
ci pomoże.
- Nie rób tego. Nie zgadzaj się. – mówiła z przymkniętymi
oczami. – Snape dał ci rok. To lepsze niż nic.
- Rok w cierpieniach. – stwierdził z powagą. – Tego chcesz
dla mnie?
- Chcesz, żebym cię zabiła? Chcesz żebym miała twoją krew na
rękach?
- Z tobą mam największe szanse. – uśmiechnął się, a ona
prychnęła odwracając się.
- Nie chce być tą, która cię zabije. – oparła się o jeden z
filarów przyglądając się Sofii, przy której wylądował Fawkes.
- Nie zabijesz mnie. Sam do tego doprowadziłem.
- Dlaczego to zrobiłeś? – spojrzała na niego przez ramie. –
Przecież wiesz, że to nie był sposób. Znasz tą legendę na pamięć.
- Słabość starego człowieka.
- Przestań! – warknęła przez zaciśnięte zęby. Przez chwilę
biła się z myślami. – Jeżeli mamy to zrobić, trzeba działać natychmiast. Im
dłużej zwlekamy tym większe zniszczenie w twoim organizmie sieje klątwa.
- Czyli się zgadzasz? – zapytał.
- A mam inne wyjście? – zadrwiła i zwróciła się do Snape’a.
- Nie mam jej z kim zostawić. – wskazała
bezradnie na córkę. – Proszę cię, zabierz ją stąd. To będą tortury. Nie chcę,
aby była świadkiem tego jak znęcam się nad jej dziadkiem.
Nie odezwał się. Nawet na nią nie spojrzał. Zszedł na niższy
poziom przystanął przy dziecku.
- Choć ze mną. Pokażę ci zamek.
- Wielką salę też? – zapytała podrywając się z miejsca.
- Też.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi Samara odwróciła się by
spojrzeć na Albusa.
- Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłeś tego celowo.
- Cóż, cel uświęca środki. – uśmiechnął się. – Nie, nie
zrobiłem tego celowo. Powiedziałaś mu?
- Nie, ale myślę, że już wie.
- Skąd?
- Nie trudno się domyślić patrząc w jej oczy. – Albus
pokiwał głową.
- Tak, rzeczywiście. Dwa błyszczące obsydiany. Tylko u niego
takie widziałem.
- Musisz się położyć. Na
siedząco tego nie wytrzymasz. – mówiła podwijając rękawy. – Przejdźmy do twojej
sypialni.
Delikatne skrzypnięcie drzwi wyrwało ją ze snu. Rozejrzała
się nerwowo. Albus spał blady jak pergamin z wyraźnymi sińcami pod oczami. W drzwiach
stał on.
- Gdzie Sofia? – zapytała przecierając zaspane oczy.
Spojrzała na zegarek, było po drugiej w nocy.
- Śpi w mojej sypialni. – zamknął za sobą drzwi. – Co z nim?
– zapytał.
- Jeżeli się obudzi będzie żył. – oparła głowę o zagłówek
fotela i przymknęła oczy.
- A ręka?
- Nigdy nie była do uratowania.
- Wypij to. – podał jej niewielką fiolkę z eliksirem wzmacniającym.
– Źle wyglądasz.
- To dlatego, że musiałam oddać mu sporo własnej energii.
Bałam się, że nie przeżyje. – powiedziała gdy wypiła płyn. Zapadła się głębiej
w fotelu wyciągając nogi. Spojrzała niepewnie na niego.
- Mam do ciebie prośbę. – zaczęła cicho. – Czy byłby to dla
ciebie duży problem jeżeli Sofia została by u ciebie? Ja muszę tu zostać i
czuwać przy nim. Sama też ledwie żyję.
- To nie problem. – powiedział rzucając jej głębokie
spojrzenie. – Wiesz, że musimy porozmawiać?
- Wiem. – potwierdziła smutno. – Nie dziś jednak. Jestem
wykończona. Jutro będzie na to czas.
Gdy wyszedł westchnęła i narzuciła na siebie koc. Był środek
lata, jednak za grubymi murami zamku noce były chłodne.
- Nie powinnaś tego odwlekać. – odezwał się niespodziewanie
Albus.
- Nie śpisz? – zapytała podrywając się.
- Nie śpię. – odetchnęła z ulgą ponownie siadając w fotelu.
Zbyt szybkie wstanie wywołało u niej zawrót głowy.
- Zrobiłbyś wszystko, żeby prawda w końcu wyszła na jaw, co?
Nawet dałbyś się zabić.- zadrwiła, udając obrażoną. Efekt psuł jednak uśmiech
błąkający się na jej bladej twarzy.
- Przeceniasz mnie. – przymknął zmęczone powieki. – A więc
udało ci się.
- Niewiele brakowało, by było odwrotnie. Nie rób tego
więcej. Nie jestem jeszcze gotowa by cię stracić.
- Przepraszam. Z wiekiem tracę czujność.
Umilkli oboje i wpatrywali się w siebie tak jakby nie
widzieli się od stuleci.
- Co mam mu powiedzieć? – zapytała niespodziewanie.
- To co mi trzy lata temu. Czyżbyś zmieniła zdanie co do
słuszności swoich działań?
- Nie, nadal uważam, że miałam rację. Gdybym ponownie
musiała wybierać zrobiłabym tak samo.
- Masz więc odpowiedź.
- A co jeżeli to mu nie wystarczy?
- Mleko się rozlało. Pozostaje wam tylko posprzątać.
- Nie pomagasz. – jęknęła.
- Nie zamierzam. Wychowałem cię, nauczyłem podejmować
decyzję i żyć z konsekwencjami. Znasz dobrze moje zdanie na temat twojego
wyboru i choć później sam radziłem ci wstrzymać się z poinformowaniem go, to
nie zmienia faktu, że nasze spojrzenie na całą sprawę różni się.
- Powinieneś odpocząć. –
powiedziała zmieniając temat. – Ja zresztą też. Jutro stawię temu czoła. Tak
jak mnie nauczyłeś.
Następnego dnia znalazła ich na błoniach. Szła w ich
kierunku powoli, obserwując uważnie. Sofia biegała przy brzegu jeziora co
jakiś czas mącąc taflę wrzucanymi kamieniami. On stał opierając się o pień
drzewa nie spuszczając z niej oka.
- Severusie, a czy to prawda, że na dnie jeziora mieszka
Kraken? – usłyszała podniecony głos córki.
- Tak. – potwierdził, a dziewczynka zaśmiała się i wlepiła
oczy w taflę jeziora licząc pewnie na to, że ujrzy choć jedną mackę.
Zorientował się, że idzie w ich stronę. Wyprostował się i
ruszył jej naprzeciw. Przystanęli nieopodal nadal mając Sofię na oku. Dzień był
wyjątkowo piękny. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a błękit nieba
zapierał dech w piersiach. Jezioro skrzyło się od promieni słonecznych, a oni
stali w milczeniu nie patrząc na siebie.
- Dlaczego milczysz? – zapytała przerywając niezręczną
ciszę.
- Czekam aż mi to powiesz.
Samara wzięła kilka głębszych oddechów, chcąc zapanować nad
przyspieszającym biciem serca.
- Nie myli cię intuicja. – zaczęła. – To twoja córka. –
wyrzuciła to z siebie i nagle poczuła jakby ktoś odciął jej od nóg uwiązaną tam
wcześniej kulę. Snape długo nic nie mówił, przyglądając się jak Sofia próbuje
niezdarnie puszczać kaczki.
- Zapytałby dlaczego mi nie powiedziałaś, ale nie jestem
pewny czy chcę znać odpowiedź. – powiedział w końcu.
- Były dwa powody. Choć decyzję oparłam tylko na pierwszym.
– spojrzał na nią. Obracała na palcu srebrną obrączkę, prezent od Lily na znak
ich wiecznej przyjaźni.
- Dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży przed, czy po tym jak
kazałem ci zniknąć ze swojego życia? – zapytał.
- Wiedziałam już jakiś czas przed tym. Próbowałam ci nawet
powiedzieć. Pamiętasz? Przerwano nam wówczas, Lupin potrzebował wywaru, Albus
przysłał patronusa. – Snape zmrużył oczy.
- Pamiętam.
- Kiedy wróciłeś już nie pytałeś, a ja bałam się wrócić do
tematu. Kilka godzin później stało się to co się stało. Jak wówczas miałam ci
powiedzieć?
- Powinnaś mi powiedzieć. To by wiele zmieniło.
- Wiem, właśnie tego chciałam uniknąć. – rzuciła mu krótkie
spojrzenie. Był spokojny, to dziwne… spodziewała się furii. – Gdybym ci
powiedziała uniósł byś się honorem. Związałbyś się ze mną nie z miłości lecz z
obowiązku. Unieszczęśliwiłbyś siebie i nas. Nie kochałeś mnie, a ja nie
zniosłabym litości.
- Nie możesz wiedzieć co do ciebie czułem. – powiedział
nagle odchodząc od niej o parę kroków. Sofia nadal bawiła się przy brzegu.
- To zawsze była Lily. – wyrzuciła to z siebie. – Nie winię
cię. – Snape westchnął głęboko.
- A drugi powód? – zapytał odwracając się w jej stronę.
- To było wtedy, kiedy odbywał się turniej trójmagiczny. Do
tej pory Albus nalegał bym poinformowała cię o córce. Był już nawet czas, że
chciałam to zrobić, ale Czarny Pan powrócił. Ty wróciłeś w jego szeregi jako
szpieg. Musiałeś skupić się na zadaniu. Wówczas nawet Dumbledore prosił bym
wstrzymała się z decyzją. Nie należało ci mącić. Nic nie było ważniejsze od
tego byś zdobył jego zaufanie. – umilkła na chwilę odważając się ponownie
spojrzeć na niego. Nadal nic nie wskazywało, że wybuchnie niepochamowanym
gniewem. Miał prawo do tego. Odebrała mu trzy lata z córką.
- Nie chciałam też narażać jej. – wskazała na Sofię, która
goniła za dużym błękitnym motylem śmiejąc się w głos. – Znam dobrze twoją
zdolność do oklumencji. Wiem, że jesteś w tym mistrzem, ale gdyby jednak
Voldemort dowiedział się o niej…
- Jakie znaczenie dla niego miałaby mała dziewczynka? –
zapytał.
- Większe niż ci się zdaje.
- Nie powiesz mi pewnie? To jedna z twoich wielu tajemnic. –
po raz pierwszy pokusił się na sarkazm. Wyczuła zniecierpliwienie w jego
głosie. Wyczuła też z jak wielką starannością dobierał słowa starając się nie
ponieść emocjom.
- Nie powinnam. – spojrzała na niego, a on prychnął. – Ale
powiem.
Wyraz jego twarzy nagle zmienił się. Zmrużył oczy i ponownie
podszedł do niej.
- Znasz moje imiona? – zapytała.
- Tak.
- Wiesz więc, że trzy z nich noszę po założycielach
Hogwartu. – przytaknął. – Nie wiesz jednak, że czwarte też jest z nimi
związane.
- Samara nie pasuje do żadnego.
- Nadano mi te imiona ponieważ jako jedyna jestem
bezpośrednio spokrewniona z każdym założycielem. Moje pierwsze imię to tylko
maska. Celowo Albus nie nadał mi imienia po Salazarze. Nie chciał bym była z
nim kojarzona. Co nie zmienia faktu, że jest moim przodkiem.
- Ostatnim żyjącym dziedzicem Slytherina jest Czarny Pan. –
powiedział coraz mniej pewny tego czy chce usłyszeć dalszy ciąg.
- Ostatnim dziedzicem jest Sofia… Jako jego wnuczka. –
Przymknęła oczy, usłyszała jak wciąga ze świstem powietrze. Prawda była
druzgocąca, nigdy nie planowała mu tego powiedzieć, ale wszystko się zmieniło i
jeżeli miał zrozumieć musiał wiedzieć.
Cisza między nimi trwała niepokojąco długo. Snape nie
patrzył na nią. Ponownie odszedł od niej. Zauważyła zaciśnięte pięści.
- Musisz zrozumieć. – zaczęła w końcu. – Nigdy nikt nie miał
się o tym dowiedzieć. Zwłaszcza ty.
- Jak to się stało, że trafiłaś do Dumbledore’a? – zapytał
nie patrząc na nią.
- To długa historia…
- Mam czas.
- Czarny Pan za czasów pierwszej wojny, jeszcze zanim
jakakolwiek przepowiednia miała miejsce miał obsesję na punkcie założycieli
Hogwartu. Chciał posiąść ich moc, a w szczególności Gryffindora. Odnalazł więc
jego dziedziczkę i rzucił na nie zaklęcie
Imperio. Tak pojawiłam się na świecie. Ją zabił od razu. Mnie potrzebował przez
jakiś czas, aby dokończyć proces przekazania magii. Dumbledore wiedział o
wszystkim i udało mu się mnie wydostać. Przygarnął mnie i wychował. Później
dowiedziałam się od niego, że moim przodkiem nie tylko był Godryk Gryffindor,
ale też pozostali. Po każdym z nich odziedziczyłam pewien dar. Empatię po
Huffelpuff, Remedium po Ravenclaw, odwagę po Gryffindorze, a rozmawiać z wężami
potrafię wiadomo po kim. – zakończyła wzdychając ciężko.
- A więc moja córka, jest wnuczką Czarnego Pana? – zapytał
spoglądając na nią przez ramie.
- To nie powinno mieć dla ciebie znaczenia. – powiedziała
pospiesznie, bojąc się, że wie do czego zmierza. – Sofia w przeciwieństwie do
mnie i do mojego prawdziwego ojca została zrodzona z miłości i miłością jest
otoczona od pierwszego dnia. Ona również została obdarowana wszystkimi darami.
Oprócz mowy węży, nie przypomina w niczym Voldemorta. – Snape milczał.
- Severusie… zrozum, jeżeli on dowiedziałby się o niej… Mnie
nie był już w stanie dosięgnąć, mnie chroniły zupełnie inne siły. Byłam poza
jego zasięgiem. Ona jest bezbronna. Jego obsesja na punkcie potęgi nie minęła. Bałam się, że zechce ją schwytać.
- Ten argument rozumiem. – powiedział powoli odwracając się
w jej stronę. – Pierwszy nie tłumaczy niczego. Ile ona wie? – zapytał.
- Nie dużo. Powiedziałam jej, że ma ojca, który o niej nie
wie, bo walczy… Nie chciałam jej okłamywać. Gdyby zapytała powiedziałabym jej.
Od tamtej pory jednak przestała pytać.
- Zbyt dużo informacji jak na jeden dzień. – westchnął i
ruszył w stronę zamku.
- Co mam jej powiedzieć? – zapytała widząc, że odchodzi.
- Nic. Muszę pomyśleć. – powiedział grobowym tonem i
odszedł.
- Severusie! – krzyknęła Sofia biegnąc. – Dokąd poszedł? –
zapytała rozczarowana przystając przy niej.
- Severus ma swoje sprawy. Już i tak nadużyłyśmy jego
uprzejmości. – uśmiechnęła się do niej smutno głaszcząc po główce. – Choć
sprawdzimy czy dziadek się obudził.
**************
Był późny wieczór kiedy zapukał do jego sypialni. Wszedł
niepewnie, omiatając pokój czujnym spojrzeniem.
- Nie śpię. – powiedział Albus. Wyglądał już znacznie lepiej
niż wczoraj, choć nadal nie tak dobrze jak zwykle.
- Jesteś sam? – zapytał.
- Samara poszła położyć Sofię, sama też była wykończona.
Usiądź. – wskazał ręką fotel przy jego łóżku. Usiadł posłusznie.
- Powiedziała ci. – Albus spojrzał na niego z troską.
Pokiwał głową. – Severusie, to nie jej wina, że jej ojcem jest Voldemort. –
Snape skrzywił się na dźwięk tego imienia.
- Moja córka jest jego wnuczką. – powiedział przymykając
oczy.
- Czy to naprawdę ma aż tak duże znaczenie? – zapytał
dobrodusznie. Snape otworzył oczy i wyłapał jego świdrujące spojrzenie.
- Moja. Córka. Jego. Wnuczką. – powiedział z bolesną
powolnością. – Dostrzegasz ironię?
- Ona jest MOJĄ wnuczką Severusie. – powiedział dobitnie. –
Więzy krwi nie mają z tym nic wspólnego.
- Co ja mam zrobić? – zapytał bezradnie.
- Trzymać obie z dala od Voldemorta. Szczególnie Sofie.
Wiem, że twoja oklumencja jest skuteczna. Jednak teraz podwójnie ważne jest,
abyś nie dopuścił go do tych wspomnień.
- Nie jestem głupi i nie o to pytałem. – wyprostował się w
fotelu.
- Sam musisz podjąć decyzję. – Snape prychnął i wstał z
fotela.
- Do tej pory nikt jakoś nie zadał sobie tyle trudu, aby
zapytać mnie o zdanie. Oboje uznaliście, że będzie lepiej gdy nigdy jej nie
poznam.
- To nie prawda. – zauważył. – Próbowałem ją przekonać, ale
była uparta. Później sytuacja się zmieniła.
- To niczego nie tłumaczy. – warknął. – Wysłuchałem jej,
próbowałem zrozumieć, ale nie mogę. Wtedy kiedy zniknęła powinieneś mi
powiedzieć! Wiem, że być może na to nie zasługiwałem, ale powinienem wiedzieć!
Wówczas wiedziałbym co robić. Teraz nie jestem pewien. – oparł się dłońmi o
parapet okna.
- Wiesz co robić. Gdybyś nie wiedział nie męczyłbyś się tak.
– powiedział po dłuższej chwili.
- Obie pojawiły się w najgorszym z możliwych momentów. –
wyjęczał. – Do tej pory ryzykowałem tylko ja…
- A więc jednak przejmujesz się losem małej? – zapytał.
- Oczywiście! – krzyknął – To moja córka. – dodał
spokojniej.
- Jest do ciebie zadziwiająco podobna. Nie wyglądem, tu
tylko odziedziczyła kolor oczu i włosów. Charakter… charakter ma po tobie.
- Nie jestem pewien czy to dobrze. – westchnął.
- Powiedziałeś jej? – zapytał nagle.
- Nie. To nie ma już znaczenia. Minęło zbyt wiele czasu.
Wszystko się zmieniło.
- Wszystko? – zapytał rzucając mu wymowne spojrzenie znad
okularów.
**************
- Dziś wieczorem wracamy do siebie. – powiedziała do córki,
która maszerowała obok niej. – Dziadek ma się już lepiej.
- Nie chcę wracać. – powiedziała przekornie Sofia tupiąc
przy tym nóżką.
- Nie możemy tu zostać. – przystanęła i przykucnęła przy
córce. – Szkoła niedługo będzie otwarta i przyjadą uczniowie. Ty też za kilka
lat tu wrócisz.
- I Severus będzie mnie uczył? – zapytała.
- Tak. – wyprostowała się i ponownie ruszyły korytarzem. Na
samą myśl o tym miała gęsią skórkę.
- Mamy takie same oczy. – zauważyła, a Samara gwałtownie
przystanęła zdziwiona spostrzegawczością córki.
–To chyba dziwne… O!!! Duch!!! – zerwała się z miejsca i popędziła z
całych sił do wielkiej sali goniąc za Prawie Bezgłowym Nickiem. Samara stała
jeszcze chwile oniemiała.
- To zadziwiające jaka jest spostrzegawcza. – usłyszała jego
głos po swojej prawej stronie.
- Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to wcale nie jest
takie dziwne. – uśmiechnęła się smutno. Podszedł do niej, jak zwykle ubrany w
swoją nieśmiertelną czerń osiemnastowiecznego gentelmana.
- Ty w jej wieku też taka byłaś? – zapytał.
- Nie bez powodu trafiłam tu w wieku pięciu lat.
- No tak.
- Lubi eliksiry. – dodała ruszając w stronę wielkiej sali.
- Zauważyłem. Przewróciła moją pracownię do góry nogami.
- Mam nadzieję, że nie sprawiła ci kłopotu? Jest trochę
rozpuszczona przez Albusa, przeze mnie chyba też. Chciałam jej wynagrodzić tą
krzywdę… - urwała.
-…którą wam wyrządziłem? – zapytał, a ona przystanęła
gwałtownie i spojrzała mu w oczy.
- To nie ty nas skrzywdziłeś. To ja sama ponoszę za wszystko
odpowiedzialność.
- Gdybym wtedy postąpił inaczej.
- To i tak by się rozpadło. Nie kochałeś mnie. Lepiej dla
niej, że nie musiała oglądać tego jak się ze mną męczysz. – odwróciła się i już chciała pójść dalej, gdy
chwycił ją za nadgarstek.
- Dlaczego ciągle próbujesz mi wmówić, że cię nie kochałem?
Dlatego, że nigdy ci tego nie powiedziałem? Czy nie zauważyłaś, że nie lubię
wielkich słów? – Zamrugała parokrotnie nie wiedząc co ma powiedzieć.
- Kazałeś mi odejść… mówiłeś, że jestem błędem… - wyszeptała
w końcu.
- A nie przyszło ci do głowy, że chciałem się bronić.
- Bronić? Przed czym?
- Przed tobą. – puścił jej dłoń. Samara otworzyła usta jakby
chciała coś powiedzieć, ale nie odezwała się. – Byłaś pierwszą po Lily, na
którą zwróciłem uwagę. Inne kobiety w moim życiu były bez twarzy. Ty zmusiłaś
mnie, abym dostrzegł twoją. Kiedy zdałem sobie sprawę jak daleko zabrnęliśmy,
wpadłem w panikę. Bałem się, że za chwile staniesz się tą cząstką tlenu bez
której nie będę mógł oddychać. Nie myślałem… To był instynkt. Następnego dnia
ruszyłem za tobą, ale nie było już śladu, a Dumbledore nie chciał mi
powiedzieć… Samaro musiałaś wiedzieć, że cię szukam, na pewno ci o tym
powiedział. Dlaczego wówczas nie przyszło ci do głowy, że jeszcze nigdy w swoim
życiu nikogo nie szukałem. Przecież wiedziałaś, znałaś mnie… Powinnaś wiedzieć,
że robię to z miłości. – zamilkł. Oparł się o ścianę, a pochyloną głowę
przykryła kurtyna jego włosów.
- Myślałam… byłam pewna, że kochasz Lily. – zrobiła krok w
jego stronę. – Skąd miałam wiedzieć? Nie dałeś mi nigdy odczuć.
- Nigdy? – zapytał podnosząc głowę. – Ile osób przez całe
swoje życie dopuściłem tak blisko? Już samo to powinno świadczyć, że jesteś dla
mnie wyjątkowa. Znałaś mnie dobrze i powinnaś wiedzieć, że nie usłyszysz tych
słów. Słowa to tylko słowa.
- Te słowa w twoich ustach znaczyłyby więcej niż czyny.
Wiedziałabym, że wypowiadając je składasz obietnice. Nie miałabym wówczas
wątpliwości.
- Nadal je masz? Po tym co ci powiedziałem? – zmrużył oczy
milknąc na chwile. – Myślałem, że ty jako jedyna z wszystkich nie oczekujesz
ode mnie wielkich słów.
- Być może wtedy nie oczekiwałam. – wyprostowała się i
zerknęła przez ramię. Sofia chichotała przebiegając przez ciało Nicka, którego
wyraźnie to bawiło. – Ale teraz potrzebuję to usłyszeć.
Snape przez chwile przyglądał się jej, potem wyprostował się
i podszedł do niej, a nachyliwszy się wyszeptał do jej ucha.
- Kocham cię, ale obie pojawiłyście się w najgorszym
momencie. – Samarze zdało się, że jej serce stanęło w miejscu. Byli tak blisko
siebie, czuła jego oddech na swojej szyi. Jego zapach powodował u niej gęsią
skórkę. Pomimo dzielących ich milimetrów, przyszło jej na myśl, że nigdy nie
byli od siebie tak daleko. – Nie należę
teraz do siebie. Najlepiej zrobisz jeżeli ponownie ukryjesz się z nią tam,
gdzie cię nie znajdę. – wyprostował się i cofnął o krok. Patrzyła na niego tak,
jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.
- Znowu mi to robisz. – powiedziała w końcu.
- Nie, tym razem to zupełnie coś innego. Zrozum… gdybym
mógł, nie pozwoliłbym ci już nigdy odejść.
- Więc nie pozwól mi. – zbliżyła się, ale on natychmiast
zwiększył dystans.
- Dopóki tu jesteś, dopóki widzę jej beztroski uśmiech, nie
jestem w stanie działać. Muszę mieć pewność, że jesteście obie bezpieczne, że
nawet gdy zawiodę Czarny Pan nigdy nie dowie się o miejscu waszego pobytu.
Muszę być pewien, że narażam tylko swoje życie. Obiecaj mi, że dziś
odejdziecie!
- Ja… - zawahała się.
- Obiecaj! – warknął.
- Severus! – krzyknęła Sofia biegnąca w ich stronę. –
Szukałam cię. – powiedziała z dziecinnym wyrzutem. – Miałeś mi pokazać jak
warzysz eliksiry.
Snape spojrzał na nią z góry. Żadnym gestem nie dał poznać
wcześniejszego wzburzenia. Samara stała z kolei rozdarta pomiędzy jego prośbą,
a tym co czuła.
- Obawiam się, że nie będzie to dziś możliwe. Twoja mama
powiedziała mi, że dziś opuszczacie zamek. – rzucił jej znaczące spojrzenie.
- Tak… - powiedziała w końcu. – Musimy się spakować. Nie ma
już czasu na zabawę.
- Mówiłaś, że dopiero wieczorem. – nie dawała za wygraną.
- Zmieniłam zdanie. Opuszczamy zamek zaraz po tym jak się
spakujemy. – Sofia spuściła smutną główkę, odwróciła się na pięcie i ruszyła
niepocieszona w kierunku pokoju który zajmowały. Gdy oddaliła się na odległość,
gdzie nie mogła już ich usłyszeć, Snape ponownie zwrócił się do Samary.
- Obiecaj mi, że zabierzesz ją stąd. Dumbledore powiedział
mi, dlaczego nie wolno ci się wtrącać do wojny. Nie pozwolę ci narażać siebie i
jej.
- Dlaczego zawsze nas to spotyka? – zrobiła dwa kroki w jego
stronę i wtuliła się bezradnie. Nie objął jej, pozwolił jednak na ten gest
czekając, aż się pozbiera.
- Obiecaj mi, że nie wrócisz dopóki nie będzie po wszystkim.
– powiedział w końcu. Zapach białego bzu nęcił go i wiedział, że jeżeli potrwa
to dłużej sam zmieni zdanie.
- Obiecuję. – powiedziała cicho pociągając nosem. Odsunęła
się od niego i chciała dotknąć dłonią jego twarzy. Tak bardzo chciała mu
powiedzieć, że będzie dobrze, że pogodziła się już z ich losem, ale nie mogła, czuła
tylko pustkę.
- Wytrzymasz. – powiedział jakby czytając w jej myślach. –
Nawet wyobrażenia nie masz ile jesteś w stanie wytrzymać. – otarł swoją dłonią łzę cicho spływającą po jej policzku.