piątek, 8 lipca 2016

Alternatywne opowiadanie.


- Wypij to. – podał mu fiolkę z eliksirem. – To zatrzyma na jakiś czas działanie klątwy.

- Na jak długo? – zapytał Albus.

- Kilka miesięcy, może rok. – wstał i odszedł kilka kroków. Usłyszał jak skrobie piórem po pergaminie.

- Udaj się w to miejsce. – podał mu zwitek papieru na którym napisał informacje. – Sprowadź ją.

Snape spojrzał na niego nie do końca pewny, że usłyszał właściwie.

- Ją? – zapytał.

- Rok to za mało. Nie zdążę przygotować Harrego. – westchnął przyglądając się swojej czarniejącej dłoni.  – Jeżeli ktokolwiek jest w stanie pomóc to tylko ona.

- Mówiłeś przecież, że…

- Wiem. – przerwał mu. – Nie mam wyjścia. Będzie musiała mi wybaczyć. – przymknął oczy i dodał - Oboje będziecie musieli.

Snape skinął i wycofał się z gabinetu. Postanowił nie zwlekać. Przeczytał ponownie instrukcje jak dostać się do miejsca, w którym miał ją zastać. Z informacji wynikało, że aportować mógł się tylko na skraj łąki przy lesie Dalby Forest. Dalszą drogę będzie musiał odbyć pieszo.

Trzymając się ściśle informacjom od dyrektora wkrótce odnalazł domek, w którym mieszkała. Był pewien, że nigdy mu o nim nie wspominała, więc nic dziwnego, że nie odszukał jej wówczas. Ponadto na to miejsce rzucono potężne zaklęcia ochronne, które dodatkowo utrudniały całą sprawę.

Nie dał się oszukać zaklęciom zwodzącym i stanął przed drzwiami. Przez chwile wahał się, lecz wiedział, że nie ma innego wyboru jak stawić jej czoła. Zapukał trzy razy. 

Drzwi uchyliły się po dłuższej chwili. W pierwszym momencie pomyślał, że same się otworzyły, bo nikt za nimi nie stał. Dopiero kiedy spojrzał w dół zobaczył czarne, błyszczące wlepiające się w niego oczy. Przy drzwiach stała mała dziewczynka, tak podobna do Samary, że zaniemówił.

- Tyle razy cię prosiłam, abyś sama nie otwierała drzwi. – usłyszał jej głos i kroki. W chwilę potem stanęła przed nim i skamieniała.

***********

W momencie gdy go zobaczyła w głowie usłyszała nieznośny pisk. Stanęła w miejscu jak wryta. Oddech stał się płytki. Patrzyła na niego, później na Sofie i tak bez końca. Cisza, która zapanowała była nie do zniesienia. Gdy już zamierzała wypchnąć go i zatrzasnąć drzwi odezwał się tym jedwabistym chłodnym głosem. To zadziwiające, co może zrobić twojemu sercu brzmienie głosu za którym tak się tęskniło. – pomyślała.

- Twój ojciec cię potrzebuje. – mimo iż mówił do niej, nie oderwał wzroku od małej. – Wysłał mnie tu bym cię sprowadził.

Patrzyła na niego nieprzytomnie próbując zrozumieć sens słów.

- Samaro. – spojrzał jej w oczy. – On umiera. – Pisk, który do tej pory słyszała w głowie urwał się nagle. Zamrugała kilkakrotnie.

- Lepiej dla niego, żeby to była prawda. – rzuciła oschle. - Sofia. – zwróciła się do dziewczynki, która do tej pory przyglądała się całej scenie z ciekawością. – Chodź do mnie. – mała posłusznie zbliżyła się. Samara wzięła ją na ręce i ruszyła w stronę drzwi przy których stał.

- Przeniosę nas do zamku. – powiedziała przechodząc obok niego biorąc po drodze do ręki swoją różdżkę.

- Dobrze wiesz, że do Hogwartu nie można się aportować. – wyszedł za nią.

- Mi wolno trochę więcej. – wyciągnęła dłoń. Zerknął na nią i złapał ją mocno za rękę. W sekundę po tym poczuł znajome szarpnięcie. Uderzył stopami mocno o podłogę i zdał sobie sprawę, że znajdują się na wieży astronomicznej. Samara ruszyła już nie czekając na niego.

***********

- Zostań tu. – powiedziała do córki. Mała usiadła posłusznie w fotelu pod oknem. Samara natychmiast ruszyła w stronę Albusa, który siedział w swoim krześle z wysokim oparciem. Wyglądał na zmęczonego. Snape wszedł do gabinetu jednak pozostał w dolnej części.

- Coś ty zrobił! – syknęła widząc porażoną rękę. Usiadła przy nim i wzięła jego dłoń w swoje i zaczęła dokładnie oglądać. Rzuciła też okiem na zniszczony pierścień, który nadal spoczywał na biurku. – Czy to jest to, o czym myślę? – zapytała.

- Tak. – przyznał.

- Co cię opętało?! – warknęła bezsilnie.

- Samaro… – zaczął, ale przerwała mu gestem dłoni.

- Co mu podałeś? – zapytała Snape’a, który stał w niższej części gabinetu.

- Eliksir Wiggenowy. – powiedział.

- To nie wystarczy. – wstała i spojrzała na Albusa. – To tylko opóźni…

- Wiem. – powiedział Dumbledore. – Dlatego po ciebie posłałem. – świdrował ją swoimi błękitnymi oczami. – Tylko ty możesz mi pomóc.

Samara przymknęła oczy, a z jej ust wyrwał się przygłuszony jęk.

- Nie mogę ci pomóc. – powiedziała cicho, lecz nie na tyle by nie usłyszał tego Snape. – Nawet Fawkes nie może. To co próbuje cię zabić, nie jest chorobą, którą mogę uleczyć. To klątwa, która rozprzestrzenia się po twoim ciele jak szarańcza. Snape tylko opóźnił jej działanie. Wkrótce zacznie postępować…

- To znaczy, że nic się nie da zrobić? – zapytał Snape robiąc kilka kroków w ich stronę.

- Cóż, trudno. – stwierdził wzruszając ramionami Albus. – Będę musiał pozmieniać swoje plany.

- Zmienić plany? Co to znaczy zmienić plany? – zapytał gotując się w środku.

 - Przymknijcie się obaj! – warknęła Samara, krążąca po gabinecie jak uwięziony w słoju trzmiel. – Mam was po dziurki w nosie! Dajcie mi pomyśleć w spokoju. – pocierała dłońmi swoje skronie próbując złagodzić nagły ból głowy. Cisza trwała długo. Oboje przyglądali się jak chodzi w kółko próbując znaleźć rozwiązanie. Nagle przystanęła i podniosła wzrok na Albusa.

- Jest sposób. – powiedziała chłodnym, nieprzyjemnym tonem.

- Jaki? – zapytali praktycznie równocześnie.

- To co wniknęło w twoją dłoń to klątwa. Każdą klątwę można zdjąć.

- Można. – przyznał Snape. – Pod warunkiem, że wie się jakiej użyto.

- Mogę spróbować bez tej wiedzy, ale nie wiem… - urwała.

- Czego? – zapytał Albus wyłapując jej zaniepokojone spojrzenie.

- Nie wiem czy to przeżyjesz. To będzie żmudny, wyniszczający i bolesny… bardzo bolesny proces. Będę dosłownie rozrywać każdą komórkę twojego ciała w poszukiwaniu źródła.

- Jeżeli się powiedzie?

- Będziesz żył.

- Jakie ma szanse? – zapytał Snape stając obok niej.

- Mniejsze niż bym chciała.

- Tak czy inaczej umrę. – powiedział pogodnie Albus. – Samaro wiesz o wszystkim. W razie czego pokierujesz Harrego na trop, a Severus ci pomoże.

- Nie rób tego. Nie zgadzaj się. – mówiła z przymkniętymi oczami. – Snape dał ci rok. To lepsze niż nic.

- Rok w cierpieniach. – stwierdził z powagą. – Tego chcesz dla mnie?

- Chcesz, żebym cię zabiła? Chcesz żebym miała twoją krew na rękach?

- Z tobą mam największe szanse. – uśmiechnął się, a ona prychnęła odwracając się.

- Nie chce być tą, która cię zabije. – oparła się o jeden z filarów przyglądając się Sofii, przy której wylądował Fawkes.

- Nie zabijesz mnie. Sam do tego doprowadziłem.

- Dlaczego to zrobiłeś? – spojrzała na niego przez ramie. – Przecież wiesz, że to nie był sposób. Znasz tą legendę na pamięć.

- Słabość starego człowieka.

- Przestań! – warknęła przez zaciśnięte zęby. Przez chwilę biła się z myślami. – Jeżeli mamy to zrobić, trzeba działać natychmiast. Im dłużej zwlekamy tym większe zniszczenie w twoim organizmie sieje klątwa.

- Czyli się zgadzasz? – zapytał.

- A mam inne wyjście? – zadrwiła i zwróciła się do Snape’a. -  Nie mam jej z kim zostawić. – wskazała bezradnie na córkę. – Proszę cię, zabierz ją stąd. To będą tortury. Nie chcę, aby była świadkiem tego jak znęcam się nad jej dziadkiem.

Nie odezwał się. Nawet na nią nie spojrzał. Zszedł na niższy poziom przystanął przy dziecku.

- Choć ze mną. Pokażę ci zamek.

- Wielką salę też? – zapytała podrywając się z miejsca.

- Też.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi Samara odwróciła się by spojrzeć na Albusa.

- Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłeś tego celowo.

- Cóż, cel uświęca środki. – uśmiechnął się. – Nie, nie zrobiłem tego celowo. Powiedziałaś mu?

- Nie, ale myślę, że już wie.

- Skąd?

- Nie trudno się domyślić patrząc w jej oczy. – Albus pokiwał głową.

- Tak, rzeczywiście. Dwa błyszczące obsydiany. Tylko u niego takie widziałem.


- Musisz się położyć. Na siedząco tego nie wytrzymasz. – mówiła podwijając rękawy. – Przejdźmy do twojej sypialni.


Delikatne skrzypnięcie drzwi wyrwało ją ze snu. Rozejrzała się nerwowo. Albus spał blady jak pergamin z wyraźnymi sińcami pod oczami. W drzwiach stał on.

- Gdzie Sofia? – zapytała przecierając zaspane oczy. Spojrzała na zegarek, było po drugiej w nocy.

- Śpi w mojej sypialni. – zamknął za sobą drzwi. – Co z nim? – zapytał.

- Jeżeli się obudzi będzie żył. – oparła głowę o zagłówek fotela i przymknęła oczy.

- A ręka?

- Nigdy nie była do uratowania.

- Wypij to. – podał jej niewielką fiolkę z eliksirem wzmacniającym. – Źle wyglądasz.

- To dlatego, że musiałam oddać mu sporo własnej energii. Bałam się, że nie przeżyje. – powiedziała gdy wypiła płyn. Zapadła się głębiej w fotelu wyciągając nogi. Spojrzała niepewnie na niego.

- Mam do ciebie prośbę. – zaczęła cicho. – Czy byłby to dla ciebie duży problem jeżeli Sofia została by u ciebie? Ja muszę tu zostać i czuwać przy nim. Sama też ledwie żyję.

- To nie problem. – powiedział rzucając jej głębokie spojrzenie. – Wiesz, że musimy porozmawiać?

- Wiem. – potwierdziła smutno. – Nie dziś jednak. Jestem wykończona. Jutro będzie na to czas.

Gdy wyszedł westchnęła i narzuciła na siebie koc. Był środek lata, jednak za grubymi murami zamku noce były chłodne.

- Nie powinnaś tego odwlekać. – odezwał się niespodziewanie Albus.

- Nie śpisz? – zapytała podrywając się.

- Nie śpię. – odetchnęła z ulgą ponownie siadając w fotelu. Zbyt szybkie wstanie wywołało u niej zawrót głowy.

- Zrobiłbyś wszystko, żeby prawda w końcu wyszła na jaw, co? Nawet dałbyś się zabić.- zadrwiła, udając obrażoną. Efekt psuł jednak uśmiech błąkający się na jej bladej twarzy.

- Przeceniasz mnie. – przymknął zmęczone powieki. – A więc udało ci się.

- Niewiele brakowało, by było odwrotnie. Nie rób tego więcej. Nie jestem jeszcze gotowa by cię stracić.

- Przepraszam. Z wiekiem tracę czujność.

Umilkli oboje i wpatrywali się w siebie tak jakby nie widzieli się od stuleci.

- Co mam mu powiedzieć? – zapytała niespodziewanie.

- To co mi trzy lata temu. Czyżbyś zmieniła zdanie co do słuszności swoich działań?

- Nie, nadal uważam, że miałam rację. Gdybym ponownie musiała wybierać zrobiłabym tak samo.

- Masz więc odpowiedź.

- A co jeżeli to mu nie wystarczy?

- Mleko się rozlało. Pozostaje wam tylko posprzątać.

- Nie pomagasz. – jęknęła.

- Nie zamierzam. Wychowałem cię, nauczyłem podejmować decyzję i żyć z konsekwencjami. Znasz dobrze moje zdanie na temat twojego wyboru i choć później sam radziłem ci wstrzymać się z poinformowaniem go, to nie zmienia faktu, że nasze spojrzenie na całą sprawę różni się.


- Powinieneś odpocząć. – powiedziała zmieniając temat. – Ja zresztą też. Jutro stawię temu czoła. Tak jak mnie nauczyłeś.


Następnego dnia znalazła ich na błoniach. Szła w ich kierunku powoli, obserwując uważnie. Sofia biegała przy brzegu jeziora co jakiś czas mącąc taflę wrzucanymi kamieniami. On stał opierając się o pień drzewa nie spuszczając z niej oka.

- Severusie, a czy to prawda, że na dnie jeziora mieszka Kraken? – usłyszała podniecony głos córki.

- Tak. – potwierdził, a dziewczynka zaśmiała się i wlepiła oczy w taflę jeziora licząc pewnie na to, że ujrzy choć jedną mackę.

Zorientował się, że idzie w ich stronę. Wyprostował się i ruszył jej naprzeciw. Przystanęli nieopodal nadal mając Sofię na oku. Dzień był wyjątkowo piękny. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a błękit nieba zapierał dech w piersiach. Jezioro skrzyło się od promieni słonecznych, a oni stali w milczeniu nie patrząc na siebie.

- Dlaczego milczysz? – zapytała przerywając niezręczną ciszę.

- Czekam aż mi to powiesz.

Samara wzięła kilka głębszych oddechów, chcąc zapanować nad przyspieszającym biciem serca.

- Nie myli cię intuicja. – zaczęła. – To twoja córka. – wyrzuciła to z siebie i nagle poczuła jakby ktoś odciął jej od nóg uwiązaną tam wcześniej kulę. Snape długo nic nie mówił, przyglądając się jak Sofia próbuje niezdarnie puszczać kaczki.

- Zapytałby dlaczego mi nie powiedziałaś, ale nie jestem pewny czy chcę znać odpowiedź. – powiedział w końcu.

- Były dwa powody. Choć decyzję oparłam tylko na pierwszym. – spojrzał na nią. Obracała na palcu srebrną obrączkę, prezent od Lily na znak ich wiecznej przyjaźni.

- Dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży przed, czy po tym jak kazałem ci zniknąć ze swojego życia? – zapytał.

- Wiedziałam już jakiś czas przed tym. Próbowałam ci nawet powiedzieć. Pamiętasz? Przerwano nam wówczas, Lupin potrzebował wywaru, Albus przysłał patronusa. – Snape zmrużył oczy.

- Pamiętam.

- Kiedy wróciłeś już nie pytałeś, a ja bałam się wrócić do tematu. Kilka godzin później stało się to co się stało. Jak wówczas miałam ci powiedzieć?

- Powinnaś mi powiedzieć. To by wiele zmieniło.

- Wiem, właśnie tego chciałam uniknąć. – rzuciła mu krótkie spojrzenie. Był spokojny, to dziwne… spodziewała się furii. – Gdybym ci powiedziała uniósł byś się honorem. Związałbyś się ze mną nie z miłości lecz z obowiązku. Unieszczęśliwiłbyś siebie i nas. Nie kochałeś mnie, a ja nie zniosłabym litości.

- Nie możesz wiedzieć co do ciebie czułem. – powiedział nagle odchodząc od niej o parę kroków. Sofia nadal bawiła się przy brzegu.

- To zawsze była Lily. – wyrzuciła to z siebie. – Nie winię cię. – Snape westchnął głęboko.

- A drugi powód? – zapytał odwracając się w jej stronę.

- To było wtedy, kiedy odbywał się turniej trójmagiczny. Do tej pory Albus nalegał bym poinformowała cię o córce. Był już nawet czas, że chciałam to zrobić, ale Czarny Pan powrócił. Ty wróciłeś w jego szeregi jako szpieg. Musiałeś skupić się na zadaniu. Wówczas nawet Dumbledore prosił bym wstrzymała się z decyzją. Nie należało ci mącić. Nic nie było ważniejsze od tego byś zdobył jego zaufanie. – umilkła na chwilę odważając się ponownie spojrzeć na niego. Nadal nic nie wskazywało, że wybuchnie niepochamowanym gniewem. Miał prawo do tego. Odebrała mu trzy lata z córką.

- Nie chciałam też narażać jej. – wskazała na Sofię, która goniła za dużym błękitnym motylem śmiejąc się w głos. – Znam dobrze twoją zdolność do oklumencji. Wiem, że jesteś w tym mistrzem, ale gdyby jednak Voldemort dowiedział się o niej…

- Jakie znaczenie dla niego miałaby mała dziewczynka? – zapytał.

- Większe niż ci się zdaje.

- Nie powiesz mi pewnie? To jedna z twoich wielu tajemnic. – po raz pierwszy pokusił się na sarkazm. Wyczuła zniecierpliwienie w jego głosie. Wyczuła też z jak wielką starannością dobierał słowa starając się nie ponieść emocjom.

- Nie powinnam. – spojrzała na niego, a on prychnął. – Ale powiem.

Wyraz jego twarzy nagle zmienił się. Zmrużył oczy i ponownie podszedł do niej.

- Znasz moje imiona? – zapytała.

- Tak.

- Wiesz więc, że trzy z nich noszę po założycielach Hogwartu. – przytaknął. – Nie wiesz jednak, że czwarte też jest z nimi związane.

- Samara nie pasuje do żadnego.

- Nadano mi te imiona ponieważ jako jedyna jestem bezpośrednio spokrewniona z każdym założycielem. Moje pierwsze imię to tylko maska. Celowo Albus nie nadał mi imienia po Salazarze. Nie chciał bym była z nim kojarzona. Co nie zmienia faktu, że jest moim przodkiem.

- Ostatnim żyjącym dziedzicem Slytherina jest Czarny Pan. – powiedział coraz mniej pewny tego czy chce usłyszeć dalszy ciąg.

- Ostatnim dziedzicem jest Sofia… Jako jego wnuczka. – Przymknęła oczy, usłyszała jak wciąga ze świstem powietrze. Prawda była druzgocąca, nigdy nie planowała mu tego powiedzieć, ale wszystko się zmieniło i jeżeli miał zrozumieć musiał wiedzieć.

Cisza między nimi trwała niepokojąco długo. Snape nie patrzył na nią. Ponownie odszedł od niej. Zauważyła zaciśnięte pięści.

- Musisz zrozumieć. – zaczęła w końcu. – Nigdy nikt nie miał się o tym dowiedzieć. Zwłaszcza ty.

- Jak to się stało, że trafiłaś do Dumbledore’a? – zapytał nie patrząc na nią.

- To długa historia…

- Mam czas.

- Czarny Pan za czasów pierwszej wojny, jeszcze zanim jakakolwiek przepowiednia miała miejsce miał obsesję na punkcie założycieli Hogwartu. Chciał posiąść ich moc, a w szczególności Gryffindora. Odnalazł więc jego  dziedziczkę i rzucił na nie zaklęcie Imperio. Tak pojawiłam się na świecie. Ją zabił od razu. Mnie potrzebował przez jakiś czas, aby dokończyć proces przekazania magii. Dumbledore wiedział o wszystkim i udało mu się mnie wydostać. Przygarnął mnie i wychował. Później dowiedziałam się od niego, że moim przodkiem nie tylko był Godryk Gryffindor, ale też pozostali. Po każdym z nich odziedziczyłam pewien dar. Empatię po Huffelpuff, Remedium po Ravenclaw, odwagę po Gryffindorze, a rozmawiać z wężami potrafię wiadomo po kim. – zakończyła wzdychając ciężko.

- A więc moja córka, jest wnuczką Czarnego Pana? – zapytał spoglądając na nią przez ramie.

- To nie powinno mieć dla ciebie znaczenia. – powiedziała pospiesznie, bojąc się, że wie do czego zmierza. – Sofia w przeciwieństwie do mnie i do mojego prawdziwego ojca została zrodzona z miłości i miłością jest otoczona od pierwszego dnia. Ona również została obdarowana wszystkimi darami. Oprócz mowy węży, nie przypomina w niczym Voldemorta. – Snape milczał.

- Severusie… zrozum, jeżeli on dowiedziałby się o niej… Mnie nie był już w stanie dosięgnąć, mnie chroniły zupełnie inne siły. Byłam poza jego zasięgiem. Ona jest bezbronna. Jego obsesja na punkcie potęgi  nie minęła. Bałam się, że zechce ją schwytać.

- Ten argument rozumiem. – powiedział powoli odwracając się w jej stronę. – Pierwszy nie tłumaczy niczego. Ile ona wie? – zapytał.

- Nie dużo. Powiedziałam jej, że ma ojca, który o niej nie wie, bo walczy… Nie chciałam jej okłamywać. Gdyby zapytała powiedziałabym jej. Od tamtej pory jednak przestała pytać.

- Zbyt dużo informacji jak na jeden dzień. – westchnął i ruszył w stronę zamku.

- Co mam jej powiedzieć? – zapytała widząc, że odchodzi.

- Nic. Muszę pomyśleć. – powiedział grobowym tonem i odszedł.

- Severusie! – krzyknęła Sofia biegnąc. – Dokąd poszedł? – zapytała rozczarowana przystając przy niej.

- Severus ma swoje sprawy. Już i tak nadużyłyśmy jego uprzejmości. – uśmiechnęła się do niej smutno głaszcząc po główce. – Choć sprawdzimy czy dziadek się obudził.

**************

Był późny wieczór kiedy zapukał do jego sypialni. Wszedł niepewnie, omiatając pokój czujnym spojrzeniem.

- Nie śpię. – powiedział Albus. Wyglądał już znacznie lepiej niż wczoraj, choć nadal nie tak dobrze jak zwykle.

- Jesteś sam? – zapytał.

- Samara poszła położyć Sofię, sama też była wykończona. Usiądź. – wskazał ręką fotel przy jego łóżku. Usiadł posłusznie.

- Powiedziała ci. – Albus spojrzał na niego z troską. Pokiwał głową. – Severusie, to nie jej wina, że jej ojcem jest Voldemort. – Snape skrzywił się na dźwięk tego imienia.

- Moja córka jest jego wnuczką. – powiedział przymykając oczy.

- Czy to naprawdę ma aż tak duże znaczenie? – zapytał dobrodusznie. Snape otworzył oczy i wyłapał jego świdrujące spojrzenie.

- Moja. Córka. Jego. Wnuczką. – powiedział z bolesną powolnością. – Dostrzegasz ironię?

- Ona jest MOJĄ wnuczką Severusie. – powiedział dobitnie. – Więzy krwi nie mają z tym nic wspólnego.

- Co ja mam zrobić? – zapytał bezradnie.

- Trzymać obie z dala od Voldemorta. Szczególnie Sofie. Wiem, że twoja oklumencja jest skuteczna. Jednak teraz podwójnie ważne jest, abyś nie dopuścił go do tych wspomnień.

- Nie jestem głupi i nie o to pytałem. – wyprostował się w fotelu.

- Sam musisz podjąć decyzję. – Snape prychnął i wstał z fotela.

- Do tej pory nikt jakoś nie zadał sobie tyle trudu, aby zapytać mnie o zdanie. Oboje uznaliście, że będzie lepiej gdy nigdy jej nie poznam.

- To nie prawda. – zauważył. – Próbowałem ją przekonać, ale była uparta. Później sytuacja się zmieniła.

- To niczego nie tłumaczy. – warknął. – Wysłuchałem jej, próbowałem zrozumieć, ale nie mogę. Wtedy kiedy zniknęła powinieneś mi powiedzieć! Wiem, że być może na to nie zasługiwałem, ale powinienem wiedzieć! Wówczas wiedziałbym co robić. Teraz nie jestem pewien. – oparł się dłońmi o parapet okna.

- Wiesz co robić. Gdybyś nie wiedział nie męczyłbyś się tak. – powiedział po dłuższej chwili.

- Obie pojawiły się w najgorszym z możliwych momentów. – wyjęczał. – Do tej pory ryzykowałem tylko ja…

- A więc jednak przejmujesz się losem małej? – zapytał.

- Oczywiście! – krzyknął – To moja córka. – dodał spokojniej.

- Jest do ciebie zadziwiająco podobna. Nie wyglądem, tu tylko odziedziczyła kolor oczu i włosów. Charakter… charakter ma po tobie.

- Nie jestem pewien czy to dobrze. – westchnął.

- Powiedziałeś jej? – zapytał nagle.

- Nie. To nie ma już znaczenia. Minęło zbyt wiele czasu. Wszystko się zmieniło.

- Wszystko? – zapytał rzucając mu wymowne spojrzenie znad okularów.

**************

- Dziś wieczorem wracamy do siebie. – powiedziała do córki, która maszerowała obok niej. – Dziadek ma się już lepiej.

- Nie chcę wracać. – powiedziała przekornie Sofia tupiąc przy tym nóżką.

- Nie możemy tu zostać. – przystanęła i przykucnęła przy córce. – Szkoła niedługo będzie otwarta i przyjadą uczniowie. Ty też za kilka lat tu wrócisz.

- I Severus będzie mnie uczył? – zapytała.

- Tak. – wyprostowała się i ponownie ruszyły korytarzem. Na samą myśl o tym miała gęsią skórkę.

- Mamy takie same oczy. – zauważyła, a Samara gwałtownie przystanęła zdziwiona spostrzegawczością córki.  –To chyba dziwne… O!!! Duch!!! – zerwała się z miejsca i popędziła z całych sił do wielkiej sali goniąc za Prawie Bezgłowym Nickiem. Samara stała jeszcze chwile oniemiała.

- To zadziwiające jaka jest spostrzegawcza. – usłyszała jego głos po swojej prawej stronie.

- Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to wcale nie jest takie dziwne. – uśmiechnęła się smutno. Podszedł do niej, jak zwykle ubrany w swoją nieśmiertelną czerń osiemnastowiecznego gentelmana.

- Ty w jej wieku też taka byłaś? – zapytał.

- Nie bez powodu trafiłam tu w wieku pięciu lat.

- No tak.

- Lubi eliksiry. – dodała ruszając w stronę wielkiej sali.

- Zauważyłem. Przewróciła moją pracownię do góry nogami.

- Mam nadzieję, że nie sprawiła ci kłopotu? Jest trochę rozpuszczona przez Albusa, przeze mnie chyba też. Chciałam jej wynagrodzić tą krzywdę… - urwała.

-…którą wam wyrządziłem? – zapytał, a ona przystanęła gwałtownie i spojrzała mu w oczy.

- To nie ty nas skrzywdziłeś. To ja sama ponoszę za wszystko odpowiedzialność.

- Gdybym wtedy postąpił inaczej.

- To i tak by się rozpadło. Nie kochałeś mnie. Lepiej dla niej, że nie musiała oglądać tego jak się ze mną męczysz.  – odwróciła się i już chciała pójść dalej, gdy chwycił ją za nadgarstek.

- Dlaczego ciągle próbujesz mi wmówić, że cię nie kochałem? Dlatego, że nigdy ci tego nie powiedziałem? Czy nie zauważyłaś, że nie lubię wielkich słów? – Zamrugała parokrotnie nie wiedząc co ma powiedzieć.

- Kazałeś mi odejść… mówiłeś, że jestem błędem… - wyszeptała w końcu.

- A nie przyszło ci do głowy, że chciałem się bronić.

- Bronić? Przed czym?

- Przed tobą. – puścił jej dłoń. Samara otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie odezwała się. – Byłaś pierwszą po Lily, na którą zwróciłem uwagę. Inne kobiety w moim życiu były bez twarzy. Ty zmusiłaś mnie, abym dostrzegł twoją. Kiedy zdałem sobie sprawę jak daleko zabrnęliśmy, wpadłem w panikę. Bałem się, że za chwile staniesz się tą cząstką tlenu bez której nie będę mógł oddychać. Nie myślałem… To był instynkt. Następnego dnia ruszyłem za tobą, ale nie było już śladu, a Dumbledore nie chciał mi powiedzieć… Samaro musiałaś wiedzieć, że cię szukam, na pewno ci o tym powiedział. Dlaczego wówczas nie przyszło ci do głowy, że jeszcze nigdy w swoim życiu nikogo nie szukałem. Przecież wiedziałaś, znałaś mnie… Powinnaś wiedzieć, że robię to z miłości. – zamilkł. Oparł się o ścianę, a pochyloną głowę przykryła kurtyna jego włosów.

- Myślałam… byłam pewna, że kochasz Lily. – zrobiła krok w jego stronę. – Skąd miałam wiedzieć? Nie dałeś mi nigdy odczuć.

- Nigdy? – zapytał podnosząc głowę. – Ile osób przez całe swoje życie dopuściłem tak blisko? Już samo to powinno świadczyć, że jesteś dla mnie wyjątkowa. Znałaś mnie dobrze i powinnaś wiedzieć, że nie usłyszysz tych słów. Słowa to tylko słowa.

- Te słowa w twoich ustach znaczyłyby więcej niż czyny. Wiedziałabym, że wypowiadając je składasz obietnice. Nie miałabym wówczas wątpliwości.

- Nadal je masz? Po tym co ci powiedziałem? – zmrużył oczy milknąc na chwile. – Myślałem, że ty jako jedyna z wszystkich nie oczekujesz ode mnie wielkich słów.

- Być może wtedy nie oczekiwałam. – wyprostowała się i zerknęła przez ramię. Sofia chichotała przebiegając przez ciało Nicka, którego wyraźnie to bawiło. – Ale teraz potrzebuję to usłyszeć.

Snape przez chwile przyglądał się jej, potem wyprostował się i podszedł do niej, a nachyliwszy się wyszeptał do jej ucha.

- Kocham cię, ale obie pojawiłyście się w najgorszym momencie. – Samarze zdało się, że jej serce stanęło w miejscu. Byli tak blisko siebie, czuła jego oddech na swojej szyi. Jego zapach powodował u niej gęsią skórkę. Pomimo dzielących ich milimetrów, przyszło jej na myśl, że nigdy nie byli od siebie tak daleko.  – Nie należę teraz do siebie. Najlepiej zrobisz jeżeli ponownie ukryjesz się z nią tam, gdzie cię nie znajdę. – wyprostował się i cofnął o krok. Patrzyła na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.

- Znowu mi to robisz. – powiedziała w końcu.

- Nie, tym razem to zupełnie coś innego. Zrozum… gdybym mógł, nie pozwoliłbym ci już nigdy odejść.

- Więc nie pozwól mi. – zbliżyła się, ale on natychmiast zwiększył dystans.

- Dopóki tu jesteś, dopóki widzę jej beztroski uśmiech, nie jestem w stanie działać. Muszę mieć pewność, że jesteście obie bezpieczne, że nawet gdy zawiodę Czarny Pan nigdy nie dowie się o miejscu waszego pobytu. Muszę być pewien, że narażam tylko swoje życie. Obiecaj mi, że dziś odejdziecie!

- Ja… - zawahała się.

- Obiecaj! – warknął.

- Severus! – krzyknęła Sofia biegnąca w ich stronę. – Szukałam cię. – powiedziała z dziecinnym wyrzutem. – Miałeś mi pokazać jak warzysz eliksiry.

Snape spojrzał na nią z góry. Żadnym gestem nie dał poznać wcześniejszego wzburzenia. Samara stała z kolei rozdarta pomiędzy jego prośbą, a tym co czuła.

- Obawiam się, że nie będzie to dziś możliwe. Twoja mama powiedziała mi, że dziś opuszczacie zamek. – rzucił jej znaczące spojrzenie.

- Tak… - powiedziała w końcu. – Musimy się spakować. Nie ma już czasu na zabawę.

- Mówiłaś, że dopiero wieczorem. – nie dawała za wygraną.

- Zmieniłam zdanie. Opuszczamy zamek zaraz po tym jak się spakujemy. – Sofia spuściła smutną główkę, odwróciła się na pięcie i ruszyła niepocieszona w kierunku pokoju który zajmowały. Gdy oddaliła się na odległość, gdzie nie mogła już ich usłyszeć, Snape ponownie zwrócił się do Samary.

- Obiecaj mi, że zabierzesz ją stąd. Dumbledore powiedział mi, dlaczego nie wolno ci się wtrącać do wojny. Nie pozwolę ci narażać siebie i jej.

- Dlaczego zawsze nas to spotyka? – zrobiła dwa kroki w jego stronę i wtuliła się bezradnie. Nie objął jej, pozwolił jednak na ten gest czekając, aż się pozbiera.

- Obiecaj mi, że nie wrócisz dopóki nie będzie po wszystkim. – powiedział w końcu. Zapach białego bzu nęcił go i wiedział, że jeżeli potrwa to dłużej sam zmieni zdanie.

- Obiecuję. – powiedziała cicho pociągając nosem. Odsunęła się od niego i chciała dotknąć dłonią jego twarzy. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że będzie dobrze, że pogodziła się już z ich losem, ale nie mogła, czuła tylko pustkę.

- Wytrzymasz. – powiedział jakby czytając w jej myślach. – Nawet wyobrażenia nie masz ile jesteś w stanie wytrzymać. – otarł swoją dłonią łzę cicho spływającą po jej policzku.

- Dlaczego nie mogę oprzeć się wrażeniu, że widzę cię po raz ostatni. – powiedziała po krótkiej chwili milczenia, na co on westchnął tylko i przyciągnął ją do siebie zamykając w swoich ramionach.



Cała ja.


Jestem beznadziejna! Wybaczcie mi... Obiecywałam sobie nie wracać do tej historii już nigdy więcej... Niestety dyskusje prowadzone z Limotini pod rozdziałami dały mi do myślenia. Doszłam do wniosku, że zakończenie jest jakie jest. Stworzyłam więc alternatywne opowiadanie.
Nie będę bawiła się w cotygodniowe wrzucanie części, bo nie po to je pisałam, żeby zwiększać sobie próżnie wejścia na bloga.
Wrzucam je i mam nadzieję, że spodoba się Wam. Wybieliłam trochę Samarę tą wersją opowieści, jednak nie podarowałam sobie zakończenia z nutką dramatu.
Opowiadanie urywa się w pewnym momencie i chyba nie będę bawiła się w jego dokończenie. Pozostawiam to Waszej wyobraźni.
Opowiadanie wrzucę jeszcze dziś. Nie wiem czy uda mi się w jednym poście (czy jest jakiś limit znaków?). Jeżeli nie to pojawi się kilka.

P.S. Każcie mi przestać, bo sama nie umiem...