poniedziałek, 26 września 2016

Draco

Dawno miałam już to napisane, ale oczywiście w połowie tekstu straciłam do niego cierpliwość i leżał, czekając na zmiłowanie. Dziś ponieważ leżę przykuta grypą do łóżka postanowiłam do niego wrócić i choć wiem, że jest niedopracowany (tak jak chyba wszystko tutaj) opublikować. 
Zawsze intrygowały mnie stosunki między Draco, a Snape'm. Dlatego pomysł na to opowiadanie. 
Mam w głowie jeszcze kilka propozycji, ale pewnie trochę mi zejdzie zanim coś się tu pojawi,
Zapraszam do lektury. Czekam na komentarze.
SS
******************************************************


Spojrzała zdziwiona na zegarek wiszący w salonie. Dochodziła 22, pukanie o tej porze może zwiastować jedynie kłopoty. Wstała z kanapy i podeszła otworzyć drzwi.

- Draco? – wydusiła w końcu z siebie, nie kryjąc zaskoczenia.

- Czy… - zawahał się. – Czy zastałem…

- Tak, wejdź. – wpuściła go do przedpokoju.

- Draco? – usłyszała za swoimi plecami równie zdziwiony głos męża.

- Chciałbym z tobą porozmawiać. – obaj patrzyli na siebie nawet nie mrugając. Severus skinął i zaprowadził go do salonu.

- Zrobię wam herbaty. – zaproponowała udając się do kuchni.

Nie spieszyła się. Wiedziała, że musi dać im czas. Nie widzieli się od chwili pokonania Voldemorta. Miesiąc temu ruszyły procesy podejrzanych o współpracę. Draco wyglądał na przygniecionego. Nic dziwnego, pomyślała i weszła cicho do salonu stawiając tacę z herbatą i ciasteczkami na stoliku.

- Zostawię was. – powiedziała i już odwracała się w stronę drzwi.

- Zaczekaj. – powiedział Draco. Spojrzała na niego, później na Snape’a. Oboje mieli kamienne twarze.

- Draco. – powiedział ostrzegawczym tonem Severus.

- Chciałbym, żeby przy tym była, żebyście oboje powiedzieli mi co mam robić. – umilkł.

Samara spojrzała zdziwiona na męża, który tylko pokiwał delikatnie głową. Usiadła obok niego.  Snape pochylił się w jego stronę.

- Wiesz, że ani ja, ani ona nie powiemy ci co zrobić. – powiedział bezlitośnie. Draco rzucił mu krótkie, przelotne spojrzenie i ponownie utkwił swoje stalowe oczy w podłodze. Niespodziewanie podwinął rękaw lewego ramienia i pokazał go im.

- Miałem nadzieję, że zniknie. – powiedział żałośnie, patrząc na nich. Snape westchnął i również podwinął swój rękaw ukazując mroczny znak, bledszy niż zazwyczaj, jednak nadal wyraźny.

- Nie zniknął za pierwszym razem, nie liczyłem, że zniknie teraz. – powiedział obojętnie. – Potraktuj go jako lekcje na przyszłość.

- Na przyszłość. – zakpił. – Jaką przyszłość? – zapytał i spojrzał mu wyzywająco w oczy. Samara nadal milczała, nie do końca wiedziała o co chodzi. Ani Draco, ani jej mąż nie mówili wprost. Miała wrażenie, że lepiej będzie gdyby zostawiła ich samych.

- Może jednak was zostawię. – zaproponowała, ale dłoń jej męża owinięta wokół jej nadgarstka powstrzymała ją.

- Jesteś jego córką. – powiedział niespodziewanie Draco, przenikając ją stalowym spojrzeniem. Samara zamarła, tak samo jak Snape, jednak on szybko ocknął się z zaskoczenia.

- Co ty bredzisz? – zapytał mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Ojciec mi powiedział. Jesteś córką Czarnego Pana. – powiedział już pełen determinacji.

- Ostrzegam cię… - powiedział groźnie Severus, jednak ona położyła mu dłoń na ramieniu, dając sygnał by się uspokoił.

- Nie jestem jego córką. – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. – Moim ojcem był, jest i będzie Albus Dumbledore. Bez względu na to czyja krew płynie w moich żyłach. – zakończyła.

- Czyli to prawda. – powiedział bardziej do siebie.

- Po co tu przyszedłeś? – zapytał Severus, kierując rozmowę na właściwe tory.

- Proces mojego ojca rusza jutro. – zaczął niepewnie.

- Jeżeli sądzisz, że którekolwiek z nas ma możliwość sprawienia, że uniknie kary, to się mylisz. – Ciałem Dracona wstrząsnął dreszcz.

- Moja matka… - zaczął, ale urwał. Odezwała się Samara.

- Twoja matka uzyskała nadzwyczajne złagodzenie kary, ponieważ w odpowiednim momencie pomogła Harremu, który osobiście się za nią wstawił. Ani ja, ani Severus nie sprawimy, że wypuszczą twojego ojca. Przykro mi. – powiedziała szczerze współczując mu.

- Mi też się udało, więc dlaczego nie jemu? – zapytał żałośnie, a Snape westchnął.

- Draco, zostałeś wciągnięty w szeregi Czarnego Pana siłą, wbrew własnej woli. Groził, że zabije ciebie i rodziców. Byłem tego świadkiem, dlatego zostałeś oczyszczony z zarzutów. Twojego ojca nikt nie zmuszał, działał z pełną świadomością.

- Jesteś moim ojcem chrzestnym, musisz mi pomóc.

- Zrobiłem to. – powiedział stanowczo. - Obiecałem twojej matce chronić cię, zawarłem wieczystą przysięgę. Mimo iż wygasła, robię to nadal.

- Co nie zmienia faktu, że… - Snape nie dał mu dokończyć.

- Twój ojciec sam wybrał taki świat. Wybrał go też za ciebie. Zobacz do czego omal to nie doprowadziło. Nie uniknie kary, pogódź się z tym.

- Tobie łatwo mówić. – zadrwił. – Byłeś zdrajcą od początku. Dlaczego nie próbowałeś go przekonać, przeciągnąć na waszą stronę? – zapytał.

- Nie mogłem tego zrobić nie narażając samego siebie.

- Więc dbałeś tylko o swoją skórę! – prawie krzyknął. Snape wstał gwałtownie i zacisnął usta.

- Uspokój się. – spojrzała na męża przywołując go na miejsce.

- Głupi dzieciaku… - zaczął siadając ponownie. – Gdybym został zdemaskowany nie byłoby szans na pokonanie Czarnego Pana i zakończenia tego terroru. Gdybym zginął, co niechybnie by się stało, pociągnął bym za sobą innych. Może ci się wydawać, że byłem egoistą dbającym tylko o swój interes, ale robiłem to też dla ciebie. Nie chciałem, żebyś żył w takim świecie. – Z każdym jego słowem Draco stawał się mniejszy i bardziej zapadał się w fotel.

- Dosyć. – powiedziała stanowczo Samara. – Oboje powiedzieliście sobie zbyt wiele. – patrzyła to na jednego, to na drugiego. – Draco, powiedz wprost czego chcesz. Jeżeli będziemy potrafili ci pomóc, to zrobimy to.

- Powiedzcie mi jak mam dalej z tym żyć? – ponownie wskazał na swój mroczny znak. – Myślałem, że skoro jesteś jego córką mogłabyś sprawić by zniknął. – Samara westchnęła.

- Nie potrafię, gdyby tak było Severus już dawno nie miałby go na swoim ramieniu.

- Ale… - zaczął, Snape ponownie mu przerwał.

- Wrócisz do szkoły na siódmy rok. Im wcześniej zaczniesz normalnie żyć, tym lepiej dla ciebie. Ludzie zawsze będą gadać, znak nigdy nie zniknie. Nie pozwól jednak, aby to cię zdefiniowało. Każdy popełniał w życiu błędy, jestem tego najlepszym przykładem.

- To wszystko? – zapytał.

- Co mam ci jeszcze powiedzieć? – Snape zapytał, patrząc mu w oczy. – Że dla świata zawsze będziesz śmierciożercą? Że choćbyś poświęcił całe życie walce o dobro i tak będą tobą pogardzać, przez to, co jest wypalone na twoim ramieniu? Przestań użalać się nad sobą i zacznij dostrzegać ile szczęścia w życiu miałeś. Mogłeś odnieść gorsze blizny od tej, której się tak brzydzisz. Powtarzam ci, niech to będzie dla ciebie nauczką i lekcją na przyszłość.

Samara nie wtrącała się, wiedziała, że oni sami muszą dojść do porozumienia. Wierzyła, że tylko jej mąż będzie w stanie postawić go do pionu.

- Będziesz zeznawał na procesie ojca?

- Tak. – powiedział bez ogródek. Draco pokiwał głową i wstał z zamiarem wyjścia.

- Gratuluję ślubu. – powiedział już bez wyrazu. – Nigdy nie sądziłem, że wasza dwójka może się zejść. – Ani Samara, ani Snape niczego nie powiedzieli.

- Dobranoc. – powiedział Draco i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

- Nie uważasz, że postąpiłeś wobec niego zbyt surowo? – zapytała wstając i biorąc tacę z niewypitą herbatą.

- Jemu nie potrzeba głaskania po główce. Nie przychodziłby tu, gdyby tego oczekiwał.

- Jest przygnębiony. – zauważyła.

- Wygrzebie się. – powiedział pewny siebie. – Skoro mi się udało, to jemu tym bardziej. – zabrał od niej tacę z herbatą i wyszedł do kuchni.

Chwilę stała w miejscu, zanim podążyła za nim.

- Jesteś absolutnie pewien, że nie możesz mu pomóc? – zapytała przyglądając się mu.

- A Ty jesteś pewna, że nie możesz mu pomóc? – odpowiedział pytaniem na pytanie, rzucając krótkie spojrzenie w jej stronę. Domyśliła się, że to pytanie dotyczy również jego.

- Nie praktykuję czarnej magii. – odparła siadając przy kuchennym stole.

- Nie wątpię.

- Lucjusz był twoim przyjacielem. – powiedziała ostrożnie.

- Był. Czas przeszły dokonany. Do czego dążysz?

- Zastanawiam się tylko…

- Czy zdrajca jest zdrajcą? – dokończył za nią.

- Nie. – powiedziała stanowczo, niezadowolona, że przerwał jej. – Wina Lucjusza jest bezsporna i musi za to ponieść karę, jednak wiesz co go czeka, jeżeli nie znajdzie się nic, co mogłoby mieć wpływ na złagodzenie kary.

- Otrzyma pocałunek dementora.

- Jesteś absolutnie pewien, że na to zasłużył? – zapytała, wpatrując się w niego. Długo patrzyli na siebie. Po jakimś czasie Severus westchnął i usiadł naprzeciwko niej.

- Nie jestem sędzią, by ferować wyroki.

- Nikt nie każe ci być sędzią. Jednak zapytaj sam siebie, bo tylko ty byłeś świadkiem tych zdarzeń, czy Lucjusz zasługuje na najwyższy wymiar kary?

- Dlaczego ci tak zależy na tym, by go uratować? – zapytał.

- Szkoda mi chłopaka. Wiele wycierpiał. Czas to przerwać. Mimo wszystko jest bardzo związany z ojcem.

Snape wstał i ruszył do sypialni.

- Myślałem, że przesłuchanie jest jutro. – rzucił jej przez ramie. Ruszyła za nim nic nie mówiąc.
Przystanęła w progu sypialni obserwując jak rozpina czarną koszulę. Unikał jej spojrzenia, wiedziała to. Wiedziała też, że rozmawianie o tym sprawia mu ból, ale musiał do tego dojść przed przesłuchaniem.

- Nie. – wyrwał ją z rozmyślań jego głos. Zdążył zdjąć koszulę i usiąść na brzegu łóżka plecami do niej.

- Słucham? – zapytała.

- Nie uważam, by zasłużył na najwyższy wymiar kary. Byli gorsi. Swego czasu nawet ja byłem gorszy. – podeszła do niego cicho, przysiadając się obok. Położyła mu dłoń na ramieniu. – Powiem im to, co widziałem, czego sam byłem świadkiem. Nie zagwarantuję jednak, że to coś da. Wolałbym nie brać w tym udziału.

- Tylko ty możesz powiedzieć jak było. Liczą się z tobą.

- Liczą się z Dumbledorem.


- Liczą się z wami. - powiedziała pewnie. Spojrzał na nią. – Wiesz co robić. – dodała, a on skinął. 

środa, 24 sierpnia 2016

Dźwięki muzyki.

Kolejny efekt mojej nudy wstawiam poniżej. Zdecydowanie stwierdzam, że mam zbyt wiele wolnego czasu, skoro co chwilę coś tu wrzucam. Już nawet nie staram się z tym walczyć. Mam najwidoczniej słabą wolę. Kolejne odkrycie, którego dokonałam podczas pisania tych opowiadań. Czasami mam wrażenie, że żyję w złym świecie, skoro tak często uciekam w ten. Macie tak samo? Też ciągle czekacie na swój list z Hogwartu?
Pozdrawiam
SomeSay.


********************************




Dzień był pogodny i wszystko wskazywało na to, że aura będzie sprzyjać dzisiejszej okazji.


Szli powoli w kierunku Nory. Z daleka było już widać wielki namiot, pod którym miała odbyć się cała uroczystość. Ucieszyła się w duchu na ten widok, minęło kilka miesięcy, od kiedy po raz ostatni widziała Weasley’ów i Harrego.


 Usłyszała, tak dobrze jej znane westchnienie niezadowolenia.


- Nie przesadzaj. To tylko parę godzin. – powiedziała, nie wiedząc który już raz dzisiaj. Sofia kroczyła kilka kroków przed nimi.


- O te kilka za dużo. – wywróciła oczami, słysząc jego obrażony głos. Pomyślała, że zachowuje się jak dziecko, któremu zabrania się zjedzenia kolejnego ciastka.


- Jestem jego matką chrzestną, jedynym żyjącym członkiem rodziny. Naprawdę uważasz, że mogłoby mnie tu dziś nie być? – spojrzała na niego, nie odpowiedział. – Przecież nie zmuszałam cię, abyś tu z nami przyszedł. – Wiedziała, że choć Severus zmienił nastawienie do Harrego, to wcale nie oznaczało, że miał ochotę spędzać z nim czas.


- Jestem twoim mężem. – przypomniał jej. – Powinienem tu z tobą być.


- Więc nie wzdychaj tak i nie rób groźnych min. Przypominam ci, że nigdy nie robiły one na mnie specjalnego wrażenia.  – uśmiechnęła się złośliwie.


- Tato! – odezwała się Sofia, która od początku uważnie przysłuchiwała się rozmowie. – To ślub Harrego! Musisz być dziś dla niego miły! – spojrzała na niego w taki sam sposób, w jaki Snape patrzył na nieznośnych uczniów.


- Nie mądrz się. – rzucił w jej stronę. Sofia wzruszyła ramionami i ponownie ruszyła przodem. – Kto to widział, by smarkata siedmiolatka robiła ojcu uwagi.


- Ma sporo racji. – powiedziała Samara, machając zbliżającym się Molly i Arturowi. – Bądź tak miły i uważaj dziś na to co mówisz, szczególnie do Harrego. – dodała szeptem.


- Witajcie! – Molly uściskała przyjaźnie Samarę i Sofie. Nie odważyła się zrobić tego samego w stosunku do Severusa. Zamiast tego posłała mu serdeczny uśmiech. – Harry bał się, że nie zdołacie dziś dotrzeć.


- Bardzo mu zależało, żebyście byli. – dodał Artur podając dłoń Snape’owi.


- Chciałam zrobić mu niespodziankę. – ruszyli w kierunku namiotu, pod którym było już zgromadzonych większość gości. – Dumbledore już jest? – zapytała Artura.


- Tak, przybył chwilę przed wami. Rozmawia z Remusem.


Podeszli bliżej, przed wejściem do namiotu stał Harry wraz z Ronem. Sprawiał wrażenie przejętego. Był blady i nerwowo zacierał ręce. Po chwili ich spojrzenia się spotkały i zobaczyła jak rozpromienił się i ruszył w ich stronę.


- Jesteś! – powiedział z ulgą.


- Jak mogłabym przegapić twój ślub. – powiedziała z uśmiechem.


- Harry, ładnie wyglądasz. – powiedziała Sofia.


- Ty i tak wyglądasz piękniej. – odpowiedział, a dziewczynka zaśmiała się.


- Profesorze Snape cieszę się, że pana widzę. – powiedział oficjalnie. Severus skinął mu lekko głową.


- Denerwujesz się. – stwierdziła Samara bacznie mu się przyglądając.


- Jeszcze jak… - westchnął.


- Odwagi, będzie dobrze. Twój ojciec też się strasznie denerwował. – powiedziała klepiąc go po ramieniu.


- Naprawdę? – zapytał.


- O tak… - uśmiechnęła się. – Pamiętam, że nawet bałam się czy nie da nogi sprzed ołtarza. – Harry parsknął zgłuszonym śmiechem.


- Dzięki. – powiedział już spokojniejszy. – Zajmijcie miejsca, zaraz się zacznie.


Ruszyli wzdłuż równo ustawionych rzędów białych krzeseł, wywołując nie małe poruszenie wśród gości. Z pewnością nikt nie spodziewał się spotkać tu profesora Snape’a. Samara uśmiechała się delikatnie do mijanych znajomych twarzy. W końcu usiedli na swoich miejscach w pierwszym rzędzie obok Albusa Dumbledore’a i rodziców Gini.


Harry wraz ze swoimi drużbami ruszył powoli w kierunku miejsca, gdzie miała odbyć się ceremonia. Zgromadzeni goście uśmiechali się do niego promiennie. Zaślubiny i wesele miały odbyć się bez udziału wścibskich reporterów. Dlatego tereny Nory zostały zabezpieczone przed intruzami. Młodym zależało na prywatności, której brakowało im od samego początku.


- Spóźniłaś się. – szepnął jej Albus.


- Czyli jak zwykle. – odpowiedział zgryźliwie Severus.


- Pewne rzeczy się nie zmieniają, nawet jeżeli wychodzisz za mąż, za chodzący zegarek. – spojrzała na niego z udawanym wyrzutem.


- Cicho, przeszkadzacie… - szepnęła im Sofia z groźną miną.


W tej samej chwili zabrzmiały pierwsze dźwięki melodii i pojawiły się trzy druhny panny młodej. Ubrane były w  lawendowe sukienki, a w dłoniach trzymały niewielkie bukieciki białych frezji.


Pierwsza powoli ruszyła Luna, za nią Fleur, a na samym końcu Hermiona. Wszystkie trzy wyglądały pięknie i mimowolnie na ustach gości, pojawiły się uśmiechy.


Gdy wszystkie druhny zajęły swoje miejsca, zabrzmiała melodia oznajmiająca przybycie panny młodej. Wszyscy goście wstali z miejsc i zwrócili się w stronę głównego wejścia, w którym stała Gini pod rękę ze swoim ojcem, który poprowadzi ją do ołtarza. Samara spojrzała na Harrego. Nie odrywał wzroku od swojej narzeczonej i miała wrażenie, że nie oddycha. Uśmiechnęła się pod nosem i usłyszała jak Molly łka w chusteczkę, patrząc na idącą do ołtarza najmłodszą córkę. Gini była śliczna. Lśniące rude włosy miała upięty w kok, w którym wpięte były białe frezje. Suknia była skromna, ale przy tym bardzo gustowna. Uszyta z lejącego się, delikatnego materiału zdawała się nie mieć końca. Delikatny makijaż podkreślał jej urodę. Samara patrzyła na nią z otwartymi ustami.


- Wszystko w porządku? – zapytał szeptem jej mąż, który od dłuższego czasu przyglądał się jej.


- Tak… chyba tak. – zawahała się.


Panna młoda zdążyła już dotrzeć do ołtarza, stając naprzeciwko przejętego i chyba lekko wzruszonego Harrego.


Ceremonia trwała, a przez głowę Samary przelewały się różne myśli. Nie zorientowała się nawet, że ślub dobiegł końca. Poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i to ją przywróciło do rzeczywistości. Spojrzała zdziwiona na swojego męża, który przyglądał się jej.


- Musimy wyjść z namiotu, by zmienili go w salę weselną.


- Dobrze. – wstała pospiesznie.


- Na pewno dobrze się czujesz? – zapytał ponownie gdy wyszli z namiotu.


- Miałam dziwne uczucie, zupełnie jak deja vu. – Snape zmrużył oczy i chciał coś powiedzieć, ale został pociągnięty przez swoją córkę ponownie do namiotu.


- No chodźcie, już skończyli. – powiedziała niecierpliwie.


Przyszedł czas składania życzeń nowożeńcom. Wszyscy goście ustawili się w kolejce. Snape i Samara stanęli na samym końcu. Sofia trzymając za rękę Albusa stała trochę dalej.


- Deja vu? – zapytał pół szeptem.


- Tak. Uznasz mnie za wariatkę, ale kiedy zobaczyłam ich przy ołtarzu… - westchnęła przymykając oczy.


- Zobaczyłaś Lily i Jamesa. – dokończył za nią. – Nie jesteś wariatką. Ja też to widziałem.


- Są tacy podobni. Nawet Gini. Do tej pory tego nie widziałam, ale kiedy spojrzałam na nią w tej pięknej sukni… - nie dokończyła, a Snape pokiwał głową dając znać, że rozumie.


- Tęsknię za nimi. – zaczęła. – Wiem, że ty nie miałeś powodu, by lubić Jamesa, ale to straszne, że ich tu nie ma. – poczuła jak jego dłoń zaciska się wokół jej dłoni. Nie potrzeba było słów między nimi. Rozumieli się bez nich.


Nadeszła ich kolej składania życzeń. Samara podeszła do Harrego.


- Harry, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mogłam cię tu zobaczyć. Jak bardzo bałam się o ciebie kiedy byłeś dzieckiem zmuszonym do walki. Dlatego nie będę ci życzyć niczego. Osiągnąłeś już wszystko. Dbaj o Gini. – uściskała go kryjąc przed wszystkimi łzy wzruszenia. Harry nie odpowiedział, nie był w stanie.


Samara podeszła do Gini i złożyła jej serdeczne życzenia, również ściskając ją serdecznie.


Nadeszła kolej Severusa. Samara spojrzała na niego niepewna, tego co zrobi, lub powie. Harry mimowolnie cofną  się nieznacznie.


- Gratuluję Potter. – powiedział oficjalnym tonem wyciągając w jego kierunku dłoń.


- Dziękuję profesorze. – odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się niepewnie.


Te same słowa skierował do Gini. Samara odetchnęła. Bała się, że jej mąż nie ugryzie się w język i powie coś, co popsuje radosną atmosferę.


Usiedli przy stoliku, podano obiad. W namiocie panował radosny gwar, a wesele toczyło się własnym rytmem. Po obiedzie Harry i Gini wyszli na środek i pierwszym tańcem rozpoczęli wesołą zabawę. Na parkiecie pojawiało się coraz więcej par. Sofia tańczyła gdzieś między wszystkimi.


- Nie mogę oderwać od nich oczu. To tak, jakbym cofnęła się w czasie o dwadzieścia lat. – Snape milczał. – Pamiętam kiedy się urodził, był taki mały, a teraz bawię się na jego weselu.


- Jesteś dziś strasznie sentymentalna. – zauważył Severus.


- Trudno żebym nie była. – odpowiedziała smutniejąc. – Tyle wycierpiał, a mimo to potrafi patrzeć z optymizmem w przyszłość. To niesprawiedliwe, że ja tu siedzę i przyglądam się im, a jego rodziców tu nie ma.


- Nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe.


- To moja wina. – powiedziała, a Snape spojrzał na nią zdziwiony.


- Chyba trochę przesadzasz.


- Gdyby tylko Dumbledore pozwolił mi wówczas zostać i nie odesłał mnie… Myślę, że mogłabym im pomóc.


- Byłaś dzieckiem. Miałaś czternaście lat kiedy zginęli.


- Nie byłam już dzieckiem. Nie byłam nim nawet wtedy, kiedy przyjęli mnie do Hogwartu. Gdyby tylko Albus pozwolił mi…


- Bał się o ciebie. Byłaś w takim samym niebezpieczeństwie jak oni. Dosyć tych absurdalnych wyrzutów sumienia. – powiedział stanowczo. -  Jesteśmy na weselu, a nie na pogrzebie. Poza tym jedyną osobą, która może mieć w tej sprawie wyrzuty sumienia, jestem ja.


- Severus. – spojrzała na niego.


- To ja zdradziłem treść przepowiedni.


- Tylko część. – zauważyła.


- Co nie zmienia faktu, że z nas dwojga to ja przyłożyłem rękę do ich śmierci.


- Wiesz, że to nie prawda. Starałeś się ich chronić. Tyle poświęciłeś…


- Na próżno.


- Na próżno? – zdziwiła się. – Spójrz na nich. – wskazała dłonią na tańczących Harrego i Gini. – Są tacy szczęśliwi. Myślisz, że dzisiejszy dzień miałby miejsce, gdyby nie twoje poświęcenie? – Milczał, ona już też nic nie powiedziała. Oboje przyglądali się tańczącym na parkiecie parom.


Zabawa trwała w najlepsze, wszyscy bawili się świetnie. Samara jednak nie mogła zagłuszyć w sobie kotłujących się myśli.


- Wiedziałem, że tak będzie. Dlatego nie miałem ochoty tu przychodzić. – usłyszała głos męża.


- Co masz na myśli?


- Ciebie. – powiedział bez ogródek. – Wiedziałem, że będziesz się zadręczać. – westchnął bezradnie.


- Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie.


- Jak tak dalej pójdzie, to będę zmuszony z tobą zatańczyć.


Spojrzała na niego, marszcząc brwi. Przez twarz przebiegł delikatny uśmiech.


- Przecież nie tańczysz publicznie. – stwierdziła.


- Jeżeli ma ci to poprawić humor… - powiedział obojętnie.


Nie musiał jednak tego robić. Muzyka i tańce ustały. Ogłoszono, że przyszedł czas na taniec młodych z rodzicami.


Samara jęknęła żałośnie.


- Merlinie… Czy ten bezmyślny wodzirej naprawdę nie wie o sytuacji Harrego?


Sprawa jednak wyjaśniła się dosyć szybko. Na sam środek sali wyszła Gini ze swoimi rodzicami, a Harry podszedł do stolika Samary i Snape’a.


Spojrzała na niego ze współczuciem.


- Nie chciałem jej tego odbierać. – odpowiedział na jej nieme pytanie.


- Usiądź.- zaproponowała.


Wszyscy troje przyglądali się jak Gini tańczy z rodzicami i stara się pocieszyć matkę, która ze wzruszenia ponownie rozpłakała się. Muzyka ustała i Gini zeszła z parkietu. Harry natomiast wstał i wyciągnął dłoń w kierunku Samary.


- Teraz nasza kolej.


Spojrzała na niego zdziwiona.


- To tobie zawdzięczam to, że tu jestem. No i jesteś moją matką chrzestną i wydaje mi się, że masz obowiązek zastąpić mi mamę. – uśmiechnął się, a Samara nic nie mówiąc podała mu swoją dłoń, rzucając przy tym przelotne spojrzenie na swojego męża, który pokiwał nieznacznie głową.


Stanęli na środku parkietu, chwilę po tym do ich uszu dobiegły pierwsze dźwięki piosenki „Somewhere over the rainbow”. Samara spojrzała na niego.


- To ulubiona piosenka twojej matki i moja. – stwierdziła zaskoczona.


- Wiem. – powiedział uśmiechając się tajemniczo.


- Skąd? – zapytała tańcząc w rytm piosenki.


- Wymieniłem kilka sów z twoim mężem.


Samara spojrzała w stronę stolika przy którym siedział. Na kolanach miał Sofie, która zmęczona wtuliła się w niego. Ich spojrzenia się spotkały i dostrzegła na jego do tej pory kamiennej twarzy delikatny uśmiech.


- Nie spodziewałam się, że macie ze sobą kontakt.


- To chyba za dużo powiedziane. – stwierdził. – W porównaniu jednak do tego, jak wyglądały nasze stosunki w szkole zauważam znaczną poprawę.


- Ciekawa jestem, czego jeszcze się dowiedziałeś. – spojrzała na niego z zainteresowaniem.


- Poprosiłem go… - zawahał się. – Znał przecież moją matkę, chciałem by mi o niej napisał kilka słów. Chciałem ją bliżej poznać. Do tej pory wiedziałem tylko, że była dobra, serdeczna i miała wielu przyjaciół. Chciałem wiedzieć więcej.


- I Severus się zgodził? – zapytała zszokowana. Wiedziała, że niechętnie wracał do tamtych dni. A już na pewno nie spodziewała się, że opowie swoje wspomnienia związane z Lily, Harremu.


- Sam byłem zdziwiony, ale tak.


Jakiś czas tańczyli w milczeniu. Samara uświadomiła sobie, jak bardzo zmienił się człowiek za którego wyszła za mąż. Mimo bólu, który ciągle nosił w sobie, był w stanie wznieść się ponad swoje uprzedzenia. Jeszcze kilka lat temu nikt by go o to nie podejrzewał. Przyglądała mu się, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Zobaczyła go w innym świetle. Mógł grać osobę, której było wszystko jedno, jednak wiedziała, że z wszystkich ludzi to jemu zależy najbardziej.


- Chciałbym cię częściej odwiedzać. – usłyszała głos Harrego. – Myślisz, że byłoby to możliwe?


- Wiesz, że tak. Severus nie będzie utrudniał nam kontaktów. Możesz nas odwiedzać, kiedy zechcesz.


Harry odetchnął, a piosenka się skończyła. Odprowadził ją do stolika, uśmiechnął się i poszedł do Gini.


Kiedy wracali tą samą drogą, którą tu przyszli, było już późno. Na niebie jasno świeciły gwiazdy, a sierp księżyca wisiał już nad ich głowami.  Było przyjemnie, dawno nie czuła się taka spokojna.


- Dziękuję. – powiedziała. Spojrzał na nią, trzymając w ramionach śpiącą Sofie.


- Za co? – zapytał.


- Dobrze wiesz za co. – rzuciła mu przenikliwe spojrzenie i uśmiechnęła się delikatnie. Wzruszył ramionami, tak jak miał to w zwyczaju robić, kiedy udawał, że nic go cała sprawa nie obchodzi. Takiego go kochała.




poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Syriusz


Dobra, już nawet nie bronię się przed tym, że ciągle powstają mi nowe shoty na temat Samary. Tym razem jednak prawie w ogóle nie ma tu Snape'a. Skupiłam się na trzecim roku nauki Harrego. Samo opowiadanie powstało pod wpływem nudy i nie bardzo je sprawdziłam pod względem gramatycznym, więc za błędy przepraszam. Całkiem możliwe, że co jakiś czas będę coś tu wrzucać, ale nie dla chęci zyskania wejść, czy komentarzy. Wrzucę tu opowiadania, do których sama kiedyś wrócę.
P.S. A propos powrotów... Zamówiliście już sobie egzemplarz przeklętego dziecka? Bo ja już tak! Dostawa przewidziana na 25-10-2016... W moje urodziny! Gdyby ktoś miał ochotę na przedsprzedaż to w empiku jest taka możliwość.
Miłego czytania.
SS

===============================

Widziała dokładnie jak szedł pospiesznie alejką, wlokąc za sobą wielki szkolny kufer. Każdy jego gest, każde nerwowe spojrzenie zdradzało wzburzenie. Zastanawiała się, co takiego mogło się wydarzyć w domu przy Privet Drive 4, że Harry zdecydował się opuścić go, na długo przed końcem wakacji.

Przysiadł na krawężniku. Widziała narastającą w nim panikę. Podeszła trochę bliżej, nadal zachowując bezpieczną odległość, tak by nie mógł jej dostrzec. Po dłuższej chwili, wstał ponownie i otworzył kufer szperając w nim. Niespodziewanie wyprostował się i rozejrzał nerwowo. Zauważył coś. Podążyła za jego wzrokiem. W jednej z bocznych ulic dostrzegła ciemny kształt, zaraz potem z mroku wyłoniła się para żółtych złowrogich oczu. Harry również je zobaczył, cofnął się o krok wpadając na swój kufer i przewracając się.

Natychmiast trzeba go stąd zabrać – pomyślała i delikatnym ruchem dłoni, rzuciła znane jej zaklęcie. Zanim Harry zdążył się pozbierać, tuż przed nim przystaną wściekle czerwony, trzypiętrowy autobus. Drzwi otworzyły się i wyłonił się Stan. Odetchnęła i skierowała wzrok ponownie w ciemną uliczkę. Oczy zniknęły, jednak ciemny kształt pozostał. Wciąż tam był.

Zanim Harry wsiadł do Błędnego Rycerza, ponownie spojrzał w miejsce, gdzie dostrzegł coś dziwnego, jednak, gdy niczego nie zobaczył wsiadł, by wkrótce odjechać do Londynu.

Gdy autobus zniknął z pola widzenia podeszła w to samo miejsce, w którym stał Harry.

- Wyjdź. – powiedziała oschle. Gdy nikt nie wyłonił się z uliczki, powiedziała ponownie. – Wiem, że to ty, wyjdź z ukrycia, bo sama się po ciebie pofatyguję.

W chwilę po tym z ciemnej uliczki wyłonił się wielki czarny pies, z białymi kłami i żółtymi oczami.

Samara zmrużyła oczy, schowała różdżkę do kieszeni szaty i usiadła na ławce zakładając sobie nogę na nogę.

- Byłabym wdzięczna zobaczyć cię w ludzkiej postaci. – powiedziała obojętnie – Nie zwykłam rozmawiać z psami.

Pies szczeknął cicho, by po chwili zmienić się w mężczyznę. Był wychudły, z długim zarostem i skołtunionymi włosami. Ubranie, które miał na sobie było porwane i brudne.

- Strasznie wyglądasz, Syriuszu. – zadrwiła. Nie odpowiedział.

- Nie bój się, oficjalnie mnie tu nie ma, tak więc nie widziałam cię. – milczał nadal, uważnie ją obserwując.

- Czy w Azkabanie traci się zdolność do mówienia, czy po prostu zbyt długo byłeś psem i potrafisz już tylko szczekać i warczeć?

- Czego chcesz? – zapytał ochryple, robiąc krok w jej stronę. Samara zacmokała.

- No, no, no, cóż za brak manier. Nie martw się z mojej strony nic ci jeszcze nie grozi.

- Jeszcze? – zapytał podejrzanie.

- To zależy, czy zastosujesz się do mojej dobrej rady.

- Jakiej?

- Masz trzymać się z dala od Harrego. – spojrzała na niego.

- A co jeżeli cię nie posłucham? – Samara zaśmiała się cicho.

- Jeżeli ponownie zobaczę cię blisko niego, to zaciągnę cię za twój włochaty ogon wprost do Azkabanu.

- Już raz im uciekłem, zrobię to ponownie.

- Nie wątpię. – przyznała – Nie sądzę jednak, aby dano ci ponownie sposobność, jeżeli wiesz o czym mówię. – Syriusz nie przejął się. Źle wyglądał, miała wrażenie, że ledwie był w stanie ustać.

- Kiedy ostatnio jadłeś? – zapytała łagodząc ton. Zdziwiony zamrugał parokrotnie.

- Nie pamiętam. – przyznał ze wstydem.

Sięgnęła do kieszeni, miała w nim jabłko rzuciła mu je i wstała. Złapał je w locie, lecz przyglądał mu się podejrzanie.

- Nie jest zatrute. – powiedziała widząc jego niepewność.

- Dlaczego to robisz?

- Nie chcę żebyś umarł z głodu, zanim nie wysłucham twojej wersji wydarzeń.  – spojrzeli na siebie i długo nikt nic nie mówił. Samara w końcu odwróciła się i ruszyła wzdłuż alejki.

- Zaczekaj! – zawołał za nią. Zatrzymała się i spojrzała na niego przez ramię.

- Czy to znaczy, że mi wierzysz? – zapytał, a ona usłyszała w jego głosie nutę nadziei.

- Chcę wierzyć, że Syriusz, którego kiedyś znałam nie zdradziłby swoich przyjaciół i nie skazał ich na śmierć. – gdy nic nie odpowiedział dodała. – Mówiłam poważnie, byś trzymał się z dala od Harrego. Ma już wystarczająco dużo problemów na głowie. Gdy będziesz zbyt blisko, będę o tym wiedzieć. – Ruszyła ponownie, lecz kolejny raz przystanęła wzdychając ciężko. Wyciągnęła niewielki zwitek papieru i posłała mu go w locie.

- Przyjdź pod ten adres, jeżeli będziesz czegoś potrzebował. Nikt nie będzie tam zadawał pytań. – Wyłapała jego zszokowane spojrzenie, wydawało się, że chciał coś powiedzieć, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ruszyła więc ponownie, tym razem nie odwracając się za siebie.

****************

- Nie znaleziono go w zamku. – powiedział dyrektor siadając zmęczony w fotelu.

- Zdziwiłabym się, gdyby tu pozostał. – stwierdziła.

- Jestem bardzo ciekaw, jak tego dokonał? – zapytał wchodzący do gabinetu Snape. Rzucił jej przelotne, lecz znaczące spojrzenie.

- Niby dlaczego mam coś na ten temat wiedzieć? – zapytała, z udawanym oburzeniem w głosie. Wzruszył ramionami.

- Miałaś pilnować Harrego. – powiedział Albus.

- Miałam, kiedy jest poza szkołą. Nie sądziłam, że dwóch najpotężniejszych czarodziei jakich znam nie jest w stanie zapewnić mu ochrony, podczas jego pobytu w najpilniej strzeżonym zamku. – spojrzała obrażona na Dumbledore’a i na Snape’a.

Dyrektor pokiwał tylko głową i zdjął okulary.

- Miej go na oku. – zaczął cicho. – Wszyscy dobrze wiemy, że Harry lubi urządzać sobie nocne wędrówki.

**************

- Czy przypadkiem nie mówiłam ci, żebyś trzymał się z dala od Harrego? – zapytała, gdy wychodził ze swojej jaskini. Wzdrygnął się zaskoczony czyjąś obecnością.

- Skąd… - wyjąkał.

- Skąd wiedziałam, gdzie cię znaleźć? – dokończyła za niego. – Mało jest tajemnic, które można przede mną ukryć. – uśmiechnęła się złośliwie. – Czego szukałeś w zamku? Życie ci nie miłe?

- Nie twoja sprawa. – warknął.

- No cóż, chyba jednak moja.  Jestem jego matką chrzestną…

- A ja ojcem!  - Samara spojrzała na niego z tym samym chłodem, który tak często widziała w oczach Severusa.

- Na chwilę obecną, jesteś osobą, która przyczyniła się do śmierci jego rodziców. Uznajmy więc, że nie masz prawa nawet spoglądać w jego stronę.

- To nie ja zdradziłem Lily i Jamesa.

- Tak, to już słyszałam. Wydzierałeś się na całe gardło, gdy cię schwytano, by osadzić w Azkabanie. Jakieś dowody, które pozwolą mi w to uwierzyć, a tym samym nie oszołomić cię i zaprowadzić wprost do Dumbledore’a? – Syriusz cofnął się o krok pod wpływem jej groźby.

- Jeżeli mi nie wierzysz, to po co mi pomagasz?

- Nie pomagam ci. – zaprzeczyła.

- Ale też nie przeszkadzasz.

- Przywilej neutralności.

- Neutralność… Jakie to wygodne. Gdzie byłaś kiedy potrzebowali twojej pomocy?! – oburzył się.

- Chyba jesteś ostatnią osobą, która może wytykać mi bezczynność. – wyprostowała się z groźną minął.

- To nie ja…

- … ich zdradziłem. – dokończyła. – Zaczniesz mówić?

- A jest sens? Widzę, że już mnie osądziłaś.

- Gdyby tak było, już dawno byłbyś martwy. Za to co im zrobiłeś, tylko jedna kara jest satysfakcjonująca.

- Więc na co czekasz? – stanął przed nią teatralnie i rozłożył ręce. Przyglądała się mu. Mimo iż wyglądał tragicznie, jego oczy nie straciły dawnego blasku.

- Na to byś dał mi powód, abym tego nie robiła. – powiedziała w końcu. Syriusz opuścił ręce, lecz nadal milczał.

- Syriusz, to nie mi powinno zależeć. Jednak ostrzegam cię, jeżeli Harremu włos z głowy spadnie, wykopię cię spod ziemi. – Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i ruszyła ścieżką do Hogsmade. – Nie odwracając się do niego dodała tylko. – Snape za punkt honoru obrał sobie cel schwytania cię. Radzę ci uważać.  

************

- Potter’a widziano w Hogsmade! Gdzie wtedy byłaś? – zapytał rozjuszony Snape.

- Naprawdę dobrze wiedzieć, że nasz związek nie zmienił twojego sposobu traktowania mnie. – zakpiła. -  Tak się składa, że byłam tuż za nim. Był więc bezpieczny. – przystanął i obdarzył ją tym swoim wszystkowiedzącym spojrzeniem.

- On nigdy i nigdzie nie jest bezpieczny.

- Byłam tam z nim, nic się nie wydarzyło. Black’a ani śladu. Byłby głupcem, gdyby pojawił się w Hogsmade pod obecność Dementorów.  – Snape już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz przerwała mu.

- Czy koniecznie chcesz kontynuować tą dyskusję? – po chwili milczenia pokręcił głową i podszedł do niej bliżej, by objąć ją w pasie.

*************

- Nie pojawiłeś się jak dotąd pod adresem, który ci podałam. – powiedziała wchodząc do jego jamy i stawiając mu kosz z jedzeniem.

- Skąd mam wiedzieć, czy to nie zasadzka na mnie? – zapytał, rzucając łapczywe spojrzenie na kosz. Zauważyła to.

- Nie krępuj się. – wskazała na jedzenie. – Miałam już wystarczającą ilość sposobności, by cię schwytać, nie sądzisz? – uśmiechnęła się. Syriusz ze smakiem zajadał się smakołykami. Samara wyciągnęła termos z gorącą herbatą i nalała mu ją do kubka.

- Dlaczego to robisz? – zapytał w końcu.

- Już ci kiedyś powiedziałam. Mógłbyś w końcu i ty powiedzieć mi to, na co czekam. – usiadła na kamieniu, rzucając mu czujne spojrzenie. Syriusz przełknął kęs pieczonego kurczaka i westchnął.

- A jeżeli mi nie uwierzysz? – zapytał niepewnie.

- Sprawdź mnie.

- To długa historia.

- W takim razie nie ma co zwlekać.

- To było tego samego dnia, kiedy podjęliśmy decyzję, że to ja mam być strażnikiem tajemnicy Potterów. – zaczął. Nie patrzył na nią, zamiast tego uparcie wpatrywał się w swoje dłonie. – Gdy Albus wrócił do siebie, razem z Jamesem i Lily postanowiliśmy jednak to zmienić. Uznaliśmy, że ja będę zbyt oczywisty. Najlepszy przyjaciel… Zamiast mnie strażnikiem został Peter. Sama wiesz jaki był… Lękliwy, niezdarny. Byliśmy pewni, że Sama Wiesz Kto w ogóle nie zwróci na niego uwagi, że natychmiast rozpocznie pogoń za mną, lub za Remusem. Tym samym, Lily i James byli by bezpieczniejsi.

- Bardzo pięknie, tylko że Peter nie żyje. Nie ma więc tego jak potwierdzić. – powiedziała.

- To również jest nieprawda! Peter żyje! Zdradził Potterów. Gdy udałem się do niego, by się zemścić, odciął sobie palec i wywołał wybuch, pozorując swoją śmierć, zabijając kilku niewinnych mugoli.

- Jakiś dowód na to? – zapytała.

- Dowód znajduje się w zamku. Po to udałem się do Hogwartu! Nie po to, by zabić Harrego, jak wszyscy myślicie.

- Nie wszyscy.

- Peter jest w Hogwarcie, jak sama wiesz też jest niezarejestrowanym animagiem.

- Czyli chcesz powiedzieć, że…

- … że ten zdrajca od lat ukrywa się pod postacią szczura.

- Weasley… - wyszeptała. – Wesley’owie mają szczura!

- Otóż to! – ucieszył się, że zrozumiała. Podszedł do niej uradowany i ujął jej dłonie. – Samaro, ja nigdy nie zdradziłbym przyjaciół! Kochałem ich tak samo jak ty! Chcę go schwytać i oczyścić się z zarzutów, by móc poznać Harrego.

- Wiesz, że nie mogę ci pomóc? – zapytała po krótkiej chwili. Puścił jej dłonie i odszedł kawałek.

- Wiem, ale i tak zrobiłaś już wiele, mimo iż nie miałaś pewności.

- Tak naprawdę w głębi serca wiedziałam, że nie byłbyś w stanie zdradzić. Kiedy Albus pokazał mi te wspomnienia, widziałam w twoich oczach prawdę. Niestety nikt więcej tego nie dostrzegł. Mówiłam mu wielokrotnie, że zbyt pochopnie cię osądzono… bez skutku.

- Nie obwiniaj się. Gdyby nie moja pycha, być może nadal by żyli.

- Pycha? – zapytała zdziwiona.

- Uznałem, że jestem na tyle ważny, by Sama Wiesz Kto osobiście ruszył z pogonią.

- Tego należało się po nim spodziewać. – stwierdziła wstając z zamiarem powrotu. – Trzeba ci czegoś? – zapytała z troską.

- Nie. Mam wszystko. No może… - zawahał się.

- Mów śmiało.

- Może towarzystwa. – przyznał zawstydzony. – Przez ostatnie dwanaście lat nie miałem do kogo gęby otworzyć. Byłaś pierwsza.

- Postaram się wpadać co jakiś czas. Nie mogę jednak zbyt często, Snape i tak coś podejrzewa.

- Snape? – spojrzał na nią zdziwiony. – Niby dlaczego miałby cię podejrzewać?

- Bez powodu… - machnęła ręką, zbywając go. – Wiesz jaki jest.

- Zawsze wtyka swój długi nos w nie swoje sprawy. – zakpił.

- Przestań. – rzuciła mu znaczące spojrzenie. – Snape dwoi się i troi, aby utrzymać Harrego przy życiu.

- Dlaczego go bronisz? – zapytał ciekawy.

- Z tego samego powodu, dla którego broniłam ciebie.

Syriusz skamieniał, otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł mu w gardle. Samara odwróciła się na pięcie i wyszła z jaskini.


*******

- Wyglądasz dużo lepiej. – zauważyła przysiadając na kamieniu i kładąc przed nim jak zwykle kosz z jedzeniem i ubraniami.

- Za to ty coraz gorzej. – powiedział przyglądając się jej z troską. – Masz jakieś problemy?

- Nie większe niż zwykle. – wymusiła na sobie lekki uśmiech.

- Nie oszukasz mnie. – przykucnął przy niej. – Skrzywdził cię?

- Kto? – zapytała zdziwiona.

- Snape, oczywiście.

- Skąd o nim wiesz? – zapytała przestraszona.

- Widziałem was, pewnego wieczoru na błoniach. – wstał i spojrzał na nią surowo. – Co ty sobie myślałaś?

- Wybacz, ale nie muszę ci się tłumaczyć. – przybrała obronną postawę.

- Ale Snape?

- A dlaczego nie?

- Bo to… - zawahał się szukając odpowiednich słów. - …bo to Snape! Obślizgły, śmiecierus!

- Wydaje mi się Syriuszu, że nie jesteśmy już dziećmi. Mógłbyś w końcu darować sobie te wątpliwe uprzejmości, kierowane w jego stronę.

- Dlaczego go bronisz? Przecież widzę, że się zmieniłaś od ostatniej wizyty. Wcześniej jaśniałaś, teraz jesteś zmarnowana. Naprawdę naiwnie myślałaś, że jego stać na jakieś ludzkie uczucia?

- To myślenie nie było naiwne. On potrafi kochać, z tą różnicą, że nie mnie. Nie martw się, jestem już dużą dziewczynką.

- Trudno jest się nie martwić, gdy widzi się ciebie w takim stanie. – stwierdził zaglądając do koszyka. Jedzenia i ubrań było więcej niż zazwyczaj. Wyłapała jego zdziwienie.

- To ostatni raz jak tu przychodzę. – powiedziała. – Wyjeżdżam i nie prędko wrócę.

- To przez niego? – zapytał ze złością.

- Nie tylko. – wstała i podeszła do niego. – Nie rób głupstw, nie pakuj się w problemy i uważaj na siebie. Jeżeli będę mogła, odwiedzę cię. A! I nie waż się wspominać Snape’owi, że wiesz cokolwiek. To by zaszkodziło tobie i mnie.

- Skoro tak mówisz. – uśmiechnął się i rozchylił ramiona, w których po chwili ją zamknął. Trwali tak dosyć długo zanim Syriusz pozwolił jej odejść.

*******

Trochę trwało zanim otworzył jej drzwi. Gdy to jednak zrobił zamarł na chwilę, bo zaraz potem przywołać na twarz radość.

- Samara! – krzyknął Syriusz.

- Ciszej, na brodę Merlina. – szepnęła z uśmiechem wskazując wzrokiem na swoje ramiona.

Syriusz zapowietrzył się w momencie, gdy zdał sobie sprawę, że w jej ramionach śpi dziecko.

- Wpuścisz nas? Czy mamy tak stać?

- Wchodźcie. – otworzył szerzej drzwi i przepuścił ją.

- Gdzie mogę ją położyć? Dopiero co zasnęła. – rozejrzała się po zaniedbanym domu.

- W salonie jest duża kanapa. Usiądziemy tam i wypijemy herbatę. – wskazał kierunek dłonią.

Ostrożnie ułożyła na kanapie śpiącą dziewczynkę i zdjęła płaszcz. W tej samej chwili Syriusz pojawił się z herbatą. Oboje usiedli przy stole i chwile milczeli.

- Przyjechałam, bo Dumbledore martwi się o ciebie. – rzuciła mu krótkie spojrzenie i upiła łyk herbaty.

- Dlaczego się martwi?

- Wydaje mu się, że jesteś samotny.

- Przyzwyczaiłem się. – wyprostował się dumnie. Teraz bardziej przypominał siebie z dawnych lat.

- Do samotności nie powinno się przyzwyczajać. – stwierdziła.

- Nie mam wyjścia.

- Przecież bywa tu cały zakon.

- Wpadają jak po ogień. Tylko Remus od czasu do czasu zajrzy do mnie na dłużej.

- Każdy jest zajęty.

- I chyba w tym tkwi problem.

- To znaczy? – zapytała spoglądając na niego badawczo.

- Każdy ma jakieś zadanie. Tylko ja ukrywam się jak jakiś tchórz. – powiedział z goryczą.

- To dla twojego dobra.

- Wiem. – powiedział beznamiętnie. – Ale mam dość bezczynności.

- Rozumiem cię.

- Dość o mnie. – spojrzał na śpiące na jego kanapie dziecko. – Pokusisz się o małe wyjaśnienie?

- A czy jak odmówię, to uszanujesz to? – zapytała z nadzieją.

- Wiesz, że nie. – uśmiechnął się ciepło.

- No dobrze… - powiedziała po chwili wahania. – Nie mogę mieć o to do ciebie pretensji. Wpadam tu ze śpiącym dzieckiem na ręku, więc chyba należą ci się jakieś wyjaśnienia. Musisz mi jednak obiecać, że nic, co za chwilę powiem nie opuści tych ścian. Nie wolno ci z nikim o tym rozmawiać. Mnie tu oficjalnie nawet nie ma.

- Dobrze, obiecuję. – spojrzała na niego z nadzieją, że może jednak nie będzie musiała niczego tłumaczyć. – Nie odpuszczę, wiesz przecież…

- Wiem. – uśmiechnęła się smutno i zaczęła. – To małe, co śpi na twojej kanapie, to Sofia. Ma niespełna półtora roku. Jest moją córką…- przymknęła oczy i wydusiła to z siebie. – Moją i Severusa.

Syriusz wstał, zrobił kilka kroków okrążając pokój i usiadł ponownie w tym samym miejscu.

- Zabiję go! – warknął.

- Obiecałeś mi. – spojrzała na niego przestraszona.

- Teraz to już nie ma znaczenia! Porzucił cię, gdy byłaś w ciąży!

- On o niczym nie wiedział i nadal nie wie. Chcę, aby tak zostało jak najdłużej. Proszę cię więc, abyś pohamował swoją chęć zemsty. Tylko mi tym zaszkodzisz.

- Nie mogę pozwolić na to…

- Właśnie, że możesz. – powiedziała stanowczo. – Gdybym chciała, Severus byłby teraz ze mną. Może nawet byłby moim mężem, ale nie chcę tego! Nie zwykłam nikogo do niczego przymuszać. Nie dzieje mi się krzywda, jesteśmy obie szczęśliwe. Zapewniam cię.

- Dlaczego mu nie powiedziałaś? – zapytał po chwili milczenia.

- Gdybym mu powiedziała, że spodziewam się dziecka zaraz po tym jak wszystko zakończył, wyglądałoby to, że za wszelką cenę próbuję go zatrzymać. Znam go dobrze, Syriuszu. – spojrzała na niego ujmując jego dłoń. – Wiem jakby postąpił. Związałby się ze mną tylko ze względu na nią, unieszczęśliwiając tym przede wszystkim siebie. Nie chciałam by Sofia była powodem jego nieszczęścia.

- Powinien ci chociaż pomagać, choćby finansowo. – stwierdził.

- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Mam wystarczające środki na to byśmy żyły na przyzwoitym poziomie.

- Zupełnie cię nie poznaję. – wstał. – Jak mogłaś tak po prostu dać się zwieść? Dawna Samara nie dopuściłaby do tego. – stwierdził.

- Syriusz, nie jestem już dzieckiem. Nie musisz się mną opiekować tak jak w szkole. Związałam się ze Snape’em świadomie. Wiedziałam kim jest, jaki ma charakter. Wiedziałam też, że kiedyś przyjdzie dzień, że mnie skrzywdzi.

- I co? Było warto? – zadrwił.

- Tak. – powiedziała stanowczo. – Bo dał mi coś najpiękniejszego. – wskazała na córkę. – I choćby za to będę mu wdzięczna.

- Co na to Dumbledore? – spróbował z innej strony.

- Uważa, że powinnam powiedzieć mu o córce. Ja jednak sądzę, że to zły pomysł.

- Dlaczego?

- Bo jest zbyt blisko Voldemorta. Musi skupić się tylko na jednym. Wiadomość o córce mogłaby narobić tylko samych szkód.

- Jednego w tobie zupełnie nie rozumiem. Dla wielu z nas jesteś idealna. Jesteś piękna i bystra, a mimo wszystko dałaś się tak omotać. Ty go bronisz!

- Spróbuj spojrzeć na to z mojej perspektywy.

- Nie potrafię. – stwierdził.

- To twój problem. Nie przyszłam tutaj przekonywać cię do swoich racji, ale po to, że się o ciebie martwię. Boję się, że zrobisz coś głupiego.

- Dobrze ci się wydaje, z tą różnicą jednak, że to będzie najmądrzejsza rzecz, jaką do tej pory zrobię.

- Ani mi się waż! – syknęła wstając i podchodząc do niego pospiesznie. – Nie wolno ci nawet jednym mrugnięciem zdradzić się! Jesteś mi coś winien. Pomogłam ci, kiedy inni mieli cię za zdrajcę i mordercę. W zamian oczekuję tylko dyskrecji. Chyba nie proszę o zbyt wiele? – zapytała stając obok niego.

Nastąpiła długa chwila milczenia, w czasie której oboje mierzyli się wzrokiem. Syriusz skapitulował pierwszy.

- Dobrze. Masz rację, jestem ci to winien. Nie oczekuj jednak ode mnie, że się z nim zaprzyjaźnię.

- Merlinie broń. – zaśmiała się. –To by dopiero było podejrzane.

Oboje roześmiali się serdecznie, a śmiechem tym obudzili Sofie.

Samara podeszła do niej, wzięła ją na ręce i podeszła do Syriusza.

- Czyż nie jest śliczna? – zapytała.

- Całe szczęście urodę odziedziczyła po matce. – powiedział śląc niemrawy uśmiech. Usiadł ponownie w fotelu. – Cały czas się tylko zastanawiam. Nie daje mi to spokoju.

- Co takiego? – zapytała, stojąc naprzeciwko niego.

- Dlaczego Snape?

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Myślę jednak, że prawdziwa miłość zaczyna się wtedy, kiedy nie wiesz dlaczego kochasz.


piątek, 8 lipca 2016

Alternatywne opowiadanie.


- Wypij to. – podał mu fiolkę z eliksirem. – To zatrzyma na jakiś czas działanie klątwy.

- Na jak długo? – zapytał Albus.

- Kilka miesięcy, może rok. – wstał i odszedł kilka kroków. Usłyszał jak skrobie piórem po pergaminie.

- Udaj się w to miejsce. – podał mu zwitek papieru na którym napisał informacje. – Sprowadź ją.

Snape spojrzał na niego nie do końca pewny, że usłyszał właściwie.

- Ją? – zapytał.

- Rok to za mało. Nie zdążę przygotować Harrego. – westchnął przyglądając się swojej czarniejącej dłoni.  – Jeżeli ktokolwiek jest w stanie pomóc to tylko ona.

- Mówiłeś przecież, że…

- Wiem. – przerwał mu. – Nie mam wyjścia. Będzie musiała mi wybaczyć. – przymknął oczy i dodał - Oboje będziecie musieli.

Snape skinął i wycofał się z gabinetu. Postanowił nie zwlekać. Przeczytał ponownie instrukcje jak dostać się do miejsca, w którym miał ją zastać. Z informacji wynikało, że aportować mógł się tylko na skraj łąki przy lesie Dalby Forest. Dalszą drogę będzie musiał odbyć pieszo.

Trzymając się ściśle informacjom od dyrektora wkrótce odnalazł domek, w którym mieszkała. Był pewien, że nigdy mu o nim nie wspominała, więc nic dziwnego, że nie odszukał jej wówczas. Ponadto na to miejsce rzucono potężne zaklęcia ochronne, które dodatkowo utrudniały całą sprawę.

Nie dał się oszukać zaklęciom zwodzącym i stanął przed drzwiami. Przez chwile wahał się, lecz wiedział, że nie ma innego wyboru jak stawić jej czoła. Zapukał trzy razy. 

Drzwi uchyliły się po dłuższej chwili. W pierwszym momencie pomyślał, że same się otworzyły, bo nikt za nimi nie stał. Dopiero kiedy spojrzał w dół zobaczył czarne, błyszczące wlepiające się w niego oczy. Przy drzwiach stała mała dziewczynka, tak podobna do Samary, że zaniemówił.

- Tyle razy cię prosiłam, abyś sama nie otwierała drzwi. – usłyszał jej głos i kroki. W chwilę potem stanęła przed nim i skamieniała.

***********

W momencie gdy go zobaczyła w głowie usłyszała nieznośny pisk. Stanęła w miejscu jak wryta. Oddech stał się płytki. Patrzyła na niego, później na Sofie i tak bez końca. Cisza, która zapanowała była nie do zniesienia. Gdy już zamierzała wypchnąć go i zatrzasnąć drzwi odezwał się tym jedwabistym chłodnym głosem. To zadziwiające, co może zrobić twojemu sercu brzmienie głosu za którym tak się tęskniło. – pomyślała.

- Twój ojciec cię potrzebuje. – mimo iż mówił do niej, nie oderwał wzroku od małej. – Wysłał mnie tu bym cię sprowadził.

Patrzyła na niego nieprzytomnie próbując zrozumieć sens słów.

- Samaro. – spojrzał jej w oczy. – On umiera. – Pisk, który do tej pory słyszała w głowie urwał się nagle. Zamrugała kilkakrotnie.

- Lepiej dla niego, żeby to była prawda. – rzuciła oschle. - Sofia. – zwróciła się do dziewczynki, która do tej pory przyglądała się całej scenie z ciekawością. – Chodź do mnie. – mała posłusznie zbliżyła się. Samara wzięła ją na ręce i ruszyła w stronę drzwi przy których stał.

- Przeniosę nas do zamku. – powiedziała przechodząc obok niego biorąc po drodze do ręki swoją różdżkę.

- Dobrze wiesz, że do Hogwartu nie można się aportować. – wyszedł za nią.

- Mi wolno trochę więcej. – wyciągnęła dłoń. Zerknął na nią i złapał ją mocno za rękę. W sekundę po tym poczuł znajome szarpnięcie. Uderzył stopami mocno o podłogę i zdał sobie sprawę, że znajdują się na wieży astronomicznej. Samara ruszyła już nie czekając na niego.

***********

- Zostań tu. – powiedziała do córki. Mała usiadła posłusznie w fotelu pod oknem. Samara natychmiast ruszyła w stronę Albusa, który siedział w swoim krześle z wysokim oparciem. Wyglądał na zmęczonego. Snape wszedł do gabinetu jednak pozostał w dolnej części.

- Coś ty zrobił! – syknęła widząc porażoną rękę. Usiadła przy nim i wzięła jego dłoń w swoje i zaczęła dokładnie oglądać. Rzuciła też okiem na zniszczony pierścień, który nadal spoczywał na biurku. – Czy to jest to, o czym myślę? – zapytała.

- Tak. – przyznał.

- Co cię opętało?! – warknęła bezsilnie.

- Samaro… – zaczął, ale przerwała mu gestem dłoni.

- Co mu podałeś? – zapytała Snape’a, który stał w niższej części gabinetu.

- Eliksir Wiggenowy. – powiedział.

- To nie wystarczy. – wstała i spojrzała na Albusa. – To tylko opóźni…

- Wiem. – powiedział Dumbledore. – Dlatego po ciebie posłałem. – świdrował ją swoimi błękitnymi oczami. – Tylko ty możesz mi pomóc.

Samara przymknęła oczy, a z jej ust wyrwał się przygłuszony jęk.

- Nie mogę ci pomóc. – powiedziała cicho, lecz nie na tyle by nie usłyszał tego Snape. – Nawet Fawkes nie może. To co próbuje cię zabić, nie jest chorobą, którą mogę uleczyć. To klątwa, która rozprzestrzenia się po twoim ciele jak szarańcza. Snape tylko opóźnił jej działanie. Wkrótce zacznie postępować…

- To znaczy, że nic się nie da zrobić? – zapytał Snape robiąc kilka kroków w ich stronę.

- Cóż, trudno. – stwierdził wzruszając ramionami Albus. – Będę musiał pozmieniać swoje plany.

- Zmienić plany? Co to znaczy zmienić plany? – zapytał gotując się w środku.

 - Przymknijcie się obaj! – warknęła Samara, krążąca po gabinecie jak uwięziony w słoju trzmiel. – Mam was po dziurki w nosie! Dajcie mi pomyśleć w spokoju. – pocierała dłońmi swoje skronie próbując złagodzić nagły ból głowy. Cisza trwała długo. Oboje przyglądali się jak chodzi w kółko próbując znaleźć rozwiązanie. Nagle przystanęła i podniosła wzrok na Albusa.

- Jest sposób. – powiedziała chłodnym, nieprzyjemnym tonem.

- Jaki? – zapytali praktycznie równocześnie.

- To co wniknęło w twoją dłoń to klątwa. Każdą klątwę można zdjąć.

- Można. – przyznał Snape. – Pod warunkiem, że wie się jakiej użyto.

- Mogę spróbować bez tej wiedzy, ale nie wiem… - urwała.

- Czego? – zapytał Albus wyłapując jej zaniepokojone spojrzenie.

- Nie wiem czy to przeżyjesz. To będzie żmudny, wyniszczający i bolesny… bardzo bolesny proces. Będę dosłownie rozrywać każdą komórkę twojego ciała w poszukiwaniu źródła.

- Jeżeli się powiedzie?

- Będziesz żył.

- Jakie ma szanse? – zapytał Snape stając obok niej.

- Mniejsze niż bym chciała.

- Tak czy inaczej umrę. – powiedział pogodnie Albus. – Samaro wiesz o wszystkim. W razie czego pokierujesz Harrego na trop, a Severus ci pomoże.

- Nie rób tego. Nie zgadzaj się. – mówiła z przymkniętymi oczami. – Snape dał ci rok. To lepsze niż nic.

- Rok w cierpieniach. – stwierdził z powagą. – Tego chcesz dla mnie?

- Chcesz, żebym cię zabiła? Chcesz żebym miała twoją krew na rękach?

- Z tobą mam największe szanse. – uśmiechnął się, a ona prychnęła odwracając się.

- Nie chce być tą, która cię zabije. – oparła się o jeden z filarów przyglądając się Sofii, przy której wylądował Fawkes.

- Nie zabijesz mnie. Sam do tego doprowadziłem.

- Dlaczego to zrobiłeś? – spojrzała na niego przez ramie. – Przecież wiesz, że to nie był sposób. Znasz tą legendę na pamięć.

- Słabość starego człowieka.

- Przestań! – warknęła przez zaciśnięte zęby. Przez chwilę biła się z myślami. – Jeżeli mamy to zrobić, trzeba działać natychmiast. Im dłużej zwlekamy tym większe zniszczenie w twoim organizmie sieje klątwa.

- Czyli się zgadzasz? – zapytał.

- A mam inne wyjście? – zadrwiła i zwróciła się do Snape’a. -  Nie mam jej z kim zostawić. – wskazała bezradnie na córkę. – Proszę cię, zabierz ją stąd. To będą tortury. Nie chcę, aby była świadkiem tego jak znęcam się nad jej dziadkiem.

Nie odezwał się. Nawet na nią nie spojrzał. Zszedł na niższy poziom przystanął przy dziecku.

- Choć ze mną. Pokażę ci zamek.

- Wielką salę też? – zapytała podrywając się z miejsca.

- Też.

Kiedy zamknęły się za nimi drzwi Samara odwróciła się by spojrzeć na Albusa.

- Mam tylko nadzieję, że nie zrobiłeś tego celowo.

- Cóż, cel uświęca środki. – uśmiechnął się. – Nie, nie zrobiłem tego celowo. Powiedziałaś mu?

- Nie, ale myślę, że już wie.

- Skąd?

- Nie trudno się domyślić patrząc w jej oczy. – Albus pokiwał głową.

- Tak, rzeczywiście. Dwa błyszczące obsydiany. Tylko u niego takie widziałem.


- Musisz się położyć. Na siedząco tego nie wytrzymasz. – mówiła podwijając rękawy. – Przejdźmy do twojej sypialni.


Delikatne skrzypnięcie drzwi wyrwało ją ze snu. Rozejrzała się nerwowo. Albus spał blady jak pergamin z wyraźnymi sińcami pod oczami. W drzwiach stał on.

- Gdzie Sofia? – zapytała przecierając zaspane oczy. Spojrzała na zegarek, było po drugiej w nocy.

- Śpi w mojej sypialni. – zamknął za sobą drzwi. – Co z nim? – zapytał.

- Jeżeli się obudzi będzie żył. – oparła głowę o zagłówek fotela i przymknęła oczy.

- A ręka?

- Nigdy nie była do uratowania.

- Wypij to. – podał jej niewielką fiolkę z eliksirem wzmacniającym. – Źle wyglądasz.

- To dlatego, że musiałam oddać mu sporo własnej energii. Bałam się, że nie przeżyje. – powiedziała gdy wypiła płyn. Zapadła się głębiej w fotelu wyciągając nogi. Spojrzała niepewnie na niego.

- Mam do ciebie prośbę. – zaczęła cicho. – Czy byłby to dla ciebie duży problem jeżeli Sofia została by u ciebie? Ja muszę tu zostać i czuwać przy nim. Sama też ledwie żyję.

- To nie problem. – powiedział rzucając jej głębokie spojrzenie. – Wiesz, że musimy porozmawiać?

- Wiem. – potwierdziła smutno. – Nie dziś jednak. Jestem wykończona. Jutro będzie na to czas.

Gdy wyszedł westchnęła i narzuciła na siebie koc. Był środek lata, jednak za grubymi murami zamku noce były chłodne.

- Nie powinnaś tego odwlekać. – odezwał się niespodziewanie Albus.

- Nie śpisz? – zapytała podrywając się.

- Nie śpię. – odetchnęła z ulgą ponownie siadając w fotelu. Zbyt szybkie wstanie wywołało u niej zawrót głowy.

- Zrobiłbyś wszystko, żeby prawda w końcu wyszła na jaw, co? Nawet dałbyś się zabić.- zadrwiła, udając obrażoną. Efekt psuł jednak uśmiech błąkający się na jej bladej twarzy.

- Przeceniasz mnie. – przymknął zmęczone powieki. – A więc udało ci się.

- Niewiele brakowało, by było odwrotnie. Nie rób tego więcej. Nie jestem jeszcze gotowa by cię stracić.

- Przepraszam. Z wiekiem tracę czujność.

Umilkli oboje i wpatrywali się w siebie tak jakby nie widzieli się od stuleci.

- Co mam mu powiedzieć? – zapytała niespodziewanie.

- To co mi trzy lata temu. Czyżbyś zmieniła zdanie co do słuszności swoich działań?

- Nie, nadal uważam, że miałam rację. Gdybym ponownie musiała wybierać zrobiłabym tak samo.

- Masz więc odpowiedź.

- A co jeżeli to mu nie wystarczy?

- Mleko się rozlało. Pozostaje wam tylko posprzątać.

- Nie pomagasz. – jęknęła.

- Nie zamierzam. Wychowałem cię, nauczyłem podejmować decyzję i żyć z konsekwencjami. Znasz dobrze moje zdanie na temat twojego wyboru i choć później sam radziłem ci wstrzymać się z poinformowaniem go, to nie zmienia faktu, że nasze spojrzenie na całą sprawę różni się.


- Powinieneś odpocząć. – powiedziała zmieniając temat. – Ja zresztą też. Jutro stawię temu czoła. Tak jak mnie nauczyłeś.


Następnego dnia znalazła ich na błoniach. Szła w ich kierunku powoli, obserwując uważnie. Sofia biegała przy brzegu jeziora co jakiś czas mącąc taflę wrzucanymi kamieniami. On stał opierając się o pień drzewa nie spuszczając z niej oka.

- Severusie, a czy to prawda, że na dnie jeziora mieszka Kraken? – usłyszała podniecony głos córki.

- Tak. – potwierdził, a dziewczynka zaśmiała się i wlepiła oczy w taflę jeziora licząc pewnie na to, że ujrzy choć jedną mackę.

Zorientował się, że idzie w ich stronę. Wyprostował się i ruszył jej naprzeciw. Przystanęli nieopodal nadal mając Sofię na oku. Dzień był wyjątkowo piękny. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a błękit nieba zapierał dech w piersiach. Jezioro skrzyło się od promieni słonecznych, a oni stali w milczeniu nie patrząc na siebie.

- Dlaczego milczysz? – zapytała przerywając niezręczną ciszę.

- Czekam aż mi to powiesz.

Samara wzięła kilka głębszych oddechów, chcąc zapanować nad przyspieszającym biciem serca.

- Nie myli cię intuicja. – zaczęła. – To twoja córka. – wyrzuciła to z siebie i nagle poczuła jakby ktoś odciął jej od nóg uwiązaną tam wcześniej kulę. Snape długo nic nie mówił, przyglądając się jak Sofia próbuje niezdarnie puszczać kaczki.

- Zapytałby dlaczego mi nie powiedziałaś, ale nie jestem pewny czy chcę znać odpowiedź. – powiedział w końcu.

- Były dwa powody. Choć decyzję oparłam tylko na pierwszym. – spojrzał na nią. Obracała na palcu srebrną obrączkę, prezent od Lily na znak ich wiecznej przyjaźni.

- Dowiedziałaś się, że jesteś w ciąży przed, czy po tym jak kazałem ci zniknąć ze swojego życia? – zapytał.

- Wiedziałam już jakiś czas przed tym. Próbowałam ci nawet powiedzieć. Pamiętasz? Przerwano nam wówczas, Lupin potrzebował wywaru, Albus przysłał patronusa. – Snape zmrużył oczy.

- Pamiętam.

- Kiedy wróciłeś już nie pytałeś, a ja bałam się wrócić do tematu. Kilka godzin później stało się to co się stało. Jak wówczas miałam ci powiedzieć?

- Powinnaś mi powiedzieć. To by wiele zmieniło.

- Wiem, właśnie tego chciałam uniknąć. – rzuciła mu krótkie spojrzenie. Był spokojny, to dziwne… spodziewała się furii. – Gdybym ci powiedziała uniósł byś się honorem. Związałbyś się ze mną nie z miłości lecz z obowiązku. Unieszczęśliwiłbyś siebie i nas. Nie kochałeś mnie, a ja nie zniosłabym litości.

- Nie możesz wiedzieć co do ciebie czułem. – powiedział nagle odchodząc od niej o parę kroków. Sofia nadal bawiła się przy brzegu.

- To zawsze była Lily. – wyrzuciła to z siebie. – Nie winię cię. – Snape westchnął głęboko.

- A drugi powód? – zapytał odwracając się w jej stronę.

- To było wtedy, kiedy odbywał się turniej trójmagiczny. Do tej pory Albus nalegał bym poinformowała cię o córce. Był już nawet czas, że chciałam to zrobić, ale Czarny Pan powrócił. Ty wróciłeś w jego szeregi jako szpieg. Musiałeś skupić się na zadaniu. Wówczas nawet Dumbledore prosił bym wstrzymała się z decyzją. Nie należało ci mącić. Nic nie było ważniejsze od tego byś zdobył jego zaufanie. – umilkła na chwilę odważając się ponownie spojrzeć na niego. Nadal nic nie wskazywało, że wybuchnie niepochamowanym gniewem. Miał prawo do tego. Odebrała mu trzy lata z córką.

- Nie chciałam też narażać jej. – wskazała na Sofię, która goniła za dużym błękitnym motylem śmiejąc się w głos. – Znam dobrze twoją zdolność do oklumencji. Wiem, że jesteś w tym mistrzem, ale gdyby jednak Voldemort dowiedział się o niej…

- Jakie znaczenie dla niego miałaby mała dziewczynka? – zapytał.

- Większe niż ci się zdaje.

- Nie powiesz mi pewnie? To jedna z twoich wielu tajemnic. – po raz pierwszy pokusił się na sarkazm. Wyczuła zniecierpliwienie w jego głosie. Wyczuła też z jak wielką starannością dobierał słowa starając się nie ponieść emocjom.

- Nie powinnam. – spojrzała na niego, a on prychnął. – Ale powiem.

Wyraz jego twarzy nagle zmienił się. Zmrużył oczy i ponownie podszedł do niej.

- Znasz moje imiona? – zapytała.

- Tak.

- Wiesz więc, że trzy z nich noszę po założycielach Hogwartu. – przytaknął. – Nie wiesz jednak, że czwarte też jest z nimi związane.

- Samara nie pasuje do żadnego.

- Nadano mi te imiona ponieważ jako jedyna jestem bezpośrednio spokrewniona z każdym założycielem. Moje pierwsze imię to tylko maska. Celowo Albus nie nadał mi imienia po Salazarze. Nie chciał bym była z nim kojarzona. Co nie zmienia faktu, że jest moim przodkiem.

- Ostatnim żyjącym dziedzicem Slytherina jest Czarny Pan. – powiedział coraz mniej pewny tego czy chce usłyszeć dalszy ciąg.

- Ostatnim dziedzicem jest Sofia… Jako jego wnuczka. – Przymknęła oczy, usłyszała jak wciąga ze świstem powietrze. Prawda była druzgocąca, nigdy nie planowała mu tego powiedzieć, ale wszystko się zmieniło i jeżeli miał zrozumieć musiał wiedzieć.

Cisza między nimi trwała niepokojąco długo. Snape nie patrzył na nią. Ponownie odszedł od niej. Zauważyła zaciśnięte pięści.

- Musisz zrozumieć. – zaczęła w końcu. – Nigdy nikt nie miał się o tym dowiedzieć. Zwłaszcza ty.

- Jak to się stało, że trafiłaś do Dumbledore’a? – zapytał nie patrząc na nią.

- To długa historia…

- Mam czas.

- Czarny Pan za czasów pierwszej wojny, jeszcze zanim jakakolwiek przepowiednia miała miejsce miał obsesję na punkcie założycieli Hogwartu. Chciał posiąść ich moc, a w szczególności Gryffindora. Odnalazł więc jego  dziedziczkę i rzucił na nie zaklęcie Imperio. Tak pojawiłam się na świecie. Ją zabił od razu. Mnie potrzebował przez jakiś czas, aby dokończyć proces przekazania magii. Dumbledore wiedział o wszystkim i udało mu się mnie wydostać. Przygarnął mnie i wychował. Później dowiedziałam się od niego, że moim przodkiem nie tylko był Godryk Gryffindor, ale też pozostali. Po każdym z nich odziedziczyłam pewien dar. Empatię po Huffelpuff, Remedium po Ravenclaw, odwagę po Gryffindorze, a rozmawiać z wężami potrafię wiadomo po kim. – zakończyła wzdychając ciężko.

- A więc moja córka, jest wnuczką Czarnego Pana? – zapytał spoglądając na nią przez ramie.

- To nie powinno mieć dla ciebie znaczenia. – powiedziała pospiesznie, bojąc się, że wie do czego zmierza. – Sofia w przeciwieństwie do mnie i do mojego prawdziwego ojca została zrodzona z miłości i miłością jest otoczona od pierwszego dnia. Ona również została obdarowana wszystkimi darami. Oprócz mowy węży, nie przypomina w niczym Voldemorta. – Snape milczał.

- Severusie… zrozum, jeżeli on dowiedziałby się o niej… Mnie nie był już w stanie dosięgnąć, mnie chroniły zupełnie inne siły. Byłam poza jego zasięgiem. Ona jest bezbronna. Jego obsesja na punkcie potęgi  nie minęła. Bałam się, że zechce ją schwytać.

- Ten argument rozumiem. – powiedział powoli odwracając się w jej stronę. – Pierwszy nie tłumaczy niczego. Ile ona wie? – zapytał.

- Nie dużo. Powiedziałam jej, że ma ojca, który o niej nie wie, bo walczy… Nie chciałam jej okłamywać. Gdyby zapytała powiedziałabym jej. Od tamtej pory jednak przestała pytać.

- Zbyt dużo informacji jak na jeden dzień. – westchnął i ruszył w stronę zamku.

- Co mam jej powiedzieć? – zapytała widząc, że odchodzi.

- Nic. Muszę pomyśleć. – powiedział grobowym tonem i odszedł.

- Severusie! – krzyknęła Sofia biegnąc. – Dokąd poszedł? – zapytała rozczarowana przystając przy niej.

- Severus ma swoje sprawy. Już i tak nadużyłyśmy jego uprzejmości. – uśmiechnęła się do niej smutno głaszcząc po główce. – Choć sprawdzimy czy dziadek się obudził.

**************

Był późny wieczór kiedy zapukał do jego sypialni. Wszedł niepewnie, omiatając pokój czujnym spojrzeniem.

- Nie śpię. – powiedział Albus. Wyglądał już znacznie lepiej niż wczoraj, choć nadal nie tak dobrze jak zwykle.

- Jesteś sam? – zapytał.

- Samara poszła położyć Sofię, sama też była wykończona. Usiądź. – wskazał ręką fotel przy jego łóżku. Usiadł posłusznie.

- Powiedziała ci. – Albus spojrzał na niego z troską. Pokiwał głową. – Severusie, to nie jej wina, że jej ojcem jest Voldemort. – Snape skrzywił się na dźwięk tego imienia.

- Moja córka jest jego wnuczką. – powiedział przymykając oczy.

- Czy to naprawdę ma aż tak duże znaczenie? – zapytał dobrodusznie. Snape otworzył oczy i wyłapał jego świdrujące spojrzenie.

- Moja. Córka. Jego. Wnuczką. – powiedział z bolesną powolnością. – Dostrzegasz ironię?

- Ona jest MOJĄ wnuczką Severusie. – powiedział dobitnie. – Więzy krwi nie mają z tym nic wspólnego.

- Co ja mam zrobić? – zapytał bezradnie.

- Trzymać obie z dala od Voldemorta. Szczególnie Sofie. Wiem, że twoja oklumencja jest skuteczna. Jednak teraz podwójnie ważne jest, abyś nie dopuścił go do tych wspomnień.

- Nie jestem głupi i nie o to pytałem. – wyprostował się w fotelu.

- Sam musisz podjąć decyzję. – Snape prychnął i wstał z fotela.

- Do tej pory nikt jakoś nie zadał sobie tyle trudu, aby zapytać mnie o zdanie. Oboje uznaliście, że będzie lepiej gdy nigdy jej nie poznam.

- To nie prawda. – zauważył. – Próbowałem ją przekonać, ale była uparta. Później sytuacja się zmieniła.

- To niczego nie tłumaczy. – warknął. – Wysłuchałem jej, próbowałem zrozumieć, ale nie mogę. Wtedy kiedy zniknęła powinieneś mi powiedzieć! Wiem, że być może na to nie zasługiwałem, ale powinienem wiedzieć! Wówczas wiedziałbym co robić. Teraz nie jestem pewien. – oparł się dłońmi o parapet okna.

- Wiesz co robić. Gdybyś nie wiedział nie męczyłbyś się tak. – powiedział po dłuższej chwili.

- Obie pojawiły się w najgorszym z możliwych momentów. – wyjęczał. – Do tej pory ryzykowałem tylko ja…

- A więc jednak przejmujesz się losem małej? – zapytał.

- Oczywiście! – krzyknął – To moja córka. – dodał spokojniej.

- Jest do ciebie zadziwiająco podobna. Nie wyglądem, tu tylko odziedziczyła kolor oczu i włosów. Charakter… charakter ma po tobie.

- Nie jestem pewien czy to dobrze. – westchnął.

- Powiedziałeś jej? – zapytał nagle.

- Nie. To nie ma już znaczenia. Minęło zbyt wiele czasu. Wszystko się zmieniło.

- Wszystko? – zapytał rzucając mu wymowne spojrzenie znad okularów.

**************

- Dziś wieczorem wracamy do siebie. – powiedziała do córki, która maszerowała obok niej. – Dziadek ma się już lepiej.

- Nie chcę wracać. – powiedziała przekornie Sofia tupiąc przy tym nóżką.

- Nie możemy tu zostać. – przystanęła i przykucnęła przy córce. – Szkoła niedługo będzie otwarta i przyjadą uczniowie. Ty też za kilka lat tu wrócisz.

- I Severus będzie mnie uczył? – zapytała.

- Tak. – wyprostowała się i ponownie ruszyły korytarzem. Na samą myśl o tym miała gęsią skórkę.

- Mamy takie same oczy. – zauważyła, a Samara gwałtownie przystanęła zdziwiona spostrzegawczością córki.  –To chyba dziwne… O!!! Duch!!! – zerwała się z miejsca i popędziła z całych sił do wielkiej sali goniąc za Prawie Bezgłowym Nickiem. Samara stała jeszcze chwile oniemiała.

- To zadziwiające jaka jest spostrzegawcza. – usłyszała jego głos po swojej prawej stronie.

- Jakby się nad tym dłużej zastanowić, to wcale nie jest takie dziwne. – uśmiechnęła się smutno. Podszedł do niej, jak zwykle ubrany w swoją nieśmiertelną czerń osiemnastowiecznego gentelmana.

- Ty w jej wieku też taka byłaś? – zapytał.

- Nie bez powodu trafiłam tu w wieku pięciu lat.

- No tak.

- Lubi eliksiry. – dodała ruszając w stronę wielkiej sali.

- Zauważyłem. Przewróciła moją pracownię do góry nogami.

- Mam nadzieję, że nie sprawiła ci kłopotu? Jest trochę rozpuszczona przez Albusa, przeze mnie chyba też. Chciałam jej wynagrodzić tą krzywdę… - urwała.

-…którą wam wyrządziłem? – zapytał, a ona przystanęła gwałtownie i spojrzała mu w oczy.

- To nie ty nas skrzywdziłeś. To ja sama ponoszę za wszystko odpowiedzialność.

- Gdybym wtedy postąpił inaczej.

- To i tak by się rozpadło. Nie kochałeś mnie. Lepiej dla niej, że nie musiała oglądać tego jak się ze mną męczysz.  – odwróciła się i już chciała pójść dalej, gdy chwycił ją za nadgarstek.

- Dlaczego ciągle próbujesz mi wmówić, że cię nie kochałem? Dlatego, że nigdy ci tego nie powiedziałem? Czy nie zauważyłaś, że nie lubię wielkich słów? – Zamrugała parokrotnie nie wiedząc co ma powiedzieć.

- Kazałeś mi odejść… mówiłeś, że jestem błędem… - wyszeptała w końcu.

- A nie przyszło ci do głowy, że chciałem się bronić.

- Bronić? Przed czym?

- Przed tobą. – puścił jej dłoń. Samara otworzyła usta jakby chciała coś powiedzieć, ale nie odezwała się. – Byłaś pierwszą po Lily, na którą zwróciłem uwagę. Inne kobiety w moim życiu były bez twarzy. Ty zmusiłaś mnie, abym dostrzegł twoją. Kiedy zdałem sobie sprawę jak daleko zabrnęliśmy, wpadłem w panikę. Bałem się, że za chwile staniesz się tą cząstką tlenu bez której nie będę mógł oddychać. Nie myślałem… To był instynkt. Następnego dnia ruszyłem za tobą, ale nie było już śladu, a Dumbledore nie chciał mi powiedzieć… Samaro musiałaś wiedzieć, że cię szukam, na pewno ci o tym powiedział. Dlaczego wówczas nie przyszło ci do głowy, że jeszcze nigdy w swoim życiu nikogo nie szukałem. Przecież wiedziałaś, znałaś mnie… Powinnaś wiedzieć, że robię to z miłości. – zamilkł. Oparł się o ścianę, a pochyloną głowę przykryła kurtyna jego włosów.

- Myślałam… byłam pewna, że kochasz Lily. – zrobiła krok w jego stronę. – Skąd miałam wiedzieć? Nie dałeś mi nigdy odczuć.

- Nigdy? – zapytał podnosząc głowę. – Ile osób przez całe swoje życie dopuściłem tak blisko? Już samo to powinno świadczyć, że jesteś dla mnie wyjątkowa. Znałaś mnie dobrze i powinnaś wiedzieć, że nie usłyszysz tych słów. Słowa to tylko słowa.

- Te słowa w twoich ustach znaczyłyby więcej niż czyny. Wiedziałabym, że wypowiadając je składasz obietnice. Nie miałabym wówczas wątpliwości.

- Nadal je masz? Po tym co ci powiedziałem? – zmrużył oczy milknąc na chwile. – Myślałem, że ty jako jedyna z wszystkich nie oczekujesz ode mnie wielkich słów.

- Być może wtedy nie oczekiwałam. – wyprostowała się i zerknęła przez ramię. Sofia chichotała przebiegając przez ciało Nicka, którego wyraźnie to bawiło. – Ale teraz potrzebuję to usłyszeć.

Snape przez chwile przyglądał się jej, potem wyprostował się i podszedł do niej, a nachyliwszy się wyszeptał do jej ucha.

- Kocham cię, ale obie pojawiłyście się w najgorszym momencie. – Samarze zdało się, że jej serce stanęło w miejscu. Byli tak blisko siebie, czuła jego oddech na swojej szyi. Jego zapach powodował u niej gęsią skórkę. Pomimo dzielących ich milimetrów, przyszło jej na myśl, że nigdy nie byli od siebie tak daleko.  – Nie należę teraz do siebie. Najlepiej zrobisz jeżeli ponownie ukryjesz się z nią tam, gdzie cię nie znajdę. – wyprostował się i cofnął o krok. Patrzyła na niego tak, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu.

- Znowu mi to robisz. – powiedziała w końcu.

- Nie, tym razem to zupełnie coś innego. Zrozum… gdybym mógł, nie pozwoliłbym ci już nigdy odejść.

- Więc nie pozwól mi. – zbliżyła się, ale on natychmiast zwiększył dystans.

- Dopóki tu jesteś, dopóki widzę jej beztroski uśmiech, nie jestem w stanie działać. Muszę mieć pewność, że jesteście obie bezpieczne, że nawet gdy zawiodę Czarny Pan nigdy nie dowie się o miejscu waszego pobytu. Muszę być pewien, że narażam tylko swoje życie. Obiecaj mi, że dziś odejdziecie!

- Ja… - zawahała się.

- Obiecaj! – warknął.

- Severus! – krzyknęła Sofia biegnąca w ich stronę. – Szukałam cię. – powiedziała z dziecinnym wyrzutem. – Miałeś mi pokazać jak warzysz eliksiry.

Snape spojrzał na nią z góry. Żadnym gestem nie dał poznać wcześniejszego wzburzenia. Samara stała z kolei rozdarta pomiędzy jego prośbą, a tym co czuła.

- Obawiam się, że nie będzie to dziś możliwe. Twoja mama powiedziała mi, że dziś opuszczacie zamek. – rzucił jej znaczące spojrzenie.

- Tak… - powiedziała w końcu. – Musimy się spakować. Nie ma już czasu na zabawę.

- Mówiłaś, że dopiero wieczorem. – nie dawała za wygraną.

- Zmieniłam zdanie. Opuszczamy zamek zaraz po tym jak się spakujemy. – Sofia spuściła smutną główkę, odwróciła się na pięcie i ruszyła niepocieszona w kierunku pokoju który zajmowały. Gdy oddaliła się na odległość, gdzie nie mogła już ich usłyszeć, Snape ponownie zwrócił się do Samary.

- Obiecaj mi, że zabierzesz ją stąd. Dumbledore powiedział mi, dlaczego nie wolno ci się wtrącać do wojny. Nie pozwolę ci narażać siebie i jej.

- Dlaczego zawsze nas to spotyka? – zrobiła dwa kroki w jego stronę i wtuliła się bezradnie. Nie objął jej, pozwolił jednak na ten gest czekając, aż się pozbiera.

- Obiecaj mi, że nie wrócisz dopóki nie będzie po wszystkim. – powiedział w końcu. Zapach białego bzu nęcił go i wiedział, że jeżeli potrwa to dłużej sam zmieni zdanie.

- Obiecuję. – powiedziała cicho pociągając nosem. Odsunęła się od niego i chciała dotknąć dłonią jego twarzy. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że będzie dobrze, że pogodziła się już z ich losem, ale nie mogła, czuła tylko pustkę.

- Wytrzymasz. – powiedział jakby czytając w jej myślach. – Nawet wyobrażenia nie masz ile jesteś w stanie wytrzymać. – otarł swoją dłonią łzę cicho spływającą po jej policzku.

- Dlaczego nie mogę oprzeć się wrażeniu, że widzę cię po raz ostatni. – powiedziała po krótkiej chwili milczenia, na co on westchnął tylko i przyciągnął ją do siebie zamykając w swoich ramionach.