niedziela, 29 kwietnia 2018

Trust me!


Witajcie,
Udało mi się w końcu ukończyć to opowiadanie. Gdy zaczęłam je pisać, jakiś rok temu rodziło się w potwornych bólach, może właśnie dlatego je porzuciłam i dałam sobie spokój na jakiś czas z tą parą. Obrzydli mi...
Ale jak usiadłam do niego ponownie po takim czasie, słowa jakoś same się pisały. 
Nie wiem jak wypadło, po takiej przerwie, więc chętnie dowiem się co o tym myślicie. 
Jak się spodoba, to może dokończę inne, które mam rozpoczęte, ale nie dokończone. Kto wie?
Zachęcam do zostawienia po sobie śladu, abym wiedziała, że ktoś to jednak przeczytał.
Pozdrawiam
SS

*********************************************************

- Chciałabym z wami porozmawiać. – oznajmiła Sofia wchodząc do kuchni.

Samara przerwała przygotowywanie kolacji, wytarła dłonie w ręcznik kuchenny i spojrzała na nią z zaciekawieniem. Severus wyjrzał zza Proroka codziennego, na moment odrywając się od czytanego artykułu.

- Słuchamy. – powiedział ponownie wracając do lektury.

- Mam już 7 lat. – powiedziała robiąc krok do przodu.

- Nie da się ukryć. – wtrącił Severus, pozornie tylko zajęty czytaniem gazety.

- Severusie nie przerywaj jej. – skarciła go Samara.

- No właśnie! – Sofia spojrzała na ojca z wyrzutem. – Mam już 7 lat i rozmawiałam ostatnio z dziadkiem.

- W takim razie już się boję. – Snape złożył gazetę i odłożył ją na stół, kierując wzrok na córkę. Sofia wywróciła oczami.

- Kiedy byłam w bibliotece, przyszedł do mnie i rozmawialiśmy. – zawahała się. – Oboje uznaliśmy, że jest to dobry pomysł.

- Co masz na myśli? – zapytała Samara.

- Chciałabym od września rozpocząć naukę w Hogwarcie. – powiedziała pospiesznie.

Zapadła cisza. Severus i Samara wymienili zdziwione spojrzenia.

- Jak sama słusznie zauważyłaś masz 7 lat. – przerwał ciszę Snape. – A kiedy ostatnio sprawdzałem, do Hogwartu przyjmowani są uczniowie w wieku lat 11. Sądzę więc, że ta dyskusja może zostać uznana za zakończoną. – ponownie sięgnął po gazetę.

- Ale tato!  - jęknęła z oburzeniem.

- Zgadzam się z ojcem. Jesteś za młoda. Masz jeszcze czas, ciesz się nim. – dodała Samara.

- Mamo!

- Powiedziałam nie! – dodała nieco ostrzej. Severus spojrzała na nią z nad gazety. – Masz 7 lat, nie 11.

- Dziadek twierdzi, że jest to w stanie załatwić. – upierała się przy swoim.

- Jednak to nie dziadek ma tutaj decydujący głos. Sądzę też, że zbyt często korzystasz z biblioteki w Hogwarcie.

- Są wakacje, nie ma tam uczniów. Nikomu nie przeszkadzam!

Zaległa cisza. Sofia wbijała błagalny wzrok w ojca, który uparcie czytał gazetę. Kiedy nie uzyskała od niego pomocy ponownie zwróciła się do matki.

- Czyli nie podpiszesz zgody?

- Nie.

Sofia odwróciła się na pięcie i pobiegła do swojego pokoju. Samara ponownie wróciła do przygotowywania kolacji. Po kilku minutach ciszy usłyszała szelest składanej gazety.

- Może jednak powinniśmy to przedyskutować? – zapytał Snape.

Samara przestała kroić paprykę i odwróciła się do niego.

- Tu nie ma o czym dyskutować, jest za młoda.

- Ty byłaś jeszcze młodsza.

- To była zupełnie inna sytuacja. Dumbledore chciał mnie chronić, dlatego przyspieszył wszystko. Myślisz, że gdybym miała wybór chciałabym pójść tak szybko do Hogwartu? – zapytała.

- Zawsze myślałem, że chciałaś.

- Nie. – zamilkła na chwilę.- Przypomnij sobie jak mnie traktowano przez pierwszy rok. Na pewno to pamiętasz.

Snape pokiwał tylko głową.

- A ona nie dość, że jest młodsza, to jej ojcem jest Severus Snape, a dziadkiem Albus Dumbledore. Miałaby dużo trudniej.

- Nie sądzisz jednak, że pozostawienie jej w domu do 11 roku życia wyrządzi tylko więcej szkody? Jej wiedza już teraz jest większa niż ucznia z trzeciego roku. W wieku 11 lat będzie na poziomie absolwenta, a wówczas będzie się jej tylko nudziło na zajęciach. W szkole będzie uczyć się magii w sposób kontrolowany.

- Dlaczego tak bardzo chcesz ją pozbawić dzieciństwa? Ma jeszcze sporo czasu.

- Samaro, ona już od dawna nie jest dzieckiem. – powiedział Albus wchodzący do kuchni. Oboje spojrzeli na niego. – Jest bardziej dojrzała niż nie jeden uczeń siódmego roku. Czasem sobie rozmawiamy, gdy jest w bibliotece.

- Od samego początku wiedziałam, że to twój pomysł.

- Czego się boisz?

- Ona nie ma przed kim uciekać, nie musi ukrywać się w Hogwarcie! Pozwól jej cieszyć się dzieciństwem.

Albus westchnął.

- To był mój pomysł. – powiedziała cicho Sofia wchodząc do kuchni i stając przy dziadku. – Kiedy byłam w bibliotece natrafiłam na kroniki szkolne. Wiem, że przyjęli cię do Hogwartu gdy miałaś 5 lat.

- Ale to była inna sytuacja, ojciec był dyrektorem szkoły i nie miał się mną kto opiekować, musiałam trafić tam wcześniej. Ty nie musisz… - Sofie przerwała jej nagle.

 - W czym jestem gorsza od ciebie? – Samara zamarła.

- Nie jesteś ode mnie gorsza. – zaprzeczyła – Chcę ci po prostu oszczędzić nieprzyjemności, które cię czekają.

- Nie potrzebuję twojej ochrony! Nie jestem już małą dziewczynką, poradzę sobie. Wiem, że będzie mi ciężko, ale to jest mój wybór! Pozwól mi wybrać!

Samara była w potrzasku. Trzy pary oczu wpatrywały się w nią bez litośnie. Pod ich naporem w końcu powiedziała.

- Dobrze. – westchnęła i usiadła zrezygnowana. – Choć nadal uważam, że to zły pomysł.

Sofia rzuciła się jej na szyję dziękując.

Po kolacji zostali sami, siedząc na tarasie. Samara milczała, w dłoni trzymała kieliszek z czerwonym winem.

- Przestań się martwić. – powiedział nagle. – Nie mogę już wytrzymać tej twojej gonitwy myśli. – Spojrzała na niego z wyrzutem.

- Umówiliśmy się, że nie stosujemy na sobie legilimencji.

- Nie muszę jej stosować, by wiedzieć o czym myślisz. – wzruszyła ramionami. – Będzie w najpilniej strzeżonej szkole na świecie, pod okiem najpotężniejszego czarodzieja i na dodatek ja będę nad nią czuwał.

- Nie chodzi o to.

- Naprawdę uważasz, że jakiś uczeń ośmieli się skrzywdzić MOJĄ córkę? – w końcu na ustach Samary pokazał się cień uśmiechu.

- Będziesz miał ją na oku?

 - Znasz mnie.

*************************************

Gdy nadszedł dzień wyjazdu do szkoły, Sofia nerwowo przeglądała zawartość swojego kufra.

- Przypominam ci, że jak czegoś zapomnisz, to żadne z nas ci tego nie dostarczy. – powiedział Snape upijając łyk porannej kawy.

- Pamiętam.

- Przypominam ci również, że nie masz co liczyć na ulgowe traktowanie na moich zajęciach.

- Dziękuję, ale nie musisz mi przypominać jak bardzo będę miała przerąbane. Szczegółowo przeczytałam kroniki i wiem co uczniowie tam o tobie pisali.

- Cieszę się, że zrobiłaś dogłębny wywiad. To byli jednak zwykli uczniowie. Jako moja córka, będziesz pracować dwa razy ciężej.

- Myślałam, że będziesz chociaż sprawiedliwy. – wychyliła nos zza kufra i spojrzała na niego.

- Najwidoczniej jednak nie przeczytałaś wszystkiego, co o mnie piszą z uwagą. – zakpił odkładając kubek. – Zbieraj się, matka odprowadzi cię na peron. My zobaczymy się na uczcie.

*************************************

- Ravenclaw. – powiedział do Samary wychodząc z kominka.

- Doprawdy? – zapytała ze zdziwieniem.

- Owszem.

- Po dłuższym zastanowieniu, jest to nawet logiczne. Co tam masz? – zapytała widząc, że mąż trzyma coś w dłoni.

- Proroka wieczornego. - Samara wyczuła w jego głosie niepokój.

- Jest coś ciekawego? – Severus podał jej gazetę, a sam usiadł w fotelu przy kominku.

Na pierwszej stronie widniał wielki napis informujący: „ Amycus Carrow ucieka z Azkabanu!”
Samara usiadła w drugim fotelu nie odrywając wzroku od artykułu. Nie zawierał wielu informacji, Sprawa dopiero co wypłynęła i służby rozpoczęły działania.

- Jak mu się udało zbiec? – zapytała odkładając gazetę na stolik.

- Najwidoczniej na wolności pozostał ktoś, komu zależy by ponownie wprowadzić chaos. Uprzedzę jednak twoje kolejne pytanie, nie wiem kto to może być. Wydałem wszystkich, o których wiedziałem.

- Myślałam, że mamy to już za sobą. – zapadła się głębiej w fotelu – że w końcu będzie można żyć.

- Jest coś o czym powinnaś wiedzieć. – powiedział po chwili zawahania. Spojrzała na niego unosząc się wyżej. – Nie byłaś na jego procesie, więc nie wiesz, że zapowiedział mi zemstę. Odgrażał się, że zniszczy wszystko to, na czym mi najbardziej zależy. – ponownie zamilkł wpatrując się w ogień.

- Jak bardzo realne były te groźby?

- Bardzo.

- Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś?

- Nie widziałem powodu. On trafił do Azkabanu, nic nie miało nam grozić.

- Musisz pilnować Sofie. – powiedziała.

- Bardziej martwię się o ciebie. Nie będzie mnie prawie przez cały czas. – ujęła jego dłoń.

- Zawsze sobie radziłam. Nie martw się o mnie.

- Zbyt wiele osób zna ten adres. – zauważył.

- Nie popadajmy w paranoje. Jeżeli wie kim jestem nie odważy się tu przyjść. – uśmiechnęła się smutno i ponownie dodała. – Masz jej pilnować.

- Nie bądź śmieszna, to przecież Hogwart. – wstał i ponownie wziął do ręki gazetę.

- Historia zna przypadek, kiedy ktoś wszedł do zamku niezauważony i ot tak sobie z niego wyszedł.

- Udało mu się to tylko dlatego, że jego najlepsi przyjaciele nie podzielili się ze światem informacją, że Black jest niezarejestrowanym animagiem.

- A skąd masz pewność, że Carrow nim nie jest? – zapytała.

- Wiedziałbym o tym.

- Oby. – ucięła.

*****************************************

- Przeszukaliśmy zamek, nie ma ich. – powiedział Snape wchodzący do gabinetu dyrektora.

- Aurorzy już rozpoczęli poszukiwania. – zapewnił Harry. – Zaraz do nich dołączę.

- Jak on się tu dostał? – zapytał sam siebie Snape wpatrując się w padający za oknem śnieg.

- Severusie, trzeba zawiadomić Samarę. – powiedział spokojnie Albus.

Snape westchnął przymykając oczy.

- Już wie. – w tym samym momencie kominek dyrektora rozbłysnął szmaragdowymi płomieniami, z których wyłoniła się ona.

- Gdzie jest Sofia? – zapytała wkraczając.

- Jesteśmy w trakcie poszukiwań. – wtrącił Harry. – Aurorzy szukają… - podniosła dłoń przerywając mu, zwróciła się do Dumbledora.

- Gdzie jest moja córka? – ostatkami sił powstrzymała furię.

- Samaro…

-Nie! – krzyknęła – Nie chce słyszeć wyjaśnień i zapewnień, że wszystko będzie dobrze! Obiecałeś mi, że będzie tu bezpieczna! – odwróciła się do swojego męża wskazując na niego palcem – A ty obiecałeś mi, że będziesz miał ją na oku, że będziesz nad nią czuwał! Jak mogliście do tego dopuścić! Od samego początku wiedziałam, że to zły pomysł by tu była. Ze mną byłaby bezpieczniejsza!

- Tego nie wiesz. – po raz pierwszy odezwał się Snape.

- Nie mów mi co wiem, a czego nie wiem. – warknęła wściekła. – Mówiłeś, że wiedziałbyś gdyby był animagiem!

- Samaro, naprawdę robimy co możemy, wszyscy aurorzy ich szukają. – Harry postanowił się odezwać, by przerwać nadciągającą kłótnię między Samarą, a Severusem.

- Harry błagam cię! Wiem, że kiedy zacząłeś kierować tymi strukturami skuteczność wzrosła, ale nadal uważam, że nie na tyle by tu coś wskórać.

- Samaro dosyć! – wtrącił dobitnie Albus. – Masz prawo być zdenerwowana, ale opanuj się. Kłótnią nie naprawimy sytuacji.

- Macie chociaż cień pojęcia, gdzie w tej chwili mogą się znajdować? – zapytała patrząc po kolei każdemu w oczy. Gdy nie uzyskała potwierdzenia powiedziała. – I masz czelność mówić mi, żebym się nie denerwowała?

Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę kominka.

- Dokąd idziesz? – Snape ruszył za nią.

- Znajdę ją. – powiedziała nawet się nie odwracając. Sekundę po tym poczuła jak łapie ją za ramie i powstrzymuje.

- Zostaw mnie! – krzyknęła próbując mu się wyrwać.

- Nie rozumiesz? On tego właśnie chce! Chce żebyś ruszyła jego śladem, wtedy będzie miał was obie!

- Nie obchodzi mnie to.

- Ale mnie obchodzi! Nie pozwolę ci!

- Będziesz musiał mnie spetryfikować! To jest moja córka!

- MOJA RÓWNIEŻ! – wrzasnął prawie natychmiast, trzymając jej ramiona w żelaznym uścisku. – Myślisz, że ja się o nią nie boję? Za kogo ty mnie masz do cholery? Znajdę ją, zaufaj mi! – wstrząsnął nią – Zaufaj mi! – powtórzył dobitniej.

- Nie mogę tu bezczynnie czekać. – spojrzała mu w oczy i wyrwała się z uścisku. Zanim się zorientowali stała już w kominku z garścią proszku fiu, by w sekundę potem zniknąć w płomieniach.

- Nie powstrzymałbyś jej. –  powiedział Albus – Zastanówmy się jednak co możemy zrobić.

- Nie ma sposobu, by skontaktować się z Sofią na odległość? – zapytał Harry. – Mówiłeś kiedyś, że Samara to potrafi. – zwrócił się do Snape’a.

- Ona również, ale oboje zabroniliśmy jej używać telepatii. – powiedział beznamiętnie – Musiałaby otworzyć swój umysł, a to mogłoby sprowadzić na nią większe niebezpieczeństwo. Wie, że w chwili zagrożenia ma zamknąć dostęp do siebie. Nie popełni tego błędu.

- Revelare. – powiedział Albus spoglądając na Severusa.

- Wykluczone. – ten natychmiast pokręcił głową.

- Oboje wiemy, że Samara ją znajdzie.

- Obiecałem jej, że bez względu na sytuację nigdy nie użyję na niej tych zaklęć.

- Nie bardzo rozumiem? – wtrącił się Harry.

- Revelare, to zaklęcie namiaru, połączone z możliwością czytania w myślach. Jest to raczej czarna magia. – wyjaśnił Dumbledore.

- Obiecałem jej.

- To może być jedyny sposób by dotrzeć tam na czas.

Snape westchnął z bezsilności.

- Ona mi tego nie daruje. – powiedział wyciągając różdżkę.

***************************************

Znała to miejsce, mijała je za każdym razem kiedy wychodzili na spacery. Dom był opuszczony od lat i owiany złą sławą. Nikt się tu nie zapuszczał. Carrow doskonale wybrał miejsce i zostawiał widoczne dla niej ślady. Wiedziała, że Severus miał rację, on chciał by go znalazła.

Drzwi nie były zamknięte więc bez problemu weszła do środka. Podłoga zaskrzypiała pod jej stopami. Cały dom śmierdział stęchlizną i kurzem.

- Byłem pewien, że szybciej nas znajdziesz. – usłyszała zachrypnięty prześmiewczy głos. Podążyła za nim do pokoju, który kiedyś musiał być salonem

Sofia siedziała na podłodze w najdalszym kącie skrępowana magicznymi więzami. Amycus siedział w fotelu przed zniszczonym kominkiem. Gdy weszła nie uraczył jej spojrzeniem. A jej nieprzyjemnie zawirowało w głowie i wszystkimi siłami skupiła się na tym by nie dać tego po sobie poznać.

- Zawiodłem się. – zacmokał.

- Jakoś będę musiała z tym żyć.

- Mamo! – jęknęła żałośnie jej córka. Posłała jej uspokajające spojrzenie.

- Wypuść ją. – powiedziała spokojnie. W odpowiedzi usłyszała tylko śmiech.- Wypuść, a daruję ci życie.

- Myślisz, że nie wiem kim jesteś? – zapytał w końcu posyłając jej spojrzenie – Że nie zabezpieczyłem się przed twoim przybyciem?

Wirowanie w głowie przybrało na sile. – Ktoś grzebał jej w myślach. – pomyślała i natychmiast zablokowała dostęp do siebie.

- Spokojnie poczekamy tu sobie na Snape’a, który już pewnie idzie twoim śladem. – ponownie zwrócił się w stronę kominka, zdając się ją ignorować.

- Nie mam czasu i ochoty na twoje gierki. Skoro wiesz kim jestem, powinieneś wiedzieć, że żadna bariera i żaden czar mnie nie powstrzyma.

- Problem moja droga polega na tym – wstał z zadziwiającą lekkością z fotela i podszedł do niej uśmiechając się. – Że przekraczając próg tego domu pozbawiłaś się umiejętności magicznych. Dałaś się zwabić w pułapkę.

Zaśmiał się szyderczo, a w jego oczach dostrzegła szaleństwo. Kilkuletni pobyt w Azkabanie odcisnął na nim swoje piętno. Chociaż nie była pewna, czy nawet przed upadkiem Czarnego Pana nie miał już obłędu w oczach.

- Wiesz – zaczął jakby byli przyjaciółmi – kiedy zobaczyłem cię jak wkraczasz do dworu Malfoyów, by wyciągnąć na wpół martwego Snape’a zrobiłaś na mnie piorunujące wrażenie. Pewna siebie, dumna i emanująca magią. Teraz już taka mi się nie wydajesz. Zniknął ten twój błysk w oku, który mówił że panujesz nad wszystkim. Miałem nadzieję, że będziesz dla mnie wyzwaniem, a wykiwanie cię, było dziecinnie proste.

- Przykro mi, że się rozczarowałeś. – zrobiła krok do przodu. Instynktownie chciała być bliżej córki, chciała sprawdzić, że nic jej nie jest. Próbowała rzucić niewerbalnie zaklęcie obezwładniające, ale faktycznie nic z tego nie wyszło.

Ponownie poczuła, że ktoś grzebał w jej umyśle i zdała sobie sprawę, że jest tylko jedna osoba, która może obejść wystawione przez nią bariery. Postanowiła to wykorzystać.

- Nadal jednak nie mogę zrozumieć, jak ktoś taki jak ty, obdarzony tyloma talentami, z wybitnymi przodkami wybrał takiego śmiecia, jakim jest Snape.

- Sam jesteś śmieciem! – krzyknęła Sofia. Carrow spojrzał na nią nienawistnie.

- Nie odzywaj się. – poprosiła ją spokojnie Samara.

- Słuchaj matki. – powiedział udając troskę i podchodząc do niej. Przykucnął i bezceremonialnie zaczął bawić się kosmykiem jej włosów. W Samarze zagotowało się i niewiele myśląc zrobiła pospiesznie kilka kroków. Carrow wyciągnął różdżkę i przyłożył ją do gardła Sofie. Samara natychmiast zatrzymała się.

- Ani kroku dalej. – tym razem ton głosu dał jej do zrozumienia, że nie żartuje. Nie chciała go prowokować. Musi kupić trochę więcej czasu. Amycus ponownie spojrzał na Sofię. – Taka podobna do matki. Taka śliczna – pogładził ją po główce. – Strach pomyśleć jakie niebezpieczeństwa na nią czyhają. Świat jest ogromy i pełen niebezpieczeństw. Wielu na nim szaleńców i psychopatów. – zakpił ponownie prostując się. - Snape musi odchodzić od zmysłów. Ukochana córeczka schwytana przez śmierciożerce. – zarechotał nieprzyjemnie.

- Możesz być pewien, że gdy tu przyjdzie wgniecie cię w podłogę! – Sofia ponownie zebrała się na odwagę. A on złapał ją z włosy i pociągnął w górę. Sofia krzyknęła.

- A myślisz, że na kogo czekamy, dzieciaku! Chcę, żeby tu był! Żeby patrzył na wasze cierpienie! – syczał jej w twarz. – Twój ojciec to największe ścierwo jakie chodzi po tym świecie. Zasłużył by gnić w odmętach. Kiedy się do nas przyłączał był zwykłym tchórzliwym szczurem, który uciekał z tonącego statku. Później zrobił dokładnie to samo chowając się za szatą Dumbledore’a. Kiedy znowu świat zacznie chwiać się w posadach, ponownie podkuli ogon i ucieknie schować się za silniejszymi.

- Puść ją! – warknęła Samara – obiecuję ci, że choćby włos spadnie jej z głowy aurorzy będą cię zeskrobywać ze ścian. -  Carrow nie reagował, więc zdecydowała się ruszyć w jego stronę. Dopadła do niego. Ten puścił Sofię i odwinął się zwinnie chwytając obiema rękami za gardło i przygważdżając  ją do ściany. Sofia krzyknęła, a Samara desperacko próbowała się uwolnić z żelaznego uścisku. Szamotali się dłuższą chwilę, lecz brak tlenu spowodował, że zaczęła tracić przytomność i gdy już była pewna, że to koniec, coś zwaliło ją z nóg. Łapała łapczywie powietrze trzymając się za gardło. Kaszlała i nadal nie widziała wyraźnie. Do jej uszu doszedł zrozpaczony krzyk córki.

- Tato!

Dopiero po chwili była w stanie zobaczyć co się dzieje. Severus odrzucił Carrow’a na drugi koniec pokoju, tak bardzo, że ten gruchnął z łoskotem o ścianę.  

- W końcu do nas dołączyłeś. Długo kazałeś na siebie czekać. – Carrow wyszczerzył zęby. – Tak długo, że musiałem zająć się twoją żoną.

- Gdyby nie to, że chętnie popatrzę jak Dementorzy wysysają z ciebie duszę, już dawno byłbyś mokrą plamą na tej ścianie. – wysyczał, ledwie panujący nad sobą Snape.

Samara zbliżyła się do córki wykorzystując chwilowy brak zainteresowania Carrowa.

- To się jeszcze okaże. Zdrajco! Mogliśmy w tej chwili panować nad światem! Czarny Pan dałby nam nieprawdopodobną władzę i przywilej! Powinieneś cierpieć! Dlatego pozbawię cię tego co dla ciebie najdroższe! A samego pozostawię przy życiu na tyle długo, byś odczuł ból straty! – krzyczał równocześnie wyciągając różdżkę. Carrow spojrzał mu w oczy i ryknął.

- Avada Kedavra!

Zielony płomień minął Severusa o cal i popędził w stronę Sofie. Samara zasłoniła ją stając na drodze klątwie, wyciągając przed siebie obie dłonie.

Klątwa minęła je rozdwajając się.

- Jak to możliwe? – krzyknął Carrow – Nie możesz tu używać magii! – był zdezorientowany.

- Doprawdy? – zapytała i rzuciła – Expelliarmus!

Carrow’a zwaliło z nóg potężne zaklęcie, a jego różdżka wylądowała w jej dłoni.

Snape podszedł do niego i pochylił się tuż nad jego głową.

- Kto ci pomógł? – zapytał. Carrow wyszczerzył szczerbaty uśmiech. Z kącika jego  ust sączyła się wąska stróżka krwi. – Możesz sobie jeszcze pomóc. – zapewnił go Snape, niby tylko przypadkiem miażdżąc mu butem dłoń.

- Są jeszcze ludzie, którym zależy na obaleniu porządku tego świata. – wychrypiał – Bój się, bo nie zaznasz spokoju. Ty i twoja rodzina nigdy nie będziecie czuć się bezpiecznie. – zaśmiał się.

W chwilę później aurorzy byli już w środku. Dopadli do Carrowa i natychmiast go skrępowali.
Snape spojrzał w stronę Samary, która już zdążyła uwolnić córkę.

- Tato! – rzuciła mu się w ramiona. – Tato przepraszam, to moja wina!

- To już nie ważne. – powiedział cicho. – Wracajmy do domu.

********************************************

- Zasnęła. – powiedział wchodząc do kuchni. Samara opierała się o blat kuchenny i nie spojrzała na niego. – Poleciłem Zgredkowi, by ją pilnował.

- Nie rozumiem jak mogłeś się zgodzić na jej powrót do Hogwartu. – powiedziała z nieukrywanym wyrzutem.

- Sama o tym zdecydowała.

- Od kiedy siedmiolatka ma prawo decydować o sobie?

- Nie popełni już tego błędu.  – zapewnił ją. – Odebrała swoją lekcję.

- Którą mogła przypłacić życiem. Zrozum, to jest moja córka! – powiedziała dobitnie.

Snape nie mówił nic przez dłuższą chwilę, uważnie się jej przyglądając.

- Ty mi nie ufasz. – stwierdził.

- Słucham? – zapytała zdziwiona.

- Nie ufasz mi. – powtórzył.

- Bzdura. – ucięła. – Nie ma innej osoby, której ufałabym tak bardzo.

- Ufasz mi, że cię nie skrzywdzę, nie zdradzę, ale czy ufasz mi względem dziecka? – zapytał nie oczekując odpowiedzi. – Ciągle mówisz „moja córka”, nie „nasza”. Zdałem sobie z tego sprawę dzisiaj w gabinecie Dumbledore’a. Faktycznie jak sobie przypomnę nasze rozmowy to nigdy nie powiedziałaś „nasza córka”.

Samara milczała, nie wiedząc co ma powiedzieć, on kontynuował.

- Nie winię cię, byłaś sama przez pierwsze lata jej życia. Mogłaś polegać tylko na sobie. To moja wina. Jednak teraz masz mnie. – podszedł do niej – Musisz mi zaufać. Musisz pozwolić mi współdecydować o jej życiu. Nie jesteś już zdana sama na siebie.

Milczeli długo. Samara wpatrywała się we własne dłonie, nie mogąc spojrzeć w oczy męża. Sama również dopiero teraz zdała sobie sprawę, że wykluczyła go z decydowania o życiu Sofie. Zrobiła to zupełnie nieświadomie, ale jednak.

- Przepraszam. – powiedziała po chwili.

- Nie możesz działać pod wpływem impulsu. Lata doświadczenia nauczyły mnie, że w takich sytuacjach potrzebna jest zimna krew i plan działania. Mogłaś dziś zginąć razem z nią. Ktoś wie kim jesteś i wie jak związać ci ręce. Nie jesteś niezniszczalna.

- Użyłeś przeciw mnie czarnej magii. – powiedziała nie mogąc powstrzymać nuty oburzenia w głosie. – Obiecałeś mi…

- Wiem i przepraszam, ale nie było innego wyjścia. Bez tego nie wiedziałbym, że na budynek rzucona jest klątwa i wchodząc tam w nieodpowiednim momencie przypieczętował bym wasz los. Musieliśmy najpierw zdjąć czar z tego miejsca.

- Bez względu na wszystko nie używaj już nigdy czarnej magii. – poprosiła – Jej użycie zawsze niesie za sobą konsekwencje. Nie ma nic za darmo, coś za coś. Ona uzależnia. Boje się o ciebie. Boję się o cenę, jaką przyjdzie ci zapłacić za to.

- Nie ulegnę jej ponownie. – zapewnił jednocześnie zamykając ją w swoich ramionach. – Bądź jednak pewna, że by was ratować jestem gotów podpisać pakt z samym diabłem.








niedziela, 22 kwietnia 2018

Co ja pacze

Kiedy w końcu znalazłam chwilę czasu by usiąść na dupsku  i odpalić laptopa pomyślałam sobie, a zerknę, na bloga jak bardzo obrósł w kurz i pajęczyny. 
Ja tu "pacze", a tu nadal ktoś zagląda, blog żyje, ktoś to nadal czyta. 
I wtedy na fali entuzjazmu przeszła mi przez głowę myśl by skończyć jedno z wielu niedokończonych opowiadań z tego paringu. 
Kiedyś dawno temu porozpoczynałam kilka, ale nie starczyło mi chęci i cierpliwości by je dokończyć. Potem przyznam się zapomniałam na jakiś czas o tym miejscu, myśląc sobie "dosyć". Nikt już tego czytać nie będzie.
A tu jednak miłe zaskoczenie.
O ile nie jesteście botami które nabijają wejścia, niedługo powinno pojawić się coś na blogu. Jedno opowiadanie, które doczeka się mojej uwagi i zostanie skończone. 
Nie wiem kiedy, ale wkrótce.

SS

P.S.
Z racji zwiększającej się puli mojego wolnego czasu postanowiłam poprawić Samara story i inne opowiadania, bo przeglądając ponownie rozdziały, prawie oślepłam od niektórych błędów stylistycznych i ortograficznych. 

wtorek, 24 stycznia 2017

Miłość nie decyduje.

Wow!
Nie sądziłam, że tu jeszcze zajrzę, a już na pewno nie sądziłam, że uda mi się coś napisać.
Napisałam, ale całe opowiadanie rodziło się w bólach i nie gwarantuje, że komuś przypadnie do gustu. Jest to kolejne spojrzenie na relacje SS&SD. Akcja dzieje się na piątym roku nauki Harrego.
Pozdrawiam tych, którzy tu jeszcze zaglądają <3
SS
**************************************************************************

- Jesteś. – doszedł go głos Albusa. Uniósł głowę i dojrzał go schodzącego ze schodów. Nie odpowiedział, zamiast tego wyprostował się nieznacznie. – Wyjątkowo długie spotkanie. – zauważył.

- Owszem. – odparł obojętnie.

- Jakieś nowości? – zapytał rzucając mu przenikliwe spojrzenie.

- Właściwie nie… - zawahał się i wyczuł, że Dumbledore to zauważył. – Oprócz tego, że Czarny Pan zainteresował się Samarą.

W jednym momencie zobaczył jak dyrektor blednie, a twarz mu kamienieje. Zmrużył oczy i powolnym krokiem podszedł do niego. Snape założył ręce za siebie.

- O co konkretnie pytał?

- Czy wiem gdzie jest. – odpowiedział.

- Co mu powiedziałeś? – zapytał.

- Prawdę, że nie wiem.

- Mówił coś jeszcze?

- Był nią żywo zainteresowany. Twierdził, że dobrze byłoby znać miejsce jej pobytu. – mówił siląc się na obojętny ton. Przypomniał sobie swoje przerażenie, gdy Czarny Pan o nią zapytał. Przeraził się, że bariera, którą wystawił zawiodła i on dowiedział się wszystkiego. Na szczęście nie dał po sobie poznać niczego i zdołał wybrnąć z sytuacji. Sam był ciekawy dlaczego się nią zainteresował.
Nie walczyła po żadnej ze stron, nie udzielała się w zakonie, właściwie nigdy jej nie było. Wiecznie zmieniała miejsce swojego pobytu. Tyle wiedział do tej pory od Dumbledora.

- Będzie działał w tym kierunku? – Albus był nieustępliwy.

- Miałem się tego od ciebie dowiedzieć. Jednak powiedziałem mu, że nie widziałem się z Samarą od skończenia Hogwartu i byłoby zbyt podejrzanie gdyby cię o nią wypytywał. Tym bardziej, że nigdy nie byliśmy zbyt blisko. – zakończył krzywiąc się.

- Dobrze. – pokiwał głową i odetchnął. – Nie sądzę, aby zdołał ją odnaleźć. Gdy Samara nie chce, by ją znaleziono, to nie ma takiej opcji, by komuś się to udało. Jednak ostrzegę ją.

- Wiesz dlaczego jej szuka? – zadał pytanie, które nie dawało mu spokoju.

- Samara to potężna czarownica, byłby głupi, gdyby nie próbował przeciągnąć jej na swoją stronę. – powiedział dyrektor siadając w fotelu.

Miał wrażenie, że nie mówi mu wszystkiego. Jednak nic go już nie zdziwi, jeżeli chodzi o Samarę. Była chodzącym znakiem zapytania. Pogodził się już z tym, że ona i Dumbledore mają przed nim swoje tajemnice. Przestał się też łudzić, ze dyrektor powie mu gdzie ją może znaleźć. Zniknęła ponad dwa lata temu, rozpływając się w powietrzu i nie dając mu szans na wyjaśnienia. Była jak spłoszony dziki ptak, odnosił jednak niejasne wrażenie, że jeszcze kiedyś ich drogi się skrzyżują.

- Wiem o czym myślisz. – usłyszał głos Dumbledore’a, który od jakiegoś czasu bacznie mu się przyglądał. – Musisz mi wierzyć na słowo, że próbowałem nakłonić ją do zmiany zdania.

- To nie ma już żadnego znaczenia. – zauważył, siląc się na obojętny ton. – Teraz nawet lepiej, że jej nie ma. Gdyby była w pobliżu groziłoby jej niebezpieczeństwo.

- Będziesz pilnował, by Czarny Pan porzucił pomysł poszukiwań? – zapytał.

- Oczywiście. – westchnął w duchu. Albus nie musiał go o to prosić. Dobrze wiedział co by się stało, gdyby ona dostała się w jego ręce. Byłby zmuszony patrzeć na to jak umiera, a tego by nie zniósł.
Skinął dyrektorowi i wycofał się z gabinetu. Ponownie otoczył go gęsty mrok.

********************

- Musisz być bardziej ostrożna. – powiedział z troską.

- Nie martw się, poradzę sobie. – oznajmiła siadając w fotelu. – Nie znalazł mnie przez 27 lat, nie znajdzie mnie teraz. Snape mówił coś jeszcze? – zapytała udając brak zainteresowania.

- Nie na głos.

- Co to znaczy? – zdziwiła się.

- Martwi się… o ciebie.

- Niepotrzebnie. – rzuciła oschle.

- Boi się, że Voldemort cię odszuka.

- Boi się tylko tego, że musiałby się temu bezczynnie przyglądać.

- Uważasz go za egoistę? – zapytał niedowierzając.

- W pewnym sensie tak. – Dumbledore wstał.

- Z waszej dwójki to ty jesteś największą egoistką. – powiedział bez ogródek. – Nie obchodzi cię zupełnie, ile wysiłku będzie musiał włożyć w to, by Czarny Pan cię nie tropił. Ile sił kosztują go te spotkania za każdym razem.

- To ty go tam wysłałeś, nie ja. – powiedziała obrażona. – Ja byłam przeciwna. Nie próbuj proszę teraz wzbudzać we mnie wyrzutów sumienia. Przypominam Ci, że to ty odwiodłeś mnie od spotkania z nim.

- Nigdy nie przestaniesz mi tego wypominać?

- Tak samo jak ty, nigdy nie darujesz mi tego, że podwinęłam ogon i uciekłam nie dając mu szans na wyjaśnienia. Jesteśmy kwita. – zakończyła patrząc mu głęboko w oczy.

- Czasami się zastanawiam, po kim taka jesteś?

- Zapewne po tatusiu. – zadrwiła.

*******************************************
- I? – zapytał podchodząc do niego bliżej.

- Nadal jej szuka. Wyznaczył Rookwooda do tego zadania.

- Tego niewymownego? – Snape przytaknął. Dostrzegł cień niepokoju na twarzy dyrektora. – Wiedzą już coś konkretnego?

- Nic mi o tym nie wiadomo.

- Masz robić wszystko, by uniemożliwić im dotarcie do niej. – powiedział stanowczo.

- Jak mam to robić, kiedy nie wiem gdzie naprawdę się znajduje? – zapytał tłumiąc w sobie irytację. – Skąd będę wiedział, że nie idą jej śladem?

Nie odpowiedział od razu.

- Porozmawiam z nią. – powiedział wzdychając ciężko.

*******************************

- To nie wchodzi w grę! – prawie krzyknęła. – Rookwood mnie nie znajdzie, nie ma więc potrzeby wtajemniczać Severusa.

- Skąd wiesz, że cię nie znajdzie? Skąd ta pewność? – zapytał.

- Po prostu wiem. Poza tym, gdyby nawet mnie znalazł, sądzisz, że byłby w stanie mnie pokonać? – zapytała.

- Nie jesteś już sama, tu nie chodzi tylko o twoje życie.

- Na Sofie rzuciłam kilka zaklęć ochronnych. Jeżeli tylko nasze życie będzie zagrożone, czar przeniesie ją do Ciebie. Nie będę musiała nawet kiwnąć palcem.

- A ty? – zapytał.

- Ja, jako ja jestem dla Voldemorta bezużyteczna. Nawet gdyby rzucił na mnie najsilniejsze zaklęcie imperio zginęłabym jeszcze zanim wplątałabym się w wojnę.

- Jesteś zbyt pewna siebie. – westchnął bezradnie.

- Tą cechę mam akurat po tobie.

*********************************

- Uparta idiotka. – powiedział zirytowany.

- Wiesz, że nie jestem w stanie jej przekonać. – powiedział Albus.

- I oczywiście nic ją nie obchodzi, że jej życie jest zagrożone?

- Szczerze mówiąc nie zrobiło to na niej zbytniego wrażenia.

Snape wciągnął nosem powietrze, wypełniając płuca do granic wytrzymałości. Po chwili powiedział.

- Jesteś w takim razie świadomy, że nie będę mógł jej chronić?

- Tak, wiem. Nadstawiaj jednak ucha. Będę te wiadomości weryfikował. Na szczęście Samara zabezpieczyła się na wypadek niezapowiedzianej wizyty śmierciożerców. – powiedział tajemniczo. – Będę wiedział, gdyby miała kłopoty.

********************************

- Rookwood ma trop. – powiedział wchodząc do gabinetu.

- Jaki?

- Dalby Forest. – Albus odetchnął.

- Tam mogą sobie szukać. – machnął dłonią i wrócił do lektury proroka wieczornego.
Snape stał oszołomiony lekkością z jaką Dumbledore zignorował ten trop.

- Coś jeszcze? – zapytał Albus rzucający mu uważne spojrzenie znad gazety.

- Nie uważasz, że to poszło już za daleko? Co prawda teraz natrafiają na fałszywe informacje, ale kiedyś może się im udać.

- To wzruszające, jak bardzo martwisz się o nią. – uśmiechnął się Albus, a Snape’owi przewróciło się coś w żołądku.

- Najwidoczniej tylko mi zależy, aby nie trafiła w ręce Czarnego Pana. Ani ty, ani tym bardziej ona nic sobie z tego nie robicie.

- Taką decyzję podjęła Samara. Jest dorosła, nie przekonam jej.

- Nie oczekuj zatem, że dalej będę nadstawiał dla niej karku. – wyprostował się i spojrzał na niego z góry. – Gdyby była rozsądna, pozwoliłaby sobie pomóc.

- Rozsądek nie ma tu nic do rzeczy. – odpowiedział tajemniczo.

*********************************

- Węszą coraz bliżej. – zerknął na nią znad okularów.

- Wiem. – pierwszy raz usłyszał w jej głosie powagę.

- Skąd?

- Nie tylko Snape ma ich na oku. – odwróciła się, by na niego spojrzeć. – Znam każdy ich ruch, nie są w stanie mnie zaskoczyć.

- Cieszy mnie to. – powiedział i zamyślił się na chwile.

- Jesteś dziś zmartwiony. – zauważyła przysiadając się obok niego na kanapie.

- Byłem dziś w domu Syriusza. Wydaje się być przygnębiony.

- Trudo się dziwić. – zauważyła. – Zawsze był w centrum wydarzeń, zawsze działał. Teraz musi się ukrywać.

- Boję się, by nie zrobił czegoś głupiego.

- Mówimy o Syriuszu, jest więcej niż pewne, że zrobi coś głupiego. Porozmawiaj z Remusem, może na niego wpłynie.

- Tak zrobię. – powiedział kiwając głową.

****************************

- Rookwood nie daje się pociągnąć za język. Nabrał wody w usta. Stał się ostrożniejszy.

- Martwi mnie to. – przyznał dyrektor gładząc delikatnie głowę Fawkesa. – Martwi mnie też brak postępów w oklumencji Harrego. – rzucił mu uważne spojrzenie.

- Potter lekceważy moje rady. Nie ufa mi. Poza tym jest leniwy i arogancki. Nie ćwiczy, nawet nie próbuje. Bez jego zaangażowania nic nie wskóram.

- Bardzo ważne jest, aby odciąć go od Czarnego Pana.

- Robię co mogę, ale on jest nieodrodnym synem swojego ojca. – powiedział z pogardą.

- Spróbuj spojrzeć na niego przez pryzmat jego matki. Może to wam wówczas pomoże dojść do porozumienia.

***************************

- Sytuacja trochę się skomplikowała. – rzuciła mu przelotne spojrzenie.

- Tylko trochę. – odparł z uśmiechem częstując się landrynką.

- Według ministerstwa jesteś przestępcą i buntownikiem.

- Korneliusz widzi tylko to, co chce widzieć. Szkoła jest pod opieką Severusa.

- Niech Merlin ma w opiece uczniów. – zażartowała.

- Nie taki diabeł straszny… - zauważył. – Severus martwi się, że Rookwood nie daje się pociągnąć za język.

Samara westchnęła.

- A mnie martwi, że straciłam go z oczu. – odpowiedziała z powagą.

- Może to czas, aby wtajemniczyć Snape’a? – zapytał.

- Jeszcze nie. – zapewniła go. – Jeszcze nad wszystkim panuję.

**************************

- Mgiełka? Co tu robisz, na brodę Merlina? – zapytał zdziwiony.

- Mgiełka nie wie profesorze, Mgiełka siedziała sobie w swoim pokoju i nagle znalazła się tutaj z panienką Sofią.

Albusem wstrząsnęło i uświadomił sobie, że zawiniątko obok skrzatki to Sofia. W momencie porwał ją z ziemi i przeniósł do salonu kładąc ją w swoim fotelu przy kominku. Skrzatka przyczłapała za nim przyglądając się mu wystraszona.

- Mgiełko, czy widziałaś coś zanim przeniosłaś się tutaj? – zapytał upewniając się, że dziewczynka smacznie śpi.

- Nie, Mgiełka nic nie widziała, ale poczuła jakby przez jej ciało przechodził dreszcz. Zrobiło się zimno, a potem stałam przed drzwiami profesora.

Dumbledore wyprostował się i odwrócił w stronę okna mrucząc pod nosem – Dementorzy. Chwile stał w bezruchu, by nagle odwrócić się do skrzatki.

- Mgiełko, zostań tu i pilnuj ją. Gdyby coś się działo przenieś was do Hogwartu do Severusa Snape’a.
Skrzatka kiwała energicznie głową i podeszła bliżej fotela w którym spała dziewczynka.

***************************

- Wezwał cię? – powiedział wychodząc  z ciemności zakazanego lasu. Zauważył, że drgnął zdziwiony czyjąś obecnością.

- Co tu robisz? – zapytał, lecz po chwili odpowiedział na pytanie. – Tak, wezwał skąd wiesz?

- Pamiętasz jak mówiłem, że będę wiedział kiedy Samara będzie w niebezpieczeństwie? – Snape skinął robiąc niepewny krok w jego stronę. – W jej sprawie cię wezwał. Obawiam się, że ją znaleźli.
Zobaczył jak twarz Severusa kamienieje, jak jego pięści się zaciskają, a oddech przyspieszył.

Oboje milczeli długo. Dał mu czas na opanowanie emocji. Musi się ich pozbyć zanim tam pójdzie.

- Co mam robić? – zapytał w końcu.

- To co zwykle. Samara zna reguły gry.

- Wiedziałem, że tak się stanie. – warknął – Oboje jednak byliście zbyt ślepi by dostrzec to co ja. Próbowałem… - nie dokończył, złapał się nerwowo za ramie i syknął cicho. – Muszę iść, wścieka się. – ruszył w stronę miejsca z którego mógł się aportować.

- Severusie – zawołał za nim. Ten przystanął, lecz nie odwrócił się by spojrzeć w jego kierunku. – Tu nie chodzi o nią, jest coś co ukrywa przed nim, a co nie może trafić w jego ręce. Samara poświęci wszystko co ma by to chronić, nie złamią jej.  – Snape chwilę stał w miejscu, by nagle ruszyć i po kilku krokach zniknąć z cichym pyknięciem.

****************************

- Severusie! – zawołał uradowany Czarny Pan. – Jak to miło, że do nas dołączyłeś!

Snape omiótł pokój obojętnym spojrzeniem. Śmierciożerców było niewielu. Tylko Malfoy’owie, Bella jej mąż oraz Rookwood ze znanym mu obłędem w oczach. U stóp Czarnego Pana leżała ona. Miała skrępowane dłonie i rozcięty łuk brwiowy. Kilka świeżych siniaków pokrywało jej odsłonięte ramiona. Spojrzał ponownie w oczy swojego pana.

- Widzę, że poszukiwania okazały się owocne. – Całym sobą starał się ignorować i zagłuszyć chęć wymordowania wszystkich i zabrania jej jak najdalej stąd.

- Och tak! – Czarny Pan wyszczerzył zęby w zachwycie. – Pozwól bliżej Severusie, dawno się nie widzieliście. – Snape posłusznie podszedł nieco bliżej. – Tak dawno, że należałoby was sobie ponownie przedstawić! – Czarny Pan obszedł ją, a gdy stanął na wysokości jej głowy złapał za kark i uniósł jak zdobycz.

- No Severusie, jesteś bardzo spostrzegawczy – zasyczał paskudnie. – Zauważasz to uderzające podobieństwo? – Zbliżył swoją wężowatą twarz do jej.

Snape zmrużył oczy zdziwiony zadanym pytaniem. W jego głowie pojawiła się myśl tak okropna, że natychmiast zagłuszył ją w sobie.

- Panie – skłonił się delikatnie – nie rozumiem, o jakie podobieństwo chodzi.

- No Severusie, jesteś przecież ulubieńcem Dumbledore’a, na pewno musiał ci o tym wspomnieć. – Powiedział nadal trzymając Samarę w żelaznym uścisku, ta nawet nie próbowała się wyrwać.
Snape’owi ponownie zaświtała ta sama myśl, którą odrzucił z obrzydzeniem. Tym razem wwiercała się ona boleśnie do jego umysłu składając po kolei kolejne kawałki układanki. Nie uwierzy jednak, dopóki tego nie usłyszy.

- Panie, nie wiem o czym mówisz.

Czarny Pan puścił Samarę, a ta z donośnym łoskotem zwaliła się ponownie na podłogę. Była wyraźnie wykończona, a on choć myślał gorączkowo nie znajdował możliwości uwolnienia jej bez ujawnienia siebie.

Snape wyprostował się widząc, że Czarny Pan idzie w jego kierunku. Przystanął tuż za nim nachylając się nieznacznie, by wysyczeć wprost do jego ucha.

- Przedstawiam ci moją ukochaną córeczkę. – Zaśmiał się, a razem z nim pozostali. Tylko Snape trwał w zamroczeniu, próbując jak najszybciej dojść do siebie. Powtarzał sobie, że później przyjdzie czas na pytania. Czarny Pan kontynuował. – Stworzyłem ją, by uzyskać większą moc, niestety moje plany pokrzyżował Dumbledore, który bezczelnie ogłosił się jej ojcem i wychował w duchu miłości i wzajemnego szacunku. – zadrwił, kolejny raz podszedł do niej.

- Niestety, w swojej niewiedzy popełniłem jeden poważny błąd, który w znacznej mierze utrudnił mi odzyskanie tego, do czego ją powołałem. – Mówił nie przerywając swojego przemówienia, a Snape’owi wydawało się, że śni mu się najgorszy koszmar jaki mógł sobie wyobrazić. Nie dostrzegał już nikogo oprócz niej. Wpatrywali się w siebie bez najmniejszego mrugnięcia. Widział w jej oczach napływającą rozpacz. Wyczytał z tych oczu więcej niż by sobie życzył. Głos Czarnego Pana jakby zawieszony nad nimi kontynuował.

- …matka Samary okazała się bowiem nie tylko dziedziczką Gryffindora, lecz także pozostałej dwójki. I tym o to sposobem, po latach szkoleń wybrano ją na maga. Co oznacza, że jest dla mnie bezużyteczna.

Maga… Kolejna jej tajemnica. Przysiągł sobie, że nic co tu usłyszy już go nie zdziwi.

- Nie wszystko jednak stracone. Gdy przyszliśmy z wizytą do jej domu okazało się, że znajduje się w nim pokój dziecięcy. Jeżeli się nie mylę, to zostałem dziadkiem! – Po raz kolejny zaśmiał się, co bardziej przypominało syczenie węża. – A ponieważ to ona jest magiem, jej dziecko nie posiada już takiej ochrony i byłoby dla mnie bardzo użyteczne.

Dziecko? Jakie dziecko? Miał wrażenie, że serce za chwile dostanie zawału. Biło w nienaturalnie szybkim tempie. W głowie miał pustkę, czarną dziurę. Kolejny jej sekret. Córka Czarnego Pana, Mag, dziecko!

- Panie – odezwał się w końcu i odetchnął w duchu, bo jego głos był jak zwykle. Zimny i pełen obojętności. – wyjaśnij mi proszę do czego potrzebne byłoby to dziecko?

- Dobrze, że pytasz. Stworzyłem Samarę by odebrać jej moc i przekazać sobie. Jako dziedziczka Gryffindora obdarzona została darem, który chciałem przejąć. To bardzo stara magia, potężna. Niestety ponieważ ona jest magiem zginie zanim cokolwiek uda mi się uzyskać. Jej dziecko jednak pozbawione jest umiejętności samounicestwienia w razie potrzeby. Gdyby udało się odnaleźć dzieciaka, mógłbym przejąć dary pozostałej trójki założycieli Hogwartu i stać się niezwyciężonym. – Voldemort przechadzał się po salonie by przystanąć przy kominku.

- Niestety nie udało się nam jak do tej pory wydobyć z niej informacji gdzie ukryła dziecko. Jestem pewien, że stosuje oklumencję. Bella bawiła się z nią przez jakiś czas, niestety bezskutecznie.
- Jak mogę pomóc? – zapytał.

- Jedyną osobą, która może cokolwiek wiedzieć jest Dumbledore. Masz wydobyć z niego informacje. Nie interesuje mnie jak to zrobisz, ale do końca tygodnia dzieciak ma być już w moich rękach.
- Możesz na mnie liczyć. – skłonił się.

- Dobrze, a teraz zamknijcie ją w lochach. Jak trochę skruszeje to nie zaszkodzi. Na cele rzuciłem już odpowiednie zaklęcie, takie aby nawet mag nie mógł się stamtąd wydostać.
Po tym wyszedł, a wraz za nim wyślizgnęła się Nagini.

Samarę zaprowadzono do celi. Rzuciła mu tylko przelotne zbolałe spojrzenie.

Odczekał chwilę i również ruszył do lochów.

- Chcę się z nią widzieć – powiedział do Glizdogona pilnującego celi. – może uda mi się wydobyć z niej informacje przy pomocy Veritaserum. – Wyjął z kieszeni fiolkę z eliksirem pieprzowym. Był pewien, że ten idiota nie rozpozna mikstury nawet gdyby była to zupa dyniowa.

Glizdogon posłusznie otworzył drzwi i wpuścił go do celi. Snape skinął na niego by zaczekał na zewnątrz.

Siedziała w najciemniejszym koncie lochu. Nie widział jej twarzy, dostrzegł tylko, że sznury już nie krępują jej rąk. Podszedł powoli, miała przymknięte oczy.

– Miejmy to już za sobą. – powiedziała oschle.

- Dlaczego zawsze musisz postawić na swoim?

- Trochę za późno na to pytanie, nie sądzisz?

- Przestań! – warknął zniecierpliwiony. – Jakim cudem mam cię stąd wydostać? Zdajesz sobie sprawę, że oni cię zabiją, a ja nawet nie będę mógł kiwnąć palcem?

- Skończ z tą udawaną troską o mnie i przejdź do sedna. Nie przyszedłeś tu obmyślać planu mojej ucieczki, bo oboje wiemy, że nie jest możliwa. – poruszyła się zniecierpliwiona. Grymas bólu przeszedł przez jej twarz.

- Udawana troska… – syknął bardziej do siebie niż do niej. – Dobrze, dosyć zabawy. Trzy słowa.

- Słucham. – spojrzała na niego, stał tuż obok i patrzył na nią z góry.

- Córka. – zabrzmiało pierwsze ze słów, wypowiedziane lodowatym tonem.

- Czarny Pan wyjaśnił ci wszystko. Nie mam nic więcej do dodania, oprócz tego, że nikt nigdy nie miał się o tym dowiedzieć. Nie było się czym chwalić. – zadrwiła.

Stał niewzruszony. Z każdą chwilą wzbierała w nim coraz większa złość. Sam nie wiedział czy na nią, czy na siebie.

- Mag. – wypowiedział kolejne słowo.

- Z tego też nie mam zamiaru się tłumaczyć. Nie miałam wpływu na to czyja krew płynie w moich żyłach i co się z tym wiąże. Nie miałam wpływu na to, że zostałam wybrana. Takiego daru nie wolno odrzucić. – dodała dosadniej.

Ponownie zapadła dłuższa chwila milczenia. Nie chciał wypowiadać ostatniego słowa, bo przeczuwał, był niemal pewien…

- Dziecko. – westchnął bezgłośnie. Ona jednak milczała. Wycofał się o kilka kroków i odwrócił do niej plecami. Jej milczenie było nie do zniesienia.

- Ile ono ma lat? – zapytał nie patrząc na nią. Ponownie odpowiedziała mu cisza. – Merlinie… - jęknął i wyszedł z lochu nie oglądając się na nią.

*****************************

- Widziałeś ją? – zapytał przejęty Dumbledore, gdy wpuścił go do salonu. Snape w odpowiedzi skinął. – W jakim jest stanie?

- Jest poobijana, ale poważniejszych urazów nie doznała. Trzymają ją w lochu, który jest odporny na magie. Nie można w nim rzucić żadnego zaklęcia, aportować się. Nie ma stamtąd wyjścia. – zakończył z westchnieniem.

- Sine magicae. – mruknął do siebie dyrektor. – Potężne zaklęcie, nie do złamania.
- Gdzie ono jest? – zapytał nagle Snape rozglądając się po salonie. Dumbledore spojrzał na niego zdziwiony, by po chwili pokiwać głową i wskazać drzwi do właściwego pokoju.

- Śpi. – powiedział.

Snape podszedł powoli do drzwi zamkniętego pomieszczenia, wahając się przez moment. Wiedział jednak, że musi stawić temu czoła. Cicho nacisnął na klamkę i delikatnie pchnął drzwi.

Pokój był niewielki, oświetlony jedną świecą. Przy przeciwległej ścianie stało drewniane łóżko, a na nim spała mała dziewczynka. Nie sądził by była starsza niż dwa lata. Wszystko się zgadzało. Podszedł bliżej i przykucnął na wysokości jej głowy. Oddychała miarowo i spokojnie. Była bardzo podobna do Samary, wyróżniał ją tylko inny kolor włosów. Czarne jak krucze pióra połyskiwały w blasku świecy. Wyprostował się i wycofał z pokoju cicho zamykając drzwi.

- Rozmawiałeś z nią? – Zapytał Albus.

- Możemy tak to nazwać. – przetarł zmęczone oczy. – Trzeba ją ukryć. – wskazał na zamknięte drzwi. – Tak, abym nawet ja nie wiedział gdzie jest. – Albus pokiwał głową. – Muszę pomyśleć. – powiedział bardziej do siebie i ruszył do wyjścia.

*******************************

- Zabezpieczyć wywary. Koniec lekcji. – powiedział czując napływającą ulgę. Ma pół godziny, by przerzucić kilka książek. Zanim pierwszy uczeń ruszył w stronę drzwi przyszło mu coś do głowy.

- Stop. – powiedział stanowczo i każdy zamarł w miejscu.

- Pytanie dla inteligentnych. – Omiótł każdego lodowatym spojrzeniem i ze złośliwym uśmiechem dodał. – Longbottom i Weasley was to nie dotyczy. – z satysfakcją spojrzał obu w oczy i widział ich zażenowanie. – Nie mam złudzeń, że żadne z was nie odpowie mi na pytanie, ale muszę je zadać. Kto wie cokolwiek o zaklęciu sine magicae? – zapytał i rozejrzał się po klasie.

Żadna dłoń nie powędrowała w górę i gdy już miał powiedzieć, że są kompletnie bezużyteczni, dostrzegł nieśmiało wyciągniętą dłoń Granger. Przeszył ją zdziwionym spojrzeniem. Normalnie zignorowałby ją, aby utrzeć jej ten zarozumiały nos, jednak teraz nie chodziło o niego.

- Granger?

- To silne zaklęcie, jeżeli rzuci się je na przykład na pomieszczenie, to nie można tam używać magii. – powiedziała nieśmiało.

- Coś jeszcze?  - zapytał, będąc pewien, że to wszystko. Dostrzegł jednak jej wahanie. – Tak, panno Granger?

- Wydaje mi się, że czytałam, że takie zaklęcie należy odnawiać co trzy dni.

- Odnawiać?

- Rzucać ponownie. – powiedziała pospiesznie.

- Wiem co to znaczy odnawiać. – warknął zatapiając się w myślach.

Jest szansa, wystarczy mu dobrze zorganizowana minuta. Zgredek będzie w stanie to zrobić… Myślał intensywnie.

- Jesteście wolni. – powiedział nawet na nich nie patrząc, po chwili namysłu dodał jeszcze – Granger, 10 punktów dla twojego domu.

Wszyscy uczniowie stanęli jak zaklęci. Każdy przyglądał mu się jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Najgłupszą minę jak zwykle miał Weasley.

- Nie rozumiecie co się do was mówi? Wynocha! – warknął.

Uczniowie przywróceni do rzeczywistości rzucili się w pośpiechu do wyjścia.

****************************

- Jak długo spałam? – zapytała cicho.

- Niezbyt długo. – powiedział uśmiechając się do niej.

- Nic się tu nie zmieniło. – przyznała rozglądając się po swoim dawnym pokoju.

- Nie było potrzeby, by coś zmieniać. – Albus przysiadł na brzegu łóżka.

- Snape bardzo wściekły? – zapytała po chwili. Albus westchnął.

- A dziwisz mu się?

- Nie.

- Przyjdzie tu dziś. Posłałem go po maść na twoje siniaki. Sama ich sobie nie wyleczysz, a Sofia nie powinna cię taką widzieć.

- Gdzie ona jest? – zapytała unosząc się wyżej na poduszkach.

- Póki co tutaj. Kiedy poczujesz się lepiej odeślę was tam gdzie ostatnio. – Samara zrobiła kwaśną minę.

- Nie lubię tego miejsca. – przyznała.

- Nie obchodzi mnie to. – powiedział stanowczo i wstał. – Twoje metody zawiodły, pozwolisz że ja teraz zdecyduję co dalej.

- Widzę, że nie mam już nic do gadania.

- Samaro, możesz nosić te swoje wysokie obcasy, zwiewne, modne szaty, mieć groźną i poważną minę, ale dla mnie zawsze będziesz małą dziewczynką, którą muszę chronić. – powiedział stając przy drzwiach.

- I może to jest nasz problem.

**************************

- Oszczędź mi proszę tej miny. – powiedziała gdy wszedł do jej pokoju.

-  Jakiej miny? – zapytał przystając i rzucając jej ostre spojrzenie.

- Właśnie tej. Jakbyś cierpiał za miliony musząc przebywać w moim towarzystwie.
Chciał coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się.

- Proszę, nie krępuj się. Wiem co mnie czeka, nie przedłużajmy tego. – odrzuciła kołdrę, która ją okrywała z zamiarem wstania. Prawie natychmiast zachwiała się. Zanim jednak zdała sobie sprawę, że najpewniej upadnie silne dłonie złapały ją w samą porę.

- Kiedy w końcu przestaniesz zachowywać się jak dziecko? – pomógł jej ponownie usiąść na brzegu łóżka.

- Według Albusa, nigdy. – zarzuciła na ramiona szlafrok w chwili, kiedy on dostrzegł na nich spore blizny.

- Przyniosłem coś na to. – Pokazał jej mały słoiczek z zielonkawą maścią, bez pytania odrzucił jej szlafrok i przysiadł obok ignorując jej zdziwioną minę.

- Co robisz? – zapytała spinając się.

Spojrzał na nią jak na irytującego ucznia.

 - Niby jakim sposobem zamierzasz sobie wysmarować plecy?

- Ale… - zamierzała protestować.

- Nie bądź śmieszna, widywałem cię nago. Widok twoich odkrytych pleców nie powinien w żaden sposób ugodzić w twoje poczucie godności.

- Zmieniłeś się. – zauważyła, ściągając górę piżamy zgrabnym ruchem, tak by nie odsłonić przodu.

- Zmieniłem? – zapytał odkręcając słoiczek i nabierając na palce maść.

- Jesteś bardziej pewny siebie.

- To źle?

Nie odpowiedziała. On kolistymi ruchami dłoni wsmarowywał leczniczą maść. Przez długi czas żadne  nich nie odezwało się. Dopiero kiedy Snape zakręcił słoiczek i wstał nie patrząc na nią zapytała.

- Dlaczego nie poruszyłeś tematu Sofie?

- Uznałem, że sama to zrobisz. – wytarł dłonie w ręcznik. Nadal nie spojrzał na nią.

- Widziałeś ją? – zapytała.

- Tylko chwile, gdy spała.

- Wiem, że mnie winisz i pewnie nienawidzisz, ale…

- Nie nienawidzę cię. – przerwał jej – A winni jesteśmy oboje.

Zdziwiła się. Była pewna, że będzie wściekły. Tym czasem słyszała w jego głosie nie złość lecz smutek.

- Nie jesteś winny temu, że mnie nie kochałeś. Nie można nikogo zmusić do miłości, a ja cię za to ukarałam. – Usłyszała jak westchnął.

- To nie jest dobry moment na przerzucanie się argumentami kto bardziej zawinił. Na to pytanie nie ma odpowiedzi.

- Co więc proponujesz?

- Znikniesz z nią. Dla twojego i jej bezpieczeństwa.

- Nie chcesz jej poznać? – zdziwiła się.

- Nie jeżeli miałoby to na nią sprowadzić niebezpieczeństwo.

- Twoja oklumencja…

- Moja oklumencja nie ma tu nic do rzeczy. – przerwał jej ostrzej. – Trwa wojna. Nie mogę zaprzątać swojej głowy sentymentem. Jeżeli będziecie zbyt blisko, mogę popełnić błąd.

- Ach tak… sentyment. Zapomniałam już jak zimny i wyrachowany potrafisz być. – pożałowała swoich słów natychmiast.

- Był czas, że nie narzekałaś. – uciął krótko.

- To było dawno. – spojrzała za okno. – Idź już, robi się późno. – Kątem oka zobaczyła jak po raz ostatni spojrzał na nią zanim wyszedł bez słowa pożegnania.

******************************

- Zdajesz sobie sprawę, że nie byłem w stanie powstrzymać Syriusza. Nikt nie byłby w stanie go powstrzymać.

- Wiem. – odparła nie patrząc na niego, zajęta pakowaniem rzeczy córki.

- Spójrz na mnie. – powiedział ze spokojem. Zignorowała go, lecz nie ustępował. – Samaro…

- To już kolejny… ilu moich przyjaciół zginie jeszcze podczas gdy ja siedzę bezpieczna w ukryciu? – zacisnęła pięści nad otwartą walizką.

- To nie twoja wina. – Albus podszedł do niej.

- Widziałam się z nim.

- Kiedy? – zapytał zdziwiony.

- Zanim Voldemort mnie schwytał. Mogłam to przewidzieć.

- Nie mogłaś.

- Mówił mi, że się dusi, że chce działać… - westchnęła i odwróciła się do niego. – Znałam go, w głębi siebie wiedziałam, że przyjdzie dzień kiedy nie wytrzyma. Byłam w stanie go powstrzymać.

- Jak chciałaś to zrobić? Syriusz kochał Harrego, żadna siła nie jest w stanie powstrzymać miłości. – usiadła zrezygnowana.

- Powinniśmy już iść. – powiedział. Skinęła głową i zamknęła z hukiem wieko walizki. Ruszyli do salonu.

- Sofia opowiedziała mi swój dzisiejszy sen. – powiedział rzucając jej krótkie spojrzenie.

- Co takiego mogło śnić się dwulatce? 

- Powiedziała mi, że śnił się jej tata. – Samara przystanęła zdziwiona. – Dokładnie go opisała, więc nie ma mowy o pomyłce. Powiedział jej, że gdyby miłość decydowała o wszystkim, on byłby teraz z nią i jej mamą. – uśmiechnął się na widok jej zszokowanej miny. Dłuższą chwilę milczała próbując dojść do siebie.

- To był tylko sen. – pokręciła głową. – Sofia nigdy nie widziała Severusa, a on widział ją tylko przez chwile kiedy spała. To tylko sen. – powtórzyła upewniając samą siebie.

- Skoro tak mówisz. – powiedział zadowolony z siebie. – Pora się aportować, ona już czeka na Ciebie.


- Tak… - pokiwała głową i wyszła przed dom łapiąc dłoń Dumbledora i znikając z cichym pyknięciem.

poniedziałek, 26 września 2016

Draco

Dawno miałam już to napisane, ale oczywiście w połowie tekstu straciłam do niego cierpliwość i leżał, czekając na zmiłowanie. Dziś ponieważ leżę przykuta grypą do łóżka postanowiłam do niego wrócić i choć wiem, że jest niedopracowany (tak jak chyba wszystko tutaj) opublikować. 
Zawsze intrygowały mnie stosunki między Draco, a Snape'm. Dlatego pomysł na to opowiadanie. 
Mam w głowie jeszcze kilka propozycji, ale pewnie trochę mi zejdzie zanim coś się tu pojawi,
Zapraszam do lektury. Czekam na komentarze.
SS
******************************************************


Spojrzała zdziwiona na zegarek wiszący w salonie. Dochodziła 22, pukanie o tej porze może zwiastować jedynie kłopoty. Wstała z kanapy i podeszła otworzyć drzwi.

- Draco? – wydusiła w końcu z siebie, nie kryjąc zaskoczenia.

- Czy… - zawahał się. – Czy zastałem…

- Tak, wejdź. – wpuściła go do przedpokoju.

- Draco? – usłyszała za swoimi plecami równie zdziwiony głos męża.

- Chciałbym z tobą porozmawiać. – obaj patrzyli na siebie nawet nie mrugając. Severus skinął i zaprowadził go do salonu.

- Zrobię wam herbaty. – zaproponowała udając się do kuchni.

Nie spieszyła się. Wiedziała, że musi dać im czas. Nie widzieli się od chwili pokonania Voldemorta. Miesiąc temu ruszyły procesy podejrzanych o współpracę. Draco wyglądał na przygniecionego. Nic dziwnego, pomyślała i weszła cicho do salonu stawiając tacę z herbatą i ciasteczkami na stoliku.

- Zostawię was. – powiedziała i już odwracała się w stronę drzwi.

- Zaczekaj. – powiedział Draco. Spojrzała na niego, później na Snape’a. Oboje mieli kamienne twarze.

- Draco. – powiedział ostrzegawczym tonem Severus.

- Chciałbym, żeby przy tym była, żebyście oboje powiedzieli mi co mam robić. – umilkł.

Samara spojrzała zdziwiona na męża, który tylko pokiwał delikatnie głową. Usiadła obok niego.  Snape pochylił się w jego stronę.

- Wiesz, że ani ja, ani ona nie powiemy ci co zrobić. – powiedział bezlitośnie. Draco rzucił mu krótkie, przelotne spojrzenie i ponownie utkwił swoje stalowe oczy w podłodze. Niespodziewanie podwinął rękaw lewego ramienia i pokazał go im.

- Miałem nadzieję, że zniknie. – powiedział żałośnie, patrząc na nich. Snape westchnął i również podwinął swój rękaw ukazując mroczny znak, bledszy niż zazwyczaj, jednak nadal wyraźny.

- Nie zniknął za pierwszym razem, nie liczyłem, że zniknie teraz. – powiedział obojętnie. – Potraktuj go jako lekcje na przyszłość.

- Na przyszłość. – zakpił. – Jaką przyszłość? – zapytał i spojrzał mu wyzywająco w oczy. Samara nadal milczała, nie do końca wiedziała o co chodzi. Ani Draco, ani jej mąż nie mówili wprost. Miała wrażenie, że lepiej będzie gdyby zostawiła ich samych.

- Może jednak was zostawię. – zaproponowała, ale dłoń jej męża owinięta wokół jej nadgarstka powstrzymała ją.

- Jesteś jego córką. – powiedział niespodziewanie Draco, przenikając ją stalowym spojrzeniem. Samara zamarła, tak samo jak Snape, jednak on szybko ocknął się z zaskoczenia.

- Co ty bredzisz? – zapytał mrużąc niebezpiecznie oczy.

- Ojciec mi powiedział. Jesteś córką Czarnego Pana. – powiedział już pełen determinacji.

- Ostrzegam cię… - powiedział groźnie Severus, jednak ona położyła mu dłoń na ramieniu, dając sygnał by się uspokoił.

- Nie jestem jego córką. – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. – Moim ojcem był, jest i będzie Albus Dumbledore. Bez względu na to czyja krew płynie w moich żyłach. – zakończyła.

- Czyli to prawda. – powiedział bardziej do siebie.

- Po co tu przyszedłeś? – zapytał Severus, kierując rozmowę na właściwe tory.

- Proces mojego ojca rusza jutro. – zaczął niepewnie.

- Jeżeli sądzisz, że którekolwiek z nas ma możliwość sprawienia, że uniknie kary, to się mylisz. – Ciałem Dracona wstrząsnął dreszcz.

- Moja matka… - zaczął, ale urwał. Odezwała się Samara.

- Twoja matka uzyskała nadzwyczajne złagodzenie kary, ponieważ w odpowiednim momencie pomogła Harremu, który osobiście się za nią wstawił. Ani ja, ani Severus nie sprawimy, że wypuszczą twojego ojca. Przykro mi. – powiedziała szczerze współczując mu.

- Mi też się udało, więc dlaczego nie jemu? – zapytał żałośnie, a Snape westchnął.

- Draco, zostałeś wciągnięty w szeregi Czarnego Pana siłą, wbrew własnej woli. Groził, że zabije ciebie i rodziców. Byłem tego świadkiem, dlatego zostałeś oczyszczony z zarzutów. Twojego ojca nikt nie zmuszał, działał z pełną świadomością.

- Jesteś moim ojcem chrzestnym, musisz mi pomóc.

- Zrobiłem to. – powiedział stanowczo. - Obiecałem twojej matce chronić cię, zawarłem wieczystą przysięgę. Mimo iż wygasła, robię to nadal.

- Co nie zmienia faktu, że… - Snape nie dał mu dokończyć.

- Twój ojciec sam wybrał taki świat. Wybrał go też za ciebie. Zobacz do czego omal to nie doprowadziło. Nie uniknie kary, pogódź się z tym.

- Tobie łatwo mówić. – zadrwił. – Byłeś zdrajcą od początku. Dlaczego nie próbowałeś go przekonać, przeciągnąć na waszą stronę? – zapytał.

- Nie mogłem tego zrobić nie narażając samego siebie.

- Więc dbałeś tylko o swoją skórę! – prawie krzyknął. Snape wstał gwałtownie i zacisnął usta.

- Uspokój się. – spojrzała na męża przywołując go na miejsce.

- Głupi dzieciaku… - zaczął siadając ponownie. – Gdybym został zdemaskowany nie byłoby szans na pokonanie Czarnego Pana i zakończenia tego terroru. Gdybym zginął, co niechybnie by się stało, pociągnął bym za sobą innych. Może ci się wydawać, że byłem egoistą dbającym tylko o swój interes, ale robiłem to też dla ciebie. Nie chciałem, żebyś żył w takim świecie. – Z każdym jego słowem Draco stawał się mniejszy i bardziej zapadał się w fotel.

- Dosyć. – powiedziała stanowczo Samara. – Oboje powiedzieliście sobie zbyt wiele. – patrzyła to na jednego, to na drugiego. – Draco, powiedz wprost czego chcesz. Jeżeli będziemy potrafili ci pomóc, to zrobimy to.

- Powiedzcie mi jak mam dalej z tym żyć? – ponownie wskazał na swój mroczny znak. – Myślałem, że skoro jesteś jego córką mogłabyś sprawić by zniknął. – Samara westchnęła.

- Nie potrafię, gdyby tak było Severus już dawno nie miałby go na swoim ramieniu.

- Ale… - zaczął, Snape ponownie mu przerwał.

- Wrócisz do szkoły na siódmy rok. Im wcześniej zaczniesz normalnie żyć, tym lepiej dla ciebie. Ludzie zawsze będą gadać, znak nigdy nie zniknie. Nie pozwól jednak, aby to cię zdefiniowało. Każdy popełniał w życiu błędy, jestem tego najlepszym przykładem.

- To wszystko? – zapytał.

- Co mam ci jeszcze powiedzieć? – Snape zapytał, patrząc mu w oczy. – Że dla świata zawsze będziesz śmierciożercą? Że choćbyś poświęcił całe życie walce o dobro i tak będą tobą pogardzać, przez to, co jest wypalone na twoim ramieniu? Przestań użalać się nad sobą i zacznij dostrzegać ile szczęścia w życiu miałeś. Mogłeś odnieść gorsze blizny od tej, której się tak brzydzisz. Powtarzam ci, niech to będzie dla ciebie nauczką i lekcją na przyszłość.

Samara nie wtrącała się, wiedziała, że oni sami muszą dojść do porozumienia. Wierzyła, że tylko jej mąż będzie w stanie postawić go do pionu.

- Będziesz zeznawał na procesie ojca?

- Tak. – powiedział bez ogródek. Draco pokiwał głową i wstał z zamiarem wyjścia.

- Gratuluję ślubu. – powiedział już bez wyrazu. – Nigdy nie sądziłem, że wasza dwójka może się zejść. – Ani Samara, ani Snape niczego nie powiedzieli.

- Dobranoc. – powiedział Draco i wyszedł, cicho zamykając za sobą drzwi.

- Nie uważasz, że postąpiłeś wobec niego zbyt surowo? – zapytała wstając i biorąc tacę z niewypitą herbatą.

- Jemu nie potrzeba głaskania po główce. Nie przychodziłby tu, gdyby tego oczekiwał.

- Jest przygnębiony. – zauważyła.

- Wygrzebie się. – powiedział pewny siebie. – Skoro mi się udało, to jemu tym bardziej. – zabrał od niej tacę z herbatą i wyszedł do kuchni.

Chwilę stała w miejscu, zanim podążyła za nim.

- Jesteś absolutnie pewien, że nie możesz mu pomóc? – zapytała przyglądając się mu.

- A Ty jesteś pewna, że nie możesz mu pomóc? – odpowiedział pytaniem na pytanie, rzucając krótkie spojrzenie w jej stronę. Domyśliła się, że to pytanie dotyczy również jego.

- Nie praktykuję czarnej magii. – odparła siadając przy kuchennym stole.

- Nie wątpię.

- Lucjusz był twoim przyjacielem. – powiedziała ostrożnie.

- Był. Czas przeszły dokonany. Do czego dążysz?

- Zastanawiam się tylko…

- Czy zdrajca jest zdrajcą? – dokończył za nią.

- Nie. – powiedziała stanowczo, niezadowolona, że przerwał jej. – Wina Lucjusza jest bezsporna i musi za to ponieść karę, jednak wiesz co go czeka, jeżeli nie znajdzie się nic, co mogłoby mieć wpływ na złagodzenie kary.

- Otrzyma pocałunek dementora.

- Jesteś absolutnie pewien, że na to zasłużył? – zapytała, wpatrując się w niego. Długo patrzyli na siebie. Po jakimś czasie Severus westchnął i usiadł naprzeciwko niej.

- Nie jestem sędzią, by ferować wyroki.

- Nikt nie każe ci być sędzią. Jednak zapytaj sam siebie, bo tylko ty byłeś świadkiem tych zdarzeń, czy Lucjusz zasługuje na najwyższy wymiar kary?

- Dlaczego ci tak zależy na tym, by go uratować? – zapytał.

- Szkoda mi chłopaka. Wiele wycierpiał. Czas to przerwać. Mimo wszystko jest bardzo związany z ojcem.

Snape wstał i ruszył do sypialni.

- Myślałem, że przesłuchanie jest jutro. – rzucił jej przez ramie. Ruszyła za nim nic nie mówiąc.
Przystanęła w progu sypialni obserwując jak rozpina czarną koszulę. Unikał jej spojrzenia, wiedziała to. Wiedziała też, że rozmawianie o tym sprawia mu ból, ale musiał do tego dojść przed przesłuchaniem.

- Nie. – wyrwał ją z rozmyślań jego głos. Zdążył zdjąć koszulę i usiąść na brzegu łóżka plecami do niej.

- Słucham? – zapytała.

- Nie uważam, by zasłużył na najwyższy wymiar kary. Byli gorsi. Swego czasu nawet ja byłem gorszy. – podeszła do niego cicho, przysiadając się obok. Położyła mu dłoń na ramieniu. – Powiem im to, co widziałem, czego sam byłem świadkiem. Nie zagwarantuję jednak, że to coś da. Wolałbym nie brać w tym udziału.

- Tylko ty możesz powiedzieć jak było. Liczą się z tobą.

- Liczą się z Dumbledorem.


- Liczą się z wami. - powiedziała pewnie. Spojrzał na nią. – Wiesz co robić. – dodała, a on skinął.