poniedziałek, 28 marca 2016

The Prince Tale part 9


Był na granicy świadomości. Nie był już w stanie określić co jest prawdą, a co grą jego obłąkanych zmysłów. Słyszał podniesione głosy nad swoją głową… albo może mu się tylko wydawało. Skupił w sobie resztki sił i skoncentrował się na zapachu białego bzu. To omam, zdawał sobie z tego sprawę, ale w oczekiwaniu na ostateczne zaklęcie zdawał się go ogrzewać. Nie targała nim już febra. Zapach jej perfum spokojnie oplatał go i otulał jakby puchową kołdrą. Niech to się już skończy – pomyślał. Pozwól mi odejść… Jak przez sen usłyszał słowa drwin.

-  Jesteś tu z powodu miłości Samaro! – nie wiedział, czy były to jego własne słowa, czy kogoś innego. Jakimś sposobem ona wdarła się do jego resztek świadomości i zawładnęła nimi na tyle by uparcie trzymać go przy życiu. Dreszcz przechodzący przez jego ciało poruszył jego dłonią. Ból był nie do zniesienia. Gdyby miał siłę wrzasnąłby, ale nie miał i nie chciał już jej mieć.

 - Miłość do Severusa to zbyt mało, abym tu dziś przyszła. – zdążył jeszcze usłyszeć głos, którego chyba już nie rozpoznawał. Nie potrafił sobie przypomnieć do kogo należy, ale wiedział, że ten głos jest dobry.

- No i co my tu mamy? – wyrwał go ze snu jej głos. Stała nad nim i przyglądała mu się uważnie. – Gdzieś ty się znowu szlajał co? – zadrwiła – Ładnie cię urządzili ci twoi koledzy. – miał chęć prychnąć, ale za bardzo kręciło się mu w głowie i skupił się, aby nie zwymiotować wprost na jej buty.

- Musisz go tam wysyłać? – zapytała drugą obecną w pokoju osobę.

- Nie mam wyboru. Po ucieczce Blacka z Azkabanu pozostali śmierciożercy stali się nad wyraz aktywni. Wysłałem go do nich, aby dowiedział się czegoś… - westchnął Dumbledore – Najwidoczniej do tej pory nie wybaczono mu tego, że uniknął procesu.

- Najwidoczniej. – przyznała  – Teraz wyjdź… Potrzebuję spokoju, żeby się skupić. – usłyszał jak dyrektor wychodzi z jego komnat, a Samara zdejmuje płaszcz. – To źle, że jesteś przytomny – spojrzała na niego z troską – to będzie raczej bolesny proces leczenia. – skinął jej głową, ale pożałował tego, bo ciało sparaliżował mu palący ból. Pochyliła się nad nim i rozpięła mu surdut i koszulę. Po jej minie wywnioskował, że widok musi być paskudny.

- Obawiam się, że zostawili ci pamiątkę na całe życie.

- Zaczynaj. – wychrypiał, skinęła głową. Poczuł jak położyła dłonie na jego torsie i choć był pewien, że zrobiła to delikatnie zawył z bólu. Chwile po tym zaczął odczuwać jej magie. Mruczała pod nosem nieznane mu inkantacje, a jego ciało rozpalił ogień. Wszystkie swoje siły zaangażował w to by nie krzyczeć. Miała racje, to był bolesny proces. Miał wrażenie, że to z czym tu dotarł bolało mniej niż leczenie. Wiedział jednak, że poddany standardowemu procesowi leczenia spędził by w łóżku kilka dni. Nie mógł sobie na to pozwolić. Jutro musi być na nogach. Trwało to jakiś czas zanim zaczął odczuwać ulgę. Z każdą chwilą wracały mu siły. Teraz spojrzał na nią. Miała zamknięte oczy, a jej usta poruszały się wymawiając kolejne zaklęcia. Po jej czole spływała mała strużka potu. Zdał sobie sprawę z tego, ile wysiłku kosztuje ją postawienie go na nogi.  W jednej chwili poczuł coś dziwnego, uczucie, którego nie był w stanie opisać, czy nawet nazwać. Dotarło do niego, że cieszył się kiedy pojawiała się w jego kominku, posyłała mu uśmiech i siadała w fotelu zakładając sobie nogę na nogę. Od czasu do czasu rozmawiali i zorientował się, że wcale nie jest zarozumiała. Była piekielnie inteligentna, ale nie afiszowała się ze swoją wiedzą, wręcz przeciwnie… Czasami miał wrażenie, że specjalnie udaje, że czegoś nie wie by móc z nim o tym porozmawiać. Bywały wieczory, że nie przychodziła i z zaskoczeniem odkrywał, że czegoś mu brakuje. Nagle jego komnaty wydały mu się wielkie i zimne. Chodził bez celu próbując sobie zorganizować czas, ale nie przestawał zastanawiać się dlaczego nie przyszła. Miała wiele sekretów, jednak nigdy nie zapytał… Sam starannie ukrywał swoją przeszłość. To uczciwy układ.

Poczuł się już znacznie lepiej i zorientował się, że bez bólu może poruszać rękoma. Mimo to Samara nie przestała go leczyć. W największym skupieniu wypowiadała kolejne zaklęcia. Nie wiedział pod wpływem czego… czy to jej głosu, zapachu a może magii, która krążyła wokół nich wsparł się na łokciu i pocałował ją. Poczuł jak drgnęła przestraszona, ale nie cofnęła się. Przerwał pocałunek i spojrzał na nią. Przez krótką chwilę miała jeszcze przymknięte oczy, a gdy je otworzyła niemal westchnął. Było w nich coś takiego… coś nieopisanego. Tym razem to ona zbliżyła się do niego i pozwoliła sobie go pocałować. Przyciągnął ją bliżej i wiedział, że nie pozwoli jej dziś odejść.

poniedziałek, 21 marca 2016

The Prince Tale part 8


Każdy oddech sprawiał mu nadludzki wysiłek. Dostrzegł, że zaczyna świtać. Czyli spędził tu już całą noc. Zapach białego bzu coraz intensywniej nęcił go. Zaczynam wariować – pomyślał. Chwilę po tym przy swoim uchu usłyszał syk.

- Zginiesz jeszcze dziś. – Czarny Pan w końcu znudził się nim i będzie mógł umrzeć. Powitał tą myśl niemal z euforią. Gdyby był w stanie zaśmiałby się. Ponownie zaczął tracić przytomność, lecz coś huknęło i przywróciło mu zmysły. Tak pomyślał, lecz po chwili zwątpił, a wręcz uwierzył w swoją niepoczytalność.

 - Będziesz musiał przełożyć swoje plany Tom! – usłyszał jej głos. Pewny siebie i lodowaty. Był jednak pewien, że jest to kolejny objaw obłędu w który wpędziły go tortury. Obłęd ten jednak wydał mu się zbawienny. Może niczego już nie poczuje. Może odejdzie za kilka chwil myśląc o niej. Taka śmierć nie wydawała się mu zła. To była dobra śmierć, śmierć w jej towarzystwie…

- Długo zamierzasz tu sterczeć? – sprowadził ją na ziemie, widząc jej zdziwienie wymalowane na twarzy. Czy naprawdę wszyscy myślą, że ja cały czas jestem zapięty po samą szyję? Czy nawet w czasie wolnym nie mogę sobie pozwolić na luźniejszą koszulę? Weszła do gabinetu niepewna. Zdziwił się, zawsze emanowała z niej wręcz patologiczna pewność siebie. Przystanął przy regale z książkami i oparł się o niego nie spuszczając z jej oczu. Szła powolnym krokiem w kierunku jego biurka. Obserwował ją z boku i widział w jej oczach pożądanie… pragnęła tej książki. Od dawna wiedział, że jest molem książkowym. Zaczytywała się praktycznie we wszystkim, a Dumbledore twierdził, że przeczytała już wszystkie tutejsze wydawnictwa, nawet te z działu ksiąg zakazanych. Teraz przeszukuje prywatne księgozbiory w poszukiwaniu tych książek, których jeszcze nie zdążyła przeczytać. Widział jak wyciąga rękę w kierunku czekającego na nią tomu, lecz po chwili cofa dłoń i z wahaniem odwraca się w jego stronę.

- Byłem ciekaw kiedy sobie o mnie przypomnisz. – zakpił z rozkoszą. W końcu to on będzie górą.

- Czy mogę? – zapytała, a on tylko wzruszył ramionami i ruszył w kierunku biurka. Usiadł na swoim miejscu i zajął się sprawdzaniem prac, pozornie nie zwracając na nią uwagi.

Wzięła do ręki książkę i przez dłuższą chwilę przyglądała się jej z podziwem. Dawno nie widział takiej pasji w oczach.

- Ciekawa jestem, Severusie w jaki sposób wszedłeś w posiadanie tej książki? – zapytała, a on westchnął. Skąd wiedział, że to pytanie padnie?

- Czy to takie ważne? – spojrzał na nią i wiedział, że nie da za wygraną. Jej oczy świdrowały go w taki sam sposób jaki miał w zwyczaju robić to Dumbledore. Ten sam nieznoszący sprzeciwu wyraz twarzy. To zadziwiające jak pomimo tego iż nie są ze sobą spokrewnieni, są do siebie podobni.

- Bycie poplecznikiem Czarnego Pana widocznie miało swoje dobre strony. – zakpił i zobaczył jak robi się jej głupio. O właśnie, o to mu chodziło… Pokazać jej, utrzeć jej ten zarozumiały nos.

- Przepraszam. Pójdę już, nie będę ci przeszkadzać. – wycofała się, a on zaśmiał się w duchu i machnął różdżką. Nie wierzył, że jest taka naiwna. Chyba naprawdę uwierzyła w to, że będzie mogła zabrać książkę do siebie! Ona jest warta więcej niż ktokolwiek byłby w stanie zapłacić. Mógłby ją sprzedać gdyby chciał i już w spokoju doczekać starości opływając w luksusy. Ale nie chciał…

Odwróciła się zdziwiona zamkniętymi drzwiami, a on z satysfakcją wypisaną na twarzy zapytał.

- Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci wyjść z tą książką? Na całym świecie są jej tylko trzy egzemplarze. – Z radością stwierdził, że jej mina w całości, a nawet z nawiązką zrekompensowała mu dotychczasowe docinki z jej strony.

- Jak to? To gdzie mam ją przeczytać? Tutaj? – zapytała piskliwie.

- Owszem. – wskazał jej dłonią fotel naprzeciwko niego. Wstał i podszedł do stolika na którym stał dzbanek i dwie filiżanki.

- Masz ochotę na herbatę?- zapytał rozbawiony. Musiał przyznać, że bawił się wyśmienicie. Jej zakłopotanie rozśmieszało go na tyle, że musiał bardzo panować nad sobą, aby nie roześmiać się jej prosto w twarz.

- Wiesz, że nie zdołam przeczytać jej w jeden wieczór?

- Jestem tego świadomy. – nalał herbaty do filiżanek i postawił przed nią jedną z nich. Obserwowała go uważnie i już miał ochotę zapewnić ją, że nie dolał tam żadnej trucizny, ale powstrzymał się ponownie wracając do przerwanej pracy. Czuł na sobie jej wzrok. Nie bez satysfakcji stwierdził, że bardzo się mu to podoba. Chwilę po tym otworzyła książkę na pierwszej stronie i zatopiła się w lekturze. Teraz to on obserwował ją, niczego nie świadomą. Miała ładne usta, kształtne… pełne… malinowe. Skrzywił się na tę myśli jednak spoglądał nadal. Kości policzkowe ładnie podkreślały jej niebanalną urodę. Widział już wiele kobiet i żadna nie zrobiła na nim takiego wrażenia. Oczywiście nawet na najgorszych torturach nie przyznałby się do tego. Było w niej jednak coś takiego, co nie pozwalało oderwać od niej swoich myśli. Hipnotyzowała i przyciągała, przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy nie stosuje jakiś czarów, ale nie… już dawno był odporny na tego typu magie. Musiało w niej coś być… tylko co?

poniedziałek, 14 marca 2016

The Prince Tale part 7


Co było w niej takiego, że nawet w obliczu śmierci nie jest w stanie przestać o niej myśleć? Zawsze uważał, że to Lily będzie tą  osobą, o której będzie myślał w takiej sytuacji. Co więc w niej było? Czy to ta jej pewność siebie, czy te ukradkowe spojrzenia, które kierowała w jego stronę kiedy myślała, że nie patrzy. A on patrzył… zawsze patrzył tylko na nią. Nawet kiedy bardzo nie chciał, kiedy wydawała mu się irytująca i zarozumiała. Patrzył jak podczas czytania książki bawi się kosmykiem włosów, całkowicie nie świadoma tego co robi. Czasami łapał się na tym, że z zamkniętymi oczami wyłapywał jej zapach. Były chwile, że zanim wszedł do gabinetu dyrektora wiedział, że ona już tam jest. Hipnotyzujący zapach białego bzu roztaczał się wokół niej.

Leżąc na kamiennej podłodze i brodząc we własnej krwi wyczuł jej zapach. To już agonia – pomyślał.


- Lupin? Chyba oszalałeś?! – wstał zdenerwowany.

- Mówię całkiem poważnie. Już się zgodził. Co o tym sądzisz Minerwo?

- Cóż… - zawahała się -  jeżeli jesteś pewien swojej decyzji, to ją poprę.

- Czy wyście oszaleli? Sprowadzać do szkoły wilkołaka? Czy wiecie co się będzie tu działo, gdy prawda wyjdzie na jaw? Co grozi uczniom z jego strony? Jesteście tego świadomi?

- Jestem świadomy konsekwencji. Severusie, przecież jest sposób na opanowanie jego zapędów i ty dobrze o tym wiesz. – powiedział dyrektor z naciskiem.

- I co? I może jeszcze ja  będę musiał mu ten wywar przygotowywać?

- Tak. - Snape prychnął wściekle.

- Cudownie. – zakpił - A co ty o tym sądzisz? Skoro już tu siedzisz to się wypowiedz. – warknął w jej stronę, a ona leniwie podniosła na niego swój wzrok. Trochę trwało zanim się odezwała.

- Nie jestem tu od ingerowania, ani od oceniania podejmowanych przez was decyzji. Jednak skoro tak bardzo upierasz się, aby poznać moje zdanie na ten temat, to jako osoba, która zna Remusa Lupina mogę z całą stanowczością powiedzieć, że będzie on dobrym nauczycielem. Trzeba tylko dać mu szansę… - umilkła, lecz po chwili dodała patrząc mu prosto w oczy – Nie będę ci przypominać, że ty również kiedyś ją otrzymałeś. – Cofnął się o krok i w złości zacisnął pięści. Miał ochotę wyjść z gabinetu i trzasnąć drzwiami. Zamiast tego wyprostował się dumnie.

- Decyzja zapadła. – powiedział dyrektor przerywając niezręczną ciszę. – Jest druga sprawa. Syriusz Black.

- No tylko mi nie mów, że zwerbujesz tego mordercę jako nauczyciela? Chociaż czemu nie – zakpił – mógłby uczyć… Kto wie może nawet będzie trenował szkolne drużyny quidditch’a.

- Severusie… - zaczął Albus – Black uciekł dzisiejszej nocy z Azkabanu. Jutro ta informacja będzie podana do publicznej wiadomości. Harry jest w niebezpieczeństwie.

- Jakim cudem udało mu się zbiec? – zapytała zszokowana McGonagall.

- Nie wiem. – powiedział bezradnie dyrektor i przetarł zmęczone oczy. – Do czasu powrotu do Hogwartu Harry nie będzie bezpieczny. Samaro – zwrócił się do niej – po raz kolejny zmuszony jestem prosić cię o przysługę. – Wszystkie twarze w gabinecie zwróciły się w jej kierunku.

- Wiesz, że zrobię co w mojej mocy. Choć znasz moje zdanie na temat Syriusza… - powiedziała patrząc mu w oczy – nie wierzę, by był w stanie zdradzić Jamesa i Lily. – Snape zaśmiał się.

- Może mi jeszcze powiesz, że to nie on zabił Pettigrew i kilku innych mugoli?

- Nie będę z tobą rozmawiała na ten temat. – rzuciła mu wściekłe spojrzenie – Nie jesteś w tej kwestii obiektywny. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że znałam ich wszystkich troszeczkę lepiej niż ty! – wstała z miejsca i minęła go już bez słowa stając przed kominkiem. Zapach jej perfum pod wpływem ruchów wypełnił gabinet i przez chwilę Snape miał problem ze skupieniem myśli.

- Żegnam wszystkich. – złapała garść proszku fiu i już jej nie było.

niedziela, 6 marca 2016

The Prince Tale part 6

Nie mógł sobie darować tego w jaki sposób przebiegło ich ostatnie spotkanie. Tuż przed tym jak opuściła Hogwart. Nie w taki sposób chciał się z nią pożegnać. Miał nadzieję, że wyjaśnią sobie wszystko… że ona powie… ale nie powiedziała i wszystko potoczyło się nie tak… nie tak jak powinno. Krew z nosa zalała mu twarz i pociemniało mu w oczach.

- Moja odpowiedź nadal brzmi nie. – powiedziała spokojnie. Zatrzymał się w przedsionku pomiędzy wejściem, a gabinetem dyrektora. Usłyszał jak Dumbledore wzdycha bezradnie.

- Dlaczego? Nadajesz się na to stanowisko jak nikt inny. – dobrze wiedział o jakim stanowisku mówił dyrektor i poczuł ukłucie zazdrości, lecz chwile po tym zamarł, gdyż ona zapytała.

- A Severus? Dlaczego nie rozważysz jego prośby? Dobrze wiem, że od lat stara się o to.

- Znasz powody dla, których nie powołam go na nauczyciela obrony. – urwał na chwilę – A Harry? Byłabyś blisko niego, gdybyś się zgodziła.

- Nie muszę być tu nauczycielem, aby być blisko niego. – usłyszał jej kroki i szelest szat – Nie wykorzystuj mojego bólu związanego z niemożliwością kontaktowania się z nim.  – ostatnie słowa powiedziała z wyczuwalną złością. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli.

Usłyszał jak Dumbledore usiadł i dosunął swój fotel do biurka.

- Przepraszam. Czasem się zapominam. – urwał, by dodać zmęczonym głosem - Lockhart w św. Mungu i brak perspektyw na nowego nauczyciela…

- Swoją drogą, nie mogę uwierzyć, że go zatrudniłeś? Chyba nie uwierzyłeś w te jego wątpliwe dokonania? Z daleka czuć było od niego zwykłym oszustem.

- Samaro, nie miałem wyboru. To stanowisko od dawna cieszy się złą sławą. Brak chętnych zmusił mnie do podjęcia tej decyzji i nie, nie byłem taki naiwny by uwierzyć w jego dokonania.

- Powinieneś rozważyć propozycję Severusa i ściągnąć do szkoły Horacego Slughorna na jego miejsce. – urwała, lecz chwile po tym ponownie powiedziała – Dobrze już dobrze nie wywracaj oczami, bo ci tak zostanie. Nie naciskam. Pójdę już, jest dosyć późno. Pozwolisz skorzystać z kominka, bo wyjście z twojego gabinetu chwilowo jest okupowane.

Snape zamarł. Jakim cudem wiedziała, że tu jest? Nie było czasu się nad tym zastanowić, musi wyjść z tego z twarzą. Pchnął więc drzwi i  wszedł z wysoko uniesioną głową. Ona stała już w kominku w garści trzymając proszek fiu.


- Podsłuchiwanie jest w złym guście, Severusie. – mrugnęła do niego okiem i zniknęła w szmaragdowych płomieniach.