niedziela, 26 kwietnia 2015

Humilis reus


- Co to było? – zapytał piskliwym głosem Ron.

- Nie mam pojęcia. – odpowiedział Harry. – Przez chwile to wyglądało jakby chcieli się pozabijać…  Możecie mi wierzyć lub nie, ale od dawna mam wrażenie, że ta dwójka ma ze sobą problem.

- Też to zauważyłam na ostatnim zebraniu zakonu. Dziś to wyglądało jakby nerwy im puściły. Ciekawe dlaczego Dumbledore kazał właśnie im nas uczyć pojedynku? Wątpię, aby było to przypadkowe. – powiedziała Hermiona skręcając w boczny korytarz prowadzący do wierzy Gryffindoru. – Jedno jest pewne, ze Snape’a była by dziś miazga, gdyby Samara nie wstrzymała ręki przy rzucaniu ostatniego zaklęcia.

- O czym ty mówisz? – zapytał Ron patrząc na nią zdziwiony – przecież zaklęcie było tak silne, że nie byliśmy w stanie nic zobaczyć, a Snape wyszedł tylko z zadrapaniem na policzku.

Hermiona wywróciła oczami.


– Gdybyś zaglądał od czasu do czasu do książek to wiedziałbyś, że zaklęcie które zostało rzucone na Snape’a to humilis reus, z łaciny oznacza to dosłownie ukorzyć winnego… Zaklęcie jest potężne jeżeli osoba rzucająca je ma osobiste urazy do swojego przeciwnika. – Hermiona zatrzymała się naprzeciwko nich i powiedziała szeptem – To zaklęcie jest w stanie zabić. – spojrzała im wymownie w oczy i ruszyła w kierunku portretu grubej damy.

Wypowiedziała hasło i cała trójka weszła do pokoju wspólnego. Rozsiedli się na kanapach przed kominkiem. Przez dłuższą chwilę nikt nic nie powiedział. Ciszę przerwał Harry pochylając się w stronę Hermiony.

- Czyli uważasz, że Samara rzucając to zaklęcie chciała zabić Snape’a?

- Ja się jej w cale nie dziwię. – powiedział Ron – Znając tego wstrętnego nietoperza musiał jej nieźle zajść za skórę.

Hermiona zignorowała tą uwagę i odpowiedziała Harremu.

- Nie sądzę, przecież wstrzymała rękę, sama zorientowała się, że jak rzuci to zaklęcie w jego stronę to może skończyć się to bardzo źle. Osobiście uważam, że poniosło ją trochę, ale w porę się opanowała.

- Humilis reus powiadasz? Muszę spróbować tego kiedyś na Malfoyu. – powiedział Ron z diabelskim uśmiechem na twarzy.

- Ron! To nie są żarty! To zaklęcie nie jest niewybaczalne, ale istnieje niepisana zasada, że nie używa się go przeciwko komuś. Jest nieprzewidywalne! Szczególnie  jeśli nie jesteś w stanie panować nad emocjami! – Hermiona gromiła Rona za jego bezmyślność. – Samara nie powinna go rzucać.

- Ciekawe co jest między nimi, że się tak nie znoszą… - zapytał Ron


- Samara była przyjaciółką mojej matki i mojego ojca – powiedział Harry patrząc w roztańczony ogień w kominku.  – Myślę, że to wystarczy, aby Snape jej nie lubił.  – Harry przypomniał sobie, co zobaczył podczas zeszłorocznych zajęć z oklumencji kiedy to ujrzał wspomnienia Snape’a. Nigdy nie opowiadał tego swoim przyjaciołom. Na samą myśl o tych wspomnieniach Harrym coś trzęsło. Sam przed sobą nie mógł się przyznać, że jego ojciec był zdolny do takiego zachowania. 

wtorek, 21 kwietnia 2015

Niezwykłe widowisko.

     Idąc korytarzem w kierunku pokoju życzeń wyklinała samą siebie, że dała się w to wszystko wciągnąć. Szła pewnym krokiem, a w jej prawej dłoni spoczywała różdżka. Spojrzała na nią i pomyślała, że ma ją w dłoni po raz pierwszy od roku. Nigdy nie potrzebowała różdżki, aby czarować. Ma wystarczająco wysokie umiejętności, aby móc obyć się bez niej. Używała jej tylko do walki. Wówczas była precyzyjniejsza, szybsza i bardziej skoncentrowana na celu.

Przypomniała sobie nagle jak to Dumbledore zaprowadził ją do sklepu Olivandera, kiedy okazało się, że przyjęli ją do Hogwartu w wieku pięciu lat. Spędzili w sklepie cztery godziny zanim wierzbowa różdżka z kłem hipogryfa ją wybrała. Lubiła ją, była odpowiednio giętka i długa, jednak szybko zauważyła, że jej nie potrzebuje. Gdy ponownie rzuciła okiem na swoją różdżkę stała już przed wejściem do pokoju życzeń. Była minuta po godzinie 18. Pomyślała, że Snape na pewno już tam jest i ponownie wypomni jej spóźnienie. Trudno… Złapała za klamkę i otworzyła drzwi. Energicznym krokiem przeszła przez cały pokój by stanąć na pokazowym podwyższeniu. Była pewna, że wcześniej tego tu nie było więc pokój ponownie sam dostosował się do potrzeb. Tak jak myślała Snape był już w pokoju. Po minie dało się odczytać, że jej spóźnienia są wyjątkowo irytujące. Spojrzała na niego pełna udawanej obojętności i zwróciła się do uczniów, którzy nawet nie śmieli się odezwać, ponieważ byli onieśmieleni obecnością mistrza eliksirów.

- Profesor Dumbledore poprosił mnie i profesora Snape’a abyśmy ponownie stworzyli tutaj klub pojedynków. Sama umiejętność rzucania zaklęć to nie wszystko. Musicie wiedzieć jak to jest w prawdziwej walce, gdzie błąd popełnia się tylko raz… - urwała i spojrzała na nich. Zatrzymała wzrok na Harrym, który słuchał jej z szeroko otwartymi oczami. – Ponieważ większość z was nigdy nie widziała nawet pojedynkujących się osób zamierzamy z profesorem pokazać wam na czym polega walka. Oczywiście nie będziemy walczyć tak, aby zabić jednak coś mi mówi, że będzie to niezwykłe widowisko. Samara zeszła z podwyższenia i różdżką naznaczyła granicę.
– Nikt z was nie może przekroczyć tej linii. Jest to zaklęcie ochronne, aby żadne z zaklęć przez nas rzuconych nie trafiło w was przez przypadek. – ponownie spojrzała na wszystkich zgromadzonych uczniów, jakby ich oceniając. Snape w tym czasie stał nadal na podwyższeniu i przyglądał się Samarze.

- Dobrze więc, czas zaczynać. Profesorze jest Pan gotowy? – Snape na te słowa skinął głową i zdjął wierzchnią część swoich obszernych szat. Pozostał w czarnym surducie, który ciasno dolegał do jego ciała.

Sama również zdjęła płaszcz. Jej strój mógł się kojarzyć bardziej z tym, który mugole ubierają do jazdy konnej. Włosy miała ciasno spięte w koku, tak aby żaden włos nie mógł jej przeszkodzić.

    Stanęli naprzeciwko siebie, ukłonili się i przyjęli pozy do pojedynku. Przez dłuższą chwilę Harremu wydawało się, że żadne z nich nie zdecyduje się na pierwszy krok, ale w jednej chwili oboje rzucili zaklęciami. Stało się to tak szybko, że Harry nawet nie zarejestrował w jakim momencie. Snape i Samara byli maksymalnie skupieni na sobie, rzucali niewerbalne zaklęcia chcąc zaskoczyć swojego przeciwnika. Harry był zmuszony stwierdzić, że Snape porusza się niebywałą gracją o którą z pewnością nigdy go nie podejrzewał. Po mimo całej swojej nienawiści do swojego nauczyciela doszedł do wniosku, że nie może oderwać wzroku od Snape’a który jest w ferworze walki. Robił on ogromne wrażenie. Rzucał zaklęciami w Samarę, bronił się i to wszystko w takim tempie, że wszyscy powoli przestali za nimi nadążać.
Samara również nie ustępowała mu. Z początku rzucała zaklęciami jakby od niechcenia. Jednak kiedy zobaczyła z kim się mierzy przyspieszyła tempo. Harry nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek jest zdolny do tak precyzyjnego i natychmiastowego rzucania zaklęć.

Coś się zmieniło między nimi. Gdy zaczęli walczyć na samym początku widać było po ich twarzach, że robią to na pokaz. Jednak im dłużej ze sobą walczyli, tym robili to z coraz większa zaciętością. Harry spojrzał na Rona i Hermionę, po ich minach doszedł do wniosku, że też to zauważyli. Pojedynek Samary i Snape’a nie był już pokazówką na potrzeby niedoświadczonych uczniów lecz walką całkiem na serio. Przez twarz Snape’a rozciągał się grymas furii w której się znajdował. Samara również miała wymalowaną złość na twarzy. Miotali w siebie coraz groźniejszymi zaklęciami. Ich różdżki były rozgrzane do czerwoności. Po sali latały snopy czerwonych i białych iskier co i rusz odbijanych przez któregoś z nauczycieli. Uczniowie patrzyli na nich z nieukrywanym przerażeniem na twarzy. Ktoś z nich rzucił na głos: - Trzeba ich powstrzymać bo się pozabijają! – I właśnie w tej chwili Snape i Samara rzucili w siebie w tym samym momencie zaklęciami, które zderzyły się ze sobą i połączyły w jeden snop światła. Z różdżki Samary wydobywał się biały promień ze Snape’a czerwony. Pokój życzeń rozbłysnął oślepiającym światłem i uczniowie nie wiele byli w stanie zobaczyć. Snape i Samara starali się za wszelką cenę pokonać swojego przeciwnika. Byli już bardzo zmęczeni. Harry jednak zauważył, że czerwone iskry zaczynają zdobywać przewagę nad białymi, kiedy już myślał, że Samara przegra jej krzyk wściekłości rozszedł się po sali, wzbiła różdżkę w powietrze i smagnęła jak batem w stronę Severusa. Blask zaklęcia był nie do zniesienia dla oczu więc wszyscy przymknęli je. A gdy je otworzyli zauważyli jak Samara opiera się o swoje kolana z głową spuszczoną w dół, a Snape z szeroko otwartymi oczami ledwo był w stanie ustać na nogach. Z jego lewego policzka leciała obficie krew. On sam chyba nie zdawał sobie z tego sprawy i wpatrywał się w ciężko oddychającą Samarę. Ta nadal nie podniosła głowy lecz wszyscy wyraźnie usłyszeli co mówi.

 - Na dziś koniec. Wyjdźcie stąd. – żaden uczeń nie ruszył się z miejsca. Samara podniosła głowę spojrzała na nich. Harry dostrzegł, że jest zlana potem i bardzo blada. Ponownie powiedziała, lecz jej ton był zupełnie inny od tego, którego zwykle używała zwracając się do uczniów. Harry nigdy nie słyszał, aby do kogoś zwracała się w tak obcy i lodowaty sposób.


- Powiedziałam na dziś koniec! Wynocha! – tym razem wszyscy posłusznie udali się w kierunku wyjścia. Harry przed drzwiami odwrócił się i ponownie spojrzał w kierunku, gdzie przed chwilą widział walczących nauczycieli. Samara stała  z nieodgadnionym wyrazem twarzy i wpatrywała się w Snape’a, który również nie odrywał od niej wzroku. Sam nie wiedział czego byli właśnie świadkami.

niedziela, 12 kwietnia 2015

Czyste szaleństwo!


    Nie mogła w to uwierzyć. Po raz kolejny została wmanewrowana w coś, na co zupełnie nie miała ochoty. Przyjmując posadę nauczycielki obrony miała nadzieję, że Albus jednak nie będzie ingerował między nich i uszanuje jej decyzje. Och jak bardzo się myliła. Dlaczego pozwoliłam na to! Przecież to czyste szaleństwo! Szła szybkim krokiem przez szkolne korytarze w kierunku swoich kwater. Uczniowie widząc jej zdenerwowanie nie wchodzili jej w drogę. Kiedy znalazła się przy drzwiach swojego gabinetu otworzyła je z impetem i zatrzasnęła. Usiadła w fotelu przy kominku w którym wesoło trzaskał ogień. Doskonale wiedziała czym kierował się Dumbledore prosząc, aby stoczyli pokazowy pojedynek dla uczniów i z pewnością nie kierował się w pierwszej kolejności ich dobrem. Od dawna nie starał się  ukrywać swoich prawdziwych intencji. Była wściekła, choć jakiś cichy głos wewnątrz niej powtarzał, aby się uspokoiła, bo to przecież Albus… Ten sam który ocalił ją przed straszliwym losem.

- No dobrze… - powiedziała w kierunku wiszącego zdjęcia na którym znajdował się uśmiechnięty Albus – skoro mamy stoczyć pojedynek niech tak będzie. Nie wyobrażaj sobie tylko, że oddam mu pole! – była wybitna jeżeli chodzi o pojedynki, wiedziała jednak, że Snape jest nie gorszy.
Ponownie musiała przyznać mu rację, że ta cała sytuacja może skończyć się źle. Nie chodzi tu już nawet o samą walkę, ale o niewypowiedziane emocje krążące miedzy nimi.

- Fatalny pomysł Albusie, fatalny! – oparła się wygodniej i spojrzała na książkę, którą pożyczyła od dyrektora.  Nie miała nastroju teraz na czytanie ale musiała zając czymś swój umysł, aby nie zabrnąć zbyt daleko.  
Sięgnęła po nią jednak zatrzymała się w połowie drogi, ponieważ ktoś zapukał do drzwi. Westchnęła i wywróciła oczami w geście niezadowolenia. Wstała z fotela i podeszła do drzwi w duchu powtarzając sobie, że ktokolwiek to nie będzie odeśle go do diabła. W drzwiach stał dyrektor z dobrodusznym wyrazem twarzy. Samara widząc go powiedziała.

- Jeżeli przychodzisz, aby przedstawić kolejny genialny pomysł, to od razu mówię, że nie jestem zainteresowana.

- Tym razem możesz być spokojna. – powiedział – Mogę wejść?

Samara nic nie mówiąc przepuściła go w drzwiach i gestem dłoni zaprosiła do środka.

- Co cię sprowadza? – zapytała obchodząc go i stając za biurkiem. – Bo chyba nie przyszedłeś mnie przekonywać, że pomysł pojedynku z Severusem jest dobry?

- Samaro… - Albus podszedł do niej i próbował coś powiedzieć, ale gwałtownie mu przerwała.

- Już lepiej nic nie mów! Mam serdecznie dosyć twoich podchodów! Doskonale wiem do czego dążysz. Nie wyjawię mu prawdy choćbyś kazał nas razem zamknąć w lochach! – Samara była zła, miała dość ingerencji w swoje życie.  – Zamiast na mnie skup się na tym, aby Harremu nic się nie stało!

Dumbledore westchnął i usiadł.

– Samaro moje działania nie są skierowane przeciwko tobie.

- To pozwól mi prowadzić klub pojedynków z kimś innym! Nie skazuj nas na siebie.

- Czego ty się boisz? Skoro nie chcesz mu powiedzieć, to nie mów.

- Sam kiedyś powiedziałeś, że prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie.

Dumbledore westchnął. 


- Macie tylko pomóc uczniom. –  był nieugięty. – Nie ma lepszych od was.

- A ty? – zapytała patrząc mu głęboko w oczy. – uczniowie będą zachwyceni, że sam dyrektor ich szkoli. Dobrze wiesz, że Snape’a się boją.

- Jestem na to za stary Samaro. – Samara westchnęła w dezaprobacie – Macie ich nauczyć jak walczyć, muszą mieć choć przybliżony obraz tego na co się przygotowują. A to co jest lub nie jest między wami to już nie moja sprawa.

- Obiecaj mi jedno, że po raz ostatni uczestniczę w czymś ze Snape’m.


- Obiecuję. – Dumbledore uniósł obie ręce w geście poddania. – Dobrze, nie będę ci już przeszkadzał. Życzę spokojnej nocy. – Wstał, uśmiechnął się i wyszedł zostawiając Samarę z mieszanymi uczuciami.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

Zwariowałeś?

Kolejne dni mijały spokojnie. Uczniowie skupieni byli na nauce i na toczących się rywalizacjach drużyn quidditch’a. Póki co w tabeli wyników był remis pomiędzy Slytherinem i Gryfindorem. Pewnym było to, że bój o puchar będzie zacięty.

Hermiony zupełnie nie interesowały rozmowy chłopców o taktyce gry. Spędzała wolny czas w bibliotece szukając uparcie jakiś informacji. Nazajutrz miało się odbyć kolejne spotkanie członków GD.

Po kolacji Severus otrzymał informację od dyrektora, aby zgłosił się do jego gabinetu. Wstał od stołu nauczycielskiego i ruszył powoli w kierunku drzwi. Nie był specjalnie zadowolony z tego iż dyrektor go wzywa. Zawsze wiązało się to dla niego z nieciekawymi informacjami. „Co on znowu wymyślił?” To pytanie krążyło mu po głowie. Szedł korytarzami mijając uczniów, którzy na jego widok rozpierzchali się po kątach, aby nie narazić się na gniew mistrza eliksirów. Severus Snape od zawsze robił wielkie wrażenie. W swoich obszernych czarnych szatach wyglądał jak nadciągające burzowe chmury. Na jego twarzy nie można było dostrzec ani jednej emocji. Zawsze przybierał maskę obojętności, z wyjątkiem chwil kiedy był wściekły…

W myślach wyrzucał sobie ostatnie spotkanie z Samarą. Sprowokowany odsłonił się i ukazał z czym się zmaga. Nie powinien zadawać tego pytania. Od dawna nie chciał wiedzieć i sam nie wie dlaczego rzucił w gniewie to pytanie. Stając naprzeciwko chimery strzegącej drzwi dyrektora obiecał sobie, że nigdy więcej nie da się jej sprowokować.

-„Cytrusowe cuksy”  - powiedział z wyrazem zniesmaczenia na twarzy. Chimera posłusznie ustąpiła pozwalając nauczycielowi przejść. Zapukał do drzwi i gdy otrzymał przyzwolenie wszedł do środka. Dyrektor siedział za swoim biurkiem czytając jakiś list. Spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął

- Dziękuję, że przyszedłeś. Mam do was prośbę.– powiedział nadal patrząc na Severusa.

- Do nas? – Snape rozejrzał się po gabinecie. W pierwszym momencie jej nie zauważył, lecz była tam. Stała przy regale z książkami, który znajdował się za plecami dyrektora. Była odwrócona i nie spojrzała w jego stronę. Severus przyglądał się jak jej wskazujący palec prawej dłoni sunie powoli po grzbietach ksiąg w poszukiwaniu tej właściwej. W tym ruchu było coś co wzbudziło w Snapie uczucie którego nie spodziewał się doświadczyć. Nie mógł się jednak zmusić do tego, aby odwrócić wzrok. Nagle zatrzymała dłoń przy wybranym tomie i wyjęła go, natychmiast otwierając na pierwszej stronie. Nadal nie uraczyła go nawet spojrzeniem. „To dobrze, tak będzie łatwiej” pomyślał i podszedł bliżej.

- Zbliża się kolejne zebranie Gwardii Dumbledora. Z relacji Samary wiem, że uczniowie radzą sobie bardzo dobrze z rzucaniem zaklęć. Martwi mnie jedna rzecz. Nie mają pojęcia o walce. – Dumbledore powiedział to zmartwionym tonem.

- To oczywiste. Jak mieli niby zdobyć to doświadczenie? – Severus próbował nadążyć za tokiem myślenia dyrektora. Nie był jeszcze pewien o co dokładnie poprosi, ale wiedział jedno. Z całą pewnością się mu to nie spodoba.

- No właśnie. Severusie sam dobrze wiesz co nas czeka. Bitwa o Hogwart będzie nieunikniona. Nie wykluczam, że ci uczniowie będą chcieli walczyć, a nie mają pojęcia czym jest pojedynek. Nie wyślę ich na pewną śmierć.

- Do czego zmierzasz? – zapytał przymrużając oczy.

- Zmierzam do tego, abyście razem z Samarą na następnym zebraniu GD pokazali czym jest pojedynek i zorganizowali ponownie w naszej szkole klub pojedynków.

Zaległa głucha cisza, przerwana nagłym zatrzaśnięciem księgi, którą trzymała Samara. Choć do tej pory spokojna dało się zauważyć jej nagłe zdenerwowanie.

- Zwariowałeś? Chcesz żebyśmy się pozabijali? – Nie ruszyła się o krok z miejsca w którym stała obecnie. Snape nie często widział ją wzburzoną, a już w szczególności na pewno nie na Dumbledora.

- Bynajmniej. Jesteście jednymi z najlepszych w kwestii pojedynków. Uważam, że uczniowie wiele zyskają obserwując was.

- Bardzo rzadko zgadzam się z Samarą jednak tym razem przyznam jej rację. Pomysł pojedynku między nami w najlepszym wypadku skończyć się może nieprzyjemnym incydentem z finałem w skrzydle szpitalnym.

Dumbledore roześmiał się i powiedział.

- Wierzę w wasze umiejętności. - Spojrzał na mistrza eliksirów znad okularów połówek unosząc wymownie brwi.

- Oczywiście… - powiedział grobowym tonem Snape. Samara spojrzawszy na Dumbledora z wyrazem totalnego rozczarowania ruszyła w kierunku drzwi. Gdy zrównała się ze Snapem rzuciła do dyrektora przez ramię

- Pozwoliłam sobie pożyczyć – uniosła książkę tak, aby Dumbledore ją zobaczył. Ona sama nie spojrzała nawet w jego kierunku. – Spotkanie zaczyna się o 18… - te słowa skierowała do Severusa rzucając mu krótkie spojrzenie. Opuściła gabinet trzaskając drzwiami.