środa, 24 sierpnia 2016

Dźwięki muzyki.

Kolejny efekt mojej nudy wstawiam poniżej. Zdecydowanie stwierdzam, że mam zbyt wiele wolnego czasu, skoro co chwilę coś tu wrzucam. Już nawet nie staram się z tym walczyć. Mam najwidoczniej słabą wolę. Kolejne odkrycie, którego dokonałam podczas pisania tych opowiadań. Czasami mam wrażenie, że żyję w złym świecie, skoro tak często uciekam w ten. Macie tak samo? Też ciągle czekacie na swój list z Hogwartu?
Pozdrawiam
SomeSay.


********************************




Dzień był pogodny i wszystko wskazywało na to, że aura będzie sprzyjać dzisiejszej okazji.


Szli powoli w kierunku Nory. Z daleka było już widać wielki namiot, pod którym miała odbyć się cała uroczystość. Ucieszyła się w duchu na ten widok, minęło kilka miesięcy, od kiedy po raz ostatni widziała Weasley’ów i Harrego.


 Usłyszała, tak dobrze jej znane westchnienie niezadowolenia.


- Nie przesadzaj. To tylko parę godzin. – powiedziała, nie wiedząc który już raz dzisiaj. Sofia kroczyła kilka kroków przed nimi.


- O te kilka za dużo. – wywróciła oczami, słysząc jego obrażony głos. Pomyślała, że zachowuje się jak dziecko, któremu zabrania się zjedzenia kolejnego ciastka.


- Jestem jego matką chrzestną, jedynym żyjącym członkiem rodziny. Naprawdę uważasz, że mogłoby mnie tu dziś nie być? – spojrzała na niego, nie odpowiedział. – Przecież nie zmuszałam cię, abyś tu z nami przyszedł. – Wiedziała, że choć Severus zmienił nastawienie do Harrego, to wcale nie oznaczało, że miał ochotę spędzać z nim czas.


- Jestem twoim mężem. – przypomniał jej. – Powinienem tu z tobą być.


- Więc nie wzdychaj tak i nie rób groźnych min. Przypominam ci, że nigdy nie robiły one na mnie specjalnego wrażenia.  – uśmiechnęła się złośliwie.


- Tato! – odezwała się Sofia, która od początku uważnie przysłuchiwała się rozmowie. – To ślub Harrego! Musisz być dziś dla niego miły! – spojrzała na niego w taki sam sposób, w jaki Snape patrzył na nieznośnych uczniów.


- Nie mądrz się. – rzucił w jej stronę. Sofia wzruszyła ramionami i ponownie ruszyła przodem. – Kto to widział, by smarkata siedmiolatka robiła ojcu uwagi.


- Ma sporo racji. – powiedziała Samara, machając zbliżającym się Molly i Arturowi. – Bądź tak miły i uważaj dziś na to co mówisz, szczególnie do Harrego. – dodała szeptem.


- Witajcie! – Molly uściskała przyjaźnie Samarę i Sofie. Nie odważyła się zrobić tego samego w stosunku do Severusa. Zamiast tego posłała mu serdeczny uśmiech. – Harry bał się, że nie zdołacie dziś dotrzeć.


- Bardzo mu zależało, żebyście byli. – dodał Artur podając dłoń Snape’owi.


- Chciałam zrobić mu niespodziankę. – ruszyli w kierunku namiotu, pod którym było już zgromadzonych większość gości. – Dumbledore już jest? – zapytała Artura.


- Tak, przybył chwilę przed wami. Rozmawia z Remusem.


Podeszli bliżej, przed wejściem do namiotu stał Harry wraz z Ronem. Sprawiał wrażenie przejętego. Był blady i nerwowo zacierał ręce. Po chwili ich spojrzenia się spotkały i zobaczyła jak rozpromienił się i ruszył w ich stronę.


- Jesteś! – powiedział z ulgą.


- Jak mogłabym przegapić twój ślub. – powiedziała z uśmiechem.


- Harry, ładnie wyglądasz. – powiedziała Sofia.


- Ty i tak wyglądasz piękniej. – odpowiedział, a dziewczynka zaśmiała się.


- Profesorze Snape cieszę się, że pana widzę. – powiedział oficjalnie. Severus skinął mu lekko głową.


- Denerwujesz się. – stwierdziła Samara bacznie mu się przyglądając.


- Jeszcze jak… - westchnął.


- Odwagi, będzie dobrze. Twój ojciec też się strasznie denerwował. – powiedziała klepiąc go po ramieniu.


- Naprawdę? – zapytał.


- O tak… - uśmiechnęła się. – Pamiętam, że nawet bałam się czy nie da nogi sprzed ołtarza. – Harry parsknął zgłuszonym śmiechem.


- Dzięki. – powiedział już spokojniejszy. – Zajmijcie miejsca, zaraz się zacznie.


Ruszyli wzdłuż równo ustawionych rzędów białych krzeseł, wywołując nie małe poruszenie wśród gości. Z pewnością nikt nie spodziewał się spotkać tu profesora Snape’a. Samara uśmiechała się delikatnie do mijanych znajomych twarzy. W końcu usiedli na swoich miejscach w pierwszym rzędzie obok Albusa Dumbledore’a i rodziców Gini.


Harry wraz ze swoimi drużbami ruszył powoli w kierunku miejsca, gdzie miała odbyć się ceremonia. Zgromadzeni goście uśmiechali się do niego promiennie. Zaślubiny i wesele miały odbyć się bez udziału wścibskich reporterów. Dlatego tereny Nory zostały zabezpieczone przed intruzami. Młodym zależało na prywatności, której brakowało im od samego początku.


- Spóźniłaś się. – szepnął jej Albus.


- Czyli jak zwykle. – odpowiedział zgryźliwie Severus.


- Pewne rzeczy się nie zmieniają, nawet jeżeli wychodzisz za mąż, za chodzący zegarek. – spojrzała na niego z udawanym wyrzutem.


- Cicho, przeszkadzacie… - szepnęła im Sofia z groźną miną.


W tej samej chwili zabrzmiały pierwsze dźwięki melodii i pojawiły się trzy druhny panny młodej. Ubrane były w  lawendowe sukienki, a w dłoniach trzymały niewielkie bukieciki białych frezji.


Pierwsza powoli ruszyła Luna, za nią Fleur, a na samym końcu Hermiona. Wszystkie trzy wyglądały pięknie i mimowolnie na ustach gości, pojawiły się uśmiechy.


Gdy wszystkie druhny zajęły swoje miejsca, zabrzmiała melodia oznajmiająca przybycie panny młodej. Wszyscy goście wstali z miejsc i zwrócili się w stronę głównego wejścia, w którym stała Gini pod rękę ze swoim ojcem, który poprowadzi ją do ołtarza. Samara spojrzała na Harrego. Nie odrywał wzroku od swojej narzeczonej i miała wrażenie, że nie oddycha. Uśmiechnęła się pod nosem i usłyszała jak Molly łka w chusteczkę, patrząc na idącą do ołtarza najmłodszą córkę. Gini była śliczna. Lśniące rude włosy miała upięty w kok, w którym wpięte były białe frezje. Suknia była skromna, ale przy tym bardzo gustowna. Uszyta z lejącego się, delikatnego materiału zdawała się nie mieć końca. Delikatny makijaż podkreślał jej urodę. Samara patrzyła na nią z otwartymi ustami.


- Wszystko w porządku? – zapytał szeptem jej mąż, który od dłuższego czasu przyglądał się jej.


- Tak… chyba tak. – zawahała się.


Panna młoda zdążyła już dotrzeć do ołtarza, stając naprzeciwko przejętego i chyba lekko wzruszonego Harrego.


Ceremonia trwała, a przez głowę Samary przelewały się różne myśli. Nie zorientowała się nawet, że ślub dobiegł końca. Poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu i to ją przywróciło do rzeczywistości. Spojrzała zdziwiona na swojego męża, który przyglądał się jej.


- Musimy wyjść z namiotu, by zmienili go w salę weselną.


- Dobrze. – wstała pospiesznie.


- Na pewno dobrze się czujesz? – zapytał ponownie gdy wyszli z namiotu.


- Miałam dziwne uczucie, zupełnie jak deja vu. – Snape zmrużył oczy i chciał coś powiedzieć, ale został pociągnięty przez swoją córkę ponownie do namiotu.


- No chodźcie, już skończyli. – powiedziała niecierpliwie.


Przyszedł czas składania życzeń nowożeńcom. Wszyscy goście ustawili się w kolejce. Snape i Samara stanęli na samym końcu. Sofia trzymając za rękę Albusa stała trochę dalej.


- Deja vu? – zapytał pół szeptem.


- Tak. Uznasz mnie za wariatkę, ale kiedy zobaczyłam ich przy ołtarzu… - westchnęła przymykając oczy.


- Zobaczyłaś Lily i Jamesa. – dokończył za nią. – Nie jesteś wariatką. Ja też to widziałem.


- Są tacy podobni. Nawet Gini. Do tej pory tego nie widziałam, ale kiedy spojrzałam na nią w tej pięknej sukni… - nie dokończyła, a Snape pokiwał głową dając znać, że rozumie.


- Tęsknię za nimi. – zaczęła. – Wiem, że ty nie miałeś powodu, by lubić Jamesa, ale to straszne, że ich tu nie ma. – poczuła jak jego dłoń zaciska się wokół jej dłoni. Nie potrzeba było słów między nimi. Rozumieli się bez nich.


Nadeszła ich kolej składania życzeń. Samara podeszła do Harrego.


- Harry, nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że mogłam cię tu zobaczyć. Jak bardzo bałam się o ciebie kiedy byłeś dzieckiem zmuszonym do walki. Dlatego nie będę ci życzyć niczego. Osiągnąłeś już wszystko. Dbaj o Gini. – uściskała go kryjąc przed wszystkimi łzy wzruszenia. Harry nie odpowiedział, nie był w stanie.


Samara podeszła do Gini i złożyła jej serdeczne życzenia, również ściskając ją serdecznie.


Nadeszła kolej Severusa. Samara spojrzała na niego niepewna, tego co zrobi, lub powie. Harry mimowolnie cofną  się nieznacznie.


- Gratuluję Potter. – powiedział oficjalnym tonem wyciągając w jego kierunku dłoń.


- Dziękuję profesorze. – odwzajemnił uścisk i uśmiechnął się niepewnie.


Te same słowa skierował do Gini. Samara odetchnęła. Bała się, że jej mąż nie ugryzie się w język i powie coś, co popsuje radosną atmosferę.


Usiedli przy stoliku, podano obiad. W namiocie panował radosny gwar, a wesele toczyło się własnym rytmem. Po obiedzie Harry i Gini wyszli na środek i pierwszym tańcem rozpoczęli wesołą zabawę. Na parkiecie pojawiało się coraz więcej par. Sofia tańczyła gdzieś między wszystkimi.


- Nie mogę oderwać od nich oczu. To tak, jakbym cofnęła się w czasie o dwadzieścia lat. – Snape milczał. – Pamiętam kiedy się urodził, był taki mały, a teraz bawię się na jego weselu.


- Jesteś dziś strasznie sentymentalna. – zauważył Severus.


- Trudno żebym nie była. – odpowiedziała smutniejąc. – Tyle wycierpiał, a mimo to potrafi patrzeć z optymizmem w przyszłość. To niesprawiedliwe, że ja tu siedzę i przyglądam się im, a jego rodziców tu nie ma.


- Nikt nie powiedział, że życie jest sprawiedliwe.


- To moja wina. – powiedziała, a Snape spojrzał na nią zdziwiony.


- Chyba trochę przesadzasz.


- Gdyby tylko Dumbledore pozwolił mi wówczas zostać i nie odesłał mnie… Myślę, że mogłabym im pomóc.


- Byłaś dzieckiem. Miałaś czternaście lat kiedy zginęli.


- Nie byłam już dzieckiem. Nie byłam nim nawet wtedy, kiedy przyjęli mnie do Hogwartu. Gdyby tylko Albus pozwolił mi…


- Bał się o ciebie. Byłaś w takim samym niebezpieczeństwie jak oni. Dosyć tych absurdalnych wyrzutów sumienia. – powiedział stanowczo. -  Jesteśmy na weselu, a nie na pogrzebie. Poza tym jedyną osobą, która może mieć w tej sprawie wyrzuty sumienia, jestem ja.


- Severus. – spojrzała na niego.


- To ja zdradziłem treść przepowiedni.


- Tylko część. – zauważyła.


- Co nie zmienia faktu, że z nas dwojga to ja przyłożyłem rękę do ich śmierci.


- Wiesz, że to nie prawda. Starałeś się ich chronić. Tyle poświęciłeś…


- Na próżno.


- Na próżno? – zdziwiła się. – Spójrz na nich. – wskazała dłonią na tańczących Harrego i Gini. – Są tacy szczęśliwi. Myślisz, że dzisiejszy dzień miałby miejsce, gdyby nie twoje poświęcenie? – Milczał, ona już też nic nie powiedziała. Oboje przyglądali się tańczącym na parkiecie parom.


Zabawa trwała w najlepsze, wszyscy bawili się świetnie. Samara jednak nie mogła zagłuszyć w sobie kotłujących się myśli.


- Wiedziałem, że tak będzie. Dlatego nie miałem ochoty tu przychodzić. – usłyszała głos męża.


- Co masz na myśli?


- Ciebie. – powiedział bez ogródek. – Wiedziałem, że będziesz się zadręczać. – westchnął bezradnie.


- Przepraszam, ale to silniejsze ode mnie.


- Jak tak dalej pójdzie, to będę zmuszony z tobą zatańczyć.


Spojrzała na niego, marszcząc brwi. Przez twarz przebiegł delikatny uśmiech.


- Przecież nie tańczysz publicznie. – stwierdziła.


- Jeżeli ma ci to poprawić humor… - powiedział obojętnie.


Nie musiał jednak tego robić. Muzyka i tańce ustały. Ogłoszono, że przyszedł czas na taniec młodych z rodzicami.


Samara jęknęła żałośnie.


- Merlinie… Czy ten bezmyślny wodzirej naprawdę nie wie o sytuacji Harrego?


Sprawa jednak wyjaśniła się dosyć szybko. Na sam środek sali wyszła Gini ze swoimi rodzicami, a Harry podszedł do stolika Samary i Snape’a.


Spojrzała na niego ze współczuciem.


- Nie chciałem jej tego odbierać. – odpowiedział na jej nieme pytanie.


- Usiądź.- zaproponowała.


Wszyscy troje przyglądali się jak Gini tańczy z rodzicami i stara się pocieszyć matkę, która ze wzruszenia ponownie rozpłakała się. Muzyka ustała i Gini zeszła z parkietu. Harry natomiast wstał i wyciągnął dłoń w kierunku Samary.


- Teraz nasza kolej.


Spojrzała na niego zdziwiona.


- To tobie zawdzięczam to, że tu jestem. No i jesteś moją matką chrzestną i wydaje mi się, że masz obowiązek zastąpić mi mamę. – uśmiechnął się, a Samara nic nie mówiąc podała mu swoją dłoń, rzucając przy tym przelotne spojrzenie na swojego męża, który pokiwał nieznacznie głową.


Stanęli na środku parkietu, chwilę po tym do ich uszu dobiegły pierwsze dźwięki piosenki „Somewhere over the rainbow”. Samara spojrzała na niego.


- To ulubiona piosenka twojej matki i moja. – stwierdziła zaskoczona.


- Wiem. – powiedział uśmiechając się tajemniczo.


- Skąd? – zapytała tańcząc w rytm piosenki.


- Wymieniłem kilka sów z twoim mężem.


Samara spojrzała w stronę stolika przy którym siedział. Na kolanach miał Sofie, która zmęczona wtuliła się w niego. Ich spojrzenia się spotkały i dostrzegła na jego do tej pory kamiennej twarzy delikatny uśmiech.


- Nie spodziewałam się, że macie ze sobą kontakt.


- To chyba za dużo powiedziane. – stwierdził. – W porównaniu jednak do tego, jak wyglądały nasze stosunki w szkole zauważam znaczną poprawę.


- Ciekawa jestem, czego jeszcze się dowiedziałeś. – spojrzała na niego z zainteresowaniem.


- Poprosiłem go… - zawahał się. – Znał przecież moją matkę, chciałem by mi o niej napisał kilka słów. Chciałem ją bliżej poznać. Do tej pory wiedziałem tylko, że była dobra, serdeczna i miała wielu przyjaciół. Chciałem wiedzieć więcej.


- I Severus się zgodził? – zapytała zszokowana. Wiedziała, że niechętnie wracał do tamtych dni. A już na pewno nie spodziewała się, że opowie swoje wspomnienia związane z Lily, Harremu.


- Sam byłem zdziwiony, ale tak.


Jakiś czas tańczyli w milczeniu. Samara uświadomiła sobie, jak bardzo zmienił się człowiek za którego wyszła za mąż. Mimo bólu, który ciągle nosił w sobie, był w stanie wznieść się ponad swoje uprzedzenia. Jeszcze kilka lat temu nikt by go o to nie podejrzewał. Przyglądała mu się, jakby widziała go po raz pierwszy w życiu. Zobaczyła go w innym świetle. Mógł grać osobę, której było wszystko jedno, jednak wiedziała, że z wszystkich ludzi to jemu zależy najbardziej.


- Chciałbym cię częściej odwiedzać. – usłyszała głos Harrego. – Myślisz, że byłoby to możliwe?


- Wiesz, że tak. Severus nie będzie utrudniał nam kontaktów. Możesz nas odwiedzać, kiedy zechcesz.


Harry odetchnął, a piosenka się skończyła. Odprowadził ją do stolika, uśmiechnął się i poszedł do Gini.


Kiedy wracali tą samą drogą, którą tu przyszli, było już późno. Na niebie jasno świeciły gwiazdy, a sierp księżyca wisiał już nad ich głowami.  Było przyjemnie, dawno nie czuła się taka spokojna.


- Dziękuję. – powiedziała. Spojrzał na nią, trzymając w ramionach śpiącą Sofie.


- Za co? – zapytał.


- Dobrze wiesz za co. – rzuciła mu przenikliwe spojrzenie i uśmiechnęła się delikatnie. Wzruszył ramionami, tak jak miał to w zwyczaju robić, kiedy udawał, że nic go cała sprawa nie obchodzi. Takiego go kochała.




poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Syriusz


Dobra, już nawet nie bronię się przed tym, że ciągle powstają mi nowe shoty na temat Samary. Tym razem jednak prawie w ogóle nie ma tu Snape'a. Skupiłam się na trzecim roku nauki Harrego. Samo opowiadanie powstało pod wpływem nudy i nie bardzo je sprawdziłam pod względem gramatycznym, więc za błędy przepraszam. Całkiem możliwe, że co jakiś czas będę coś tu wrzucać, ale nie dla chęci zyskania wejść, czy komentarzy. Wrzucę tu opowiadania, do których sama kiedyś wrócę.
P.S. A propos powrotów... Zamówiliście już sobie egzemplarz przeklętego dziecka? Bo ja już tak! Dostawa przewidziana na 25-10-2016... W moje urodziny! Gdyby ktoś miał ochotę na przedsprzedaż to w empiku jest taka możliwość.
Miłego czytania.
SS

===============================

Widziała dokładnie jak szedł pospiesznie alejką, wlokąc za sobą wielki szkolny kufer. Każdy jego gest, każde nerwowe spojrzenie zdradzało wzburzenie. Zastanawiała się, co takiego mogło się wydarzyć w domu przy Privet Drive 4, że Harry zdecydował się opuścić go, na długo przed końcem wakacji.

Przysiadł na krawężniku. Widziała narastającą w nim panikę. Podeszła trochę bliżej, nadal zachowując bezpieczną odległość, tak by nie mógł jej dostrzec. Po dłuższej chwili, wstał ponownie i otworzył kufer szperając w nim. Niespodziewanie wyprostował się i rozejrzał nerwowo. Zauważył coś. Podążyła za jego wzrokiem. W jednej z bocznych ulic dostrzegła ciemny kształt, zaraz potem z mroku wyłoniła się para żółtych złowrogich oczu. Harry również je zobaczył, cofnął się o krok wpadając na swój kufer i przewracając się.

Natychmiast trzeba go stąd zabrać – pomyślała i delikatnym ruchem dłoni, rzuciła znane jej zaklęcie. Zanim Harry zdążył się pozbierać, tuż przed nim przystaną wściekle czerwony, trzypiętrowy autobus. Drzwi otworzyły się i wyłonił się Stan. Odetchnęła i skierowała wzrok ponownie w ciemną uliczkę. Oczy zniknęły, jednak ciemny kształt pozostał. Wciąż tam był.

Zanim Harry wsiadł do Błędnego Rycerza, ponownie spojrzał w miejsce, gdzie dostrzegł coś dziwnego, jednak, gdy niczego nie zobaczył wsiadł, by wkrótce odjechać do Londynu.

Gdy autobus zniknął z pola widzenia podeszła w to samo miejsce, w którym stał Harry.

- Wyjdź. – powiedziała oschle. Gdy nikt nie wyłonił się z uliczki, powiedziała ponownie. – Wiem, że to ty, wyjdź z ukrycia, bo sama się po ciebie pofatyguję.

W chwilę po tym z ciemnej uliczki wyłonił się wielki czarny pies, z białymi kłami i żółtymi oczami.

Samara zmrużyła oczy, schowała różdżkę do kieszeni szaty i usiadła na ławce zakładając sobie nogę na nogę.

- Byłabym wdzięczna zobaczyć cię w ludzkiej postaci. – powiedziała obojętnie – Nie zwykłam rozmawiać z psami.

Pies szczeknął cicho, by po chwili zmienić się w mężczyznę. Był wychudły, z długim zarostem i skołtunionymi włosami. Ubranie, które miał na sobie było porwane i brudne.

- Strasznie wyglądasz, Syriuszu. – zadrwiła. Nie odpowiedział.

- Nie bój się, oficjalnie mnie tu nie ma, tak więc nie widziałam cię. – milczał nadal, uważnie ją obserwując.

- Czy w Azkabanie traci się zdolność do mówienia, czy po prostu zbyt długo byłeś psem i potrafisz już tylko szczekać i warczeć?

- Czego chcesz? – zapytał ochryple, robiąc krok w jej stronę. Samara zacmokała.

- No, no, no, cóż za brak manier. Nie martw się z mojej strony nic ci jeszcze nie grozi.

- Jeszcze? – zapytał podejrzanie.

- To zależy, czy zastosujesz się do mojej dobrej rady.

- Jakiej?

- Masz trzymać się z dala od Harrego. – spojrzała na niego.

- A co jeżeli cię nie posłucham? – Samara zaśmiała się cicho.

- Jeżeli ponownie zobaczę cię blisko niego, to zaciągnę cię za twój włochaty ogon wprost do Azkabanu.

- Już raz im uciekłem, zrobię to ponownie.

- Nie wątpię. – przyznała – Nie sądzę jednak, aby dano ci ponownie sposobność, jeżeli wiesz o czym mówię. – Syriusz nie przejął się. Źle wyglądał, miała wrażenie, że ledwie był w stanie ustać.

- Kiedy ostatnio jadłeś? – zapytała łagodząc ton. Zdziwiony zamrugał parokrotnie.

- Nie pamiętam. – przyznał ze wstydem.

Sięgnęła do kieszeni, miała w nim jabłko rzuciła mu je i wstała. Złapał je w locie, lecz przyglądał mu się podejrzanie.

- Nie jest zatrute. – powiedziała widząc jego niepewność.

- Dlaczego to robisz?

- Nie chcę żebyś umarł z głodu, zanim nie wysłucham twojej wersji wydarzeń.  – spojrzeli na siebie i długo nikt nic nie mówił. Samara w końcu odwróciła się i ruszyła wzdłuż alejki.

- Zaczekaj! – zawołał za nią. Zatrzymała się i spojrzała na niego przez ramię.

- Czy to znaczy, że mi wierzysz? – zapytał, a ona usłyszała w jego głosie nutę nadziei.

- Chcę wierzyć, że Syriusz, którego kiedyś znałam nie zdradziłby swoich przyjaciół i nie skazał ich na śmierć. – gdy nic nie odpowiedział dodała. – Mówiłam poważnie, byś trzymał się z dala od Harrego. Ma już wystarczająco dużo problemów na głowie. Gdy będziesz zbyt blisko, będę o tym wiedzieć. – Ruszyła ponownie, lecz kolejny raz przystanęła wzdychając ciężko. Wyciągnęła niewielki zwitek papieru i posłała mu go w locie.

- Przyjdź pod ten adres, jeżeli będziesz czegoś potrzebował. Nikt nie będzie tam zadawał pytań. – Wyłapała jego zszokowane spojrzenie, wydawało się, że chciał coś powiedzieć, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ruszyła więc ponownie, tym razem nie odwracając się za siebie.

****************

- Nie znaleziono go w zamku. – powiedział dyrektor siadając zmęczony w fotelu.

- Zdziwiłabym się, gdyby tu pozostał. – stwierdziła.

- Jestem bardzo ciekaw, jak tego dokonał? – zapytał wchodzący do gabinetu Snape. Rzucił jej przelotne, lecz znaczące spojrzenie.

- Niby dlaczego mam coś na ten temat wiedzieć? – zapytała, z udawanym oburzeniem w głosie. Wzruszył ramionami.

- Miałaś pilnować Harrego. – powiedział Albus.

- Miałam, kiedy jest poza szkołą. Nie sądziłam, że dwóch najpotężniejszych czarodziei jakich znam nie jest w stanie zapewnić mu ochrony, podczas jego pobytu w najpilniej strzeżonym zamku. – spojrzała obrażona na Dumbledore’a i na Snape’a.

Dyrektor pokiwał tylko głową i zdjął okulary.

- Miej go na oku. – zaczął cicho. – Wszyscy dobrze wiemy, że Harry lubi urządzać sobie nocne wędrówki.

**************

- Czy przypadkiem nie mówiłam ci, żebyś trzymał się z dala od Harrego? – zapytała, gdy wychodził ze swojej jaskini. Wzdrygnął się zaskoczony czyjąś obecnością.

- Skąd… - wyjąkał.

- Skąd wiedziałam, gdzie cię znaleźć? – dokończyła za niego. – Mało jest tajemnic, które można przede mną ukryć. – uśmiechnęła się złośliwie. – Czego szukałeś w zamku? Życie ci nie miłe?

- Nie twoja sprawa. – warknął.

- No cóż, chyba jednak moja.  Jestem jego matką chrzestną…

- A ja ojcem!  - Samara spojrzała na niego z tym samym chłodem, który tak często widziała w oczach Severusa.

- Na chwilę obecną, jesteś osobą, która przyczyniła się do śmierci jego rodziców. Uznajmy więc, że nie masz prawa nawet spoglądać w jego stronę.

- To nie ja zdradziłem Lily i Jamesa.

- Tak, to już słyszałam. Wydzierałeś się na całe gardło, gdy cię schwytano, by osadzić w Azkabanie. Jakieś dowody, które pozwolą mi w to uwierzyć, a tym samym nie oszołomić cię i zaprowadzić wprost do Dumbledore’a? – Syriusz cofnął się o krok pod wpływem jej groźby.

- Jeżeli mi nie wierzysz, to po co mi pomagasz?

- Nie pomagam ci. – zaprzeczyła.

- Ale też nie przeszkadzasz.

- Przywilej neutralności.

- Neutralność… Jakie to wygodne. Gdzie byłaś kiedy potrzebowali twojej pomocy?! – oburzył się.

- Chyba jesteś ostatnią osobą, która może wytykać mi bezczynność. – wyprostowała się z groźną minął.

- To nie ja…

- … ich zdradziłem. – dokończyła. – Zaczniesz mówić?

- A jest sens? Widzę, że już mnie osądziłaś.

- Gdyby tak było, już dawno byłbyś martwy. Za to co im zrobiłeś, tylko jedna kara jest satysfakcjonująca.

- Więc na co czekasz? – stanął przed nią teatralnie i rozłożył ręce. Przyglądała się mu. Mimo iż wyglądał tragicznie, jego oczy nie straciły dawnego blasku.

- Na to byś dał mi powód, abym tego nie robiła. – powiedziała w końcu. Syriusz opuścił ręce, lecz nadal milczał.

- Syriusz, to nie mi powinno zależeć. Jednak ostrzegam cię, jeżeli Harremu włos z głowy spadnie, wykopię cię spod ziemi. – Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i ruszyła ścieżką do Hogsmade. – Nie odwracając się do niego dodała tylko. – Snape za punkt honoru obrał sobie cel schwytania cię. Radzę ci uważać.  

************

- Potter’a widziano w Hogsmade! Gdzie wtedy byłaś? – zapytał rozjuszony Snape.

- Naprawdę dobrze wiedzieć, że nasz związek nie zmienił twojego sposobu traktowania mnie. – zakpiła. -  Tak się składa, że byłam tuż za nim. Był więc bezpieczny. – przystanął i obdarzył ją tym swoim wszystkowiedzącym spojrzeniem.

- On nigdy i nigdzie nie jest bezpieczny.

- Byłam tam z nim, nic się nie wydarzyło. Black’a ani śladu. Byłby głupcem, gdyby pojawił się w Hogsmade pod obecność Dementorów.  – Snape już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz przerwała mu.

- Czy koniecznie chcesz kontynuować tą dyskusję? – po chwili milczenia pokręcił głową i podszedł do niej bliżej, by objąć ją w pasie.

*************

- Nie pojawiłeś się jak dotąd pod adresem, który ci podałam. – powiedziała wchodząc do jego jamy i stawiając mu kosz z jedzeniem.

- Skąd mam wiedzieć, czy to nie zasadzka na mnie? – zapytał, rzucając łapczywe spojrzenie na kosz. Zauważyła to.

- Nie krępuj się. – wskazała na jedzenie. – Miałam już wystarczającą ilość sposobności, by cię schwytać, nie sądzisz? – uśmiechnęła się. Syriusz ze smakiem zajadał się smakołykami. Samara wyciągnęła termos z gorącą herbatą i nalała mu ją do kubka.

- Dlaczego to robisz? – zapytał w końcu.

- Już ci kiedyś powiedziałam. Mógłbyś w końcu i ty powiedzieć mi to, na co czekam. – usiadła na kamieniu, rzucając mu czujne spojrzenie. Syriusz przełknął kęs pieczonego kurczaka i westchnął.

- A jeżeli mi nie uwierzysz? – zapytał niepewnie.

- Sprawdź mnie.

- To długa historia.

- W takim razie nie ma co zwlekać.

- To było tego samego dnia, kiedy podjęliśmy decyzję, że to ja mam być strażnikiem tajemnicy Potterów. – zaczął. Nie patrzył na nią, zamiast tego uparcie wpatrywał się w swoje dłonie. – Gdy Albus wrócił do siebie, razem z Jamesem i Lily postanowiliśmy jednak to zmienić. Uznaliśmy, że ja będę zbyt oczywisty. Najlepszy przyjaciel… Zamiast mnie strażnikiem został Peter. Sama wiesz jaki był… Lękliwy, niezdarny. Byliśmy pewni, że Sama Wiesz Kto w ogóle nie zwróci na niego uwagi, że natychmiast rozpocznie pogoń za mną, lub za Remusem. Tym samym, Lily i James byli by bezpieczniejsi.

- Bardzo pięknie, tylko że Peter nie żyje. Nie ma więc tego jak potwierdzić. – powiedziała.

- To również jest nieprawda! Peter żyje! Zdradził Potterów. Gdy udałem się do niego, by się zemścić, odciął sobie palec i wywołał wybuch, pozorując swoją śmierć, zabijając kilku niewinnych mugoli.

- Jakiś dowód na to? – zapytała.

- Dowód znajduje się w zamku. Po to udałem się do Hogwartu! Nie po to, by zabić Harrego, jak wszyscy myślicie.

- Nie wszyscy.

- Peter jest w Hogwarcie, jak sama wiesz też jest niezarejestrowanym animagiem.

- Czyli chcesz powiedzieć, że…

- … że ten zdrajca od lat ukrywa się pod postacią szczura.

- Weasley… - wyszeptała. – Wesley’owie mają szczura!

- Otóż to! – ucieszył się, że zrozumiała. Podszedł do niej uradowany i ujął jej dłonie. – Samaro, ja nigdy nie zdradziłbym przyjaciół! Kochałem ich tak samo jak ty! Chcę go schwytać i oczyścić się z zarzutów, by móc poznać Harrego.

- Wiesz, że nie mogę ci pomóc? – zapytała po krótkiej chwili. Puścił jej dłonie i odszedł kawałek.

- Wiem, ale i tak zrobiłaś już wiele, mimo iż nie miałaś pewności.

- Tak naprawdę w głębi serca wiedziałam, że nie byłbyś w stanie zdradzić. Kiedy Albus pokazał mi te wspomnienia, widziałam w twoich oczach prawdę. Niestety nikt więcej tego nie dostrzegł. Mówiłam mu wielokrotnie, że zbyt pochopnie cię osądzono… bez skutku.

- Nie obwiniaj się. Gdyby nie moja pycha, być może nadal by żyli.

- Pycha? – zapytała zdziwiona.

- Uznałem, że jestem na tyle ważny, by Sama Wiesz Kto osobiście ruszył z pogonią.

- Tego należało się po nim spodziewać. – stwierdziła wstając z zamiarem powrotu. – Trzeba ci czegoś? – zapytała z troską.

- Nie. Mam wszystko. No może… - zawahał się.

- Mów śmiało.

- Może towarzystwa. – przyznał zawstydzony. – Przez ostatnie dwanaście lat nie miałem do kogo gęby otworzyć. Byłaś pierwsza.

- Postaram się wpadać co jakiś czas. Nie mogę jednak zbyt często, Snape i tak coś podejrzewa.

- Snape? – spojrzał na nią zdziwiony. – Niby dlaczego miałby cię podejrzewać?

- Bez powodu… - machnęła ręką, zbywając go. – Wiesz jaki jest.

- Zawsze wtyka swój długi nos w nie swoje sprawy. – zakpił.

- Przestań. – rzuciła mu znaczące spojrzenie. – Snape dwoi się i troi, aby utrzymać Harrego przy życiu.

- Dlaczego go bronisz? – zapytał ciekawy.

- Z tego samego powodu, dla którego broniłam ciebie.

Syriusz skamieniał, otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł mu w gardle. Samara odwróciła się na pięcie i wyszła z jaskini.


*******

- Wyglądasz dużo lepiej. – zauważyła przysiadając na kamieniu i kładąc przed nim jak zwykle kosz z jedzeniem i ubraniami.

- Za to ty coraz gorzej. – powiedział przyglądając się jej z troską. – Masz jakieś problemy?

- Nie większe niż zwykle. – wymusiła na sobie lekki uśmiech.

- Nie oszukasz mnie. – przykucnął przy niej. – Skrzywdził cię?

- Kto? – zapytała zdziwiona.

- Snape, oczywiście.

- Skąd o nim wiesz? – zapytała przestraszona.

- Widziałem was, pewnego wieczoru na błoniach. – wstał i spojrzał na nią surowo. – Co ty sobie myślałaś?

- Wybacz, ale nie muszę ci się tłumaczyć. – przybrała obronną postawę.

- Ale Snape?

- A dlaczego nie?

- Bo to… - zawahał się szukając odpowiednich słów. - …bo to Snape! Obślizgły, śmiecierus!

- Wydaje mi się Syriuszu, że nie jesteśmy już dziećmi. Mógłbyś w końcu darować sobie te wątpliwe uprzejmości, kierowane w jego stronę.

- Dlaczego go bronisz? Przecież widzę, że się zmieniłaś od ostatniej wizyty. Wcześniej jaśniałaś, teraz jesteś zmarnowana. Naprawdę naiwnie myślałaś, że jego stać na jakieś ludzkie uczucia?

- To myślenie nie było naiwne. On potrafi kochać, z tą różnicą, że nie mnie. Nie martw się, jestem już dużą dziewczynką.

- Trudno jest się nie martwić, gdy widzi się ciebie w takim stanie. – stwierdził zaglądając do koszyka. Jedzenia i ubrań było więcej niż zazwyczaj. Wyłapała jego zdziwienie.

- To ostatni raz jak tu przychodzę. – powiedziała. – Wyjeżdżam i nie prędko wrócę.

- To przez niego? – zapytał ze złością.

- Nie tylko. – wstała i podeszła do niego. – Nie rób głupstw, nie pakuj się w problemy i uważaj na siebie. Jeżeli będę mogła, odwiedzę cię. A! I nie waż się wspominać Snape’owi, że wiesz cokolwiek. To by zaszkodziło tobie i mnie.

- Skoro tak mówisz. – uśmiechnął się i rozchylił ramiona, w których po chwili ją zamknął. Trwali tak dosyć długo zanim Syriusz pozwolił jej odejść.

*******

Trochę trwało zanim otworzył jej drzwi. Gdy to jednak zrobił zamarł na chwilę, bo zaraz potem przywołać na twarz radość.

- Samara! – krzyknął Syriusz.

- Ciszej, na brodę Merlina. – szepnęła z uśmiechem wskazując wzrokiem na swoje ramiona.

Syriusz zapowietrzył się w momencie, gdy zdał sobie sprawę, że w jej ramionach śpi dziecko.

- Wpuścisz nas? Czy mamy tak stać?

- Wchodźcie. – otworzył szerzej drzwi i przepuścił ją.

- Gdzie mogę ją położyć? Dopiero co zasnęła. – rozejrzała się po zaniedbanym domu.

- W salonie jest duża kanapa. Usiądziemy tam i wypijemy herbatę. – wskazał kierunek dłonią.

Ostrożnie ułożyła na kanapie śpiącą dziewczynkę i zdjęła płaszcz. W tej samej chwili Syriusz pojawił się z herbatą. Oboje usiedli przy stole i chwile milczeli.

- Przyjechałam, bo Dumbledore martwi się o ciebie. – rzuciła mu krótkie spojrzenie i upiła łyk herbaty.

- Dlaczego się martwi?

- Wydaje mu się, że jesteś samotny.

- Przyzwyczaiłem się. – wyprostował się dumnie. Teraz bardziej przypominał siebie z dawnych lat.

- Do samotności nie powinno się przyzwyczajać. – stwierdziła.

- Nie mam wyjścia.

- Przecież bywa tu cały zakon.

- Wpadają jak po ogień. Tylko Remus od czasu do czasu zajrzy do mnie na dłużej.

- Każdy jest zajęty.

- I chyba w tym tkwi problem.

- To znaczy? – zapytała spoglądając na niego badawczo.

- Każdy ma jakieś zadanie. Tylko ja ukrywam się jak jakiś tchórz. – powiedział z goryczą.

- To dla twojego dobra.

- Wiem. – powiedział beznamiętnie. – Ale mam dość bezczynności.

- Rozumiem cię.

- Dość o mnie. – spojrzał na śpiące na jego kanapie dziecko. – Pokusisz się o małe wyjaśnienie?

- A czy jak odmówię, to uszanujesz to? – zapytała z nadzieją.

- Wiesz, że nie. – uśmiechnął się ciepło.

- No dobrze… - powiedziała po chwili wahania. – Nie mogę mieć o to do ciebie pretensji. Wpadam tu ze śpiącym dzieckiem na ręku, więc chyba należą ci się jakieś wyjaśnienia. Musisz mi jednak obiecać, że nic, co za chwilę powiem nie opuści tych ścian. Nie wolno ci z nikim o tym rozmawiać. Mnie tu oficjalnie nawet nie ma.

- Dobrze, obiecuję. – spojrzała na niego z nadzieją, że może jednak nie będzie musiała niczego tłumaczyć. – Nie odpuszczę, wiesz przecież…

- Wiem. – uśmiechnęła się smutno i zaczęła. – To małe, co śpi na twojej kanapie, to Sofia. Ma niespełna półtora roku. Jest moją córką…- przymknęła oczy i wydusiła to z siebie. – Moją i Severusa.

Syriusz wstał, zrobił kilka kroków okrążając pokój i usiadł ponownie w tym samym miejscu.

- Zabiję go! – warknął.

- Obiecałeś mi. – spojrzała na niego przestraszona.

- Teraz to już nie ma znaczenia! Porzucił cię, gdy byłaś w ciąży!

- On o niczym nie wiedział i nadal nie wie. Chcę, aby tak zostało jak najdłużej. Proszę cię więc, abyś pohamował swoją chęć zemsty. Tylko mi tym zaszkodzisz.

- Nie mogę pozwolić na to…

- Właśnie, że możesz. – powiedziała stanowczo. – Gdybym chciała, Severus byłby teraz ze mną. Może nawet byłby moim mężem, ale nie chcę tego! Nie zwykłam nikogo do niczego przymuszać. Nie dzieje mi się krzywda, jesteśmy obie szczęśliwe. Zapewniam cię.

- Dlaczego mu nie powiedziałaś? – zapytał po chwili milczenia.

- Gdybym mu powiedziała, że spodziewam się dziecka zaraz po tym jak wszystko zakończył, wyglądałoby to, że za wszelką cenę próbuję go zatrzymać. Znam go dobrze, Syriuszu. – spojrzała na niego ujmując jego dłoń. – Wiem jakby postąpił. Związałby się ze mną tylko ze względu na nią, unieszczęśliwiając tym przede wszystkim siebie. Nie chciałam by Sofia była powodem jego nieszczęścia.

- Powinien ci chociaż pomagać, choćby finansowo. – stwierdził.

- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Mam wystarczające środki na to byśmy żyły na przyzwoitym poziomie.

- Zupełnie cię nie poznaję. – wstał. – Jak mogłaś tak po prostu dać się zwieść? Dawna Samara nie dopuściłaby do tego. – stwierdził.

- Syriusz, nie jestem już dzieckiem. Nie musisz się mną opiekować tak jak w szkole. Związałam się ze Snape’em świadomie. Wiedziałam kim jest, jaki ma charakter. Wiedziałam też, że kiedyś przyjdzie dzień, że mnie skrzywdzi.

- I co? Było warto? – zadrwił.

- Tak. – powiedziała stanowczo. – Bo dał mi coś najpiękniejszego. – wskazała na córkę. – I choćby za to będę mu wdzięczna.

- Co na to Dumbledore? – spróbował z innej strony.

- Uważa, że powinnam powiedzieć mu o córce. Ja jednak sądzę, że to zły pomysł.

- Dlaczego?

- Bo jest zbyt blisko Voldemorta. Musi skupić się tylko na jednym. Wiadomość o córce mogłaby narobić tylko samych szkód.

- Jednego w tobie zupełnie nie rozumiem. Dla wielu z nas jesteś idealna. Jesteś piękna i bystra, a mimo wszystko dałaś się tak omotać. Ty go bronisz!

- Spróbuj spojrzeć na to z mojej perspektywy.

- Nie potrafię. – stwierdził.

- To twój problem. Nie przyszłam tutaj przekonywać cię do swoich racji, ale po to, że się o ciebie martwię. Boję się, że zrobisz coś głupiego.

- Dobrze ci się wydaje, z tą różnicą jednak, że to będzie najmądrzejsza rzecz, jaką do tej pory zrobię.

- Ani mi się waż! – syknęła wstając i podchodząc do niego pospiesznie. – Nie wolno ci nawet jednym mrugnięciem zdradzić się! Jesteś mi coś winien. Pomogłam ci, kiedy inni mieli cię za zdrajcę i mordercę. W zamian oczekuję tylko dyskrecji. Chyba nie proszę o zbyt wiele? – zapytała stając obok niego.

Nastąpiła długa chwila milczenia, w czasie której oboje mierzyli się wzrokiem. Syriusz skapitulował pierwszy.

- Dobrze. Masz rację, jestem ci to winien. Nie oczekuj jednak ode mnie, że się z nim zaprzyjaźnię.

- Merlinie broń. – zaśmiała się. –To by dopiero było podejrzane.

Oboje roześmiali się serdecznie, a śmiechem tym obudzili Sofie.

Samara podeszła do niej, wzięła ją na ręce i podeszła do Syriusza.

- Czyż nie jest śliczna? – zapytała.

- Całe szczęście urodę odziedziczyła po matce. – powiedział śląc niemrawy uśmiech. Usiadł ponownie w fotelu. – Cały czas się tylko zastanawiam. Nie daje mi to spokoju.

- Co takiego? – zapytała, stojąc naprzeciwko niego.

- Dlaczego Snape?

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Myślę jednak, że prawdziwa miłość zaczyna się wtedy, kiedy nie wiesz dlaczego kochasz.