niedziela, 24 kwietnia 2016

The Prince Tale part 12

Przez głowę przelatywały mu sceny ze swojego życia. Klatka za klatką, zupełnie jak źle zmontowany film. Oglądał to wszystko z pozycji widza i nie mógł uwierzyć, że tak właśnie wyglądało jego życie. Co się z nim stało? Nie był taki, a przynajmniej nie chciał być… Kiedyś, jeszcze jako chłopiec obiecał sobie, że nigdy nie będzie traktował osób, które kocha  tak jak jego ojciec traktował ich. Obiecał sobie być dobrym i opiekuńczym. Zamiast tego stał się cynicznym bydlakiem, który nie potrafił docenić tego co ma…

- Jeżeli myślałaś, że kierują mną głębsze uczucia, to jesteś zwyczajnie głupia Samaro! – sięgnął po szklankę z trunkiem i natychmiast wypił wszystko. Obserwował ją. Stała naprzeciwko niego, lecz nie patrzyła w jego stronę. Spodziewał się wybuchu gniewu, histerii, lub innych tego typu zachowań, ale nic takiego się nie stało. Zamiast tego skinęła lekko głową.

- Najwyraźniej jestem głupia. – powiedziała bez emocji. A nim coś targnęło. Dlaczego nie walczysz do jasnej cholery?!

- Ty ją nadal kochasz Snape? – zapytała patrząc mu w oczy, a on nie wytrzymał. Uderzył szklanką w blat stołu, a ta natychmiast się roztrzaskała.

- To nie twoja cholerna sprawa! – wykrzyczał jeszcze wiele słów, których był pewien będzie żałował.

- Jesteś błędem rozumiesz? – zapytał sycząc ze złości, a w jego głowie słyszał cichy głosik mówiący: „Opanuj się idioto, wcale tak nie myślisz… Spierdolisz wszystko!” Samara cofnęła się, a on walczył sam ze sobą. W końcu wyszła z salonu i udała się do łazienki. Zorientował się, że rozbite szkło rozcięło mu dłoń i krew skapuje na podłogę. Dobrze mi tak… Powinno się mnie izolować, nie potrafię się zaangażować. Ale ona również nie walczyła, poddała się… czyli był dla niej nic nie wart. Był zabawką, którą się bawiła. Tak… to na pewno dlatego… Mimo to poczuł zawód, że nie zobaczył jej łez, że nie próbowała go przekonać by zmienił zdanie. Nie… nie byłaby w stanie go prosić, wiedział to. Była zbyt dumna.

Drzwi łazienki się otworzyły i usłyszał jak przechodzi przez pokój w kierunku wyjścia. Zanim wyszła przystanęła i miał wrażenie, że go obserwuje. Zawsze potrafił wyczuć kiedy był obserwowany, tym razem nie było wyjątku. Może liczyła na to, że w ostatniej chwili zmieni zdanie i przeprosi… Nie potrafiłby. Ona również chyba to wiedziała, bo po chwili drzwi zamknęły się za nią z cichym kliknięciem. Mógł już swobodnie odetchnąć. Obrócił się i zobaczył leżącą na łóżku koszulę, którą tej nocy miała na sobie. Podszedł, podniósł ją i zbliżył do nosa. Biały bez… niezmienny. Wiedział, że od teraz jej zapach będzie go prześladował.

Tej nocy nie zmrużył już oka.

Następnej nocy nie było lepiej. Ze wszystkich sił starał sobie przypomnieć dlaczego kazał jej odejść? Co sprawiło, że podjął taką decyzję? Sam nie wierzył, że zdecydował się zakończyć wszystko na podstawie ich wcześniejszej rozmowy… To głupie! Jak mógł być takim idiotą? Dotarło do niego co zrobił. Zachował się jak ostatni bydlak. Powiedział jej tyle złego. To nieprawda, że była błędem. Wydawało mu się teraz, że była wszystkim.

Była druga nad ranem, gdy zerwał się gwałtownie z łóżka, ubrał i prawie biegiem udał się do gabinetu dyrektora. Nie spał, otworzył mu i chyba nawet nie zdziwił się, że widzi go o tej porze.

- Wejdź. – powiedział spokojnie.

- Muszę wiedzieć, gdzie ją mogę znaleźć.

- Przykro mi. – powiedział dyrektor siadając w fotelu. Zdjął okulary i przetarł zmęczone oczy. – Samara jest już daleko.

- Powiedz mi gdzie? Muszę ją odszukać, muszę wytłumaczyć!

- Wytłumaczyć? – zapytał patrząc na niego z ukosa – Wydaje mi się, że dosyć jasno poinformowałeś ją, że jest tylko kolejnym błędem w twoim życiu.

- Wiem co jej powiedziałem! – krzyknął – Właśnie dlatego chcę ją odszukać… Przez ostatnie dwanaście lat nie prosiłem cię o nic… Pomóż mi… - podszedł do niego i wyłapał jego świdrujące spojrzenie. Albus ponownie westchnął.

- Chciałbym, bo widzę, że naprawdę żałujesz swoich słów, ale nie mogę. Obiecałem jej to.
Spojrzał na Albusa niedowierzając. Czyli co? To już? Koniec? Nic się nie da zrobić? Usiadł zrezygnowany na krześle i wyrzucał sobie w myślach od idiotów.
Albus w tym czasie podszedł do niego i położył dłoń na ramieniu.


- Nie mogę ci powiedzieć, gdzie jest, ale szukaj jej. Szukaj, bo być może odnajdziesz więcej niż spodziewasz się znaleźć. 




piątek, 15 kwietnia 2016

The Prince Tale part 11

Leżał na czymś miękkim i coś miękkiego go okrywało. Było mu ciepło i przyjemnie. Miał zamknięte oczy, a przynajmniej tak mu się wydawało. Nadal jednak nie był w stanie się poruszyć, a może po prostu nie próbował? Może śnił i właśnie się obudził? A może nadal śni? Gdzieś w oddali usłyszał szelest szat i ponownie poczuł zapach białego bzu. Tak… to na pewno sen…

Szedł ciemnymi korytarzami szkoły, starał się by jego kroki nie były słyszalne. To mogłoby ostrzec wałęsających się uczniów, a wówczas być może udałoby im się uniknąć szlabanu za nocne wędrówki. Przystanął nagle przy kamiennym posągu, ponieważ usłyszał głosy. Nie byli to uczniowie. Najciszej jak tylko mógł podszedł bliżej, by przyjrzeć się dokładniej. Na końcu korytarza stała ona oparta o ścianę, a obok niej stał Dumbledore. Schował się za kolejnym posągiem jakiegoś rycerza i nasłuchiwał.

- Martwię się o ciebie. – powiedział z wyraźną troską Albus

- Nie masz powodu.

- Jak długo to już trwa? – zapytał.

- Kilka tygodni.

- Bądź ostrożna. – powiedział po chwili milczenia.

- Co masz na myśli? – uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.

- Mam na myśli to, byś nie działała pochopnie. Severus wiele przeżył… - urwał.

- Myślisz, że o tym nie wiem? Myślisz, że patrząc mu w oczy nie widzę ukrytych tam cieni jego przeszłości?– Odeszła od niego na parę kroków. – Mylisz się… doskonale wiem w co się pakuję.

- Jeżeli naprawdę ci na nim zależy, musisz być cierpliwa. Pamiętaj związek z nim to błądzenie w mroku.

- Zapomniałeś już chyba, że ja ten mrok znam lepiej niż ktokolwiek. – spojrzała mu wymownie w oczy – Ja doskonale widzę w tym mroku, bo zostałam z niego stworzona. Jestem jego częścią.

-Samaro... Nie jesteś mrokiem, jesteś światłem, które go rozprasza. Proszę cię tylko byś działała rozważnie.

- To w końcu martwisz się o mnie, czy o niego? – zapytała, a on westchnął.

- O was oboje. – podszedł do niej i położył swoje dłonie na jej ramionach. – Ty dźwigasz ogromne brzemię, on bagaż przeżyć. W razie pomyłki… - urwał i zawahał się – Z tego co mówisz wynika, że jest między wami coś magicznego, nie ma co zaprzeczać. I przez tę magię trudno będzie wam zapomnieć.

- Tato… - widział jak podchodzi do okna i opiera się o parapet.

- Dawno tak do mnie nie mówiłaś. – przyznał.

- Bo dawno nie zachowywałeś się jak ojciec.  – spojrzała na niego – Nie martw się o mnie… podjęłam dobrą decyzję.

- Tak, tak, nie wątpię w to. Tylko wiesz co mnie martwi najbardziej?

- Co takiego?


- Nikt nie powiedział, że dobre decyzje nie będą cię ranić.



środa, 6 kwietnia 2016

The Prince Tale part 10

To chyba już… to ten moment. Poczuł jak jakaś siła podrywa go i miał wrażenie, że unosi się w powietrzu. To całkiem miłe uczucie… - pomyślał - … jak na umieranie. Poczuł chłód i zdziwił się. Chyba nie powinien nic odczuwać, prawda? Ale skąd niby miał wiedzieć? Nigdy jeszcze przecież nie umierał. Poczuł jak czyjaś dłoń chwyta go delikatnie za jego i w sekundę po tym poczuł znajome szarpnięcie w okolicach pępka. Aportacja? Tak właśnie przebiega przejście na drugą stronę? Nie mógł pozbyć się wrażenia, że trzymał już tą dłoń w swoich. Ta dłoń błądziła po jego ciele, kiedyś… wiele lat temu, a może nawet i całych stuleci.

Kiedy się obudził w pierwszej chwili nie wiedział gdzie jest. Dopiero po paru sekundach uświadomił sobie wszystkie zdarzenia minionych godzin. Spojrzał na miejsce, w którym powinna leżeć ona. Nie było jej. Drzwi sypialni były uchylone i dostrzegł światło sączące się z gabinetu. Wstał i założył spodnie spoglądając na blizny pozostawione mu przez śmierciożerców. Miała rację… pamiątka do końca życia. Ruszył cicho w kierunku swojego gabinetu otworzył delikatnie drzwi, stała tam… twarzą zwrócona do kominka w którym wesoło trzaskał ogień. Ubrana jedynie w jego białą koszulę zapierała mu dech w piersiach. Po raz kolejny zdał sobie sprawę z tego jaka jest piękna i jak nieprawdopodobne jest to, że jeszcze tak niedawno pozwalała mu na taką intymność. Mogła mieć każdego, dziwiło go więc, że wybrała jego. Doskonale wiedział jak wygląda. Nie potrzebował codziennie patrzeć w lustro by sobie o tym przypominać. Ona jednak… ona była inna. Stała tam na boso wpatrując się w płomienie, a on nagle się przestraszył… przestraszył się, że zdała sobie sprawę z tego co się stało, że żałuje i szuka teraz odpowiedniej wymówki. Zrobił krok w tył próbując się wycofać.

- Powinieneś odpoczywać. – powiedziała nadal wpatrując się w płomienie.

- Czuje się lepiej.

- Dało się zauważyć. – zażartowała i spojrzała na niego przez ramię.

- Dlaczego nie śpisz? – zapytał podchodząc do niej.

- Można powiedzieć, że ładuję baterie. – nie do końca rozumiał, ale nie miał zamiaru zagłębiać się w temat. Spojrzała na jego tors pokryty świeżymi bliznami. – Nie udało mi się ich uniknąć, przepraszam. – powiedziała jednocześnie gładząc je palcami. Poczuł przyjemny dreszcz pod wpływem jej dotyku.

- To nic. - Ich spojrzenia spotkały się i mógłby przysiąc, że na jedną chwilę czas się zatrzymał. Nie wiedział więc jakim cudem zdołał ją zapytać.

- Żałujesz? – Zmrużyła oczy. Zrobiła krok w jego stronę, wspięła się na palcach i złożyła na jego ustach pocałunek. Krótki i ulotny zupełnie jak muśnięcie motylich skrzydeł. Cofnęła się i powiedziała.


- Nie żałuję. – mógłby przysiąc, że usłyszała jak kamień spadł mu z serca. – Poza tym, mam nadzieję tu przyjść jutro. Nie doczytałam w końcu książki, którą zaczęłam czytać dwa dni temu. – posłała mu promienny uśmiech, a on pokiwał głową czując jak jej dłoń wsuwa się w jego. Zacisnął delikatnie palce wokół niej i trwali tak złączeni dłuższą chwilę wpatrując się w płomienie.