czwartek, 19 maja 2016

Ogłoszenie parafialne!!!

Z radością pragnę obwieścić powstanie nowego opowiadania pt. "Minutes to midnight"


Prolog pojawi się najdalej do 22-05-2016. Póki co blog jest w budowie.

Tym sposobem oficjalnie zamykam rozdział opowieści Samary i Severusa.
Wszystkich śledzących moje poczynania zapraszam na nowego bloga. Na tym raczej się już nic nie wydarzy.
Jeżeli polubiliście poprzednie opowiadanie, to kolejne również powinno się Wam spodobać. Jak zwykle proszę wszystkich o ocenę treści rozdziałów.

Do zobaczenia pod drugiej stronie :)


niedziela, 15 maja 2016

The Prince Tale part 15

Zapraszam na ostatni rozdział The Prince Tale. Nim żegnamy Samarę i Severusa. Co było dalej dobrze wiecie z poprzedniego opowiadania. Szczerze to o wiele bardziej jestem dumna z tego opowiadania. Było pisane świadomie, od początku do końca wiedziałam co chcę przekazać. W Samara story szłam na żywioł i wyszło jak wyszło. 
Obecnie pracuję nad czymś nowym, również z tematu HP. Link do nowego bloga pojawi się kiedy będę wiedziała, że to co piszę nadaje się do upublicznienia. 
Jestem ciekawa opinii o całości The Prince Tale, więc zapraszam do komentowania. Krytyka mile widziana.


********************************************************************************


Oszukiwał sam siebie. Był zazdrosny i to jak jasna cholera. Nie znosił Black’a ze względu na to jak traktował go w szkole, ale też z jej powodu. Ta jej zawziętość i upór z jakim broniła go nawet przed Dumbledorem nie dawała mu spokoju. Teraz był jednak pewien, że tak właśnie traktowała przyjaciół, że oni wszyscy za siebie skoczyli by w ogień… Teraz to wiedział, jednak wtedy… wtedy kiedy przyłapał Black’a i Lupina we wrzeszczącej chacie… Trudno było mu opisać tą radość kiedy rozbroił go i przystawił mu różdżkę do karku. Mało brakowało, by się nie opanował, by dał się ponieść furii, która go rozsadzała.

Po pierwsze Lupin! Ten hipokryta, który śmiał twierdzić, że traktuje Samarę jak siostrę, nagle okazuje się współwinny. Po drugie Black! Ten, którego ona tak zacięcie broniła, ten z którym za szkolnych czasów tak świetnie się bawiła. Wdarł się do szkoły i zwabił młodego Pottera i jego przyjaciół w pułapkę. Wówczas przez głowę przeszła mu myśl: - „ ciekaw jestem co teraz byś powiedziała Samaro…” Po tym jeszcze bardziej się w nim zagotowało i o mały włos… Tak niewiele brakowało, aby zabił ich oboje. Teraz wiedział, jak wielki popełniłby błąd. Bo ona miała rację… zawsze ją miała… Nie był teraz pewien skąd miała pewność, że Syriusz jest niewinny. Nie sądził by wiedziała o zamianie strażników tajemnicy. Nie było jej już w kraju. To musiało oznaczać, że przyjaźń jej z Lupinem, Blackiem, Potterami i nawet z tym zdrajcą Pettigrew była wyjątkowa. Ufali sobie nawet, a może zwłaszcza po zdradzie jednego z nich.
On z ledwością ufał jej, i to tylko na jego własnych zasadach.  Przypomniały mu się jej słowa skierowane do młodego Pottera podczas jego dodatkowych lekcji obrony.

- Ja ufam profesorowi Snape’owi, powierzyłabym w jego ręce moje życie. Mimo, iż mamy wobec siebie osobiste urazy jestem w stanie mu ufać bez żadnych wątpliwości.

Chyba tylko ona to potrafi. Ufać komuś, kto kiedyś wyrządził jej wielką krzywdę. Pamiętał jak bardzo się wówczas zdziwił słysząc jej słowa. Jak bardzo miał ochotę wyśmiać jej naiwność. Jakiś czas później siedząc przy niej w skrzydle szpitalnym doszedł do wniosku, że to nie naiwność, lecz wielka odwaga.

Dosyć tego letargu! Poruszył prawą dłonią i pożałował tego w tej samej chwili. Ból jaki przeszył jego ramie był potworny. Z jego gardła wyrwało się ciche jęknięcie, a zaraz potem usłyszał słowa.


- Staraj się nie ruszać rękoma. Zajęło mi sporo czasu, aby ci je poskładać. – i już była przy nim. 

Patrzyła na niego tymi dużymi brązowymi oczami. Kolejny powód dla którego nikt nigdy nie uwierzy, że jest córką Albusa Dumbledore’a… Na twarzy nie było widać złości, z którą rozstawali się w czerwcu. Siedziała przy jego łóżku tak jakby nigdy nic się nie stało. Jakby ostatnia rozmowa nie miała miejsca. Czy to znaczy… Czy to znaczy, że jest… że traktuje go tak jak tamtych? Pomimo tego co zrobił? To nie możliwe – pomyślał – ale jeżeli ktoś mógłby mu wybaczyć wcześniejszą podłość, to mogła być to tylko ona. Nasunęło mu się pytanie, czy sam wybaczył sobie na tyle, by prosić o jej wybaczenie?







niedziela, 8 maja 2016

The Prince Tale part 14

Usłyszał trzaskający ogień w kominku i dźwięk nalewanego napoju do filiżanki. Uchylił oczy i natychmiast dotarło do niego, że nadal żyje. Jakim cudem? Nie pamiętał zbyt wiele. Jakieś urywki, migawki, ale nic co udzieliłoby mu odpowiedzi dlaczego leży w swoim łóżku, a nie na dnie mogiły. Spojrzał w bok i zobaczył ją. Siedziała w fotelu z zamkniętymi oczami, jedną ręką trzymając filiżankę z herbatą. A więc jednak… zapach białego bzu nie był omamem. Była tu, przy jego łóżku… Jest bardziej niż pewne, że to ona wyleczyła mu rany, nie znał nikogo lepszego... Natychmiast zaczął się zastanawiać co jej powie. Nie rozstali się w przyjaźni. Naskoczył na nią i jak zwykle wszystko potoczyło się nie tak jak sobie to zaplanował… Ponownie spojrzał na nią i zobaczył wyraźne zmęczenie na twarzy. Była blada i miała cienie pod oczami. Mimo wszystko była piękna. Nawet sposób w jaki trzymała filiżankę go fascynował. Prawie natychmiast przypomniał sobie słowa Lupina.

- Patrzyłeś na nią tylko dlatego, że fascynowało cię to, czego nie potrafiłeś zrozumieć.

Czy miał rację? Czy zwrócił na nią uwagę tylko dlatego, że była chodzącą zagadką? Czy była dla niego tylko wyzwaniem? Nie wiedział. Miał nadzieję, że nie. W innym przypadku byłby zwykłym bydlakiem, który ją wykorzystał. Ta myśl wstrząsnęła nim. Przymknął oczy i starał się sobie przypomnieć te wszystkie chwile z nią spędzone.

- Możesz mi powiedzieć jakim cudem, mimo iż jesteśmy w lochach to masz tu okna? – zaśmiał się i odłożył pióro.

- Wystarczy odpowiednie zaklęcie i mam okna, które ukazują dokładnie to, co dzieje się na zewnątrz. Może i moi uczniowie mówią o mnie nietoperz, ale wbrew pozorom lubię światło słoneczne…

- Uff…. Uspokoiłeś mnie. – zachichotała i podeszła do najbliższego okna. – To okropne, że musicie gościć Dementorów. Nie sądzę, aby miało to pomóc w ujęciu Syriusza.

- Dlaczego tak uważasz? – zapytał zaciekawiony.

- Skoro już raz im uciekł, to znaczy, że ma  sposób, aby przejść koło nich niezauważony.

- Ty coś wiesz. – zmrużył oczy, a ona odwróciła się w jego stronę zdziwiona.

- Ja? Niby skąd?

- Ciągle go bronisz, choć wszystkie dowody są przeciwko niemu. A teraz nagle mówisz, że Dementorzy go nie znajdą… - Samara westchnęła i odgarnęła z twarzy kosmyk włosów.

- Ty masz swoje zdanie na temat Syriusza, a ja swoje. – odpowiedziała wykrętnie i ponownie usiadła w fotelu równocześnie biorąc do ręki filiżankę z herbatą. – Poza tym gdybym coś wiedziała, z pewnością poinformowałabym o tym Dumbledore’a.

- Z pewnością. – poczuł się lekko urażony tonem jakiego użyła. Może właśnie dlatego nie zdążył ugryźć się w język i powiedział.

- Za szkolnych czasów doskonale dogadywaliście się… zwłaszcza z Blackiem. – zadrwił, a ona spojrzała na niego obojętnie. – Kto wie jakimi uczuciami kierujesz się w ocenie jego domniemanej niewinności. – zmieszał się, bo w kąciku jej ust dojrzał cień uśmiechu.

 - Severusie, nie każ mi proszę wdawać się z tobą w dyskusję na temat relacji łączących mnie z osobami, których ty całym sobą nie znosisz. A swoją zazdrość o mnie powściągnij… - wróciła ponownie do czytania książki zostawiając go całkowicie zszokowanego.

Cała ona – pomyślał…

Czy był zazdrosny? Nie wiedział, ale za każdym razem kiedy pomyślał o niej i o Black’u … że ona może czuć do niego coś więcej… a z nim się tylko bawi, że jest u niej tylko na zastępstwie… Dostawał furii. Miał ochotę powiedzieć jej żeby się wynosiła i więcej nie wracała, bo on nie jest zabawką, którą można po wszystkim odłożyć na półkę.

Nie powiedział jednak tego. Natychmiast przywołał na twarz maskę obojętności i wrócił do przerwanego zajęcia. Bądź co bądź – pomyślał – nie można mówić o zazdrości jeżeli nie ma uczucia… 


niedziela, 1 maja 2016

The Prince Tale part 13

Otworzył oczy i ujrzał to czego się nie spodziewał. Przecież odeszła, a Dumbledore nie chciał mu powiedzieć gdzie jest. Teraz stała nad nim i wpatrywała się w niego. Wróciła! Teraz będzie miał szansę wszystko wyjaśnić i błagać by nigdy więcej już nie odchodziła. Nie jesteś błędem! Słyszysz? Nie jesteś!

- Wróciłaś. – szepnął i chwilę po tym ponownie zapadła ciemność.

Było krótko przed północą, gdy wrócił zziębnięty, głodny a przede wszystkim wściekły. Nie ma jej. Nigdzie jej nie ma… Usiadł w fotelu ze szklanką ognistej. Skończyły mu się pomysły i nie miał już pojęcia gdzie może jej szukać. Wydawało mu się, że był już wszędzie, a ona jakby rozpłynęła się w powietrzu.  Nagle dotarło do niego jak niewiele o niej wiedział. Jak oboje z chorym wręcz uporem bronili dostępu do siebie. Czy ją w ogóle znał? Czy ona znała jego? Rozmawiali o rzeczach nieistotnych, nigdy o sobie. Nawet wówczas kiedy zapytał ją ostatniego wieczoru co ją dręczy, nie odpowiedziała mu. Mimo iż nie znał jej zbyt dobrze, to w jakiś sposób dźwięk jej imienia potrafił uciszyć szalejące w nim demony. A teraz? Zniknęła… Poczuł jak okruch lodu spada mu na dno płuc i dławi oddech. Przeraził go fakt, że tyle niewypowiedzianych słów przepadło na zawsze. A być może były one ważniejsze od tych wszystkich wypowiedzianych… nawet tych w gniewie. Przymknął oczy i zacisnął zęby. To już koniec… nie mam już siły, aby jej szukać… - pomyślał. Ciche pukanie do drzwi zmusiło go do otwarcia oczu. Kto u licha? – pomyślał i ruszył w kierunku drzwi.

- Dobry wieczór.

- To nie jest dobry moment… - otworzył szerzej drzwi i wpuścił dyrektora do środka.

Dumbledore omiótł spojrzeniem gabinet, a jego wzrok zatrzymał się na do połowy wypełnionej szklance ognistej.

- Widzę. – powiedział dobrodusznie. – Nie znalazłeś jej zatem? – zapytał.

- Nie. To koniec.

Albus podszedł do kominka i stał tam chwilę w ciszy. Snape obserwował go. Wydawał się być przygnębiony.

- Ogień… To fascynujący żywioł, nieprawdaż? – zapytał, ale Snape nie odpowiedział. – Łatwo go wskrzesić, ale trudno ujarzmić.

- Do czego zmierzasz? – zapytał już poirytowany. Nie specjalnie miał ochotę zagłębiać się w tajemnice żywiołów. Dumbledore odwrócił się w jego stronę.

- Ty i Samara macie wbrew pozorom bardzo dużo wspólnego. – zaczął – Oboje posiadacie pewne cechy charakteru, które komplikują najprostsze rzeczy.

- Skończyłeś już? – zapytał i niegrzecznie wskazał mu drzwi.

- Kochasz ja?

To było dobre pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Czasami wydawało mu się, że tak, ale chwile potem przychodziło racjonalne myślenie. Sam dokładnie nie wiedział jak nazwać łączącą ich relacje. Coś ich do siebie przyciągało i sprawiało, że rozumieli się bez słów. Nie wiedział czym to było, ale było cholernie mocne. Tak właściwie to jej nie znał… i nagle zdał sobie sprawę z paradoksu tej sytuacji. Nie było w jego życiu kobiety, której ufał tak bardzo.

- To nie twoja sprawa. – warknął – A ponieważ nie masz zamiaru powiedzieć mi gdzie jest, nie powinieneś w ogóle tu dziś przychodzić. – Usiadł ponownie w swoim fotelu zrezygnowany. – Przestań mnie dręczyć…

Albus przyglądał się mu przez chwilę i ruszył w kierunku drzwi. Na moment przystanął i powiedział.

- Wiesz, że nie mamy nieograniczonych szans by mieć to czego chcemy. Jestem już stary więc mogę ci powiedzieć z całą stanowczością, że nie ma nic gorszego niż utracić coś, co mogło zmienić twoje życie. – po tym wyszedł i już nigdy oboje nie wracali do tematu.

Nie odpuszczała tylko jedna osoba, po której by się tego nie spodziewał.

Następnego dnia w pokoju nauczycielskim było pusto i przyjął ten stan z radością. Rozsiadł się na kanapie przy kominku i zajął się sprawdzaniem prac trzeciorocznych. Jak zwykle mierny poziom… Gdy już szykował się do napisania soczystego komentarza na pracy Pottera do pokoju wszedł Lupin. Jęknął w duchu, lecz zignorował go. Po ostatniej pełni wyglądał kiepsko. Zalał sobie herbatę wrzątkiem i przysiadł się obok. Snape rzucił w jego stronę krótkie, ostrzegawcze spojrzenie.

- Odpuściłeś?- zapytał nic sobie nie robiąc z jego groźnych min.

- Słucham? – chyba się przesłyszał…

- Pytam czy już sobie odpuściłeś poszukiwanie Samary?

- Skąd ty… jak? – jąkał się bez sensu szukając odpowiedzi na pytanie jakim cudem Lupin wie o nim i o Samarze.

- Jestem dobrym obserwatorem… wbrew wszelkim pozorom. – zaczął – Jednak to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

- Jeżeli sądzisz, że ci jej udzielę, to jesteś głupcem. – wstał i odszedł od niego.

- Ty się nawet nie starałeś jej zrozumieć, co?

- Ostrzegam cię… - warknął – Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! – prawie krzyknął.

Lupin zignorował go i ciągnął dalej.

- Jest fascynująca i wybitna. Uwierz mi, że nigdy nie spotkałem w swoim życiu kogoś takiego. Nie potrafiłeś dostrzec tego potencjału, który w niej drzemał. Już sam fakt, że potrafiła sprawić byś otworzył się przed nią, był wyczynem ponad ludzkie siły. To niesamowita dziewczyna, której ty nigdy nie zrozumiesz. Jesteś egoistą. Patrzyłeś na nią tylko dlatego, że fascynowało cię to, czego nie potrafiłeś zrozumieć.

- Powtórzę po raz kolejny… To nie twoja sprawa… nie wtrącaj nosa w coś, co cię nie dotyczy.

- Mylisz się. Traktuję ją jak młodszą siostrę. To staje się moją sprawą, kiedy widzę jak ktoś ją krzywdzi.

Tego było już za wiele. Wyszedł z pokoju nauczycielskiego z takim impetem, że omal nie przewrócił McGonagall w przejściu. Zdołał jeszcze usłyszeć jej głos.


- A temu co znowu?