poniedziałek, 21 grudnia 2015

Sekret nr 3 i Epilog

Dobrnęłam do ostatnich dwóch rozdziałów, które tu dziś wrzucam.

Może jeszcze wrócę z  innym opowiadaniem, powoli układam sobie co by to mogło być, więc mam nadzieję, że nie znikam na zawsze.

Mam nadzieję, że uniknęłam cukru w tych dwóch ostatnich rozdziałach...

Szczególne podziękowania dla limotini, za cierpliwe znoszenie wszystkich moich błędów :P i komentowanie postów :)

Wszystkim czytelnikom (tym aktywnym i tym trochę mniej) życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!




*************************************************

- Wypadałoby, aby któreś z was się odezwało. – powiedział Dumbledore trzymając na kolanach Sofie. Od momentu kiedy weszli do gabinetu dyrektora żadne z nich nie odezwało się do siebie słowem. Emocje, które jeszcze chwilę temu krążyły między nimi w wielkiej sali uleciały gdzieś i Severusowi zdało się, że w jakimś stopniu ponownie stali się sobie obcy. Samara stała przy kominku ze zwieszoną głową. Wszystkimi swoimi siłami starała się unikać oskarżycielskich spojrzeń Snape’a.

– Rozumiem, że jest wam trudno, jednak nadszedł czas…

- Jak mogłaś? – zapytał Snape. Stał przy oknie opierając się nonszalancko o parapet. – Jak mogłaś nie powiedzieć mi o dziecku przez tyle lat! – krzyknął a Sofia drgnęła przestraszona.

- Nie podnoś głosu w jej obecności. – powiedziała Samara rzucając mu wściekłe spojrzenie.

Severus spojrzał na córkę, lecz to tylko spotęgowało jego gniew. Jest dla niej zupełnie obcym człowiekiem, dziewczynka boi się go mimo iż to on jest jej ojcem. Severus gwałtownie zerwał się i podszedł wściekły do Samary.

- Kiedy zamierzałaś mi o niej powiedzieć?! – syknął. Samara ponownie opuściła głowę. – Pytam  ci się, kiedy zamierzałaś mi o niej powiedzieć?! – ponownie zapytał i ponownie nie doczekał się odpowiedzi. Samara zacisnęła powieki i odwróciła głowę. Tego było już za wiele. Gwałtownie ujął jej podbródek i pociągnął w swoją stronę zmuszając ją do skierowania twarzy na córkę.

- Spójrz na nią! – krzyknął – Spójrz na nią mówię! – Samara otworzyła załzawione oczy. – Zobacz do czego doprowadziłaś! Moje własne dziecko się mnie boi! – spojrzał na nią z wyrzutem i cofnął się zrezygnowany. – Czyli mam rozumieć, że gdybyś się ofiarnie nie poświęciła nigdy nie dowiedziałbym się prawdy?

- To nie tak. – wyszeptała – Tej nocy kiedy poszłam po ciebie do Malfoy Manor Voldemort powiedział, że przyszłam z miłości do ciebie. – przymknęła oczy i mówiła dalej – Odpowiedziałam mu, że miłość do ciebie to zbyt mało… Kiedy po tygodniu się ocknąłeś powiedziałam ci, że nie zrobiłam tego dla ciebie… Zrobiłam to dla niej, aby nie odbierać jej możliwości… - urwała i ukryła twarz w drżących dłoniach.

- Skoro nie chciałaś odbierać jej szansy poznania mnie, dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? - zapytał

– Chciałam ci powiedzieć, tamtej nocy. – Samara pociągnęła nosem i wytarła załzawione oczy. Głos łamał się jej przy każdym słowie, które wypowiadała. -  Pamiętasz? Przerwało nam pojawienie się patronusa. Później ty nie pytałeś, a ja się bałam wrócić do tematu. Kilka godzin później kazałeś wynosić mi się z twojego życia raz na zawsze. Jak wówczas miałam ci powiedzieć?

- Głupia! – rzucił w jej stronę – A nie przyszło ci do głowy, że to by wszystko zmieniło? – zapytał.

- Niby w jaki sposób? Nie kochałeś mnie. Nie zniosłabym litości.

- Miałem prawo wiedzieć. Jestem jej ojcem do jasnej cholery! – ponownie krzyknął uderzając pięścią w parapet, a dziewczynka wtuliła się mocniej w siwą brodę Dumbledore’a.

- Severusie… - powiedział łagodnie dyrektor przywracając go do porządku.

Snape opuścił głowę i westchnął zrezygnowany. Odezwał się dopiero po chwili, gdy był już pewny, że zdoła zapanować nad emocjami.

- Wiem, że cię skrzywdziłem Samaro. Nie było potem dnia, abym nie żałował podjętej decyzji. – Samara stała spokojnie i uważnie wsłuchiwała się w to co mówił – Mylisz się, myśląc, że cię nie kochałem. Kochałem cię… - urwał i spojrzał w jej oczy – Nadal kocham. Zdałem sobie z tego sprawę wtedy, kiedy trzymałem cię martwą w ramionach myśląc, że już nigdy cię nie zobaczę. Wiem, że zbyt późno to do mnie dotarło i, że zniszczyłem wszystko, ale wbrew pozorom, to ty odebrałaś mi najwięcej. Odebrałaś mi możliwość kontaktu z moim jedynym dzieckiem. – Samara nie patrzyła już na niego. Odwróciła się do niego plecami patrząc w pustą przestrzeń kominka. – Nie wmawiaj mi więc, że to wszystko moja wina.

- Lily. – powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Snape westchnął.

- Tej nocy, kiedy kazałem ci się wynosić dotarło do mnie, że zaczynasz znaczyć dla mnie zbyt wiele. Przeraziłem się… Poczułem się jakbym ją zdradził. Zadziałałem instynktownie. – Snape podszedł bliżej niej jednak nie odważył się jej dotknąć. – Lily była wszystkim przez bardzo długi okres. Samaro, wiesz przecież, że tylko ona traktowała mnie jak kogoś wartościowego. Przywiązałem się więc do niej i ciężko było mi pogodzić się z jej stratą. Uważałem, że jak zwiążę się z tobą to będzie tak jakby ona nigdy nic nie znaczyła. Teraz już wiem, że tak nie jest. – urwał na chwilę i ciągnął dalej – Musisz wiedzieć, że Lily zawsze będzie częścią mojego życia, tego się nie wyprę.

- Nie oczekuję tego od ciebie, nigdy nie chciałam, abyś wymazał ją ze swojego życia. Ona była również moją najlepszą przyjaciółką. – odwróciła się do niego – Nie uważam, że wszystko to twoja wina. Byłam egoistką i dobrze o tym wiem. Działałam w samoobronie, nie chciałam cierpieć. Myślałam, ze zapomnę… Ale spójrz na nią – wskazała na Sofie – jej oczy… nie pozwoliły mi zapomnieć. – umilkła na chwilę przyglądając się córce. – Każdego dnia zastanawiałam się czy nie powinnam cię powiadomić, ale jak miałabym to niby zrobić? Miałabym przyjść do Ciebie i powiedzieć: „ Hej pamiętasz mnie? Tak się składa, że mam z tobą dziecko. Nie zechciałbyś się nami zaopiekować?” – lekko uśmiechnęła się, choć nie było jej do śmiechu.

- To byłby dobry początek. – powiedział – Każdy sposób byłby dobry… Pewnie wściekłbym się na początku, ale… - urwał i spojrzał na dziewczynkę – Ominęło mnie tak wiele. Nic nie zwróci mi straconego czasu.

- Wiem – powiedziała cicho i odeszła od niego na parę kroków. Nie patrząc na niego powiedziała – Jest… jest coś jeszcze o czym powinieneś wiedzieć zanim zdecydujesz co dalej.

- Nic co powiesz nie zdziwi mnie już bardziej. – powiedział.

- A chcesz się założyć? – zażartowała smutno i spojrzała na Dumbledore’a, który skinął jej głową dodając otuchy. – Moje imiona: Samara, Rovena, Helga, Godryka Dumbledore… Każde z moich imion ma związek z założycielami Hogwartu. Jestem jedynym przodkiem, który w sposób bezpośredni łączy wszystkie domy… - spojrzała niepewnie w jego stronę.

- Samara nie łączy żadnego. – powiedział mrużąc oczy – Chyba, że zamierzasz mi powiedzieć, że jesteś dziedzicem Salazara Slytherina, a to nie możliwe, bo ostatniego przed dwoma godzinami zabił Potter. – gdy dotarł do niego sens swoich słów otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok. Samara wiedziała, że właśnie zrozumiał, więc ponownie opuściła wzrok.

- Moim ojcem był Tom Riddle. – umilkła na sekundę przełykając ślinę – Czarny Pan chcąc zwiększyć moc chciał połączyć magię dwóch najpotężniejszych czarodziei. Slytherina i Gryffindora. Odszukał więc jedyną żyjącą dziedziczkę tego drugiego i rzucił na nią zaklęcie Imperio. Dumbledore wiedział o wszystkim, wyczekiwał sposobności, aby nas wydostać. Wiedział bowiem, że Voldemort nie zdaje sobie sprawy z tego iż porwał nie tylko dziedziczkę Gryffindora lecz także Helgi Huffelpuff i Roveny Rawenclaw. Gdyby o tym wiedział nigdy nie odważył się mieszać w ten sposób krwi i uśmiercił by moją matkę jeszcze tego samego dnia. Póki była w ciąży była bezpieczna. Po porodzie zabił ją od razu, mnie natomiast potrzebował jeszcze przez jakiś czas, aby rzucić odpowiednie zaklęcia, które pozwoliłyby na odebranie mi mocy i przekazanie jemu. W odpowiedniej chwili pojawił się Albus i zabrał mnie… Pewnie dlatego zostałam wybrana na Maga. Żyje we mnie pradawna moc. - zakończyła niepewnie przyglądając się Snape’owi, który z każdym jej słowem robił się coraz bledszy.

- Nadal uważasz, że nic co powiem cię nie zdziwi? – zapytała pół żartem pół serio. Snape stał jakby wmurowany. Przyglądał się jej by po chwili powiedzieć.

- Jest w końcu coś, co nas łączy… Oboje mamy popapranych ojców. - Samara parsknęła i uśmiechnęła się nieśmiało do niego. Snape mówił dalej – Oboje mamy pewną przeszłość z którą musimy żyć, może będzie nam łatwiej przeżyć to wspólnie? – zapytał. Samara wyprostowała się i spojrzała z góry na wtulającą się w Albusa córkę. Po chwili wzięła ją na ręce i podeszła bliżej Snape’a.

- Sofie, przedstawię ci kogoś. – przystanęła przy Severusie. Dziewczynka przyglądała się mu niepewnie. Wystraszył ją dwa razy podnosząc głos. – To jest Severus…  - zawahała się - Twój tata. – Sofie wlepiła w niego swój wzrok przyglądając się mu z uwagą. Snape również nie spuszczał jej z oka pochłaniając jej obraz łapczywie. Dziewczynka nagle wyciągnęła w jego stronę rączki.

- Czekałam na ciebie… - powiedziała cichutko. Snape przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył wziął ją od Samary i przytulił tak jakby nigdy więcej nie miał jej zobaczyć.

- Wiem, przepraszam. – powiedział tuląc ją do siebie.

- Zostawię was. – powiedział dyrektor wychodząc z gabinetu uśmiechając się od ucha do ucha i nucąc przy tym jakąś dziwną melodię.

Zostali sami. Snape i Samara przyglądali się sobie uważnie, a cisza między nimi stała się nazbyt drażniąca.

- Co będzie dalej? – zapytała

- Dalej? Myślałem, że to jasne. – powiedział odwracając od niej wzrok i kierując go ponownie na dziecko.

- Dla mnie nie jest jasne.

Snape ostrożnie postawił na ziemi Sofie dając jej znak, aby chwilę zaczekała, po czym przyciągnął Samarę do siebie i pocałował ją tak, że zawirowało jej w głowie. Trwali tak przez dłuższy moment.

- Jakieś wątpliwości? – zapytał po wszystkim.

- Żadnych. – potwierdziła lekko oszołomiona.

- Zostaniesz z nami? – zapytała niespodziewanie Sofia przyglądając się im.

- Zostanę. – powiedział Severus. Niczego nie był tak bardzo pewien, jak tego, że zostanie.

*********************************************************************************

Epilog

Słońce chyliło się ku zachodowi, delikatny ciepły wiatr poruszał konarami drzew. Lipiec właśnie dobiegał końca. Na drewnianym tarasie pewnego londyńskiego domu siedzieli Severus Snape i Samara Dumbledore. Oboje wpatrywali się w niebo, które w świetle zachodzącego słońca przybierało najróżniejsze barwy. Ciszę panującą pomiędzy nimi przerwał Snape.

- Zawsze zastanawiałem się, co Ty we mnie wówczas widziałaś. – nie spojrzał na nią. Odchylił się wygodniej w fotelu i upił łyk parującej herbaty.

Samara nie odpowiedziała od razu. Przyjrzała się mu dokładniej i lekko się uśmiechnęła.

-  Coś w sposobie jaki się poruszasz sprawia, że mam wrażenie, iż nie mogłabym bez ciebie żyć. – powiedziała cicho. Snape nadal przyglądał się niebu, lecz w kąciku jego ust pojawił się cień uśmiechu. Ponownie zapanowała między nimi cisza, którą przerwało ciche tuptanie bosych stóp. Samara odwróciła się w kierunku salonu przez który właśnie przechodziła jej niespełna czteroletnia córka. Ubrana w ciepłą piżamę ciągnęła za sobą niewielki kocyk z którym praktycznie nie rozstawała się.

- Dlaczego nie śpisz? – zapytała Samara, gdy mała stanęła między nimi na tarasie.

Sofia nic nie mówiąc wzruszyła ramionami i spojrzała nieśmiało w stronę ojca, który przyglądał jej się z ukosa.

- Nie chcesz być sama? – zapytał swoim głębokim i spokojnym tonem. Dziewczynka energicznie pokiwała głową i spojrzała na niego z nadzieją. – No to chodź. – powiedział Snape i wziął małą w ramiona okrywając ją jej kocykiem. Wieczór był bardzo ciepły jednak wolał, aby się nie przeziębiła. Dziewczynka natychmiast wtuliła się w oplatające ją ramiona jej ojca. Samara uśmiechnęła się do niej.

- Spryciula. Doskonale wie jak okręcić sobie ojca wokół palca.

- Ma to po matce. – powiedział z zadziornym uśmiechem na twarzy. Dziewczynka z każdą mijającą chwilą wydawała się być coraz bardziej senna, aż w którymś momencie zupełnie odpłynęła.

- Może ją zaniesiesz do jej pokoju? – zapytała Samara widząc jak Snape odgarnia opadające na twarz dziecka kosmyki włosów.

- Nie… - powiedział delikatnie – Tak jest dobrze. – przytulił ją mocniej. Nadal nie wierzył w to, co się stało w ciągu ostatnich tygodni. Voldemort został pokonany. Wieczysta przysięga złożona Albusowi również straciła moc. Nie miał już nad sobą żadnego pana. Odzyskał nie tylko Samarę, którą kiedyś bardzo skrzywdził, ale i córkę. Wszystko zdawało się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Rozczulił się nad sobą i w duchu uśmiechnął… Kto by pomyślał, że ten stary nietoperz jak o nim mówili jego uczniowie będzie w stanie doświadczyć takiego szczęścia.

- Knuta za twoje myśli. – powiedziała Samara przyglądając się mu uważnie od dłuższego czasu.

Snape spojrzał na nią.

- Wyjdziesz za mnie? - zapytał

Samara zachłysnęła się herbatą, i spojrzała na niego zdziwiona.

- Chcesz żebym została twoją żoną? – zapytała lekko piskliwym głosem.

- Skąd to zdziwienie? – zapytał znudzonym tonem – Chcę, pod warunkiem, że świadkiem na naszym ślubie nie będzie Potter. – uśmiechnął się szelmowsko i spojrzał prosto w jej zszokowane oczy.

- Byłam pewna, że przeszła ci niechęć do Harrego. – powiedziała naburmuszając się.

- Przeszła. – przyznał – Spojrzałem na niego inaczej i zobaczyłem, że faktycznie charakterem podobny jest bardziej do Lily, co nie oznacza, że chciałbym spędzać z nim czas, jednak to nadal nie jest odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie.

- Jesteś pewien, że tego chcesz? – zapytała patrząc na śpiąca w jego ramionach córkę.

- Gdyby nie był pewien nie pytałbym.

- Nigdy nie sądziłam, że będziesz chciał się związać na stałe. – oparła się wygodniej w fotelu, przymknęła oczy i po chwili dodała – Dobrze więc.

Snape uśmiechnął się nieznacznie.

- Dobrze więc. – powtórzył cicho.

- Muszę cię jednak zmartwić – powiedziała po dłuższej chwili milczenia Samara. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Na jej ustach malował się szeroki uśmiech – Jutro są urodziny Harrego, więc niestety trochę czasu będziesz z nim musiał spędzić. – Skrzywił się, a ona zachichotała. Niektóre rzeczy pozostaną niezmienne – pomyślała.




niedziela, 13 grudnia 2015

Jak mogłaś!

Za to co zrobiłam w tym rozdziale przepraszam. Na 100 % znajdzie się kilka osób, które złapie się za głowę i powie: "No ta to dopiero przegięła..." Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. Rozczarowanych proszę o wyrozumiałość.


***********************************


Jak ona mogła mu to zrobić? myślał biegnąc. Nie mógł znieść widoku tego śpiącego dziecka, które już nigdy nie miało ujrzeć swojej matki.

Cholera jasna Samaro!krzyczał w duchu – Chciałaś się zemścić? Udało ci się. Swoją śmiercią pokazałaś mi, że świat bez ciebie nie jest nic wart! Zadowolona jesteś? Ty przebiegła kretynko! Zostawiłaś córkę, tylko dlatego, żeby mnie ukarać. Już wiem, że ci tego nigdy nie wybaczę.

 Wpadł do wielkiej sali jak gradowa chmura. Wszystkie twarze zgromadzonych zwróciły się na niego. Nie dbał o to. Przystanął na chwilę i spojrzał w miejsce gdzie leżała Samara. Stał przy niej Potter i trzymał ją za rękę. Ruszył ponownie, odrzucił Harrego na bok i dopadł do niej szarpiąc ją z całych sił.

- Ty głupia kretynko! - ryknął - Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś? Słyszysz?! Ty pieprzona egoistko! – Krzyczał z całych sił wprawiając wszystkich w szok. Harry podniósł się z podłogi i złapał Snape’a za szaty.

- Zostaw ją! Jak możesz! Ona nie żyje! Zostaw ją słyszysz?! – Snape gwałtownym machnięciem ręki odrzucił Harrego ponownie tak, że ten upadł. Hermiona i Ron pomogli mu się podnieść i przytrzymali go, aby nie rzucił się ponownie na Snape’a. Ten nadal trzymał w garści przód jej szaty lekko unosząc ją.

- Jak mogłaś mi to zrobić? – powtórzył szarpiąc ją – Jak mogłaś zrobić to NAM! – Po tych słowach Snape zawył wściekle. Harry zszokowany ujrzał, że z jego oczu lecą łzy. Po raz pierwszy w swoim życiu widział jak jego Mistrz Eliksirów okazuje jakiekolwiek uczucia. Człowiek, który był w stanie przez lata stawiać czoła najpotężniejszemu czarodziejowi świata teraz załamał się.

Snape wziął Samarę ponownie w ramiona i usiadł z nią na podłodze. Trzymał ją przy swojej piersi i pozwalał sobie na rozpacz. Cieknące z jego oczu łzy skapywały na jej twarz.
Wszyscy zgromadzeni w wielkiej sali stali w milczeniu i przyglądali się tej scenie. Część osób płakało razem ze Snape’em.  Harry usłyszał kroki za jego plecami. Był to Albus Dumbledore, a jego prawej dłoni uczepiona była mała dziewczynka która z ciekawością przyglądała się wszystkiemu. Hermiona również zwróciła na nich uwagę i pisnęła wskazując na dziewczynkę palcem.

- Ona wygląda zupełnie jak Samara! – powiedziała piskliwym głosem.

Ron i Harry przyjrzeli się jej dokładnie.

-To prawda – powiedział Harry – jest do niej bardzo podobna oprócz włosów i… - zamarł na chwile i dokończył – oczu… Oczy ma zupełnie jak… - ponownie uwał i zwrócił się w stronę Snape’a – oczy ma zupełnie jak on. - Wszyscy troje patrzyli zszokowani to na Snape'a to na dziewczynkę. To nie możliwe - pomyślał Harry – jednak tych oczu nie dało się pomylić z żadnymi innymi.

Dumbledore powoli kroczył przez salę patrząc tylko na rozpaczającego Severusa. Snape nadal trzymał w ramionach Samarę i mówił ni to do siebie ni do niej.

- Idiotko... Jak mogłaś? Jak... Jak ja mam teraz sobie niby z tym poradzić? Udowodniłaś już mi wystarczająco, że tamtej nocy byłem w błędzie. To ty miałaś wówczas rację! Otwórz oczy! Błagam cię! Otwórz oczy! Mówiłaś mi przecież, że nadzieja nie umiera! - spojrzał na jej bladą jak papier twarz. Przyglądał się jej tak chwilę gładząc dłonią zimny policzek, by po chwili złożyć na jej sinych ustach pocałunek. Tłum w wielkiej sali zamarł. Pani Weasley i McGonagall wycierały sobie wilgotne oczy.
Snape przerwał pocałunek i spojrzał w stronę dyrektora, przy którym kurczowo trzymała się Sofia. Tak cicho tu i tak ciemno bez ciebie. Ocknij się, błagam. Obiecuje, że już tej miłości więcej nie zagłodzę.pomyślał.

W tej samej chwili usłyszał szum skrzydeł i do wielkiej sali wleciał Fawkes zataczając koła nad nim i Samarą, odśpiewywał swoją pieśń. Do jego serca wlało się ukojenie i spokój. Feniks w trakcie swojej pieśni obniżał lot, by w końcu wylądować tuż przed nimi. Najpierw spojrzał w oczy Severusa, by po chwili podejść do martwej Samary. Zbliżył się do jej głowy, by przytulić do niej swoją. Snape ujrzał, że z jego oczu ciekną perłowe łzy w sekundę potem Fawkes zajął się ogniem i spłonął zostawiając po sobie kupkę popiołu. Severus w przerażeniu rzucił się w tył, razem z Samarą w obawie przed płomieniami. Upadł na plecy, przygnieciony ciężarem jej ciała. Leżał tak, mocniej obejmując ją ramionami. Chciał ją chronić, ale nie mógł. Ponownie do jego serca wkradła się mordercza bezsilność z którą nie miał siły walczyć. Spokój i ukojenie, które poczuł wraz ze śpiewem feniksa, było już tylko odległym i nierealnym wspomnieniem.

Ponownie usiadł nie wypuszczając jej ze swoich ramion. Obejmował ją tak mocno, że był w stanie wyczuć bicie jej serca… Zaraz! Jakie bicie serca?! pomyślał przerażony zrywając się z miejsca biorąc ją na ręce i ponownie przenosząc na stół nauczycielski. Przyłożył ucho do jej piersi i usłyszał to. Merlin mu świadkiem, że w całym swoim marnym życiu nie słyszał nic piękniejszego. Jej serce biło. Klatka piersiowa unosiła się miarowo w górę i w dół. Zszokowany cofnął się o krok do tyłu.

- Albusie! – krzyknął, lecz nie musiał. Dyrektor stał teraz obok niego i również nie mógł uwierzyć w to co widzi. Po chwili zaśmiał się, a Severus spojrzał na niego zdziwiony.

- Rajski ptak! – zerknął na trzymane w dłoni pisklę feniksa. – Fawkes oddał za nią jedno ze swoich żyć. Odrodzenie przez ogień. Samara jest magiem, włada ogniem. – Snape również przyglądał się pisklakowi, tak jakby widział je po raz pierwszy w życiu. Niepewnie podszedł do nieprzytomnej.

- Samaro... słyszysz mnie? - zapytał - Otwórz oczy. - lekko nią potrząsnął. Jej powieki drgnęły, a usta rozchyliły.

- Severusie... - westchnęła i otworzyła oczy, by spojrzeć wprost w jego.

- Jak? – zapytał pomagając jej usiąść. Spojrzała na Dumbledore’a.

- „Tego dnia, gdy ciemność skradnie serce ci
Ona w oknie będzie śmiać się lecz przez łzy
Rozpuści czarność włosów i
Zmieniona w kruka skoczy by
Za chwilę oknem tym powrócić tu
lecz jako rajski ptak, bo tak chciałeś.” – wyrecytowała słowo w słowo nieznaną jej wcześniej przepowiednie i ponownie spojrzała na Severusa.

- Powróciłam, bo tak chciałeś. – uniosła swoją dłoń i przyłożyła ją do jego twarzy czule głaszcząc. – Albus miał rację, – zerknęła na niego. – miłość to najpotężniejsza magia. – Wtuliła się w jego tors.

- Słyszałam twoje słowa. – wyszeptała tak by tylko on to usłyszał – Słyszałam też obcy i zimny głos mówiący, że nie ma już żadnych szans, że to co umarło, już nigdy się nie odrodzi. Nagle ty powiedziałeś, że nadzieja nigdy nie umiera. – poczuła jak jego ramiona obejmują ją mocniej. – To zawróciło mnie z drogi. – Uniosła głowę by spojrzeć w jego oczy.

– Uratowałeś mnie. – dodała i omiotła spojrzeniem salę. Każdy kto był tam obecny zakrywał sobie usta. Niecodziennie w końcu jest się świadkiem zmartwychwstania. Uśmiechnęła się delikatnie i zerknęła na Albusa. Patrzył na nią tym swoim przemądrzale wyglądającym wzrokiem. Była sobie w stanie wyobrazić jak mówi: „a nie mówiłem?”. Zza jego pleców niepewnie wychyliła się Sofia.

Oczy Samary rozbłysły i zerwała się gwałtownie z miejsca chwytając dziewczynkę w ramiona. Okręciła się z nią wokół. Sofia wybuchła radosnym śmiechem. Nadal trzymając ją w ramionach spojrzała w kamienną twarz Snape’a. Uśmiech z twarzy Samary również znikł.

- Już wiesz. – powiedziała cicho. Kiwnął głową.

- To nie miejsce na takie rozmowy. – wtrącił się Dumbledore. - Oboje musicie sobie wyjaśnić kilka spraw. Zapraszam do gabinetu.


niedziela, 6 grudnia 2015

List, przepowiednia i sekret nr 2.


No i jestem z kolejnym. Sporo się tu dzieje. Snape w końcu przejrzał na oczy i oskarża Dumbledore'a o igranie życiem Samary (zgodnie z życzeniem limotini). Nie do końca jestem pewna, czy ujęłam wszystko tak jak chciałam. Czekam na uwagi.

***************************************

    W wielkiej sali panował gwar. Radość z pokonania Voldemorta mieszała się z bólem po stracie najbliższych. Harry usiadł na ławce obok Hermiony i Rona którzy obecnie trzymali się za ręce. Oboje patrzyli na niego z troską. Ron poklepał przyjaciela po ramieniu.

- Dałeś rade stary. –  Powiedział, a Harry spojrzał na niego i chciał coś powiedzieć, lecz w tej samej chwili drzwi wielkiej sali otworzyły się z hukiem i przeszedł przez nie Severus Snape niosący na rękach bezwładną Samarę. Harry zerwał się na nogi. Zupełnie o niej zapomniał! Jak mógł! Ocaliła ich wszystkich! Snape szedł powoli nie zwracając na nikogo uwagi. Po sali rozeszły się szepty. Doszedł do stołu nauczycielskiego i delikatnie ułożył na nim kobietę. Harry podszedł do niego pełen najgorszych obaw.

- Czy ona… - nie dokończył pytania, bo słowa ugrzęzły mu w gardle. Snape nie patrząc na niego potwierdził skinięciem głowy. Harry cofnął się o kilka kroków. Nie wiedzieć czemu starał się wszystkimi swoimi siłami nie patrzeć na ciało Samary. Czuł się winny. Ponownie bezpowrotnie stracił jedynego członka swojej rodziny. Oddała swoje życie za nich wszystkich.

Nie zauważył kiedy Hermiona podeszła do niego i delikatnie ujęła jego dłoń. Ten gest pomógł mu opanować przyspieszający niebezpiecznie oddech. W pewnej chwili do sali wszedł blady i zmęczony Dumbledore.

- Severusie…-  powiedział łagodnie stając na środku sali. Snape nie zareagował, wciąż patrzył na martwą Samarę, w taki sposób jakby liczył na to, że za chwile ocknie się i zadrwi z jego przerażenia. Naprawdę, oddał by wszystko, by usłyszeć w tej chwili jej prześmiewczy ton.

 – Severusie… - powtórzył głośniej dyrektor i tym razem Mistrz Eliksirów odwrócił się w jego stronę i spojrzał prosto w błękitne oczy. – Severusie chodź ze mną. – Dumbledore wyciągnął rękę w jego kierunku, a Snape posłusznie ruszył za nim. Szli w milczeniu. Severusowi było wszystko jedno. Nic co za chwilę zostanie powiedziane, nie zmieni faktu, że ona nie żyje. Gdy dokończył tę myśl jego serce ponownie przyspieszyło i zebrało się mu na wymioty. Resztkami sił próbował panować nad płytkim oddechem. Czuł się jakby ktoś wypompował mu tlen z powietrza.

 Weszli do gabinetu. Dyrektor zamknął za nimi cicho drzwi i stanął za biurkiem. Severus podszedł do okna i ze wszystkich sił starał się uniknąć napotkania jego wzroku.

- Wiedziałeś, że ona to zrobi? – zapytał oskarżycielskim tonem Snape. Dumbledore westchnął.

- Domyślałem się.

- Dlaczego więc do jasnej cholery jej nie powstrzymałeś?! Była ci jak córka! – krzyknął obracając się w jego stronę. Oczy płonęły mu z wściekłości, która nim zawładnęła. Miał ochotę palić i niszczyć wszystko co znajduje się w jego zasięgu. Najbardziej jednak miał ochotę przywalić z całej siły swojemu dyrektorowi. Chciał zetrzeć mu ten spokój i opanowanie z twarzy. Chciał, aby on też poczuł to, co sam teraz czuł. Chciał, by czuł się winny jej śmierci.

- To naprawdę zadziwiające Severusie jak historia lubi się powtarzać. – powiedział spokojnie Albus.

- Chyba kpisz. – wysyczał ledwie panując nad sobą.

- Po raz drugi stoisz w moim gabinecie po utracie kobiety na której ci zależało. Co więcej, ponownie dotarło to do ciebie zbyt późno, aby móc wszystko naprawić i po raz kolejny masz o to pretensje do mnie.

- Czyli to, że zginęła to moja wina? – warknął

- To jednocześnie wasza wspólna wina i niczyja zarazem. – powiedział przyglądając mu się znad swoich okularów.

-  Oboje zbyt uparci, aby przyznać się do tego, że jesteście dla siebie stworzeni. Oboje zbyt uparci, aby przyznać, że jedno za drugie jest w stanie oddać życie. – urwał na chwilę, przeczesał palcami brodę i kontynuował.

– Była dla mnie jak córka, wychowałem ją i wiedziałem, że gdy przyjdzie ten dzień nie powstrzyma jej żadna siła, aby ocalić życie tym, których tak kochała. Wielokrotnie powtarzałem, że nie wolno się jej angażować, doskonale więc zdawała sobie sprawę z tego jaką cenę przyjdzie jej zapłacić za nieposłuszeństwo. Jej decyzja była podjęta świadomie. – Snape krążył nerwowo po gabinecie, lecz gdy dotarł do niego sens słów stanął jak wryty.

- To ty sam sprowadziłeś ją ponownie do Hogwartu! – krzyknął – Gdybyś tego nie zrobił nigdy nie wróciłaby tu i nie zginęła!

- Owszem, – przyznał dyrektor – ale zobacz do czego doprowadziłoby to, gdybym nie poprosił jej o powrót. Severusie, nie można być silniejszym niż swoje przeznaczenie.

Snape zaśmiał się bez krzty wesołości.

- Przeznaczenie powiadasz? Co ma tu do rzeczy przeznaczenie?

- Więcej niż ci się może wydawać. – rzucił mu znaczące spojrzenie i podszedł do przeszklonej komody, w której trzymał m.in. wspomnienia o Voldemorcie. Sięgnął głęboko i wyciągnął z niej małą szklaną kulkę w środku zasnutą wirującym dymem.

- To przepowiednia, która została wygłoszona na tydzień przed jej narodzeniem. Samara nigdy nie zdecydowała się na jej wysłuchanie. Nie chciała by jej życiem kierowały cudze słowa. – Severus zbliżył się nieznacznie. Wzrok utkwił w szklanej kulce, która zadecydowała o czyimś „być, albo nie być.” Jakim cudem taka mała, nic nie znacząca rzecz, może mieć aż tak wielką moc, by kierować ludzkim losem, drwiąc sobie z wszystkiego.

Albus w tym czasie podszedł bliżej Severusa i spojrzał mu w oczy. Czekał na nieme przyzwolenie. Gdy je otrzymał szepnął zaklęcie i obrócił kulę w dłoni. W  chwile po tym dało się usłyszeć obcy i lodowaty głos wygłaszający przepowiednie.

„Tego dnia, gdy ciemność skradnie serce ci

Ona w oknie będzie śmiać się lecz przez łzy

Rozpuści czarność włosów i

Zmieniona w kruka skoczy by

Za chwilę oknem tym powrócić tu

lecz jako rajski ptak, bo tak chciałeś.” **

Głos wypowiadający przepowiednie umilkł. Obaj mężczyźni stali tak jeszcze chwilę wpatrując się w wirujący dym.

- Kruk… - szepnął Snape cofając się gwałtownie.

- Tak… kruk. – potwierdził Dumbledore.

Zrobiło się zimno, a tak przynajmniej wydawało się Severusowi. Każdy jego wdech mroził płuca do tego stopnia, że sprawiało mu to ból. Przepowiednia niczego nie wyjaśniała, a mimo to nie mógł pozbyć się wrażenia, że to on sam osobiście przyczynił się do jej spełnienia.

Nie! To nie prawda!coś w nim krzyczało. To nie ja! To on jest temu winien!

- Zrobiłeś z nią dokładnie to samo co z młodym Potterem. Nie miało dla ciebie znaczenia, że jest dla ciebie jak córka! – krzyknął prostując się i odganiając wyrzuty sumienia. – Zawsze w imię wyższego dobra! – zakpił.

- Przeznaczeniem Samary było uratować świat przed nadciągającą ciemnością. Ona sama w głębi siebie doskonale o tym wiedziała. Dlatego nie potrzebowała wysłuchiwać tej przepowiedni. Moim zdaniem nie miało znaczenia, że to ja sprowadziłem ją wówczas do zamku. Gdyby nadszedł ten czas sama stawiłaby się na wezwanie swojego przeznaczenia. – umilkł i spojrzał w obsydianowe oczy Snape’a. Po chwili jednak dodał.

- Kochała cię Severusie. Nigdy nie przestała, mimo tego co się między wami stało. To jej miłość do ciebie kazała jej tu dziś przybyć i oddać swoje życie, abyś ty mógł żyć w lepszym świecie. – Snape prychnął i ponownie podszedł do okna. – Jestem pewien, że ty sam będąc na jej miejscu zrobiłbyś dokładnie to samo. – Między nimi zapadła cisza. Snape oparł dłonie o marmurowy parapet, wziął głęboki wdech i nie patrząc na Dumbledore’a ponownie przemówił.

- Mówisz, że była ci jak córka? Mówisz, że z miłości oddała za mnie życie? To kłamstwo! – krzyknął. – Dobrze wiem, że gdy Czarny Pan dowiedział się, że to ja jestem zdrajcą nie miała zamiaru mnie ratować. Zmusiłeś ją do tego mimo iż mogła zginąć! – warknął ponownie patrząc w błękitne oczy dyrektora. – Chcesz zapytać skąd to wiem? – zapytał widząc zdziwienie na jego twarzy. – Potter nie opanował na tyle oklumencji, aby zamknąć przede mną swój umysł. Zobaczyłem to wszystko… - urwał, ponieważ nie chciał zdradzić, że łamie się mu głos. Odezwał się ponownie dopiero po chwili. – Wykorzystałeś ją i mnie. Szpiegowałem i kłamałem dla ciebie. Ona bez przerwy czuwała nad tym, by syn Lily nie wpadł w kłopoty, a gdy w końcu w nie wpadał starała się niezauważenie mu pomóc. – odszedł gwałtownie od okna nie przerywając. – Te wszystkie pozorne zbiegi okoliczności! Teraz to wiem i rozumiem! To była ona! Na twoje prośby ryzykowała swoim życiem, aby ratować Pottera, którego Ty potajemnie hodowałeś jak świnie na rzeź! Jeżeli tak traktuje się córkę to ja nie chce mieć jej nigdy!

Albus pobladł, lecz nie spuszczał oka z Severusa. Gdy ten miotał się po gabinecie stał spokojnie dając mu sposobność do pozbycia się emocji, które się w nim kotłowały. Gdy skończył przemówił.

- Gdyby Samara tamtej nocy ruszyła ci z pomocą nie kochając cię, zginęłaby zaraz po tym jak przeniosłaby cię do Hogwartu. Nie poszła na spotkanie z Voldemortem by wygrać wojnę, zrozum to w końcu. Poszła tam z miłości. Sam Voldemort o tym wiedział, dlatego nie próbował jej zatrzymać. Czy wykorzystałem ją? Nie sądzę. Z tych samych powodów dla których pospieszyła ci z pomocą, opiekowała się Harrym. Dobrze wiesz kim była dla niej Lily, Harry był jej chrzestnym synem. Przysięgała strzec go, nawet za cenę własnego życia. Jedyną rzeczą do której ją zmusiłem było przyjęcie posady nauczyciela w Hogwarcie.

Zapadła cisza i oboje przez bardzo długą chwilę przyglądali się sobie nawzajem. Snape ponownie ruszył w kierunku okna mijając zmęczonego Albusa. Oparł czoło o zimną szybę przymykając oczy. Nie zauważył, gdy dyrektor podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu mówiąc.

- Severusie, nadszedł czas, abyś dowiedział się kilku rzeczy.

- Przez tyle lat unikałeś odpowiedzi na moje pytania, a gdy zginęła nagle chcesz mi o wszystkim powiedzieć? – zadrwił nadal nie otwierając oczu. Zimna szyba przynosiła chwilową ulgę.

- To nie ja ci o wszystkim powiem. – Snape odwrócił się zdziwiony w jego stronę. Dyrektor podał mu białą kopertę.

- Co to jest? – zapytał Snape biorąc do ręki list.

- Usiądź i przeczytaj. – powiedział wymijająco Dumbledore wskazując mu fotel obok niego.

Snape usiadł w nim i przyglądał się białej kopercie na której znanym mu ciasnym pismem było napisane: Severus Snape. Wiedział, że to od niej i nie był pewien czy chce wiedzieć co napisała. Wpatrywał się tak w kopertę dłuższą chwilę zanim zdecydował się ją otworzyć. Wyjął list, rozłożył go i zaczął czytać:

Severusie,

Jeżeli czytasz ten list oznacza to, że przestałam się w końcu oszukiwać i podjęłam walkę w obronie zasad w które wierzyłam całą sobą. Nadszedł więc czas, abyś o wszystkim się dowiedział. Żałuję, że nigdy nie zdobyłam się na to, aby powiedzieć Ci tego osobiście, niestety zabrakło mi odwagi.

Dumbledore miał rację kiedy mówił mi, że człowiek żyje tylko tym za co zgodzi się umrzeć. Byłeś moim życiem nawet wówczas kiedy wszystko między nami się skończyło. Nieświadomie podarowałeś mi coś za co będę Ci wdzięczna do końca. Podarowałeś mi życie za które teraz Ty będziesz odpowiedzialny.

Nigdy nie zastanawiałam się jak umrę, ale umrzeć za kogoś kogo się kocha wydaje się dobrą śmiercią.

Za wszystko z głębi serca przepraszam.

Zawsze Cię kochająca

Samara.

P.S. Na imię jej Sofia.

Severus skończył czytać i upuścił list. W głowie miał mętlik. Sofia? Jaka Sofia do jasnej cholery! Wstał z fotela i podszedł do biurka za którym stał Dumbledore uważnie się mu przyglądając.

- Nadal nic nie rozumiem! – powiedział – Wyjaśnij!

Albus skinął nieznacznie, zrobił zamaszysty ruch ręką jakby ściągał zaklęcia ochronne i chwycił oparcie fotela, które było obecnie odwrócone od nich. Przekręcił fotel w ich stronę bardzo delikatnie. Oczom Severusa ukazał się najpiękniejszy widok jaki do tej pory widział. Na obszernym fotelu spała przytulona do poduszki dziewczynka. Była tak bardzo podobna do Samary, że miał wrażenie iż ta została zmniejszona. Jedynie włosy były inne. Samary brązowe i skręcone na końcach, dziewczynki kruczoczarne i proste. Severus zamarł. To nie mogła być  prawda. To wszystko nie dzieje się naprawdę.pomyślał i spojrzał na dyrektora szukając potwierdzenia. Ten jedynie smutno uśmiechnął się i powiedział:

- Twoja córka Severusie. – Snape wstrzymał oddech i był pewien, że przez chwilę ziemia przestała się kręcić. To nie może się tak skończyć. – pomyślał i powoli wycofał się by po chwili wybiec z gabinetu i pędzić z całych sił w kierunku wielkiej sali.


** - fragment tekstu piosenki: Kayah & Bregovic - To nie ptak