niedziela, 25 października 2015

Sędzia i kat

No to zaczęło się :) Miłego czytania i komentowania.




***************************

   Zawsze miała niespokojny sen. Ze snu potrafiło ją zbudzić trzepotanie skrzydeł motyla. Tej nocy ponownie przewracała się z boku na bok nie mogąc ponownie zasnąć. Powoli dochodziła trzecia i straciła wszelką nadzieję, że uda się jej jeszcze skraść trochę snu. Spojrzała w okno. Padał śnieg. Pewnie to ją zbudziło. W takiej ciszy doskonale słyszała szum padającego puchu. Śnieg oświetlany światłem ulicznych latarni wyglądał magicznie. Wstała i podeszła, aby się przyjrzeć lecz zza uchylonych drzwi sypialni dojrzała bladoniebieskie światło sączące się przez szczelinę. Zdziwiona podeszła do drzwi i pchnęła je, aby sprawdzić co to takiego. Zeszła powoli po schodach i zobaczyła w swoim salonie patronusa o postaci feniksa, który natychmiast gdy ją zobaczył przemówił głosem Albusa Dumbledore ’a.

- Bezzwłocznie przybądź do mojego gabinetu. – po tych słowach feniks rozpłynął się w powietrzu pozostawiając ją w ciemności. Machnęła prawą ręką w kierunku lamp, które natychmiast się zapaliły oświetlając korytarz, schody i salon. Nie miała wiadomości od Albusa od dwóch miesięcy. Mieli się dopiero zobaczyć na święta. Nagłe wezwanie do Hogwartu oznacza jedno – kłopoty. Pobiegła do swojej sypialni zmieniając pospiesznie ubranie. Wybiegając z pokoju zabrała z nocnej szafki różdżkę. Zbiegła na dół. Obudziła swoją skrzatkę mówiąc jej, że musi pilnie udać się do szkoły i aby ta wszystkiego dopilnowała i nikogo nie wpuszczała do domu. Skrzatka kiwała tylko głową na znak, że wykona zadanie najlepiej jak potrafi. Gdy upewniła się, że wszystko zabezpieczyła aportowała się na skraj szkolnych błoni. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku zamku. Dyrektor nie spał, okna gabinetu były oświetlone. Nie wiedziała po co została wezwana. Przeszedł ją zimny dreszcz i przyspieszyła. Weszła do zamku niezauważona. O tej porze nie spotka się tu nawet duchów. Dotarła przed kamienną chimerę, wypowiedziała hasło i weszła do jasno oświetlonego gabinetu. Jej oczom ukazała się dziwna scena. Profesor McGonagall i Dumbledore stali nad Harrym, który wyglądał jakby dopiero co zwymiotował. Był zlany potem i trząsł się jakby przemarzł do kości.

- Harry! – powiedziała i wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Dumbledore odetchnął na jej widok i podszedł do niej mówiąc.

- Dobrze, że już jesteś. Jest pewna sprawa… - przerwała mu gestem dłoni i ruszyła w stronę Harrego uważnie mu się przyglądając.


- Harry, dlaczego go wpuściłeś? – zapytała. Dobrze wiedziała, że jego stan wskazywał na to iż Czarny Pan wtargnął do jego umysłu. Harry jednak nie odpowiedział, spojrzał tylko na nią, lecz Samara odwróciła się w stronę Dumbledore ’a i zapytała niespodziewanie.

- Kto?


- Severus. – powiedział nie od razu. Samara cofnęła się o kilka kroków i zakryła uta dłonią.


 – Mundungus był zdrajcą. – mówił dalej powoli -   Voldemort przełamał zaklęcie. Dowiedział się wszystkiego. Właśnie go torturuje. To zobaczył Harry. - Samara podniosła na niego wzrok – Po to cię wezwałem. Nie mamy wiele czasu. Masz szansę go ocalić jeśli… - nie dokończył, bo weszła mu nagle w słowo.

- O czym ty mówisz?! Chyba nie sądzisz, że pójdę tam po niego? Dobrze wiesz czym to się skończy! – krzyknęła.

- Jeżeli zrobisz to z innych pobudek niż opowiedzenie się w wojnie po jednej ze stron to powinno się udać. Wystarczy, że przestaniesz się oszukiwać. – Dumbledore podszedł do niej, lecz ta natychmiast zwiększyła dystans między nimi i zaczęła nerwowo krążyć po gabinecie. Przystanęła przy kominku i zapytała.

- Nie sądzisz, że ingerencja w cudze przeznaczenie może skończyć się źle?

- Uważasz, że przeznaczeniem Severusa jest zginąć w ciężkich mękach z rąk Voldemorta? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie.

- Znał ryzyko, zgodził się je podjąć nie zważając na ewentualne konsekwencje. – Samara ponownie zaczęła chodzić po gabinecie, uparcie unikając wzroku dyrektora.


- Czy to musi oznaczać, że mamy tak po prostu pozwolić mu zginąć? – Dumbledore nie dawał za wygraną. - Choćbyś wystawiła sto argumentów przeciw dobrze wiesz, że ja wystawię JEDEN, który obali wszystkie. – Samara przystanęła gwałtownie i przymknęła oczy. – Kim jesteś Samaro, że się sędzią i katem kreujesz? – Dumbledore mówił dalej – Kim jesteś, aby odbierać szansę… - nie zdołał dokończyć.

- ZAMILCZ! – Samara oddychała ciężko, a jej zaciśnięte pięści zdradzały zdenerwowanie. – NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ JUŻ NIC WIĘCEJ! – krzyczała.

Oboje wpatrywali się w siebie. Samara z zaciętością, a Dumbledore ze spokojem. Obserwujący tą dziwną scenę Harry miał wrażenie, że powietrze między nimi zaczęło drgać. Był niemal prawie pewien, że rozmawiają ze sobą bez użycia słów. Po jakimś czasie Samara spuściła głowę i przymknęła oczy. Ten moment wykorzystał Harry.


- Powiedziałaś… powiedziałaś, że powierzyłabyś swoje życie w jego ręce, że mu ufasz. Dlaczego chcesz jego śmierci? – zapytał ledwie słyszalnie. Samara spojrzała na niego zdziwiona i podeszła bardzo powoli do miejsca w którym siedział.

- Wydawało mi się Harry, że nienawidzisz Snape’a, dlaczego więc tak nagle zaczęło ci zależeć? – zapytała.

- To nie tak. – powiedział zmieszany – Gdybyś tylko widziała co on mu robi… - Harry wstał z trudem, spojrzał jej w oczy i powiedział – Gdybyś widziała nie wahałabyś się ani chwili. Gdybym mógł sam bym poszedł go ratować. On to robił, aby mnie ocalić, teraz to wiem. – Samara odwróciła się i podeszła do okna. Przetarła dłonią zmęczone oczy. Harry ponownie się odezwał, lecz teraz z o wiele większą pewnością w głosie.

- Gdy ty leżałaś nieprzytomna siedział przy twoim łóżku! – Samara drgnęła i odwróciła się w jego stronę – Widziałem jak na ciebie patrzył! Musiałbym być naprawdę ślepy, aby nie widzieć, że on cię kocha. Dlaczego nie chcesz mu pomóc? – Oczy Samary były szeroko otwarte. Usta poruszyły się tak, jakby chciała coś powiedzieć. Ponownie odezwał się Dumbledore.

- Samaro, znam cię od urodzenia i wiem, że nigdy nie wybaczysz sobie tego, że pozwoliłaś mu zginąć.

Przymknęła oczy dając sobie chwilę na ochłonięcie. Gdy otworzyła je ponownie wiedziała co musi zrobić. Podeszła do Harrego pewnym krokiem.

- Pokaż mi. - powiedziała.


- Co? – zapytał zaskoczony.


- Pokaż mi to, co pokazał ci Voldemort. Muszę to zobaczyć, aby wszystko się udało.

- Harry, rób co ci karze. – powiedział spokojnie Dumbledore.


- Dobrze. – Harry odpuścił i poddał się jej woli. Samara cofnęła się o krok i zrobiła ledwie widoczny ruch ręką szepcząc przy tym zaklęcie: Legilimens.


Była we dworze Malfoy’ów. W wielkim salonie znajdowali się wszyscy najwierniejsi Śmierciożercy. Podeszła bliżej przełamując krąg. Na samym środku stał Voldemort wyszczerzając swoje paskudne zęby. U jego stóp leżał zmasakrowany Snape. Podłoga była cała we krwi. Twarz zapuchnięta i posiniaczona. Szaty miał rozdarte na tyle, że doskonale widziała odsłonięte żebra. Miał je całkowicie połamane. Podobnie jak ręce. Jednak oddychał, tego była pewna. To jej wystarczyło. Ponownie była w gabinecie dyrektora. Harry opadł bez sił na fotel. Profesor McGonagall podbiegła do niego dając mu szklankę wody. Samara podeszła do Albusa i powiedziała cicho.

- Niech ktoś czeka na nas na błoniach. Jeżeli nie wrócę w ciągu godziny, to wszystko stracone. Nie opuszczaj gabinetu. W razie mojej śmierci będziesz tu niezbędny. – mówiła to wszystko na jednym tchu. Dumbledore przyglądał się jej uważnie i tylko przytaknął.


Nie patrząc za siebie wyszła pospiesznie z gabinetu. 



niedziela, 18 października 2015

Wyjdź!

   Stała tak dłuższą chwilę wpatrując się w przybysza z szeroko otwartymi oczami. Gość przemówił swoim zwykłym chłodnym głosem.


- Nie spodziewałem się zrobić na tobie takiego wrażenia. – zakpił Snape. – Czy mogę wejść? – zapytał, a Samara nadal nic nie mówiąc odsunęła się, aby go wpuścić do środka. Snape wszedł do pokoju i podszedł do biurka. Jego wzrok skierował się w stronę wiszącego na ścianie zdjęcia Lily i Samary z lat szkolnych.


- To zdjęcie zrobiłem wam ja. – powiedział nieoczekiwanie. Samara delikatnie zamknęła za nim drzwi, lecz nadal nie ruszyła się z miejsca.


- Pamiętam. – powiedziała cicho. Snape nadal wpatrywał się z pewną nostalgią w dwie machające do niego dziewczynki, lecz po chwili odwrócił wzrok.


- Jeszcze ci nie podziękowałam. – powiedziała Samara.


- Za co? – zapytał.


- Za przyniesienie mnie tamtej nocy do zamku. – podeszła bliżej – Dumbledore mi powiedział. – Snape wzruszył ramionami jakby nie było to coś istotnego.


- Nie oczekuję podziękowań.


- Mimo to dziękuję. – skinął lekko głową, lecz nadal na nią nie spojrzał. Nastała chwila niezręcznej ciszy, którą przerwała Samara.

- Przychodzisz w jakiejś konkretnej sprawie? – zapytała, ale tak naprawdę nie chciała słyszeć odpowiedzi.

- Wydaje mi się… - zaczął – Nie, to złe sformułowanie. – poprawił się i zwrócił ku niej swoje czarne oczy. – Mam pewność, że jest coś, co przede mną ukrywasz. – Samara drgnęła nieznacznie. Wychwycił to natychmiast. Lata spędzone na szpiegowaniu nauczyły go, aby zwracać uwagę na najdrobniejsze gesty.  – Ukrywasz coś, – mówił dalej bardzo powoli – co ma znaczenie również dla mnie. Chcę wiedzieć co to jest.

- Nie wiem o czym mówisz. – powiedziała oschle, cofnęła się w stronę drzwi i otworzyła je. – A teraz jeżeli to wszystko, to będę wdzięczna, gdy zostawisz mnie samą. Mam jeszcze sporo pracy zanim opuszczę Hogwart. – Snape nie ruszył się ani o centymetr z miejsca w którym stał.

- Nie wyjdę stąd, dopóki nie dostanę odpowiedz na moje pytanie.


- Wydaje mi się, że już na nie odpowiedziałam. - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Nadal trzymała dłoń na klamce dając mu do zrozumienia, że nie odpuści.

- W tą noc, gdy się ocknęłaś w skrzydle szpitalnym usłyszałem przez przypadek twoją rozmowę z dyrektorem. – powiedział.

Nastała cisza, którą przerwało gwałtowne zatrzaśnięcie drzwi przez Samarę.

- Nie wątpię, że przez przypadek. – odpowiedziała zgryźliwie - Czy już ci nie mówiłam, że podsłuchiwanie jest w złym guście? – zapytała.

- Nie zmieniaj tematu! – warknął – Rozmawialiście o mnie, chcę wiedzieć dlaczego!

- Skoro tam byłeś i słyszałeś to ja nie mam nic więcej do dodania! – krzyknęła robiąc kilka kroków w jego stronę.

- Dlaczego ty wszystko musisz tak komplikować? – zapytał również podchodząc bliżej. Teraz oboje stali tak blisko siebie, że gdyby byli równego wzrostu to stykaliby się nosami.

- Ja komplikuję? – zaśmiała się kpiąco i złapała w garść przód jego szaty zmuszając go do pochylenia się na tyle, aby ich twarze były na tym samym poziomie. Patrząc mu głęboko w oczy wysyczała.

- W tą noc, kiedy powiedziałeś mi, że wszystko skończone straciłeś jakiekolwiek prawo do przepytywania mnie z mojego życia.
Jestem zmęczona, chcę o tym wszystkim zapomnieć i o tobie też! Chcę żebyś zniknął i żeby nie było cię w moim życiu! – puściła jego szatę w taki sposób jakby pozbywała się obślizgłej i obrzydliwej rzeczy.

Snape zmrużył nieprzyjemnie oczy i odsunął się od niej. Było dla niego jasne, że nawet na torturach Samara niczego by nie powiedziała. Prowokować jej nie chce. Obszedł ją i skierował się w stronę drzwi. Odprowadziła go wzrokiem, aby upewnić się, że wyjdzie. Zanim to zrobił powiedział jeszcze.

- Ja też mam dosyć i też jestem zmęczony. Może również bym wolał, żeby cię nie było. – ton jego głosu ponownie nie zdradzał żadnych emocji. Był zimny i obojętny.

- Wyjdź. – odpowiedziała mu równie chłodno, ostatecznie kończąc rozmowę.


To było ostatnie słowo, które wypowiedziała w jego stronę tego lata. Wkrótce po tej rozmowie opuściła Hogwart nie oglądając się za siebie. 





niedziela, 11 października 2015

Uciekasz

Spóźniona, ale jestem :)


******************************

          Ostatnie tygodnie roku szkolnego minęły niepostrzeżenie. Już jutro uczniowie mieli udać się do swoich domów na letni wypoczynek. Samara siedziała w swoim gabinecie przyglądając się swoim bagażom, które za chwile miała odesłać do swojego domu w Londynie. Przez uchylone okno dało się słyszeć ciche cykanie świerszczy, a lekki ciepły wietrzyk niósł ze sobą zapach trawy. Przymknęła oczy i odchyliła się głębiej w fotelu. Było dobrze. Wracała do domu, wszystko będzie znowu jak dawniej. Nie będzie zmuszania do brania udziału w gierkach. Nie będzie musiała codziennie przybierać maski obojętności. Wszystko będzie jak dawniej – powtarzała sobie. O dziwo ta myśl nie sprawiała jej tyle radości, ile mogłaby się spodziewać. Ciągle brakowało jej jednego kawałka układanki. Natychmiast przypomniała sobie wczorajszą rozmowę z Albusem.

- Uciekasz. – powiedział.


- Nie uciekam. – odpowiedziała już nie na żarty zdenerwowana – Sprawiam, że wszystko będzie znowu takie, jak być powinno.


- Znam cię zbyt dobrze. – powiedział i usiadł na kanapie przed kominkiem. – Przez te trzy lata widziałem jak cierpisz. Jak możesz sądzić, że będzie tak jak być powinno?


- Podjęłam już decyzję… - powiedziała nie patrząc na niego. – Wiesz dobrze, że w tej jednej jedynej kwestii nie przekonasz mnie, więc może zakończmy tą rozmowę zanim powiemy sobie coś, czego będziemy żałować. – westchnęła i usiadła obok niego. Ponownie odezwała się po chwili, już spokojniej – Zrozum, to jest coś z czym muszę sobie sama poradzić, a pobyt tutaj mi nie pomaga.


- Pobyt tutaj, czy to, że on jest tak blisko? – zapytał uważnie się jej przyglądając.


Przymknęła oczy modląc się o cierpliwość i opanowanie. Faktycznie znał ją zbyt dobrze, doskonale wiedział w jaki czuły punkt uderzyć, aby sprowokować ją do wyznań.


- Jakie ma to znaczenie?


- Boisz się, że się dowie. – spojrzał na nią z nad okularów – Wydarzenia z lasu odkryły przed nim jeden z twoich sekretów, boisz się, że takich sytuacji będzie więcej.


- Albusie… - wstała nerwowo zaciskając pięści, otworzyła usta jednak nie dał jej dokończyć.


- To jasne, że go kochasz, ale jesteś zbyt uparta, aby to przyznać. Czasami się zastanawiam po kim to masz. – zerknął na nią z lekkim uśmiechem. Spojrzała na niego piorunując go wzrokiem.


- Bardzo zabawne. – powiedziała przez zaciśnięte zęby.


- Powiem ci coś i to będzie już wszystko na dziś. Teraz wydaje ci się, że to jedyne wyjście z sytuacji. Po powrocie do domu stwierdzisz nawet, że podjęłaś słuszną decyzję. Jednak to uczucie będzie złudne. Po jakimś czasie ponownie wróci wszystko z czym się zmagasz. – Wstał podszedł do niej i  powiedział – Może to jest ten czas, aby zmierzyć się ze strachem?- ujął jej dłoń i pocałował w policzek. – Bez względu na wszystko, dziękuję za ten rok. Byłaś świetnym nauczycielem. – Uśmiechnął się i wyszedł z pokoju zostawiając ja z mętlikiem w głowie.


Otworzyła oczy i sięgnęła po kubek z herbatą. Była zimna. Ze wszystkich rzeczy na świecie najbardziej nie znosiła zimnej herbaty. Objęła go obiema dłońmi i przymknęła oczy. Chwilę po tym znad kubka unosiła się gorąca para. Otworzyła oczy i nieznacznie się uśmiechnęła. W takich chwilach lubiła swój dar. Ponownie wzięła kubek do ręki i gdy już miała upić łyk, usłyszała pukanie. Odłożyła napój obdarzając go tęsknym spojrzeniem i ruszyła w kierunku drzwi. Otworzyła je i zamarła w bezruchu.















niedziela, 4 października 2015

Odchodzę.

Wstawiam na szybko, jutro postaram się dopracować :)

*************************

    Harry niepewny siebie stanął przed drzwiami do gabinetu nauczycielki obrony przed czarną magią. Sam nie wiedział czego może się spodziewać. Od walki w lesie minęło już ponad dwa tygodnie i za chwile miał się kończyć kwiecień. Oznacza to, że za półtora miesiąca zacznie się kolejna wakacyjna przerwa. Harrego nigdy nie cieszyły zbliżające się wakacje. Teraz będzie jednak inaczej. To będą jego ostatnie wakacje zanim na dobre opuści dom wujostwa. W tym roku osiągnie pełnoletność i będzie już zdany tylko na siebie. Spojrzał na drzwi przed którymi właśnie stał i zdecydował się zapukać. Usłyszał pozwolenie, aby wejść więc pchnął delikatnie drzwi. Wszedł do środka zalanego słońcem gabinetu. Samara jak zwykle siedziała za biurkiem przeglądając jakieś dokumenty, kiedy wszedł spojrzała na niego i uśmiechnęła się promiennie. Harry odetchnął z ulgą. Bał się, że nie zechce się z nim zobaczyć przez to, że wpędził ją w takie niebezpieczeństwo.

- Witaj Harry, cieszę się, że cię widzę. – powiedziała dając znać, aby usiadł. – Napijesz się czegoś? – zapytała uprzejmie, Harry grzecznie odmówił. – Jak sprawował się Snape na zastępstwie podczas mojej nieobecności?

- Dosyć jasno dał mi do zrozumienia, że to wszystko moja wina. – powiedział cicho nie patrząc jej w oczy.

- Harry, to nie twoja wina. Nie wmawiaj sobie, że jest inaczej. – powiedziała łagodnie.


- Mogłaś zginąć przez moją nieodpowiedzialność. – rzucił natychmiast.

- Mogłam. – przyznała – Ale jednak nie zginęłam.

- Profesor Dumbledore powiedział nam, że jeżeli mag wtrąci się do wojny to zginie. Nie do końca więc rozumiem co się stało. – powiedział.

- To bardzo proste, choć sama zrozumiałam to dopiero wówczas, gdy się ocknęłam. Profesor Dumbledore prosząc mnie o przyjęcie posady w Hogwarcie zaznaczył, że moim głównym zadaniem będzie nauczanie i zapewnienie bezpieczeństwa uczniom. Przypominał mi to przy każdej możliwej okazji tym samym wyznaczając mi cel. - spojrzała na niego – Bo widzisz Harry, ja tak naprawdę nie wtrąciłam się do wojny.

- Jak to? – zapytał zdziwiony – Przecież walczyłaś z Voldemortem.

- Walczyłam, – przyznała – ale nie by wygrać wojnę. – Harry nadal patrzył na nią z miną która jednoznacznie wskazywała na to iż nie rozumiał zupełnie nic. – Ja walczyłam, aby ocalić uczniów. – Samara uśmiechnęła się delikatnie widząc, że w końcu do niego dotarło.

- Co będzie dalej? – zapytał po chwili milczenia.

- Dalej? – spojrzała na niego – Dalej będziesz ćwiczył oklumencję i obronę przed czarną magią pod okiem profesora Snape’a. Musisz mi obiecać, że się do tego przyłożysz.

- Dlaczego pod jego okiem? Dlaczego nie z tobą?


Samara przymknęła powieki i westchnęła.


- Z końcem roku szkolnego odchodzę z Hogwartu. – Nastała dłuższa chwila ciszy, w trakcie której oboje przyglądali się sobie uważnie.

- Czyli to jednak moja wina. – przerwał ciszę Harry


- Nie, dlaczego tak myślisz?


- Odchodzisz… Nie wierzę w to, że na podjęcie takiej decyzji nie miały wpływu wydarzenia z lasu.

- Wydarzenia z lasu nie mają nic wspólnego z podjętą przeze mnie decyzją. – zaczęła – Harry musisz wiedzieć, że ja w ogóle nie chciałam przyjąć tej posady. Zrobiłam to tylko ze względu na Dumbledora. Nie zamierzałam zostać w Hogwarcie dłużej niż rok.  – wstała i podeszła do niego kładąc mu obie dłonie na ramionach – Harry posłuchaj teraz uważnie tego co  powiem. Jest bardzo ważne, abyś zaufał profesorowi Snape’owi. Nie należy do przyjemnych, ale chce dla ciebie dobrze. – spojrzała mu w oczy i dodała – Ręczę za to.

Harry pokiwał głową, ale nie wyglądał na przekonanego. Snape nigdy nie dał mu powodu dla, którego mógłby mu zaufać.

- Dokąd się udasz? – zapytał – Gdzie cię będę mógł znaleźć?

Samara odwróciła się od niego i podeszła do okna przez które wlewało się światło słoneczne.

- To ja ciebie znajdę Harry. Będę wiedziała, kiedy będziesz mnie potrzebował.


- Jak? – zapytał, a Samara roześmiała się.


- Pamiętasz – zaczęła ciągle jeszcze chichocząc - jak będąc na drugim roku uciekałeś z zakazanego lasu razem z Ronem przed pająkami?

- Raczej nie da się tego zapomnieć. – powiedział ze skwaszoną miną.

- Jak myślisz kto sprawił, że stary Ford Anglia pojawił się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie? – zapytała zerkając na niego z ukosa uśmiechając się promiennie.


Harry otworzył usta ze zdziwienia, by po chwili się roześmiać. Samara mówiła dalej.

- Mówiłam ci przecież, że odkąd przekroczyłeś progi Hogwartu miałam cię na oku. Będę wiedziała, kiedy będę potrzebna. Hedwiga również mnie znajdzie. – mrugnęła do niego porozumiewawczo okiem.

- Pójdę już.  – wstał i ruszył w stronę drzwi nie oglądając się za siebie. Czuł, że dużo się zmieni wraz z odejściem Samary. Nie wiedział tylko czy jest na to przygotowany.