Przez
głowę przelatywały mu sceny ze swojego życia. Klatka za klatką, zupełnie jak
źle zmontowany film. Oglądał to wszystko z pozycji widza i nie mógł uwierzyć,
że tak właśnie wyglądało jego życie. Co się z nim stało? Nie był taki, a
przynajmniej nie chciał być… Kiedyś, jeszcze jako chłopiec obiecał sobie, że
nigdy nie będzie traktował osób, które kocha
tak jak jego ojciec traktował ich. Obiecał sobie być dobrym i
opiekuńczym. Zamiast tego stał się cynicznym bydlakiem, który nie potrafił
docenić tego co ma…
- Jeżeli myślałaś, że kierują mną głębsze uczucia, to jesteś zwyczajnie
głupia Samaro! – sięgnął po szklankę z trunkiem i natychmiast wypił wszystko.
Obserwował ją. Stała naprzeciwko niego, lecz nie patrzyła w jego stronę.
Spodziewał się wybuchu gniewu, histerii, lub innych tego typu zachowań, ale nic
takiego się nie stało. Zamiast tego skinęła lekko głową.
-
Najwyraźniej jestem głupia. – powiedziała bez emocji. A nim coś targnęło.
Dlaczego nie walczysz do jasnej cholery?!
-
Ty ją nadal kochasz Snape? – zapytała patrząc mu w oczy, a on nie wytrzymał.
Uderzył szklanką w blat stołu, a ta natychmiast się roztrzaskała.
-
To nie twoja cholerna sprawa! – wykrzyczał jeszcze wiele słów, których był
pewien będzie żałował.
-
Jesteś błędem rozumiesz? – zapytał sycząc ze złości, a w jego głowie słyszał
cichy głosik mówiący: „Opanuj się idioto, wcale tak nie myślisz… Spierdolisz
wszystko!” Samara cofnęła się, a on walczył sam ze sobą. W końcu wyszła z
salonu i udała się do łazienki. Zorientował się, że rozbite szkło rozcięło mu
dłoń i krew skapuje na podłogę. Dobrze mi tak… Powinno się mnie izolować, nie
potrafię się zaangażować. Ale ona również nie walczyła, poddała się… czyli był
dla niej nic nie wart. Był zabawką, którą się bawiła. Tak… to na pewno dlatego…
Mimo to poczuł zawód, że nie zobaczył jej łez, że nie próbowała go przekonać by
zmienił zdanie. Nie… nie byłaby w stanie go prosić, wiedział to. Była zbyt
dumna.
Drzwi
łazienki się otworzyły i usłyszał jak przechodzi przez pokój w kierunku
wyjścia. Zanim wyszła przystanęła i miał wrażenie, że go obserwuje. Zawsze
potrafił wyczuć kiedy był obserwowany, tym razem nie było wyjątku. Może liczyła
na to, że w ostatniej chwili zmieni zdanie i przeprosi… Nie potrafiłby. Ona
również chyba to wiedziała, bo po chwili drzwi zamknęły się za nią z cichym
kliknięciem. Mógł już swobodnie odetchnąć. Obrócił się i zobaczył leżącą na
łóżku koszulę, którą tej nocy miała na sobie. Podszedł, podniósł ją i zbliżył
do nosa. Biały bez… niezmienny. Wiedział, że od teraz jej zapach będzie go
prześladował.
Tej
nocy nie zmrużył już oka.
Następnej
nocy nie było lepiej. Ze wszystkich sił starał sobie przypomnieć dlaczego kazał
jej odejść? Co sprawiło, że podjął taką decyzję? Sam nie wierzył, że zdecydował
się zakończyć wszystko na podstawie ich wcześniejszej rozmowy… To głupie! Jak
mógł być takim idiotą? Dotarło do niego co zrobił. Zachował się jak ostatni
bydlak. Powiedział jej tyle złego. To nieprawda, że była błędem. Wydawało mu
się teraz, że była wszystkim.
Była
druga nad ranem, gdy zerwał się gwałtownie z łóżka, ubrał i prawie biegiem udał
się do gabinetu dyrektora. Nie spał, otworzył mu i chyba nawet nie zdziwił się,
że widzi go o tej porze.
-
Wejdź. – powiedział spokojnie.
-
Muszę wiedzieć, gdzie ją mogę znaleźć.
-
Przykro mi. – powiedział dyrektor siadając w fotelu. Zdjął okulary i przetarł
zmęczone oczy. – Samara jest już daleko.
-
Powiedz mi gdzie? Muszę ją odszukać, muszę wytłumaczyć!
-
Wytłumaczyć? – zapytał patrząc na niego z ukosa – Wydaje mi się, że dosyć jasno
poinformowałeś ją, że jest tylko kolejnym błędem w twoim życiu.
-
Wiem co jej powiedziałem! – krzyknął – Właśnie dlatego chcę ją odszukać… Przez
ostatnie dwanaście lat nie prosiłem cię o nic… Pomóż mi… - podszedł do niego i
wyłapał jego świdrujące spojrzenie. Albus ponownie westchnął.
-
Chciałbym, bo widzę, że naprawdę żałujesz swoich słów, ale nie mogę. Obiecałem
jej to.
Spojrzał
na Albusa niedowierzając. Czyli co? To już? Koniec? Nic się nie da zrobić?
Usiadł zrezygnowany na krześle i wyrzucał sobie w myślach od idiotów.
Albus
w tym czasie podszedł do niego i położył dłoń na ramieniu.