No to zaczęło się :) Miłego czytania i komentowania.
***************************
Zawsze miała niespokojny sen. Ze snu potrafiło ją zbudzić trzepotanie skrzydeł motyla. Tej nocy ponownie przewracała się z boku na bok nie mogąc ponownie zasnąć. Powoli dochodziła trzecia i straciła wszelką nadzieję, że uda się jej jeszcze skraść trochę snu. Spojrzała w okno. Padał śnieg. Pewnie to ją zbudziło. W takiej ciszy doskonale słyszała szum padającego puchu. Śnieg oświetlany światłem ulicznych latarni wyglądał magicznie. Wstała i podeszła, aby się przyjrzeć lecz zza uchylonych drzwi sypialni dojrzała bladoniebieskie światło sączące się przez szczelinę. Zdziwiona podeszła do drzwi i pchnęła je, aby sprawdzić co to takiego. Zeszła powoli po schodach i zobaczyła w swoim salonie patronusa o postaci feniksa, który natychmiast gdy ją zobaczył przemówił głosem Albusa Dumbledore ’a.
- Bezzwłocznie przybądź do mojego gabinetu. – po tych słowach feniks rozpłynął się w powietrzu pozostawiając ją w ciemności. Machnęła prawą ręką w kierunku lamp, które natychmiast się zapaliły oświetlając korytarz, schody i salon. Nie miała wiadomości od Albusa od dwóch miesięcy. Mieli się dopiero zobaczyć na święta. Nagłe wezwanie do Hogwartu oznacza jedno – kłopoty. Pobiegła do swojej sypialni zmieniając pospiesznie ubranie. Wybiegając z pokoju zabrała z nocnej szafki różdżkę. Zbiegła na dół. Obudziła swoją skrzatkę mówiąc jej, że musi pilnie udać się do szkoły i aby ta wszystkiego dopilnowała i nikogo nie wpuszczała do domu. Skrzatka kiwała tylko głową na znak, że wykona zadanie najlepiej jak potrafi. Gdy upewniła się, że wszystko zabezpieczyła aportowała się na skraj szkolnych błoni. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku zamku. Dyrektor nie spał, okna gabinetu były oświetlone. Nie wiedziała po co została wezwana. Przeszedł ją zimny dreszcz i przyspieszyła. Weszła do zamku niezauważona. O tej porze nie spotka się tu nawet duchów. Dotarła przed kamienną chimerę, wypowiedziała hasło i weszła do jasno oświetlonego gabinetu. Jej oczom ukazała się dziwna scena. Profesor McGonagall i Dumbledore stali nad Harrym, który wyglądał jakby dopiero co zwymiotował. Był zlany potem i trząsł się jakby przemarzł do kości.
- Harry! – powiedziała i wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Dumbledore odetchnął na jej widok i podszedł do niej mówiąc.
- Dobrze, że już jesteś. Jest pewna sprawa… - przerwała mu gestem dłoni i ruszyła w stronę Harrego uważnie mu się przyglądając.
- Harry, dlaczego go wpuściłeś? – zapytała. Dobrze wiedziała, że jego stan wskazywał na to iż Czarny Pan wtargnął do jego umysłu. Harry jednak nie odpowiedział, spojrzał tylko na nią, lecz Samara odwróciła się w stronę Dumbledore ’a i zapytała niespodziewanie.
- Kto?
- Severus. – powiedział nie od razu. Samara cofnęła się o kilka kroków i zakryła uta dłonią.
– Mundungus był zdrajcą. – mówił dalej powoli - Voldemort przełamał zaklęcie. Dowiedział się wszystkiego. Właśnie go torturuje. To zobaczył Harry. - Samara podniosła na niego wzrok – Po to cię wezwałem. Nie mamy wiele czasu. Masz szansę go ocalić jeśli… - nie dokończył, bo weszła mu nagle w słowo.
- O czym ty mówisz?! Chyba nie sądzisz, że pójdę tam po niego? Dobrze wiesz czym to się skończy! – krzyknęła.
- Jeżeli zrobisz to z innych pobudek niż opowiedzenie się w wojnie po jednej ze stron to powinno się udać. Wystarczy, że przestaniesz się oszukiwać. – Dumbledore podszedł do niej, lecz ta natychmiast zwiększyła dystans między nimi i zaczęła nerwowo krążyć po gabinecie. Przystanęła przy kominku i zapytała.
- Nie sądzisz, że ingerencja w cudze przeznaczenie może skończyć się źle?
- Uważasz, że przeznaczeniem Severusa jest zginąć w ciężkich mękach z rąk Voldemorta? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie.
- Znał ryzyko, zgodził się je podjąć nie zważając na ewentualne konsekwencje. – Samara ponownie zaczęła chodzić po gabinecie, uparcie unikając wzroku dyrektora.
- Czy to musi oznaczać, że mamy tak po prostu pozwolić mu zginąć? – Dumbledore nie dawał za wygraną. - Choćbyś wystawiła sto argumentów przeciw dobrze wiesz, że ja wystawię JEDEN, który obali wszystkie. – Samara przystanęła gwałtownie i przymknęła oczy. – Kim jesteś Samaro, że się sędzią i katem kreujesz? – Dumbledore mówił dalej – Kim jesteś, aby odbierać szansę… - nie zdołał dokończyć.
- ZAMILCZ! – Samara oddychała ciężko, a jej zaciśnięte pięści zdradzały zdenerwowanie. – NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ JUŻ NIC WIĘCEJ! – krzyczała.
Oboje wpatrywali się w siebie. Samara z zaciętością, a Dumbledore ze spokojem. Obserwujący tą dziwną scenę Harry miał wrażenie, że powietrze między nimi zaczęło drgać. Był niemal prawie pewien, że rozmawiają ze sobą bez użycia słów. Po jakimś czasie Samara spuściła głowę i przymknęła oczy. Ten moment wykorzystał Harry.
- Powiedziałaś… powiedziałaś, że powierzyłabyś swoje życie w jego ręce, że mu ufasz. Dlaczego chcesz jego śmierci? – zapytał ledwie słyszalnie. Samara spojrzała na niego zdziwiona i podeszła bardzo powoli do miejsca w którym siedział.
- Wydawało mi się Harry, że nienawidzisz Snape’a, dlaczego więc tak nagle zaczęło ci zależeć? – zapytała.
- To nie tak. – powiedział zmieszany – Gdybyś tylko widziała co on mu robi… - Harry wstał z trudem, spojrzał jej w oczy i powiedział – Gdybyś widziała nie wahałabyś się ani chwili. Gdybym mógł sam bym poszedł go ratować. On to robił, aby mnie ocalić, teraz to wiem. – Samara odwróciła się i podeszła do okna. Przetarła dłonią zmęczone oczy. Harry ponownie się odezwał, lecz teraz z o wiele większą pewnością w głosie.
- Gdy ty leżałaś nieprzytomna siedział przy twoim łóżku! – Samara drgnęła i odwróciła się w jego stronę – Widziałem jak na ciebie patrzył! Musiałbym być naprawdę ślepy, aby nie widzieć, że on cię kocha. Dlaczego nie chcesz mu pomóc? – Oczy Samary były szeroko otwarte. Usta poruszyły się tak, jakby chciała coś powiedzieć. Ponownie odezwał się Dumbledore.
- Samaro, znam cię od urodzenia i wiem, że nigdy nie wybaczysz sobie tego, że pozwoliłaś mu zginąć.
Przymknęła oczy dając sobie chwilę na ochłonięcie. Gdy otworzyła je ponownie wiedziała co musi zrobić. Podeszła do Harrego pewnym krokiem.
- Pokaż mi. - powiedziała.
- Co? – zapytał zaskoczony.
- Pokaż mi to, co pokazał ci Voldemort. Muszę to zobaczyć, aby wszystko się udało.
- Harry, rób co ci karze. – powiedział spokojnie Dumbledore.
- Dobrze. – Harry odpuścił i poddał się jej woli. Samara cofnęła się o krok i zrobiła ledwie widoczny ruch ręką szepcząc przy tym zaklęcie: Legilimens.
Była we dworze Malfoy’ów. W wielkim salonie znajdowali się wszyscy najwierniejsi Śmierciożercy. Podeszła bliżej przełamując krąg. Na samym środku stał Voldemort wyszczerzając swoje paskudne zęby. U jego stóp leżał zmasakrowany Snape. Podłoga była cała we krwi. Twarz zapuchnięta i posiniaczona. Szaty miał rozdarte na tyle, że doskonale widziała odsłonięte żebra. Miał je całkowicie połamane. Podobnie jak ręce. Jednak oddychał, tego była pewna. To jej wystarczyło. Ponownie była w gabinecie dyrektora. Harry opadł bez sił na fotel. Profesor McGonagall podbiegła do niego dając mu szklankę wody. Samara podeszła do Albusa i powiedziała cicho.
- Niech ktoś czeka na nas na błoniach. Jeżeli nie wrócę w ciągu godziny, to wszystko stracone. Nie opuszczaj gabinetu. W razie mojej śmierci będziesz tu niezbędny. – mówiła to wszystko na jednym tchu. Dumbledore przyglądał się jej uważnie i tylko przytaknął.
Nie patrząc za siebie wyszła pospiesznie z gabinetu.
Zawsze miała niespokojny sen. Ze snu potrafiło ją zbudzić trzepotanie skrzydeł motyla. Tej nocy ponownie przewracała się z boku na bok nie mogąc ponownie zasnąć. Powoli dochodziła trzecia i straciła wszelką nadzieję, że uda się jej jeszcze skraść trochę snu. Spojrzała w okno. Padał śnieg. Pewnie to ją zbudziło. W takiej ciszy doskonale słyszała szum padającego puchu. Śnieg oświetlany światłem ulicznych latarni wyglądał magicznie. Wstała i podeszła, aby się przyjrzeć lecz zza uchylonych drzwi sypialni dojrzała bladoniebieskie światło sączące się przez szczelinę. Zdziwiona podeszła do drzwi i pchnęła je, aby sprawdzić co to takiego. Zeszła powoli po schodach i zobaczyła w swoim salonie patronusa o postaci feniksa, który natychmiast gdy ją zobaczył przemówił głosem Albusa Dumbledore ’a.
- Bezzwłocznie przybądź do mojego gabinetu. – po tych słowach feniks rozpłynął się w powietrzu pozostawiając ją w ciemności. Machnęła prawą ręką w kierunku lamp, które natychmiast się zapaliły oświetlając korytarz, schody i salon. Nie miała wiadomości od Albusa od dwóch miesięcy. Mieli się dopiero zobaczyć na święta. Nagłe wezwanie do Hogwartu oznacza jedno – kłopoty. Pobiegła do swojej sypialni zmieniając pospiesznie ubranie. Wybiegając z pokoju zabrała z nocnej szafki różdżkę. Zbiegła na dół. Obudziła swoją skrzatkę mówiąc jej, że musi pilnie udać się do szkoły i aby ta wszystkiego dopilnowała i nikogo nie wpuszczała do domu. Skrzatka kiwała tylko głową na znak, że wykona zadanie najlepiej jak potrafi. Gdy upewniła się, że wszystko zabezpieczyła aportowała się na skraj szkolnych błoni. Ruszyła szybkim krokiem w kierunku zamku. Dyrektor nie spał, okna gabinetu były oświetlone. Nie wiedziała po co została wezwana. Przeszedł ją zimny dreszcz i przyspieszyła. Weszła do zamku niezauważona. O tej porze nie spotka się tu nawet duchów. Dotarła przed kamienną chimerę, wypowiedziała hasło i weszła do jasno oświetlonego gabinetu. Jej oczom ukazała się dziwna scena. Profesor McGonagall i Dumbledore stali nad Harrym, który wyglądał jakby dopiero co zwymiotował. Był zlany potem i trząsł się jakby przemarzł do kości.
- Harry! – powiedziała i wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę. Dumbledore odetchnął na jej widok i podszedł do niej mówiąc.
- Dobrze, że już jesteś. Jest pewna sprawa… - przerwała mu gestem dłoni i ruszyła w stronę Harrego uważnie mu się przyglądając.
- Harry, dlaczego go wpuściłeś? – zapytała. Dobrze wiedziała, że jego stan wskazywał na to iż Czarny Pan wtargnął do jego umysłu. Harry jednak nie odpowiedział, spojrzał tylko na nią, lecz Samara odwróciła się w stronę Dumbledore ’a i zapytała niespodziewanie.
- Kto?
- Severus. – powiedział nie od razu. Samara cofnęła się o kilka kroków i zakryła uta dłonią.
– Mundungus był zdrajcą. – mówił dalej powoli - Voldemort przełamał zaklęcie. Dowiedział się wszystkiego. Właśnie go torturuje. To zobaczył Harry. - Samara podniosła na niego wzrok – Po to cię wezwałem. Nie mamy wiele czasu. Masz szansę go ocalić jeśli… - nie dokończył, bo weszła mu nagle w słowo.
- O czym ty mówisz?! Chyba nie sądzisz, że pójdę tam po niego? Dobrze wiesz czym to się skończy! – krzyknęła.
- Jeżeli zrobisz to z innych pobudek niż opowiedzenie się w wojnie po jednej ze stron to powinno się udać. Wystarczy, że przestaniesz się oszukiwać. – Dumbledore podszedł do niej, lecz ta natychmiast zwiększyła dystans między nimi i zaczęła nerwowo krążyć po gabinecie. Przystanęła przy kominku i zapytała.
- Nie sądzisz, że ingerencja w cudze przeznaczenie może skończyć się źle?
- Uważasz, że przeznaczeniem Severusa jest zginąć w ciężkich mękach z rąk Voldemorta? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie.
- Znał ryzyko, zgodził się je podjąć nie zważając na ewentualne konsekwencje. – Samara ponownie zaczęła chodzić po gabinecie, uparcie unikając wzroku dyrektora.
- Czy to musi oznaczać, że mamy tak po prostu pozwolić mu zginąć? – Dumbledore nie dawał za wygraną. - Choćbyś wystawiła sto argumentów przeciw dobrze wiesz, że ja wystawię JEDEN, który obali wszystkie. – Samara przystanęła gwałtownie i przymknęła oczy. – Kim jesteś Samaro, że się sędzią i katem kreujesz? – Dumbledore mówił dalej – Kim jesteś, aby odbierać szansę… - nie zdołał dokończyć.
- ZAMILCZ! – Samara oddychała ciężko, a jej zaciśnięte pięści zdradzały zdenerwowanie. – NIE WAŻ SIĘ MÓWIĆ JUŻ NIC WIĘCEJ! – krzyczała.
Oboje wpatrywali się w siebie. Samara z zaciętością, a Dumbledore ze spokojem. Obserwujący tą dziwną scenę Harry miał wrażenie, że powietrze między nimi zaczęło drgać. Był niemal prawie pewien, że rozmawiają ze sobą bez użycia słów. Po jakimś czasie Samara spuściła głowę i przymknęła oczy. Ten moment wykorzystał Harry.
- Powiedziałaś… powiedziałaś, że powierzyłabyś swoje życie w jego ręce, że mu ufasz. Dlaczego chcesz jego śmierci? – zapytał ledwie słyszalnie. Samara spojrzała na niego zdziwiona i podeszła bardzo powoli do miejsca w którym siedział.
- Wydawało mi się Harry, że nienawidzisz Snape’a, dlaczego więc tak nagle zaczęło ci zależeć? – zapytała.
- To nie tak. – powiedział zmieszany – Gdybyś tylko widziała co on mu robi… - Harry wstał z trudem, spojrzał jej w oczy i powiedział – Gdybyś widziała nie wahałabyś się ani chwili. Gdybym mógł sam bym poszedł go ratować. On to robił, aby mnie ocalić, teraz to wiem. – Samara odwróciła się i podeszła do okna. Przetarła dłonią zmęczone oczy. Harry ponownie się odezwał, lecz teraz z o wiele większą pewnością w głosie.
- Gdy ty leżałaś nieprzytomna siedział przy twoim łóżku! – Samara drgnęła i odwróciła się w jego stronę – Widziałem jak na ciebie patrzył! Musiałbym być naprawdę ślepy, aby nie widzieć, że on cię kocha. Dlaczego nie chcesz mu pomóc? – Oczy Samary były szeroko otwarte. Usta poruszyły się tak, jakby chciała coś powiedzieć. Ponownie odezwał się Dumbledore.
- Samaro, znam cię od urodzenia i wiem, że nigdy nie wybaczysz sobie tego, że pozwoliłaś mu zginąć.
Przymknęła oczy dając sobie chwilę na ochłonięcie. Gdy otworzyła je ponownie wiedziała co musi zrobić. Podeszła do Harrego pewnym krokiem.
- Pokaż mi. - powiedziała.
- Co? – zapytał zaskoczony.
- Pokaż mi to, co pokazał ci Voldemort. Muszę to zobaczyć, aby wszystko się udało.
- Harry, rób co ci karze. – powiedział spokojnie Dumbledore.
- Dobrze. – Harry odpuścił i poddał się jej woli. Samara cofnęła się o krok i zrobiła ledwie widoczny ruch ręką szepcząc przy tym zaklęcie: Legilimens.
Była we dworze Malfoy’ów. W wielkim salonie znajdowali się wszyscy najwierniejsi Śmierciożercy. Podeszła bliżej przełamując krąg. Na samym środku stał Voldemort wyszczerzając swoje paskudne zęby. U jego stóp leżał zmasakrowany Snape. Podłoga była cała we krwi. Twarz zapuchnięta i posiniaczona. Szaty miał rozdarte na tyle, że doskonale widziała odsłonięte żebra. Miał je całkowicie połamane. Podobnie jak ręce. Jednak oddychał, tego była pewna. To jej wystarczyło. Ponownie była w gabinecie dyrektora. Harry opadł bez sił na fotel. Profesor McGonagall podbiegła do niego dając mu szklankę wody. Samara podeszła do Albusa i powiedziała cicho.
- Niech ktoś czeka na nas na błoniach. Jeżeli nie wrócę w ciągu godziny, to wszystko stracone. Nie opuszczaj gabinetu. W razie mojej śmierci będziesz tu niezbędny. – mówiła to wszystko na jednym tchu. Dumbledore przyglądał się jej uważnie i tylko przytaknął.
Nie patrząc za siebie wyszła pospiesznie z gabinetu.