Dlaczego do
jasnej cholery nadal żyje? Co go tu jeszcze trzyma? – zastanawiał się
wypluwając skrzepy zaschniętej krwi z ust. To chwilowo ułatwiło mu oddychanie.
Ach tak… ona… - westchnął w duchu – to ona trzyma mnie przy życiu.
- Chciałeś mnie
widzieć? – zapytał stając tuż przed biurkiem dyrektora.
- Tak. – westchnął
wstając z fotela i podchodząc do niego. – Lucjusz Malfoy przekupił radę szkoły
i obawiam się, że w ciągu kilku dni zostanę zwolniony ze stanowiska
dyrektora Hogwartu. – Oparł się o biurko i spojrzał w stronę feniksa, który
wyglądał już nie najlepiej.
- Chcesz
powiedzieć… - zaczął.
- Tak, szkoła
będzie w niebezpieczeństwie, a zwłaszcza Harry i oboje musicie zrobić wszystko,
aby nie dopuścić do nieszczęśliwych zdarzeń.
- Oboje? – zapytał
zdziwiony i rozejrzał się po gabinecie. Nie widział jej gdy wszedł. Nie mógł.
Siedziała w fotelu w rogu komnaty spowitej półmrokiem. Wstała i wyłoniła się z
otaczających ją ciemności. Zmrużył oczy, bo w pierwszej chwili jej nie poznał.
Widział ją po raz ostatni gdy miała dwanaście lat. To jasne, że się zmieniła.
Nie przypominała już dziecka. Wręcz przeciwnie… Była od niego sporo niższa,
jednak nie należała do osób o skromnym wzroście. Długie brązowe włosy
delikatnie skręcone na samych końcach spływały po jej ramionach. Ciemnozielona
szata opływała jej ciało z diabelską dokładnością ukazując kształty. Uświadomił
sobie nagle, że po raz pierwszy od śmierci Lily patrzy na inną kobietę i widzi
coś więcej niż „zużywacz do tlenu”. Zmieszał się i ona musiała to zauważyć, ponieważ zmrużyła oczy i uśmiechnęła się z satysfakcją.
- Mniemam, że nie
muszę was sobie przedstawiać? – zapytał dyrektor obserwując ich uważnie.
- Nie trzeba. –
odpowiedziała ona, nadal patrząc na niego oceniająco.
Niech ona
przestanie! – myślał. Podeszła do niego kocim krokiem i wyciągnęła dłoń.
- Witaj. Dawno się
nie widzieliśmy. – Spojrzał jej w oczy… w jej brązowe jak czekolada oczy. Przy
świetle świec mieniły się różnymi odcieniami, od złota do czerni. Ciemny
makijaż wokół nich tylko uwydatnił ich piękno. Merlinie… o czym ja myślę… -
pomyślał i odwzajemnił uścisk dłoni.
- Dawno. –
odetchnął, gdy usłyszał swój pełen obojętności głos.
Po tym dość oschłym
przywitaniu odwrócił się ponownie do Albusa.
- Czego ode mnie
oczekujesz?
- Oczekuję, że po
moim odejściu, zrobisz wszystko by nie dopuścić do śmierci któregokolwiek z
uczniów. Ataki nasilają się i tylko cudem uniknęliśmy do tej pory tragedii. Masz
być moimi oczami i uszami, Severusie. – spojrzał na niego znad swoich okularów
i świdrował go spojrzeniem. – Resztą zajmie się Samara.
Ponownie pozwolił
sobie by na nią spojrzeć. Stała o dwa kroki za nim z założonymi za siebie
rękoma i przyglądała się feniksowi, który już naprawdę wyglądał fatalnie i
tylko kilka dni dzieliło go od odrodzenia. Zdziwił się gdy zorientował się, że
w jej oczach widać troskę i niepokój o ptaka. To głupie – pomyślał – to feniks!
Odrodzi się i znowu będzie urzekający! Nie ma o co się martwić! Z resztą co ja
tam wiem… - odwrócił wzrok.
- To wszystko?