niedziela, 21 lutego 2016

The Prince Tale part 4.

Z pewnego rodzaju radością uświadomił sobie, że przestał odczuwać zadawane mu tortury. To dobry znak – pomyślał – To znaczy, że zbliża się koniec. Organizm się poddaje. Może uda mu się umrzeć zanim Czarny Pan wyda ostateczny wyrok. To byłoby dobre – pomyślał zarozumiale – po raz ostatni zrobić mu na złość i odejść szybciej… bez jego pozwolenia…

- Leniwy i arogancki, zupełnie jak jego ojciec!

- Uważam, że przesadzasz. Pozostali nauczyciele mają go za wrażliwego i utalentowanego chłopca. Ja osobiście uważam, że jest ujmujący. – powiedział Dumbledore przeglądając od niechcenia proroka codziennego. Snape prychnął i zrobił kwaśną minę.

- Harry ma więcej z matki. Spójrz na niego pod tym kątem, Severusie. Przecież wiesz jaka była jego matka. – spojrzał na niego prowokująco.

- Przestań. – syknął i wycofał się do drzwi. Nie chciał prosić o udzielenie mu pozwolenia na opuszczenie gabinetu. Zanim jednak zdążył wyjść usłyszał.

- Miej oko na Quirrella. – Zatrzasnął za sobą drzwi nie oglądając się już za siebie.


Jego całe życie kręciło się  wokół poddaństwa. Od zawsze zależał od kogoś. Nigdy nie decydował sam o sobie. Najpierw Czarny Pan ze swoim autorytaryzmem i bezwzględnością. Na początku imponował mu. Przez bardzo krótki moment w swoim życiu chciał być jak on. Chciał doprowadzić do zgładzenia szlam i mugoli. Chciał by tylko czarodzieje czystej krwi mieli prawo o decydowaniu o losach świata. Sam wyparł się swojego mugolskiego ojca już dawno temu. Był zawzięty… przez ten krótki moment chciał zabijać szlamy. Teraz już wiedział, że było to tylko poczucie krzywdy po tym jak dowiedział się, że Lily wyszła za mąż za tego Pottera. Za to ścierwo, które zatruwało mu życie w Hogwarcie. Chciał by oboje cierpieli. To był tylko jeden moment, krótka chwila… Wkrótce przyszło otrzeźwienie i zwrócił się w stronę Dumbledore’a. Służba u niego, tylko pozornie wydawała się łatwiejsza. Nie musiał zabijać, nie miał rąk ubroczonych krwią, jednak wiedział, że przyjmując wieczystą przysięgę nakłada na siebie jarzmo kajdan. Był marionetką, rzucaną do różnych zadań. Z miesiąca na miesiąc coraz trudniejszych. Gdyby nie to, że co dzień widywał jej oczy, już dawno skończyłby ze sobą.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz