Dziś trochę wcześniej niż zwykle.
Kolejny rozdział wyrwany wprost z kanonu, obiecuję, że to przedostatni. Tak jak pisałam wcześniej użycie kanonu jest tu niezbędne do spójnego scalenia historii. Jakieś pytania jak dotąd?
Chciałbym
umrzeć, chciałbym już umrzeć. – myślał. Tylko perspektywa rychłej śmierci dodawała
mu otuchy i powstrzymywała go przed błaganiem. To się kiedyś skończy i powitasz
śmierć jak dawno niewidzianego przyjaciela. – ta myśl niespodziewanie wlała mu
do serca sporą dawkę siły. Ta siła sprawiła, że nie krzyknął z bólu gdy Czarny
Pan zmiażdżył mu dłoń stopą.
- Jej synek żyje.
Ma jej oczy, dokładnie takie same. Na pewno pamiętasz kształt i kolor oczu Lily
Evans, co?
- Przestań! Ona
umarła… odeszła.
- Masz wyrzuty
sumienia, Severusie?
- Chciałbym…
chciałbym umrzeć.
Zobowiązał
się do ochrony chłopca. Jej syna. Syna tego znienawidzonego Pottera. Już sama
myśl o tym doprowadzała go do wściekłości. Miał jednak nadzieje, że nie będzie
musiał nic robić. Czarny Pan zniknął i choć Dumbledore uparcie twierdził, że
nadejdzie dzień, że kiedyś powróci i chłopiec będzie w śmiertelnym
niebezpieczeństwie, starał się nie dopuścić tych myśli do siebie. Nie wie czy
będzie w stanie wykrzesać z siebie tyle sił, aby patrzeć na niego i nie widzieć
przed sobą aroganckiego James’a. Miał nadzieję, że jego oczy faktycznie są takie
same jak oczy Lily. Może choć to zrekompensuje mu cierpienie. Może uda mu się
zobaczyć w nich odbicie jej samej. Może te oczy sprawią, że ucichną wyrzuty
sumienia. Może te oczy sprawią, że nie będzie chciał już umrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz