poniedziałek, 8 sierpnia 2016

Syriusz


Dobra, już nawet nie bronię się przed tym, że ciągle powstają mi nowe shoty na temat Samary. Tym razem jednak prawie w ogóle nie ma tu Snape'a. Skupiłam się na trzecim roku nauki Harrego. Samo opowiadanie powstało pod wpływem nudy i nie bardzo je sprawdziłam pod względem gramatycznym, więc za błędy przepraszam. Całkiem możliwe, że co jakiś czas będę coś tu wrzucać, ale nie dla chęci zyskania wejść, czy komentarzy. Wrzucę tu opowiadania, do których sama kiedyś wrócę.
P.S. A propos powrotów... Zamówiliście już sobie egzemplarz przeklętego dziecka? Bo ja już tak! Dostawa przewidziana na 25-10-2016... W moje urodziny! Gdyby ktoś miał ochotę na przedsprzedaż to w empiku jest taka możliwość.
Miłego czytania.
SS

===============================

Widziała dokładnie jak szedł pospiesznie alejką, wlokąc za sobą wielki szkolny kufer. Każdy jego gest, każde nerwowe spojrzenie zdradzało wzburzenie. Zastanawiała się, co takiego mogło się wydarzyć w domu przy Privet Drive 4, że Harry zdecydował się opuścić go, na długo przed końcem wakacji.

Przysiadł na krawężniku. Widziała narastającą w nim panikę. Podeszła trochę bliżej, nadal zachowując bezpieczną odległość, tak by nie mógł jej dostrzec. Po dłuższej chwili, wstał ponownie i otworzył kufer szperając w nim. Niespodziewanie wyprostował się i rozejrzał nerwowo. Zauważył coś. Podążyła za jego wzrokiem. W jednej z bocznych ulic dostrzegła ciemny kształt, zaraz potem z mroku wyłoniła się para żółtych złowrogich oczu. Harry również je zobaczył, cofnął się o krok wpadając na swój kufer i przewracając się.

Natychmiast trzeba go stąd zabrać – pomyślała i delikatnym ruchem dłoni, rzuciła znane jej zaklęcie. Zanim Harry zdążył się pozbierać, tuż przed nim przystaną wściekle czerwony, trzypiętrowy autobus. Drzwi otworzyły się i wyłonił się Stan. Odetchnęła i skierowała wzrok ponownie w ciemną uliczkę. Oczy zniknęły, jednak ciemny kształt pozostał. Wciąż tam był.

Zanim Harry wsiadł do Błędnego Rycerza, ponownie spojrzał w miejsce, gdzie dostrzegł coś dziwnego, jednak, gdy niczego nie zobaczył wsiadł, by wkrótce odjechać do Londynu.

Gdy autobus zniknął z pola widzenia podeszła w to samo miejsce, w którym stał Harry.

- Wyjdź. – powiedziała oschle. Gdy nikt nie wyłonił się z uliczki, powiedziała ponownie. – Wiem, że to ty, wyjdź z ukrycia, bo sama się po ciebie pofatyguję.

W chwilę po tym z ciemnej uliczki wyłonił się wielki czarny pies, z białymi kłami i żółtymi oczami.

Samara zmrużyła oczy, schowała różdżkę do kieszeni szaty i usiadła na ławce zakładając sobie nogę na nogę.

- Byłabym wdzięczna zobaczyć cię w ludzkiej postaci. – powiedziała obojętnie – Nie zwykłam rozmawiać z psami.

Pies szczeknął cicho, by po chwili zmienić się w mężczyznę. Był wychudły, z długim zarostem i skołtunionymi włosami. Ubranie, które miał na sobie było porwane i brudne.

- Strasznie wyglądasz, Syriuszu. – zadrwiła. Nie odpowiedział.

- Nie bój się, oficjalnie mnie tu nie ma, tak więc nie widziałam cię. – milczał nadal, uważnie ją obserwując.

- Czy w Azkabanie traci się zdolność do mówienia, czy po prostu zbyt długo byłeś psem i potrafisz już tylko szczekać i warczeć?

- Czego chcesz? – zapytał ochryple, robiąc krok w jej stronę. Samara zacmokała.

- No, no, no, cóż za brak manier. Nie martw się z mojej strony nic ci jeszcze nie grozi.

- Jeszcze? – zapytał podejrzanie.

- To zależy, czy zastosujesz się do mojej dobrej rady.

- Jakiej?

- Masz trzymać się z dala od Harrego. – spojrzała na niego.

- A co jeżeli cię nie posłucham? – Samara zaśmiała się cicho.

- Jeżeli ponownie zobaczę cię blisko niego, to zaciągnę cię za twój włochaty ogon wprost do Azkabanu.

- Już raz im uciekłem, zrobię to ponownie.

- Nie wątpię. – przyznała – Nie sądzę jednak, aby dano ci ponownie sposobność, jeżeli wiesz o czym mówię. – Syriusz nie przejął się. Źle wyglądał, miała wrażenie, że ledwie był w stanie ustać.

- Kiedy ostatnio jadłeś? – zapytała łagodząc ton. Zdziwiony zamrugał parokrotnie.

- Nie pamiętam. – przyznał ze wstydem.

Sięgnęła do kieszeni, miała w nim jabłko rzuciła mu je i wstała. Złapał je w locie, lecz przyglądał mu się podejrzanie.

- Nie jest zatrute. – powiedziała widząc jego niepewność.

- Dlaczego to robisz?

- Nie chcę żebyś umarł z głodu, zanim nie wysłucham twojej wersji wydarzeń.  – spojrzeli na siebie i długo nikt nic nie mówił. Samara w końcu odwróciła się i ruszyła wzdłuż alejki.

- Zaczekaj! – zawołał za nią. Zatrzymała się i spojrzała na niego przez ramię.

- Czy to znaczy, że mi wierzysz? – zapytał, a ona usłyszała w jego głosie nutę nadziei.

- Chcę wierzyć, że Syriusz, którego kiedyś znałam nie zdradziłby swoich przyjaciół i nie skazał ich na śmierć. – gdy nic nie odpowiedział dodała. – Mówiłam poważnie, byś trzymał się z dala od Harrego. Ma już wystarczająco dużo problemów na głowie. Gdy będziesz zbyt blisko, będę o tym wiedzieć. – Ruszyła ponownie, lecz kolejny raz przystanęła wzdychając ciężko. Wyciągnęła niewielki zwitek papieru i posłała mu go w locie.

- Przyjdź pod ten adres, jeżeli będziesz czegoś potrzebował. Nikt nie będzie tam zadawał pytań. – Wyłapała jego zszokowane spojrzenie, wydawało się, że chciał coś powiedzieć, ale nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Ruszyła więc ponownie, tym razem nie odwracając się za siebie.

****************

- Nie znaleziono go w zamku. – powiedział dyrektor siadając zmęczony w fotelu.

- Zdziwiłabym się, gdyby tu pozostał. – stwierdziła.

- Jestem bardzo ciekaw, jak tego dokonał? – zapytał wchodzący do gabinetu Snape. Rzucił jej przelotne, lecz znaczące spojrzenie.

- Niby dlaczego mam coś na ten temat wiedzieć? – zapytała, z udawanym oburzeniem w głosie. Wzruszył ramionami.

- Miałaś pilnować Harrego. – powiedział Albus.

- Miałam, kiedy jest poza szkołą. Nie sądziłam, że dwóch najpotężniejszych czarodziei jakich znam nie jest w stanie zapewnić mu ochrony, podczas jego pobytu w najpilniej strzeżonym zamku. – spojrzała obrażona na Dumbledore’a i na Snape’a.

Dyrektor pokiwał tylko głową i zdjął okulary.

- Miej go na oku. – zaczął cicho. – Wszyscy dobrze wiemy, że Harry lubi urządzać sobie nocne wędrówki.

**************

- Czy przypadkiem nie mówiłam ci, żebyś trzymał się z dala od Harrego? – zapytała, gdy wychodził ze swojej jaskini. Wzdrygnął się zaskoczony czyjąś obecnością.

- Skąd… - wyjąkał.

- Skąd wiedziałam, gdzie cię znaleźć? – dokończyła za niego. – Mało jest tajemnic, które można przede mną ukryć. – uśmiechnęła się złośliwie. – Czego szukałeś w zamku? Życie ci nie miłe?

- Nie twoja sprawa. – warknął.

- No cóż, chyba jednak moja.  Jestem jego matką chrzestną…

- A ja ojcem!  - Samara spojrzała na niego z tym samym chłodem, który tak często widziała w oczach Severusa.

- Na chwilę obecną, jesteś osobą, która przyczyniła się do śmierci jego rodziców. Uznajmy więc, że nie masz prawa nawet spoglądać w jego stronę.

- To nie ja zdradziłem Lily i Jamesa.

- Tak, to już słyszałam. Wydzierałeś się na całe gardło, gdy cię schwytano, by osadzić w Azkabanie. Jakieś dowody, które pozwolą mi w to uwierzyć, a tym samym nie oszołomić cię i zaprowadzić wprost do Dumbledore’a? – Syriusz cofnął się o krok pod wpływem jej groźby.

- Jeżeli mi nie wierzysz, to po co mi pomagasz?

- Nie pomagam ci. – zaprzeczyła.

- Ale też nie przeszkadzasz.

- Przywilej neutralności.

- Neutralność… Jakie to wygodne. Gdzie byłaś kiedy potrzebowali twojej pomocy?! – oburzył się.

- Chyba jesteś ostatnią osobą, która może wytykać mi bezczynność. – wyprostowała się z groźną minął.

- To nie ja…

- … ich zdradziłem. – dokończyła. – Zaczniesz mówić?

- A jest sens? Widzę, że już mnie osądziłaś.

- Gdyby tak było, już dawno byłbyś martwy. Za to co im zrobiłeś, tylko jedna kara jest satysfakcjonująca.

- Więc na co czekasz? – stanął przed nią teatralnie i rozłożył ręce. Przyglądała się mu. Mimo iż wyglądał tragicznie, jego oczy nie straciły dawnego blasku.

- Na to byś dał mi powód, abym tego nie robiła. – powiedziała w końcu. Syriusz opuścił ręce, lecz nadal milczał.

- Syriusz, to nie mi powinno zależeć. Jednak ostrzegam cię, jeżeli Harremu włos z głowy spadnie, wykopię cię spod ziemi. – Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i ruszyła ścieżką do Hogsmade. – Nie odwracając się do niego dodała tylko. – Snape za punkt honoru obrał sobie cel schwytania cię. Radzę ci uważać.  

************

- Potter’a widziano w Hogsmade! Gdzie wtedy byłaś? – zapytał rozjuszony Snape.

- Naprawdę dobrze wiedzieć, że nasz związek nie zmienił twojego sposobu traktowania mnie. – zakpiła. -  Tak się składa, że byłam tuż za nim. Był więc bezpieczny. – przystanął i obdarzył ją tym swoim wszystkowiedzącym spojrzeniem.

- On nigdy i nigdzie nie jest bezpieczny.

- Byłam tam z nim, nic się nie wydarzyło. Black’a ani śladu. Byłby głupcem, gdyby pojawił się w Hogsmade pod obecność Dementorów.  – Snape już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz przerwała mu.

- Czy koniecznie chcesz kontynuować tą dyskusję? – po chwili milczenia pokręcił głową i podszedł do niej bliżej, by objąć ją w pasie.

*************

- Nie pojawiłeś się jak dotąd pod adresem, który ci podałam. – powiedziała wchodząc do jego jamy i stawiając mu kosz z jedzeniem.

- Skąd mam wiedzieć, czy to nie zasadzka na mnie? – zapytał, rzucając łapczywe spojrzenie na kosz. Zauważyła to.

- Nie krępuj się. – wskazała na jedzenie. – Miałam już wystarczającą ilość sposobności, by cię schwytać, nie sądzisz? – uśmiechnęła się. Syriusz ze smakiem zajadał się smakołykami. Samara wyciągnęła termos z gorącą herbatą i nalała mu ją do kubka.

- Dlaczego to robisz? – zapytał w końcu.

- Już ci kiedyś powiedziałam. Mógłbyś w końcu i ty powiedzieć mi to, na co czekam. – usiadła na kamieniu, rzucając mu czujne spojrzenie. Syriusz przełknął kęs pieczonego kurczaka i westchnął.

- A jeżeli mi nie uwierzysz? – zapytał niepewnie.

- Sprawdź mnie.

- To długa historia.

- W takim razie nie ma co zwlekać.

- To było tego samego dnia, kiedy podjęliśmy decyzję, że to ja mam być strażnikiem tajemnicy Potterów. – zaczął. Nie patrzył na nią, zamiast tego uparcie wpatrywał się w swoje dłonie. – Gdy Albus wrócił do siebie, razem z Jamesem i Lily postanowiliśmy jednak to zmienić. Uznaliśmy, że ja będę zbyt oczywisty. Najlepszy przyjaciel… Zamiast mnie strażnikiem został Peter. Sama wiesz jaki był… Lękliwy, niezdarny. Byliśmy pewni, że Sama Wiesz Kto w ogóle nie zwróci na niego uwagi, że natychmiast rozpocznie pogoń za mną, lub za Remusem. Tym samym, Lily i James byli by bezpieczniejsi.

- Bardzo pięknie, tylko że Peter nie żyje. Nie ma więc tego jak potwierdzić. – powiedziała.

- To również jest nieprawda! Peter żyje! Zdradził Potterów. Gdy udałem się do niego, by się zemścić, odciął sobie palec i wywołał wybuch, pozorując swoją śmierć, zabijając kilku niewinnych mugoli.

- Jakiś dowód na to? – zapytała.

- Dowód znajduje się w zamku. Po to udałem się do Hogwartu! Nie po to, by zabić Harrego, jak wszyscy myślicie.

- Nie wszyscy.

- Peter jest w Hogwarcie, jak sama wiesz też jest niezarejestrowanym animagiem.

- Czyli chcesz powiedzieć, że…

- … że ten zdrajca od lat ukrywa się pod postacią szczura.

- Weasley… - wyszeptała. – Wesley’owie mają szczura!

- Otóż to! – ucieszył się, że zrozumiała. Podszedł do niej uradowany i ujął jej dłonie. – Samaro, ja nigdy nie zdradziłbym przyjaciół! Kochałem ich tak samo jak ty! Chcę go schwytać i oczyścić się z zarzutów, by móc poznać Harrego.

- Wiesz, że nie mogę ci pomóc? – zapytała po krótkiej chwili. Puścił jej dłonie i odszedł kawałek.

- Wiem, ale i tak zrobiłaś już wiele, mimo iż nie miałaś pewności.

- Tak naprawdę w głębi serca wiedziałam, że nie byłbyś w stanie zdradzić. Kiedy Albus pokazał mi te wspomnienia, widziałam w twoich oczach prawdę. Niestety nikt więcej tego nie dostrzegł. Mówiłam mu wielokrotnie, że zbyt pochopnie cię osądzono… bez skutku.

- Nie obwiniaj się. Gdyby nie moja pycha, być może nadal by żyli.

- Pycha? – zapytała zdziwiona.

- Uznałem, że jestem na tyle ważny, by Sama Wiesz Kto osobiście ruszył z pogonią.

- Tego należało się po nim spodziewać. – stwierdziła wstając z zamiarem powrotu. – Trzeba ci czegoś? – zapytała z troską.

- Nie. Mam wszystko. No może… - zawahał się.

- Mów śmiało.

- Może towarzystwa. – przyznał zawstydzony. – Przez ostatnie dwanaście lat nie miałem do kogo gęby otworzyć. Byłaś pierwsza.

- Postaram się wpadać co jakiś czas. Nie mogę jednak zbyt często, Snape i tak coś podejrzewa.

- Snape? – spojrzał na nią zdziwiony. – Niby dlaczego miałby cię podejrzewać?

- Bez powodu… - machnęła ręką, zbywając go. – Wiesz jaki jest.

- Zawsze wtyka swój długi nos w nie swoje sprawy. – zakpił.

- Przestań. – rzuciła mu znaczące spojrzenie. – Snape dwoi się i troi, aby utrzymać Harrego przy życiu.

- Dlaczego go bronisz? – zapytał ciekawy.

- Z tego samego powodu, dla którego broniłam ciebie.

Syriusz skamieniał, otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł mu w gardle. Samara odwróciła się na pięcie i wyszła z jaskini.


*******

- Wyglądasz dużo lepiej. – zauważyła przysiadając na kamieniu i kładąc przed nim jak zwykle kosz z jedzeniem i ubraniami.

- Za to ty coraz gorzej. – powiedział przyglądając się jej z troską. – Masz jakieś problemy?

- Nie większe niż zwykle. – wymusiła na sobie lekki uśmiech.

- Nie oszukasz mnie. – przykucnął przy niej. – Skrzywdził cię?

- Kto? – zapytała zdziwiona.

- Snape, oczywiście.

- Skąd o nim wiesz? – zapytała przestraszona.

- Widziałem was, pewnego wieczoru na błoniach. – wstał i spojrzał na nią surowo. – Co ty sobie myślałaś?

- Wybacz, ale nie muszę ci się tłumaczyć. – przybrała obronną postawę.

- Ale Snape?

- A dlaczego nie?

- Bo to… - zawahał się szukając odpowiednich słów. - …bo to Snape! Obślizgły, śmiecierus!

- Wydaje mi się Syriuszu, że nie jesteśmy już dziećmi. Mógłbyś w końcu darować sobie te wątpliwe uprzejmości, kierowane w jego stronę.

- Dlaczego go bronisz? Przecież widzę, że się zmieniłaś od ostatniej wizyty. Wcześniej jaśniałaś, teraz jesteś zmarnowana. Naprawdę naiwnie myślałaś, że jego stać na jakieś ludzkie uczucia?

- To myślenie nie było naiwne. On potrafi kochać, z tą różnicą, że nie mnie. Nie martw się, jestem już dużą dziewczynką.

- Trudno jest się nie martwić, gdy widzi się ciebie w takim stanie. – stwierdził zaglądając do koszyka. Jedzenia i ubrań było więcej niż zazwyczaj. Wyłapała jego zdziwienie.

- To ostatni raz jak tu przychodzę. – powiedziała. – Wyjeżdżam i nie prędko wrócę.

- To przez niego? – zapytał ze złością.

- Nie tylko. – wstała i podeszła do niego. – Nie rób głupstw, nie pakuj się w problemy i uważaj na siebie. Jeżeli będę mogła, odwiedzę cię. A! I nie waż się wspominać Snape’owi, że wiesz cokolwiek. To by zaszkodziło tobie i mnie.

- Skoro tak mówisz. – uśmiechnął się i rozchylił ramiona, w których po chwili ją zamknął. Trwali tak dosyć długo zanim Syriusz pozwolił jej odejść.

*******

Trochę trwało zanim otworzył jej drzwi. Gdy to jednak zrobił zamarł na chwilę, bo zaraz potem przywołać na twarz radość.

- Samara! – krzyknął Syriusz.

- Ciszej, na brodę Merlina. – szepnęła z uśmiechem wskazując wzrokiem na swoje ramiona.

Syriusz zapowietrzył się w momencie, gdy zdał sobie sprawę, że w jej ramionach śpi dziecko.

- Wpuścisz nas? Czy mamy tak stać?

- Wchodźcie. – otworzył szerzej drzwi i przepuścił ją.

- Gdzie mogę ją położyć? Dopiero co zasnęła. – rozejrzała się po zaniedbanym domu.

- W salonie jest duża kanapa. Usiądziemy tam i wypijemy herbatę. – wskazał kierunek dłonią.

Ostrożnie ułożyła na kanapie śpiącą dziewczynkę i zdjęła płaszcz. W tej samej chwili Syriusz pojawił się z herbatą. Oboje usiedli przy stole i chwile milczeli.

- Przyjechałam, bo Dumbledore martwi się o ciebie. – rzuciła mu krótkie spojrzenie i upiła łyk herbaty.

- Dlaczego się martwi?

- Wydaje mu się, że jesteś samotny.

- Przyzwyczaiłem się. – wyprostował się dumnie. Teraz bardziej przypominał siebie z dawnych lat.

- Do samotności nie powinno się przyzwyczajać. – stwierdziła.

- Nie mam wyjścia.

- Przecież bywa tu cały zakon.

- Wpadają jak po ogień. Tylko Remus od czasu do czasu zajrzy do mnie na dłużej.

- Każdy jest zajęty.

- I chyba w tym tkwi problem.

- To znaczy? – zapytała spoglądając na niego badawczo.

- Każdy ma jakieś zadanie. Tylko ja ukrywam się jak jakiś tchórz. – powiedział z goryczą.

- To dla twojego dobra.

- Wiem. – powiedział beznamiętnie. – Ale mam dość bezczynności.

- Rozumiem cię.

- Dość o mnie. – spojrzał na śpiące na jego kanapie dziecko. – Pokusisz się o małe wyjaśnienie?

- A czy jak odmówię, to uszanujesz to? – zapytała z nadzieją.

- Wiesz, że nie. – uśmiechnął się ciepło.

- No dobrze… - powiedziała po chwili wahania. – Nie mogę mieć o to do ciebie pretensji. Wpadam tu ze śpiącym dzieckiem na ręku, więc chyba należą ci się jakieś wyjaśnienia. Musisz mi jednak obiecać, że nic, co za chwilę powiem nie opuści tych ścian. Nie wolno ci z nikim o tym rozmawiać. Mnie tu oficjalnie nawet nie ma.

- Dobrze, obiecuję. – spojrzała na niego z nadzieją, że może jednak nie będzie musiała niczego tłumaczyć. – Nie odpuszczę, wiesz przecież…

- Wiem. – uśmiechnęła się smutno i zaczęła. – To małe, co śpi na twojej kanapie, to Sofia. Ma niespełna półtora roku. Jest moją córką…- przymknęła oczy i wydusiła to z siebie. – Moją i Severusa.

Syriusz wstał, zrobił kilka kroków okrążając pokój i usiadł ponownie w tym samym miejscu.

- Zabiję go! – warknął.

- Obiecałeś mi. – spojrzała na niego przestraszona.

- Teraz to już nie ma znaczenia! Porzucił cię, gdy byłaś w ciąży!

- On o niczym nie wiedział i nadal nie wie. Chcę, aby tak zostało jak najdłużej. Proszę cię więc, abyś pohamował swoją chęć zemsty. Tylko mi tym zaszkodzisz.

- Nie mogę pozwolić na to…

- Właśnie, że możesz. – powiedziała stanowczo. – Gdybym chciała, Severus byłby teraz ze mną. Może nawet byłby moim mężem, ale nie chcę tego! Nie zwykłam nikogo do niczego przymuszać. Nie dzieje mi się krzywda, jesteśmy obie szczęśliwe. Zapewniam cię.

- Dlaczego mu nie powiedziałaś? – zapytał po chwili milczenia.

- Gdybym mu powiedziała, że spodziewam się dziecka zaraz po tym jak wszystko zakończył, wyglądałoby to, że za wszelką cenę próbuję go zatrzymać. Znam go dobrze, Syriuszu. – spojrzała na niego ujmując jego dłoń. – Wiem jakby postąpił. Związałby się ze mną tylko ze względu na nią, unieszczęśliwiając tym przede wszystkim siebie. Nie chciałam by Sofia była powodem jego nieszczęścia.

- Powinien ci chociaż pomagać, choćby finansowo. – stwierdził.

- Nie potrzebuję niczyjej pomocy. Mam wystarczające środki na to byśmy żyły na przyzwoitym poziomie.

- Zupełnie cię nie poznaję. – wstał. – Jak mogłaś tak po prostu dać się zwieść? Dawna Samara nie dopuściłaby do tego. – stwierdził.

- Syriusz, nie jestem już dzieckiem. Nie musisz się mną opiekować tak jak w szkole. Związałam się ze Snape’em świadomie. Wiedziałam kim jest, jaki ma charakter. Wiedziałam też, że kiedyś przyjdzie dzień, że mnie skrzywdzi.

- I co? Było warto? – zadrwił.

- Tak. – powiedziała stanowczo. – Bo dał mi coś najpiękniejszego. – wskazała na córkę. – I choćby za to będę mu wdzięczna.

- Co na to Dumbledore? – spróbował z innej strony.

- Uważa, że powinnam powiedzieć mu o córce. Ja jednak sądzę, że to zły pomysł.

- Dlaczego?

- Bo jest zbyt blisko Voldemorta. Musi skupić się tylko na jednym. Wiadomość o córce mogłaby narobić tylko samych szkód.

- Jednego w tobie zupełnie nie rozumiem. Dla wielu z nas jesteś idealna. Jesteś piękna i bystra, a mimo wszystko dałaś się tak omotać. Ty go bronisz!

- Spróbuj spojrzeć na to z mojej perspektywy.

- Nie potrafię. – stwierdził.

- To twój problem. Nie przyszłam tutaj przekonywać cię do swoich racji, ale po to, że się o ciebie martwię. Boję się, że zrobisz coś głupiego.

- Dobrze ci się wydaje, z tą różnicą jednak, że to będzie najmądrzejsza rzecz, jaką do tej pory zrobię.

- Ani mi się waż! – syknęła wstając i podchodząc do niego pospiesznie. – Nie wolno ci nawet jednym mrugnięciem zdradzić się! Jesteś mi coś winien. Pomogłam ci, kiedy inni mieli cię za zdrajcę i mordercę. W zamian oczekuję tylko dyskrecji. Chyba nie proszę o zbyt wiele? – zapytała stając obok niego.

Nastąpiła długa chwila milczenia, w czasie której oboje mierzyli się wzrokiem. Syriusz skapitulował pierwszy.

- Dobrze. Masz rację, jestem ci to winien. Nie oczekuj jednak ode mnie, że się z nim zaprzyjaźnię.

- Merlinie broń. – zaśmiała się. –To by dopiero było podejrzane.

Oboje roześmiali się serdecznie, a śmiechem tym obudzili Sofie.

Samara podeszła do niej, wzięła ją na ręce i podeszła do Syriusza.

- Czyż nie jest śliczna? – zapytała.

- Całe szczęście urodę odziedziczyła po matce. – powiedział śląc niemrawy uśmiech. Usiadł ponownie w fotelu. – Cały czas się tylko zastanawiam. Nie daje mi to spokoju.

- Co takiego? – zapytała, stojąc naprzeciwko niego.

- Dlaczego Snape?

- Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Myślę jednak, że prawdziwa miłość zaczyna się wtedy, kiedy nie wiesz dlaczego kochasz.


2 komentarze:

  1. Ja tam severusa uwielbiam i zawsze mam nadzieję że będzie szczęśliwy i żonaty w każdej miniaturce:D
    Czekam na następną notkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też go uwielbiam i też przeważnie chcę jego szczęścia ;P

      Jak tylko wpadnie mi jakiś nowy pomysł do głowy, umieszczę go tu.
      W między czasie zapraszam na moje drugie opowiadanie, które dopiero się rozkręca
      http://somewhereibelongss.blogspot.com/

      Usuń