Dobra, już nawet nie bronię się przed tym, że ciągle powstają mi nowe shoty na temat Samary. Tym razem jednak prawie w ogóle nie ma tu Snape'a. Skupiłam się na trzecim roku nauki Harrego. Samo opowiadanie powstało pod wpływem nudy i nie bardzo je sprawdziłam pod względem gramatycznym, więc za błędy przepraszam. Całkiem możliwe, że co jakiś czas będę coś tu wrzucać, ale nie dla chęci zyskania wejść, czy komentarzy. Wrzucę tu opowiadania, do których sama kiedyś wrócę.
P.S. A propos powrotów... Zamówiliście już sobie egzemplarz przeklętego dziecka? Bo ja już tak! Dostawa przewidziana na 25-10-2016... W moje urodziny! Gdyby ktoś miał ochotę na przedsprzedaż to w empiku jest taka możliwość.
Miłego czytania.
SS
===============================
Widziała dokładnie jak szedł
pospiesznie alejką, wlokąc za sobą wielki szkolny kufer. Każdy jego gest, każde
nerwowe spojrzenie zdradzało wzburzenie. Zastanawiała się, co takiego mogło się
wydarzyć w domu przy Privet Drive 4, że Harry zdecydował się opuścić go, na
długo przed końcem wakacji.
Przysiadł na krawężniku. Widziała
narastającą w nim panikę. Podeszła trochę bliżej, nadal zachowując bezpieczną
odległość, tak by nie mógł jej dostrzec. Po dłuższej chwili, wstał ponownie i
otworzył kufer szperając w nim. Niespodziewanie wyprostował się i rozejrzał
nerwowo. Zauważył coś. Podążyła za jego wzrokiem. W jednej z bocznych ulic
dostrzegła ciemny kształt, zaraz potem z mroku wyłoniła się para żółtych
złowrogich oczu. Harry również je zobaczył, cofnął się o krok wpadając na swój
kufer i przewracając się.
Natychmiast trzeba go stąd zabrać
– pomyślała i delikatnym ruchem dłoni, rzuciła znane jej zaklęcie. Zanim Harry
zdążył się pozbierać, tuż przed nim przystaną wściekle czerwony, trzypiętrowy
autobus. Drzwi otworzyły się i wyłonił się Stan. Odetchnęła i skierowała wzrok
ponownie w ciemną uliczkę. Oczy zniknęły, jednak ciemny kształt pozostał. Wciąż
tam był.
Zanim Harry wsiadł do Błędnego
Rycerza, ponownie spojrzał w miejsce, gdzie dostrzegł coś dziwnego, jednak, gdy
niczego nie zobaczył wsiadł, by wkrótce odjechać do Londynu.
Gdy autobus zniknął z pola
widzenia podeszła w to samo miejsce, w którym stał Harry.
- Wyjdź. – powiedziała oschle.
Gdy nikt nie wyłonił się z uliczki, powiedziała ponownie. – Wiem, że to ty,
wyjdź z ukrycia, bo sama się po ciebie pofatyguję.
W chwilę po tym z ciemnej uliczki
wyłonił się wielki czarny pies, z białymi kłami i żółtymi oczami.
Samara zmrużyła oczy, schowała
różdżkę do kieszeni szaty i usiadła na ławce zakładając sobie nogę na nogę.
- Byłabym wdzięczna zobaczyć cię
w ludzkiej postaci. – powiedziała obojętnie – Nie zwykłam rozmawiać z psami.
Pies szczeknął cicho, by po
chwili zmienić się w mężczyznę. Był wychudły, z długim zarostem i skołtunionymi
włosami. Ubranie, które miał na sobie było porwane i brudne.
- Strasznie wyglądasz, Syriuszu. –
zadrwiła. Nie odpowiedział.
- Nie bój się, oficjalnie mnie tu
nie ma, tak więc nie widziałam cię. – milczał nadal, uważnie ją obserwując.
- Czy w Azkabanie traci się
zdolność do mówienia, czy po prostu zbyt długo byłeś psem i potrafisz już tylko
szczekać i warczeć?
- Czego chcesz? – zapytał ochryple,
robiąc krok w jej stronę. Samara zacmokała.
- No, no, no, cóż za brak manier.
Nie martw się z mojej strony nic ci jeszcze nie grozi.
- Jeszcze? – zapytał podejrzanie.
- To zależy, czy zastosujesz się
do mojej dobrej rady.
- Jakiej?
- Masz trzymać się z dala od
Harrego. – spojrzała na niego.
- A co jeżeli cię nie posłucham? –
Samara zaśmiała się cicho.
- Jeżeli ponownie zobaczę cię
blisko niego, to zaciągnę cię za twój włochaty ogon wprost do Azkabanu.
- Już raz im uciekłem, zrobię to
ponownie.
- Nie wątpię. – przyznała – Nie sądzę
jednak, aby dano ci ponownie sposobność, jeżeli wiesz o czym mówię. – Syriusz nie
przejął się. Źle wyglądał, miała wrażenie, że ledwie był w stanie ustać.
- Kiedy ostatnio jadłeś? –
zapytała łagodząc ton. Zdziwiony zamrugał parokrotnie.
- Nie pamiętam. – przyznał ze
wstydem.
Sięgnęła do kieszeni, miała w nim
jabłko rzuciła mu je i wstała. Złapał je w locie, lecz przyglądał mu się
podejrzanie.
- Nie jest zatrute. – powiedziała
widząc jego niepewność.
- Dlaczego to robisz?
- Nie chcę żebyś umarł z głodu, zanim
nie wysłucham twojej wersji wydarzeń. –
spojrzeli na siebie i długo nikt nic nie mówił. Samara w końcu odwróciła się i
ruszyła wzdłuż alejki.
- Zaczekaj! – zawołał za nią.
Zatrzymała się i spojrzała na niego przez ramię.
- Czy to znaczy, że mi wierzysz? –
zapytał, a ona usłyszała w jego głosie nutę nadziei.
- Chcę wierzyć, że Syriusz,
którego kiedyś znałam nie zdradziłby swoich przyjaciół i nie skazał ich na
śmierć. – gdy nic nie odpowiedział dodała. – Mówiłam poważnie, byś trzymał się
z dala od Harrego. Ma już wystarczająco dużo problemów na głowie. Gdy będziesz
zbyt blisko, będę o tym wiedzieć. – Ruszyła ponownie, lecz kolejny raz
przystanęła wzdychając ciężko. Wyciągnęła niewielki zwitek papieru i posłała mu
go w locie.
- Przyjdź pod ten adres, jeżeli
będziesz czegoś potrzebował. Nikt nie będzie tam zadawał pytań. – Wyłapała jego
zszokowane spojrzenie, wydawało się, że chciał coś powiedzieć, ale nie wydał z
siebie żadnego dźwięku. Ruszyła więc ponownie, tym razem nie odwracając się za
siebie.
****************
- Nie znaleziono go w zamku. –
powiedział dyrektor siadając zmęczony w fotelu.
- Zdziwiłabym się, gdyby tu
pozostał. – stwierdziła.
- Jestem bardzo ciekaw, jak tego
dokonał? – zapytał wchodzący do gabinetu Snape. Rzucił jej przelotne, lecz
znaczące spojrzenie.
- Niby dlaczego mam coś na ten
temat wiedzieć? – zapytała, z udawanym oburzeniem w głosie. Wzruszył ramionami.
- Miałaś pilnować Harrego. –
powiedział Albus.
- Miałam, kiedy jest poza szkołą.
Nie sądziłam, że dwóch najpotężniejszych czarodziei jakich znam nie jest w
stanie zapewnić mu ochrony, podczas jego pobytu w najpilniej strzeżonym zamku. –
spojrzała obrażona na Dumbledore’a i na Snape’a.
Dyrektor pokiwał tylko głową i
zdjął okulary.
- Miej go na oku. – zaczął cicho.
– Wszyscy dobrze wiemy, że Harry lubi urządzać sobie nocne wędrówki.
**************
- Czy przypadkiem nie mówiłam ci,
żebyś trzymał się z dala od Harrego? – zapytała, gdy wychodził ze swojej
jaskini. Wzdrygnął się zaskoczony czyjąś obecnością.
- Skąd… - wyjąkał.
- Skąd wiedziałam, gdzie cię
znaleźć? – dokończyła za niego. – Mało jest tajemnic, które można przede mną
ukryć. – uśmiechnęła się złośliwie. – Czego szukałeś w zamku? Życie ci nie
miłe?
- Nie twoja sprawa. – warknął.
- No cóż, chyba jednak moja. Jestem jego matką chrzestną…
- A ja ojcem! - Samara spojrzała na niego z tym samym
chłodem, który tak często widziała w oczach Severusa.
- Na chwilę obecną, jesteś osobą,
która przyczyniła się do śmierci jego rodziców. Uznajmy więc, że nie masz prawa
nawet spoglądać w jego stronę.
- To nie ja zdradziłem Lily i
Jamesa.
- Tak, to już słyszałam.
Wydzierałeś się na całe gardło, gdy cię schwytano, by osadzić w Azkabanie.
Jakieś dowody, które pozwolą mi w to uwierzyć, a tym samym nie oszołomić cię i
zaprowadzić wprost do Dumbledore’a? – Syriusz cofnął się o krok pod wpływem jej
groźby.
- Jeżeli mi nie wierzysz, to po
co mi pomagasz?
- Nie pomagam ci. – zaprzeczyła.
- Ale też nie przeszkadzasz.
- Przywilej neutralności.
- Neutralność… Jakie to wygodne.
Gdzie byłaś kiedy potrzebowali twojej pomocy?! – oburzył się.
- Chyba jesteś ostatnią osobą,
która może wytykać mi bezczynność. – wyprostowała się z groźną minął.
- To nie ja…
- … ich zdradziłem. – dokończyła.
– Zaczniesz mówić?
- A jest sens? Widzę, że już mnie
osądziłaś.
- Gdyby tak było, już dawno
byłbyś martwy. Za to co im zrobiłeś, tylko jedna kara jest satysfakcjonująca.
- Więc na co czekasz? – stanął przed
nią teatralnie i rozłożył ręce. Przyglądała się mu. Mimo iż wyglądał
tragicznie, jego oczy nie straciły dawnego blasku.
- Na to byś dał mi powód, abym
tego nie robiła. – powiedziała w końcu. Syriusz opuścił ręce, lecz nadal
milczał.
- Syriusz, to nie mi powinno
zależeć. Jednak ostrzegam cię, jeżeli Harremu włos z głowy spadnie, wykopię cię
spod ziemi. – Rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie i ruszyła ścieżką do Hogsmade.
– Nie odwracając się do niego dodała tylko. – Snape za punkt honoru obrał sobie
cel schwytania cię. Radzę ci uważać.
************
- Potter’a widziano w Hogsmade!
Gdzie wtedy byłaś? – zapytał rozjuszony Snape.
- Naprawdę dobrze wiedzieć, że
nasz związek nie zmienił twojego sposobu traktowania mnie. – zakpiła. - Tak się składa, że byłam tuż za nim. Był więc
bezpieczny. – przystanął i obdarzył ją tym swoim wszystkowiedzącym spojrzeniem.
- On nigdy i nigdzie nie jest
bezpieczny.
- Byłam tam z nim, nic się nie
wydarzyło. Black’a ani śladu. Byłby głupcem, gdyby pojawił się w Hogsmade pod
obecność Dementorów. – Snape już
otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz przerwała mu.
- Czy koniecznie chcesz kontynuować
tą dyskusję? – po chwili milczenia pokręcił głową i podszedł do niej bliżej, by
objąć ją w pasie.
*************
- Nie pojawiłeś się jak dotąd pod
adresem, który ci podałam. – powiedziała wchodząc do jego jamy i stawiając mu
kosz z jedzeniem.
- Skąd mam wiedzieć, czy to nie
zasadzka na mnie? – zapytał, rzucając łapczywe spojrzenie na kosz. Zauważyła
to.
- Nie krępuj się. – wskazała na
jedzenie. – Miałam już wystarczającą ilość sposobności, by cię schwytać, nie
sądzisz? – uśmiechnęła się. Syriusz ze smakiem zajadał się smakołykami. Samara
wyciągnęła termos z gorącą herbatą i nalała mu ją do kubka.
- Dlaczego to robisz? – zapytał w
końcu.
- Już ci kiedyś powiedziałam.
Mógłbyś w końcu i ty powiedzieć mi to, na co czekam. – usiadła na kamieniu,
rzucając mu czujne spojrzenie. Syriusz przełknął kęs pieczonego kurczaka i
westchnął.
- A jeżeli mi nie uwierzysz? –
zapytał niepewnie.
- Sprawdź mnie.
- To długa historia.
- W takim razie nie ma co
zwlekać.
- To było tego samego dnia, kiedy
podjęliśmy decyzję, że to ja mam być strażnikiem tajemnicy Potterów. – zaczął.
Nie patrzył na nią, zamiast tego uparcie wpatrywał się w swoje dłonie. – Gdy Albus
wrócił do siebie, razem z Jamesem i Lily postanowiliśmy jednak to zmienić.
Uznaliśmy, że ja będę zbyt oczywisty. Najlepszy przyjaciel… Zamiast mnie strażnikiem
został Peter. Sama wiesz jaki był… Lękliwy, niezdarny. Byliśmy pewni, że Sama
Wiesz Kto w ogóle nie zwróci na niego uwagi, że natychmiast rozpocznie pogoń za
mną, lub za Remusem. Tym samym, Lily i James byli by bezpieczniejsi.
- Bardzo pięknie, tylko że Peter
nie żyje. Nie ma więc tego jak potwierdzić. – powiedziała.
- To również jest nieprawda!
Peter żyje! Zdradził Potterów. Gdy udałem się do niego, by się zemścić, odciął
sobie palec i wywołał wybuch, pozorując swoją śmierć, zabijając kilku
niewinnych mugoli.
- Jakiś dowód na to? – zapytała.
- Dowód znajduje się w zamku. Po
to udałem się do Hogwartu! Nie po to, by zabić Harrego, jak wszyscy myślicie.
- Nie wszyscy.
- Peter jest w Hogwarcie, jak
sama wiesz też jest niezarejestrowanym animagiem.
- Czyli chcesz powiedzieć, że…
- … że ten zdrajca od lat ukrywa
się pod postacią szczura.
- Weasley… - wyszeptała. – Wesley’owie
mają szczura!
- Otóż to! – ucieszył się, że
zrozumiała. Podszedł do niej uradowany i ujął jej dłonie. – Samaro, ja nigdy
nie zdradziłbym przyjaciół! Kochałem ich tak samo jak ty! Chcę go schwytać i
oczyścić się z zarzutów, by móc poznać Harrego.
- Wiesz, że nie mogę ci pomóc? –
zapytała po krótkiej chwili. Puścił jej dłonie i odszedł kawałek.
- Wiem, ale i tak zrobiłaś już
wiele, mimo iż nie miałaś pewności.
- Tak naprawdę w głębi serca
wiedziałam, że nie byłbyś w stanie zdradzić. Kiedy Albus pokazał mi te
wspomnienia, widziałam w twoich oczach prawdę. Niestety nikt więcej tego nie
dostrzegł. Mówiłam mu wielokrotnie, że zbyt pochopnie cię osądzono… bez skutku.
- Nie obwiniaj się. Gdyby nie
moja pycha, być może nadal by żyli.
- Pycha? – zapytała zdziwiona.
- Uznałem, że jestem na tyle
ważny, by Sama Wiesz Kto osobiście ruszył z pogonią.
- Tego należało się po nim
spodziewać. – stwierdziła wstając z zamiarem powrotu. – Trzeba ci czegoś? –
zapytała z troską.
- Nie. Mam wszystko. No może… -
zawahał się.
- Mów śmiało.
- Może towarzystwa. – przyznał zawstydzony.
– Przez ostatnie dwanaście lat nie miałem do kogo gęby otworzyć. Byłaś
pierwsza.
- Postaram się wpadać co jakiś
czas. Nie mogę jednak zbyt często, Snape i tak coś podejrzewa.
- Snape? – spojrzał na nią
zdziwiony. – Niby dlaczego miałby cię podejrzewać?
- Bez powodu… - machnęła ręką,
zbywając go. – Wiesz jaki jest.
- Zawsze wtyka swój długi nos w
nie swoje sprawy. – zakpił.
- Przestań. – rzuciła mu znaczące
spojrzenie. – Snape dwoi się i troi, aby utrzymać Harrego przy życiu.
- Dlaczego go bronisz? – zapytał ciekawy.
- Z tego samego powodu, dla
którego broniłam ciebie.
Syriusz skamieniał, otworzył
usta, by coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł mu w gardle. Samara odwróciła się
na pięcie i wyszła z jaskini.
*******
- Wyglądasz dużo lepiej. –
zauważyła przysiadając na kamieniu i kładąc przed nim jak zwykle kosz z
jedzeniem i ubraniami.
- Za to ty coraz gorzej. –
powiedział przyglądając się jej z troską. – Masz jakieś problemy?
- Nie większe niż zwykle. –
wymusiła na sobie lekki uśmiech.
- Nie oszukasz mnie. – przykucnął
przy niej. – Skrzywdził cię?
- Kto? – zapytała zdziwiona.
- Snape, oczywiście.
- Skąd o nim wiesz? – zapytała przestraszona.
- Widziałem was, pewnego wieczoru
na błoniach. – wstał i spojrzał na nią surowo. – Co ty sobie myślałaś?
- Wybacz, ale nie muszę ci się
tłumaczyć. – przybrała obronną postawę.
- Ale Snape?
- A dlaczego nie?
- Bo to… - zawahał się szukając
odpowiednich słów. - …bo to Snape! Obślizgły, śmiecierus!
- Wydaje mi się Syriuszu, że nie
jesteśmy już dziećmi. Mógłbyś w końcu darować sobie te wątpliwe uprzejmości,
kierowane w jego stronę.
- Dlaczego go bronisz? Przecież
widzę, że się zmieniłaś od ostatniej wizyty. Wcześniej jaśniałaś, teraz jesteś
zmarnowana. Naprawdę naiwnie myślałaś, że jego stać na jakieś ludzkie uczucia?
- To myślenie nie było naiwne. On
potrafi kochać, z tą różnicą, że nie mnie. Nie martw się, jestem już dużą
dziewczynką.
- Trudno jest się nie martwić,
gdy widzi się ciebie w takim stanie. – stwierdził zaglądając do koszyka.
Jedzenia i ubrań było więcej niż zazwyczaj. Wyłapała jego zdziwienie.
- To ostatni raz jak tu
przychodzę. – powiedziała. – Wyjeżdżam i nie prędko wrócę.
- To przez niego? – zapytał ze
złością.
- Nie tylko. – wstała i podeszła
do niego. – Nie rób głupstw, nie pakuj się w problemy i uważaj na siebie. Jeżeli
będę mogła, odwiedzę cię. A! I nie waż się wspominać Snape’owi, że wiesz
cokolwiek. To by zaszkodziło tobie i mnie.
- Skoro tak mówisz. – uśmiechnął się
i rozchylił ramiona, w których po chwili ją zamknął. Trwali tak dosyć długo
zanim Syriusz pozwolił jej odejść.
*******
Trochę trwało zanim otworzył jej
drzwi. Gdy to jednak zrobił zamarł na chwilę, bo zaraz potem przywołać na twarz
radość.
- Samara! – krzyknął Syriusz.
- Ciszej, na brodę Merlina. –
szepnęła z uśmiechem wskazując wzrokiem na swoje ramiona.
Syriusz zapowietrzył się w
momencie, gdy zdał sobie sprawę, że w jej ramionach śpi dziecko.
- Wpuścisz nas? Czy mamy tak
stać?
- Wchodźcie. – otworzył szerzej
drzwi i przepuścił ją.
- Gdzie mogę ją położyć? Dopiero
co zasnęła. – rozejrzała się po zaniedbanym domu.
- W salonie jest duża kanapa. Usiądziemy
tam i wypijemy herbatę. – wskazał kierunek dłonią.
Ostrożnie ułożyła na kanapie
śpiącą dziewczynkę i zdjęła płaszcz. W tej samej chwili Syriusz pojawił się z
herbatą. Oboje usiedli przy stole i chwile milczeli.
- Przyjechałam, bo Dumbledore
martwi się o ciebie. – rzuciła mu krótkie spojrzenie i upiła łyk herbaty.
- Dlaczego się martwi?
- Wydaje mu się, że jesteś
samotny.
- Przyzwyczaiłem się. –
wyprostował się dumnie. Teraz bardziej przypominał siebie z dawnych lat.
- Do samotności nie powinno się
przyzwyczajać. – stwierdziła.
- Nie mam wyjścia.
- Przecież bywa tu cały zakon.
- Wpadają jak po ogień. Tylko
Remus od czasu do czasu zajrzy do mnie na dłużej.
- Każdy jest zajęty.
- I chyba w tym tkwi problem.
- To znaczy? – zapytała spoglądając
na niego badawczo.
- Każdy ma jakieś zadanie. Tylko ja
ukrywam się jak jakiś tchórz. – powiedział z goryczą.
- To dla twojego dobra.
- Wiem. – powiedział beznamiętnie.
– Ale mam dość bezczynności.
- Rozumiem cię.
- Dość o mnie. – spojrzał na
śpiące na jego kanapie dziecko. – Pokusisz się o małe wyjaśnienie?
- A czy jak odmówię, to uszanujesz to? – zapytała z nadzieją.
- Wiesz, że nie. – uśmiechnął się
ciepło.
- No dobrze… - powiedziała po
chwili wahania. – Nie mogę mieć o to do ciebie pretensji. Wpadam tu ze śpiącym
dzieckiem na ręku, więc chyba należą ci się jakieś wyjaśnienia. Musisz mi
jednak obiecać, że nic, co za chwilę powiem nie opuści tych ścian. Nie wolno ci
z nikim o tym rozmawiać. Mnie tu oficjalnie nawet nie ma.
- Dobrze, obiecuję. – spojrzała na
niego z nadzieją, że może jednak nie będzie musiała niczego tłumaczyć. – Nie odpuszczę,
wiesz przecież…
- Wiem. – uśmiechnęła się smutno
i zaczęła. – To małe, co śpi na twojej kanapie, to Sofia. Ma niespełna półtora
roku. Jest moją córką…- przymknęła oczy i wydusiła to z siebie. – Moją i
Severusa.
Syriusz wstał, zrobił kilka kroków
okrążając pokój i usiadł ponownie w tym samym miejscu.
- Zabiję go! – warknął.
- Obiecałeś mi. – spojrzała na
niego przestraszona.
- Teraz to już nie ma znaczenia!
Porzucił cię, gdy byłaś w ciąży!
- On o niczym nie wiedział i
nadal nie wie. Chcę, aby tak zostało jak najdłużej. Proszę cię więc, abyś pohamował
swoją chęć zemsty. Tylko mi tym zaszkodzisz.
- Nie mogę pozwolić na to…
- Właśnie, że możesz. – powiedziała
stanowczo. – Gdybym chciała, Severus byłby teraz ze mną. Może nawet byłby moim
mężem, ale nie chcę tego! Nie zwykłam nikogo do niczego przymuszać. Nie dzieje
mi się krzywda, jesteśmy obie szczęśliwe. Zapewniam cię.
- Dlaczego mu nie powiedziałaś? –
zapytał po chwili milczenia.
- Gdybym mu powiedziała, że
spodziewam się dziecka zaraz po tym jak wszystko zakończył, wyglądałoby to, że
za wszelką cenę próbuję go zatrzymać. Znam go dobrze, Syriuszu. – spojrzała na
niego ujmując jego dłoń. – Wiem jakby postąpił. Związałby się ze mną tylko ze
względu na nią, unieszczęśliwiając tym przede wszystkim siebie. Nie chciałam by
Sofia była powodem jego nieszczęścia.
- Powinien ci chociaż pomagać,
choćby finansowo. – stwierdził.
- Nie potrzebuję niczyjej pomocy.
Mam wystarczające środki na to byśmy żyły na przyzwoitym poziomie.
- Zupełnie cię nie poznaję. –
wstał. – Jak mogłaś tak po prostu dać się zwieść? Dawna Samara nie dopuściłaby
do tego. – stwierdził.
- Syriusz, nie jestem już
dzieckiem. Nie musisz się mną opiekować tak jak w szkole. Związałam się ze
Snape’em świadomie. Wiedziałam kim jest, jaki ma charakter. Wiedziałam też, że
kiedyś przyjdzie dzień, że mnie skrzywdzi.
- I co? Było warto? – zadrwił.
- Tak. – powiedziała stanowczo. –
Bo dał mi coś najpiękniejszego. – wskazała na córkę. – I choćby za to będę mu
wdzięczna.
- Co na to Dumbledore? –
spróbował z innej strony.
- Uważa, że powinnam powiedzieć
mu o córce. Ja jednak sądzę, że to zły pomysł.
- Dlaczego?
- Bo jest zbyt blisko Voldemorta.
Musi skupić się tylko na jednym. Wiadomość o córce mogłaby narobić tylko samych
szkód.
- Jednego w tobie zupełnie nie
rozumiem. Dla wielu z nas jesteś idealna. Jesteś piękna i bystra, a mimo
wszystko dałaś się tak omotać. Ty go bronisz!
- Spróbuj spojrzeć na to z mojej
perspektywy.
- Nie potrafię. – stwierdził.
- To twój problem. Nie przyszłam
tutaj przekonywać cię do swoich racji, ale po to, że się o ciebie martwię. Boję
się, że zrobisz coś głupiego.
- Dobrze ci się wydaje, z tą
różnicą jednak, że to będzie najmądrzejsza rzecz, jaką do tej pory zrobię.
- Ani mi się waż! – syknęła wstając
i podchodząc do niego pospiesznie. – Nie wolno ci nawet jednym mrugnięciem
zdradzić się! Jesteś mi coś winien. Pomogłam ci, kiedy inni mieli cię za
zdrajcę i mordercę. W zamian oczekuję tylko dyskrecji. Chyba nie proszę o zbyt
wiele? – zapytała stając obok niego.
Nastąpiła długa chwila milczenia,
w czasie której oboje mierzyli się wzrokiem. Syriusz skapitulował pierwszy.
- Dobrze. Masz rację, jestem ci
to winien. Nie oczekuj jednak ode mnie, że się z nim zaprzyjaźnię.
- Merlinie broń. – zaśmiała się. –To
by dopiero było podejrzane.
Oboje roześmiali się serdecznie,
a śmiechem tym obudzili Sofie.
Samara podeszła do niej, wzięła
ją na ręce i podeszła do Syriusza.
- Czyż nie jest śliczna? –
zapytała.
- Całe szczęście urodę odziedziczyła
po matce. – powiedział śląc niemrawy uśmiech. Usiadł ponownie w fotelu. – Cały czas
się tylko zastanawiam. Nie daje mi to spokoju.
- Co takiego? – zapytała, stojąc
naprzeciwko niego.
- Dlaczego Snape?
- Nie wiem. Naprawdę nie wiem.
Myślę jednak, że prawdziwa miłość zaczyna się wtedy, kiedy nie wiesz dlaczego
kochasz.
Ja tam severusa uwielbiam i zawsze mam nadzieję że będzie szczęśliwy i żonaty w każdej miniaturce:D
OdpowiedzUsuńCzekam na następną notkę!
Ja też go uwielbiam i też przeważnie chcę jego szczęścia ;P
UsuńJak tylko wpadnie mi jakiś nowy pomysł do głowy, umieszczę go tu.
W między czasie zapraszam na moje drugie opowiadanie, które dopiero się rozkręca
http://somewhereibelongss.blogspot.com/