niedziela, 27 września 2015

Długość dźwięku samotności.

Jeden z moich ulubionych rozdziałów. Lubię takie rozmowy ;)

*******************

     Mijały kolejne dni, a Samara nie obudziła się. Harry praktycznie na każdej możliwej przerwie przychodził sprawdzić, czy jej stan uległ zmianie. Przychodził tak często, że pani Pomfrey, była zła, że zakłóca spokój pacjentów.

Raz, gdy wybrał się do Samary spotkał u niej Snape’a. Siedział na krześle i czytał książkę, co jakiś czas zerkając na nią. Nauczyciel wydawał się przygnębiony i Harry nie mógł pozbyć się wrażenia, że spojrzenia, które kieruje w stronę nieprzytomnej Samary wyrażały więcej niż Harry chciał wiedzieć. Wycofał się speszony zanim go zobaczono. Przyznał w duchu, że było to dość dziwne. Zawsze uważał, że Snape i Samara się nie znoszą. Kiedy wrócił na kolejnej przerwie Snape’a już nie było i nie spotkał go u niej już nigdy więcej.

Nikt nie miał pojęcia dlaczego nadal się nie wybudziła. Harry miał nadzieje, że jest to skutek wycieńczenia organizmu, który musiał znieść więcej niż zwykle. Starał się nie myśleć o tym, że Samara zmuszona została do wtrącenia się w walkę, aby ratować jego skórę i teraz poniesie za to konsekwencje. Minął już ósmy dzień od walki w zakazanym lesie, na dobre zapanowała wiosna i wszystko wokół wybuchło zielenią. Uczniowie ubolewali nad tym, że wolno było im pozostawać tylko na dziedzińcu zamku, który obecnie był oblegany ze względu na pogodę.

    Dyrektor również martwił się stanem w jakim pozostawała Samara. Codziennie po godzinie 20:00 zjawiał się w skrzydle szpitalnym, aby sprawdzić czy jest jakiś progres. Siadał na krześle obok jej łóżka i czekał w milczeniu. Nie inaczej było i tego wieczoru. Zaraz po godzinie 20:00 wyszedł ze swojego gabinetu i skierował się do skrzydła szpitalnego. Kiedy tam dotarł jak zwykle spotkał Panią Pomfrey, która wydawała leki swoim pacjentom, na jego widok delikatnie się uśmiechnęła i oddaliła się do swojego gabinetu. Jako jedynemu pozwalała przesiadywać tu tak długo jak chce. Dumbledore spojrzał na leżącą Samarę i westchnął. Usiadł na krześle i złapał ją za rękę. Gładził kciukiem wierzch jej dłoni nucąc jakąś melodię. Minęło może 15 minut od momentu kiedy tu przyszedł, zdało mu się, że poruszyła lekko dłonią. Przestał więc nucić i przyjrzał się jej uważniej. Była bardzo blada, a widoczne cienie pod oczami zdradzały jej nienajlepszy stan. Albus odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i w tym momencie Samara się poruszyła. Dumbledore zamarł i powiedział cicho.

- Samaro? Słyszysz mnie? – powieka Samary drgnęła delikatnie, a z jej ust dało się usłyszeć ciche jęknięcie. Dumbledore poruszył się niespokojnie na krześle i ponownie zapytał.

- Słyszysz mnie? – wyczekiwał. Usta Samary delikatnie się rozchyliły i nieznacznie otworzyła oczy. Dumbledore odetchnął z ulgą – Nareszcie. – szepnął.

- Gdzie jestem? – zapytała ledwie słyszalnie.

- W Hogwarcie, walczyłaś z Voldemortem. – odpowiedział.

Samara szerzej otworzyła oczy i spojrzała na niego.

- Walczyłam? – zapytała jakby siebie – Ach, tak teraz pamiętam. – zmarszczyła czoło i przymknęła powieki. – Co było dalej?

- Uciekli, a ty straciłaś przytomność na ponad tydzień. – powiedział.

- Tydzień? – otworzyła oczy i spojrzała na niego zszokowana, pokiwał tylko głową potwierdzając.

- Wszyscy się martwiliśmy. Harry przychodził tu na każdej przerwie. – Dumbledore wstał i podszedł do okna.

- Yhmm – mruknęła i po dłuższej chwili milczenia powiedziała – Miałam dziwny sen. Śniło mi się, że Snape niósł mnie na rękach przez błonia. – Dumbledore spojrzał w jej stronę i uśmiechnął się nieznacznie.

- To nie był sen. – zaczął – Kiedy was znaleźliśmy, byłaś nieprzytomna. Severus wziął cię na ręce i zaniósł osobiście do zamku. Zależy mu na tobie. – dodał niepewnie.

- Albusie...

- Mógł wyczarować nosze. – dodał pospiesznie.

- Jestem zmęczona. – wyszeptała.

- W takim razie dam ci odpocząć. – ruszył w kierunku drzwi.

- Jestem zmęczona pobytem tutaj. – dodała widząc, że wychodzi. Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę z pytającą miną. – Muszę odejść... chcę odejść – mówiła dalej. - Jego obecność mi ciąży, ból nie mija, rany się nie goją.

- Może gdybyś powiedziała mu prawdę? – zapytał robiąc krok w jej stronę.

- Czy wie, że jestem magiem? – zapytała niespodziewanie. Dyrektor potwierdził skinięciem głowy.

– Tyle prawdy musi wystarczyć. – powiedziała cicho odwracając głowę.

- Dlaczego mu to robisz? – zapytał.

- Rozmawialiśmy już na ten temat Albusie, nie mam siły tłumaczyć ponownie. Tak jest lepiej, dla niego również. – przymknęła oczy i zakaszlała.

- Naprawdę tak uważasz? – zapytał z niedowierzaniem – Severus stracił w swoim życiu zbyt wiele, nie odbieraj mu również tego.

- Nie próbuj wzbudzać we mnie poczucia winy. – powiedziała głośniej – Pamiętasz? – zapytała dźwigając się z trudem wyżej na poduszkach – Jak trzymałam go za rękę w tych wszystkich chwilach jego zwątpienia, jak przeganiałam każdy z jego lęków? Przez ten cały czas próbowałam sobie wmówić, że coś dla niego znaczę… Tak bardzo się starałam utrzymać to wszystko przy życiu. Ostatecznie moje starania nie miały żadnego znaczenia. - umilkła i odwróciła wzrok, by nie mógł dostrzec samotnej łzy spływającej po policzku. – Pokładałam w nim swoją nadzieję, naciskana do granic wytrzymałości. Po tym wszystkim co się później stało, mogłam już tylko odejść.

- Powinnaś z nim porozmawiać, o tym jak bardzo cię skrzywdził. – powiedział Albus.

- Uważam, że on doskonale o tym wie. – zapewniła go.

- A co jeżeli nie wie? – zapytał robiąc krok w jej stronę. Samara spojrzała na niego, nie odpowiedziała od razu.

- Jeżeli nie wie, to myślę, że nie ma sensu z nim rozmawiać. – umilkła na chwilę by zaraz dodać – Ja wiem, że tobie się wydaje iż cała ta sytuacja między nami to moja wina, ale… - przerwał jej

- Oczywiście, że tak nie uważam. – powiedział spokojnie – Jednak teraz w twoich rękach leży wasz los. – zamilkł by po chwili dodać – On ma prawo wiedzieć.

- Może i ma. - przyznała – Jednak ja również mam prawo mu nie mówić. Dajmy już dziś spokój, nie mam na to siły. Każ mnie proszę przenieść do moich kwater. – przymknęła oczy. Dumbledore stał chwilę w miejscu i przyglądał się jej zatroskanym wzrokiem.

- Dobrze, jeszcze dziś to załatwię. – powiedział i powoli ruszył do gabinetu pani Pomfrey.

Żadne z nich nie zauważyło, że przy uchylonych drzwiach wejściowych do skrzydła szpitalnego stał Severus Snape. Gdy dyrektor ruszył do Poppy, Snape wycofał się i ruszył w kierunku lochów.





niedziela, 20 września 2015

Sekret pierwszy.

Nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam, ale połączyłam ze sobą dwa rozdziały. Nie do końca jestem przekonana co do słuszności mojego czynu, ale cóż stało się.
Jestem ciekawa opinii. Ponownie zrobiło się tu cicho...

*************************

   W chwili, w której Samara opadła na ziemię pojawili się Dumbledore, Snape i McGonagall. Wszyscy troje zatrzymali się gwałtownie i rozejrzeli. Snape zareagował jako pierwszy, podszedł do leżącej Samary i przykucną przy niej sprawdzając czy żyje. Profesor McGonagall podeszła do Harrego, Rona i Hermiony, którzy nadal byli za ochronna tarczą. Dumbledore stanął między nimi.

- Co z nią? – zapytał i spojrzał w oczy Mistrza eliksirów.


- Żyje. – powiedział chłodno.


- Zabierz ją do zamku. Niech Poppy się nią zajmie. – Snape kiwną głową, wziął bezwładną Samarę na ręce i ruszył w stronę zamku.

- Czy któreś z was mogłoby mi powiedzieć co tu się stało? – Profesor McGonagall spojrzała na nich surowo.

- Pani profesor… Hagrid. – Hermiona wskazała trzęsącą się ręką w stronę drzewa przy którym był związany gajowy.


- Hagridzie! Na brodę Merlina! – podbiegła do niego, uwalniając go z więzów. Hagrid wstał z ziemi, a krew zalewała mu twarz, wyglądał okropnie.

- Pani psor, Panie psorze, to nie wina Harrego, - wysapał – Gdyby nie oni już bym nie żył. Zrobili wszystko, aby mi pomóc, proszę ich nie karać. Holipka to wszystko moja wina. Za daleko się wybrałem, bo zauważyłem świrze ślady. Oni celowo mnie tu sprowadzili. Wiedzieli, że mamy na oku las – Hagrid podszedł do Dumbledora, który nadal nic nie mówił. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.
– Nie miałem szans psorze, powalili mnie na ziemię i męczyli. Kieł ten tchórz zdołał uciec i pewnie sprowadził ich – wskazał na przyjaciół – aby mi pomogli. – Hagrid zachlipał – To nie ich wina, niech ich psor nie karze.

- O wszystkim porozmawiamy w zamku. Musicie mi opowiedzieć o wszystkim co się tu zdarzyło. – Hermiona i Ron kiwnęli głowami, Harry natomiast podszedł do dyrektora i zapytał.

- Co będzie z Samarą? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.

- W zamku Harry dowiecie się wszystkiego, idziemy. – polecił Dumbledore -  Hagridzie, ty również udaj się do skrzydła szpitalnego – powiedział.

- Nieee panie psorze, sam lepi się sobą zajmę. – powiedział roztrzęsiony Hagrid.


******************************************************
       Cała trójka stała właśnie w pustym gabinecie dyrektora Hogwartu. Żadne z nich nic nie mówiło, słychać było tylko delikatne popiskiwanie Fawkes’a. Niezręczną ciszę przerwał Ron.

- Wywalą nas, jak nic nas wywalą. – powiedział nie patrząc na przyjaciół.

- Nie obchodzi mnie czy nas wywalą Ron. – powiedział Harry z lekkim oburzeniem w głosie – Chcę wiedzieć co z Samarą.

- Jakim cudem Śmierciożercy znaleźli się tak blisko szkoły? – zapytała Hermiona.

- To chyba jasne, co nie? Chcieli wywabić mnie z zamku. Użyli do tego Hagrida, bo wiedzieli, że się przyjaźnimy. – Harry podszedł do szafki na której spoczywała tiara przydziału – Po raz kolejny naraziłem swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo.

- To nie tak Harry! – zaprotestowała natychmiast Hermiona – Każdy z nas jest gotów do walki z Sam-Wiesz-Kim.


- Niczego nie rozumiesz? – zapytał – Następna możesz być ty, albo Ron, albo Giny! Nie wybaczyłbym sobie nigdy, gdyby któremukolwiek z was coś się stało! - Ron i Hermiona przyglądali mu się smutno, gdy od strony drzwi doszedł ich głos.

- Więc może, Potter zaczniesz używać mózgu i przestaniesz wykonywać nieodpowiedzialne ruchy. – był to Snape – Czy zdajecie sobie sprawę na jakie niebezpieczeństwo naraziliście siebie i innych? Pewnie nie. – zasyczał – Po co Cudowny Chłopiec, Panna-Wiem-To-Wszystko i ty Weasley mielibyście się nad tym zastanawiać? -  wyszedł powolnym krokiem z cienia w którym stał, Harry natychmiast podszedł do niego i nie zważając na zniewagę zapytał.

- Profesorze, co z Samarą? – spojrzał w zimne i obojętne oczy swojego nauczyciela. Snape również przyglądał mu się z góry, przez dłuższą chwile żadne z nich nawet nie mrugnęło. W końcu jednak Snape odpowiedział.

- Powinna z tego wyjść. – ruszył przed siebie stając obok regału z książkami za biurkiem dyrektora. Harry odetchnął z ulgą i poczuł jak węzeł w gardle się mu rozwiązuje.

- Dziękuję. – szepnął i stanął przy swoich przyjaciołach.

- Nie masz za co dziękować, głupcze! – krzyknął – To twoja wina! – Snape patrzył nienawistnie na Harrego.


- Severusie, dosyć. – do gabinetu wszedł Albus Dumbledore, przerywając całe zajście. – Usiądźcie proszę. – powiedział i wyczarował trzy dodatkowe krzesła na których od razu usiedli.

– Wydaje mi się, że mamy sobie do pogadania. – powiedział siadając za biurkiem i uważnie się im przyglądając.

- Panie profesorze, nie mamy zamiaru się tłumaczyć z tego co się stało. To nasza wina, niezależnie od tego co mówi Hagrid. – powiedział Harry – Wyszliśmy z zamku, aby się z nim spotkać, kiedy doszliśmy do jego chaty zobaczyliśmy, że go nie ma więc stwierdziliśmy, że wrócimy nie czekając na niego. Jednak chwilę później z lasu wybiegł skomlący kieł i wiedzieliśmy, że coś się stało. – Harry westchnął i kontynuował – Wiedzieliśmy, że ani pana profesora, ani Samary i profesor McGonagall nie ma w zamku więc nie wiedzieliśmy do kogo się udać.

- Byłem jeszcze ja, Potter. – wysyczał Snape – Ale oczywiście nie ufasz mi na tyle, aby przyjść do mnie i prosić o pomoc!

- Severusie… - przerwał mu stanowczo dyrektor – Mów dalej Harry.

- Poszliśmy więc do lasu szukać Hagrida, kieł nas prowadził. Na miejscu znaleźliśmy się dość szybko. Zobaczyliśmy go przywiązanego do drzewa. Pomyślałem, że to może centaury tak go urządziły. Wiemy przecież, że nie darzą go już sympatią i zabroniły mu wchodzenia do lasu. – ciągnął dalej – Kiedy podbiegliśmy do niego, aby go uwolnić na polanie pojawili się śmierciożercy… - przerwał i spojrzał w błękitne oczy dyrektora.

- Mów dalej, chce wiedzieć co się stało. – powtórzył Dumbledore.

- Okrążyli nas, w momencie kiedy Malfoy wezwał Voldemorta, zjawiła się Samara. Spowolniła czas, dając sobie chwile na postawienie chroniącej nas bariery, by po chwili wdać się w walkę. Wszystko było dobrze do momentu w którym pojawił się on. Pozostali śmierciożercy wycofali się, gdy przybył. Walczyła tylko z nim.

- Jak walczyła? – zapytał – To bardzo ważne Harry, używała różdżki? – Harry zaprzeczył kręcąc głową.

- Nie, odrzuciła różdżkę zaraz gdy przybył. – powiedział – Jakie to ma znaczenie? – zapytał. Dumbledore westchnął, zdjął okulary i przetarł oczy ze zmęczenia. Niespodziewanie do rozmowy wtrąciła się Hermiona.

- Jest magiem, prawda? – zapytała. Dumbledore i Snape spojrzeli na nią zdziwieni.

- Kim? – zapytał Ron.


- Magiem. Już od jakiegoś czasu to podejrzewałam i to właśnie tych informacji szukałam w bibliotece. Niestety niczego nie zdołałam odszukać, aby potwierdzić moje przypuszczenia – przerwała i spojrzała na dyrektora pytającym wzrokiem – Jest magiem prawda? – zapytała ponownie podekscytowana. Dumbledore lekko uśmiechnął się i pokiwał twierdząco głową. Zszokowany Snape zapytał.

- I przez tyle lat nie uważałeś za stosowne mi o tym wspomnieć?


- Nie do mnie należało wytłumaczenie ci tego Severusie. – odpowiedział spokojnie – Panno Granger, ogromna wiedza jaką posiadasz jest zdumiewająca. – uśmiechnął się w jej stronę, a ona zarumieniła się delikatnie. – Jak do tego doszłaś, jeżeli mogę zapytać?

- Nie potrzebowała różdżki do czarowania. Wiem oczywiście, że niektórzy czarodzieje są w stanie używać prostych zaklęć bez niej, ale ona jej w ogóle nie potrzebowała, nawet do bardzo skomplikowanych czarów. No i dziś rzuciła na nas zaklęcie tarczy, która wytrzymuje nawet śmiercionośne klątwy, a z tego co pamiętam normalny czarodziej nie jest w stanie wystawić takiej tarczy. Szukałam w bibliotece informacji o magach, ale niczego nie udało mi się odszukać.

- Zdziwiłbym się gdybyś znalazła, przed rozpoczęciem roku szkolnego usunąłem wszystkie książki o tej tematyce z  biblioteki. Nie potrzebny był jej rozgłos, nie sądziłem jednak, że ktoś będzie w stanie dojść do tego bez książek. Ostatni mag urodził się tak dawno temu, że wszyscy uważają to za uroczą legendę, a nie za fakt.

- Kim jest mag? - zapytał Ron, Hermiona wywróciła oczami.

- Mag drogi chłopcze jest to osoba, która posiada zdumiewające umiejętności magiczne. Cztery żywioły wybierają sobie tą osobę jako strażnika. Mag ma za zadanie strzec równowagi między żywiołami. Nie może się angażować w inne konflikty. Nie może używać swojego daru do innych celów niż do tych jej powierzonych. Mag musi być neutralny. Jest po za czarodziejskim prawem. – przerwał i spojrzał na Snape’a – To właśnie dlatego nie wolno było jej angażować się w wojnę z Voldemortem. – Snape zmarszczył czoło, jednak nic nie powiedział.

- Co się stanie jeżeli włączy się do walki? – zapytał Harry.

Dumbledore spojrzał na niego chwilę się mu przyglądając, po chwili odpowiedział.

- Zostanie uśmiercona przez magię której strzeże. – powiedział powoli. Harry czuł, że ziemia się pod nim zapada, w głowie zaczęło mu wirować i nie był pewien czy zaraz nie straci świadomości. Snape obszedł dyrektora i stanął za uczniami pytając.

- Więc dlaczego nadal żyje?

- Sam również chciałbym znać odpowiedź na to pytanie Severusie. – pokiwał głową. – Magia której służy jest dla mnie wielką niewiadomą. Dowiemy się tego, mam nadzieję, kiedy się obudzi, choć mam swoją teorię na ten temat. – dyrektor wstał z miejsca i podszedł do feniksa, zwracając się do nich bardziej niż zwykle poważnym tonem.

- O tym, co miało miejsce nie wolno wam z nikim rozmawiać. Nie wolno wam nikogo poinformować o tym, że Samara jest magiem. Przysporzy jej to ogromnych problemów. – przerwał na chwilę i zwrócił się do Snape’a – Kiedy ponownie cię wezwie musisz zorientować się czy Voldemort zdał sobie sprawę z tego kim jest Samara. – Snape przytaknął nieznacznie.

- Co jeżeli już wie? – zapytał Mistrz eliksirów

- Wolę nie myśleć o konsekwencjach jakie to ze sobą niesie.


niedziela, 13 września 2015

Przeznaczenie.

- Samara. – Voldemort zwrócił się do niej cicho, lecz na tyle wyraźnie, aby wszyscy go słyszeli - Tyle lat.

- Zbyt mało, aby zapomnieć. – natychmiast mu odpowiedziała oschłym tonem. Pomimo zmęczenia walką wyprostowała się dumnie i ścisnęła mocniej różdżkę.

- Próbujesz pomóc Potterowi jednak dla niego los napisał zupełnie inny scenariusz. Jego historia się dziś zakończy.

- Ta historia nie została napisana do końca Tom. – gdy usłyszał swoje imię syknął ze złości, lecz nie przerwał jej – Nie znamy jeszcze zakończenia, wszystko jest możliwe.

- Taka naiwna, – na twarzy pojawił się grymas, który miał imitować uśmiech – ale nie można spodziewać się niczego innego skoro wychował cię ten stary głupiec. – śmierciożercy zarechotali paskudnie za jego plecami. – Miłość jest najpotężniejszą magią! – wykrzyknął odwracając się w stronę swoich sług, a oni ponownie wybuchnęli śmiechem. – Bzdura! – krzyknął w złości ponownie patrząc w jej brązowe oczy. – Pokaże ci dziś co zrobię z tą waszą miłością! Zdeptam Pottera jak robaka, i zmuszę cię do patrzenia na to, a na końcu zajmę się tobą.

- Wychodzisz z błędnego założenia Tom, jeżeli myślisz, że uda ci się mnie tak po prostu zabić. – Samara spojrzała w oczy Harrego, który był blady jak nigdy dotąd. Ron i Hermiona przytrzymywali go w obawie, że wyrwie się i przekroczy barierę. Mrugnęła do niego okiem, wyciągnęła różdżkę przed siebie i ją odrzuciła. Voldemort zmrużył swoje oczy i zrobił krok do przodu.

- Zamierzasz walczyć ze mną bez użycia magii? – zasyczał wściekle.

- Nie potrzebuję różdżki, aby cię pokonać. – mówiła spokojnie, nie patrzyła na niego, powoli  zaczęła podwijać rękawy swojej szaty.

- Dosyć tego przedstawienia! Walcz jak na czarodzieja przystało! – krzyknął.


Samara wiedziała, że z wszystkiego na świecie Voldemort nie znosi lekceważenia go. Czarny Pan wyciągnął różdżkę przed siebie i machnął w jej stronę rzucając klątwę. Las wypełniło czerwone światło, lecz Samara stała na swoim miejscu. Gdy klątwa była blisko wyciągnęła przed siebie rękę, tak jakby chciała ją zatrzymać. Zaklęcie rozdwoiło się na dwie części i minęło ją z obu stron. Voldemort cofnął się zaskoczony o kilka kroków do tyłu. Ponowie rzucił zaklęcie – Inkarserus – Samara i tym razem bez większych problemów odbiła je. Na twarzy Voldemorta dostrzec można było wściekłość.
Krzyknął do niej – Walcz! – i machnął różdżką wyczarowując wielką ścianę ognia która pędziła w jej stronę. Samara wyciągnęła przed siebie obie dłonie i zmrużyła oczy. Pędząca ściana ognia zastygła w połowie drogi i utworzyła wirujący lej. Samara machnęła ręką i ogniste tornado ruszyło w stronę Voldemorta, który krzyknął wściekle. Jego własne zaklęcie zwróciło się przeciwko niemu. Natychmiast wyczarował ogromną falę wody która ugasiła wirujące promienie. Tym razem pierwsza zaatakowała Samara. Pochyliła się i dotknęła wskazującym palcem prawej dłoni ziemi, która natychmiast zaczęła pękać. Voldemort musiał odskoczyć, aby nie zostać pochłonięty przez pękającą rozpadlinę. Oboje przerzucali się najrozmaitszymi klątwami. Ich walka toczyła się w zawrotnym tempie i po Samarze było już widać skrajne zmęczenie. Voldemort zauważył to i przyspieszył, rzucał klątwę za klątwą. Samara już się tylko broniła. Czarny Pan wysłał w jej stronę równocześnie dwie klątwy, jedno z nich ugodziło Samarę i odrzuciło ją do tyłu o kilka metrów. Voldemort zaryczał tryumfalnie i powoli ruszył w jej stronę.

- Sądziłaś, że możesz mierzyć się ze mną głupia! Nie istnieje magia potężniejsza od mojej i za chwilę się o tym przekonasz. – podszedł do niej złapał za gardło i podniósł do góry pokazując jak zdobycz.

Słudzy Czarnego Pana ryknęli z zadowolenia i wystrzeliwali w niebo snopy iskier. Voldemort odrzucił ją w miejsce gdzie stali Harry, Ron i Hermiona. Uderzyła całym ciałem o ziemię, a Czarny Pan rzucił w jej stronę klątwę – Crucio! – Samara wygięła się w łuk i krzyknęła z bólu wijąc się na ziemi. Harry próbował wyrwać się swoim przyjaciołom, lecz ci trzymali go zbyt mocno nie pozwalając mu na jakikolwiek ruch. – Crucio! – ponownie uderzyła ją klątwa, jeszcze silniejsza od poprzedniej.

- Tak, mój drogi Harry. – zwrócił się do niego cicho – Przyjrzyj się uważnie, bo właśnie umiera za ciebie kolejna osoba. Wyjdź z tej bańki i staw mi czoła. Nie okrywaj się większą hańbą! – okrążał barierę powoli przyglądając się mu. – Crucio! Crucio! – krzyki Samary ponownie rozniosły się po lesie. – Czy naprawdę chcesz nadal się temu bezczynnie przyglądać? – zapytał.

Samara drgnęła i podniosła głowę patrząc wściekle na niego ledwie łapiąc oddech.

 – Jeżeli uważasz, że ze mną już skończyłeś to jesteś zwykłym głupcem Tom. – wsparła się na rękach i uklękła próbując złapać równowagę. Voldemort zaśmiał się tak jak jeszcze nigdy.

– Ty? Imitacjo czarodzieja? Miałem nadzieje, że stać cię na więcej. – podszedł do niej i pochylił się nad nią. Wyszczerzył zęby i powiedział – Tyle słyszałem o twojej potężnej magii Samaro, gdzie ona się podziała? – Voldemort wyprostował się i zwrócił do swoich sług – Spójrzcie wszyscy! Tak wygląda potęga miłości! – Śmierciożercy wybuchnęli szyderczym śmiechem.

- To jeszcze nie koniec. – wyszeptała ledwie słyszalnie i podźwignęła się wykorzystując resztę sił. Voldemort odwrócił się w jej kierunku i wyszczerzył w paskudnym grymasie.


- Pokaż więc na co cię stać! – zarechotał.


Samara uniosła swoje dłonie wyżej, powoli zaciskała pięści z których wydobyło się światło. Voldemort przestał się uśmiechać i zaczął uważniej się jej przyglądać. W momencie, gdy zacisnęła do końca swoje pięści z jej dłoni wybuchnął płomień, który powoli zaczął obejmować całe jej ciało. Śmierciożercy krzyknęli z przerażenia. Voldemort cofnął się o kilka kroków nie spuszczając jej z oczu.

Płomienie objęły już całkowicie Samarę, która z ogniem tworzyła jedność. Spojrzała na wszystkich i zwróciła się w stronę Czarnego Pana, a jej głos nie brzmiał tak jak zwykle. Wydawał się daleki i przygłuszony jakby z innego świata.

- Powinniście w tej chwili zacząć uciekać. – skierowała się w ich stronę krocząc powoli. Kilku śmierciożerców przeraziło się i aportowało z lasu. Voldemort krzyknął w ich stronę – Tchórze! - Rozgorzała panika. Im bliżej była Samara tym więcej sług Czarnego Pana uciekało z polany. W pewnej chwili Samara przystanęła i rozłożyła ramiona. Gdy przymknęła oczy z jej ciała uwolniły się ogromne płomienie, które w błyskawicznym tempie skierowały się w stronę wrogów.
Voldemort wiedząc już, że niczego nie wskóra krzyknął wściekle i aportował się z zakazanego lasu z resztką swoich najwierniejszych sług. Gdy wszystko ustało, Samara odwróciła się w stronę Harrego, a chwilę potem runęła z całym impetem na ziemię. Harry, Ron i Hermiona krzyknęli. 



sobota, 5 września 2015

Cunctati tempore


- Salem – zwróciła się do swojej czarnej pantery szeptem – znajdź Snape’a, niech sprowadzi Dumbledore ’a. – pantera natychmiast oddaliła się w kierunku zamku. Samara ponownie spojrzała w stronę całego zdarzenia. Śmierciożercy… Skąd oni się tu wzięli? Co robić? Sama nie wiele mogła. Nie wolno było się jej angażować w walkę po żadnej ze stron. Taki był warunek. Jeżeli to zrobi najpewniej zginie. 

W chwili, gdy dowiedziała się kim jest wiedziała, że będzie to dla niej ogromne brzemię. Dumbledore wychowywał ją w świetle pewnych przekonań i wartości w obronie których nie mogła walczyć. Musiała bezczynnie przyglądać się jak giną jej przyjaciele. Ona była stworzona do wyższych celów, tak mawiał jej Albus i zabronił angażować się w jakiekolwiek zadania. Kazał jej jednak od czasu do czasu zjawić się na zebraniu zakonu. Sama nie wiedziała do końca czemu ma to służyć, ale posłusznie wykonywała jego polecenie. 

Powoli i niezauważenie zbliżała się do polany. Głosy słychać było już bardzo wyraźnie, więc przystanęła chowając się w cieniu tak, aby nikt jej nie dostrzegł.

- Głupi chłopcze, popatrz na nas. Naprawdę sądzisz, że masz jakiekolwiek szanse? – Wysoki mężczyzna podszedł bliżej do Harrego, Rona i Hermiony. Samara była pewna, że był to Lucjusz Malfoy. Był on zamaskowany, ale poznała go po głosie i gestach jakie wykonywał. Za nim pod wielkim dębem był przywiązany Hagrid. Jego twarz była cała we krwi, ale był przytomny. – To dobrze – pomyślała.

- To nie pierwszy raz, kiedy słyszę te słowa. – powiedział Harry buntowniczym tonem.

- Tym razem nie ma tu nikogo, kto mógłby ci pomóc. Zakon nie zjawi się z misją ratowniczą. Dumbledore jest obecnie w ministerstwie i zanim zdąży tu wrócić ty i twoi przyjaciele będziecie już martwi. – słowa te wypowiedział jadowitym głosem. 

– Za chwilę zjawi się tu sam Czarny Pan, aby zakończyć twoją historię – kończąc wypowiadać te słowa podwinął rękaw swojej długiej czarnej szaty i dotknął różdżką mrocznego znaku na swoim ramieniu. Wszyscy zebrani syknęli z bólu, a Harry upadł na kolana łapiąc się za głowę.

Cholera – pomyślała – Mam tylko chwilę zanim się tu zjawi.  - Malfoy ma rację. Dumbledore nie zdąży. Spojrzała na swoją prawą dłoń w której spoczywała jej różdżka. Nie ma wyboru. Musi to zrobić w przeciwnym razie będzie oglądać jak Voldemort zabija Harrego.

- Tak, Potter bądź pewny, że jeszcze dziś spotkasz się ze swoimi rodzicami. – pozostali śmierciożercy zarechotali paskudnie.

- Nie byłabym tego taka pewna, Malfoy. – Samara wyszła z cienia wkraczając w krąg śmierciożerców z dumnie uniesioną głową. Harry i jego przyjaciele spojrzeli z nadzieją na nią, lecz nie mogła się w tej chwili nimi zająć. Musi odciągnąć uwagę Malfoy’ a.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Samara Dumbledore we własnej osobie. – zaszydził złośliwie Malfoy. – Zdążyłaś w samą porę. Za chwilę będzie tu Czarny Pan.

- Z chęcią bym się przywitała jednak akurat w tej konkretnej chwili trochę się spieszę. Zabiorę ze sobą tylko Harrego oraz jego przyjaciół i już nas tu nie ma. Możesz przekazać mu ode mnie pozdrowienia. – uśmiechnęła się złośliwie w jego stronę powoli podchodząc do Harrego.

- Jeżeli myślisz, że uda ci się wydostać ich stąd to się grubo mylisz. – z kręgu wyszła kobieta i stanęła przy Lucjuszu. Samara miała pewność, że to Bella. – Jest nas o wiele więcej. – wysyczała.

- Przewaga liczebna nie ma tu żadnego znaczenia i za chwilę się o tym przekonasz Bello. – Samara stanęła między Harrym i Lucjuszem. Odgradzając ich od siebie.

- Dosyć tego! – krzyknęła Bella – Crucio! – machnęła energicznie różdżką w stronę Samary, ta zareagowała błyskawicznie.

- Cunctati tempore! – krzyknęła i w momencie wszystko zwolniło. Zaklęcie rzucone w jej kierunku poruszało się w ślimaczym tempie. Śmierciożercy, który rozbiegli się z kręgu, aby mieć lepsze pozycje do walki również poruszali się w zwolnionym tempie. Tylko Samara, Harry i jego przyjaciele byli w stanie poruszać się bez przeszkód. Samara odwróciła się w ich kierunku. Wszyscy mieli wypisane na twarzy przerażenie.

- Samaro ja… - Harry nie dokończył, bo mu gwałtownie przerwała.

- Nie czas na to. Dumbledore nie zdąży tu dotrzeć przed Voldemortem. Stańcie bliżej siebie za chwilę zaklęcie spowalniające przestanie działać, rzucę na was potężne zaklęcie tarczy. Przypomina ona bańkę mydlaną. Tarcza będzie w stanie wytrzymać nawet mordercze zaklęcia, aż do godziny po mojej śmierci. Nie wolno wam jej opuszczać – gdy zobaczyła, że Harry chce zaprotestować ponownie mu przerwała łapiąc go za przód jego bluzy i przyciągając do siebie powiedziała.

- Nie będziesz się wtrącał w walkę. To jeszcze nie twój czas. Weź odpowiedzialność za życie twoich przyjaciół i nie opuszczaj bezpiecznej pozycji. – zwróciła się do Hermiony. 

– Jesteś rozsądną dziewczyną Hermiono, więc gdyby chciał opuścić barierę spetryfikuj go. Bez względu na to co się tu będzie działo nie wolno wam opuszczać tego miejsca.  – Samara uniosła ręce i zaczęła pod nosem wymawiać niezrozumiałe dla nich inkantacje. Cała trójka spojrzała w górę i ujrzała jak w powietrzu zaczyna się tworzyć bariera ochronna, która powoli rozprzestrzeniała się odgradzając ich od pozostałych. Po chwili bariera dotknęła ziemi i Samara otworzyła oczy. W tej samej chwili zaklęcie spowalniające przestało działać i klątwa rzucona przez Bellę  ruszyła z całym impetem w jej kierunku. Samara odwróciła się i odbiła ją w bok. Rozgorzała walka. Samara stała na środku broniąc się i atakując. Była niesamowicie szybka. Jej ruchy były precyzyjne, a na twarzy malowało się skupienie. Walczyła w Malfoy’em, Bellą i Crabb’em, pozostali próbowali się przebić przez ochronną tarczę, która ochraniała przyjaciół. Hagrid zajęczał przeraźliwie, lecz nikt nie zwracał na niego uwagi. Do walki z Samarą przyłączało się coraz więcej śmierciożerców. Zdali sobie sprawę, że nie przebiją bariery, którą postawiła, aby ochronić Harrego.

Klątwy latały po całej polanie. Krzyki śmierciożerców i jęki Hagrida niosły się po całym lesie. Samara powoli czuła, że słabnie. Musi spróbować odwlec moment w którym musiałaby zrezygnować z różdżki i stanąć do wali z całą swoją mocą. Dobrze wie jak to się dla niej skończy. Musi dać czas Dumbledore’owi na dotarcie. Tarcza wytrzyma tylko godzinę po jej śmierci. Nie ma pewności, że Albus zdąży tu dotrzeć przed czasem. Kolejna jej klątwa ugodziła w Goyle’a, którego odrzuciło dwadzieścia metrów do tyłu. W jego miejsce staną do walki Dołohow. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, ponieważ na polanie pojawił się on. Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać szedł powolnym krokiem w jej kierunku. Śmierciożercy kłaniali się mu gdy przechodził obok i wycofywali się z niemiłym grymasem.

Samara była gotowa dalej walczyć lecz gdy Malfoy, Bella i Dołohow zobaczyli, że ich Pan przybył przerwali walkę i z szyderczym śmiechem wycofali się do pozostałych. Na środku polany stali teraz Lord Voldemort i Samara Dumbledore.