Jeden z moich ulubionych rozdziałów. Lubię takie rozmowy ;)
*******************
Mijały kolejne dni, a Samara nie obudziła się. Harry praktycznie na każdej możliwej przerwie przychodził sprawdzić, czy jej stan uległ zmianie. Przychodził tak często, że pani Pomfrey, była zła, że zakłóca spokój pacjentów.
Raz, gdy wybrał się do Samary spotkał u niej Snape’a. Siedział na krześle i czytał książkę, co jakiś czas zerkając na nią. Nauczyciel wydawał się przygnębiony i Harry nie mógł pozbyć się wrażenia, że spojrzenia, które kieruje w stronę nieprzytomnej Samary wyrażały więcej niż Harry chciał wiedzieć. Wycofał się speszony zanim go zobaczono. Przyznał w duchu, że było to dość dziwne. Zawsze uważał, że Snape i Samara się nie znoszą. Kiedy wrócił na kolejnej przerwie Snape’a już nie było i nie spotkał go u niej już nigdy więcej.
Nikt nie miał pojęcia dlaczego nadal się nie wybudziła. Harry miał nadzieje, że jest to skutek wycieńczenia organizmu, który musiał znieść więcej niż zwykle. Starał się nie myśleć o tym, że Samara zmuszona została do wtrącenia się w walkę, aby ratować jego skórę i teraz poniesie za to konsekwencje. Minął już ósmy dzień od walki w zakazanym lesie, na dobre zapanowała wiosna i wszystko wokół wybuchło zielenią. Uczniowie ubolewali nad tym, że wolno było im pozostawać tylko na dziedzińcu zamku, który obecnie był oblegany ze względu na pogodę.
Dyrektor również martwił się stanem w jakim pozostawała Samara. Codziennie po godzinie 20:00 zjawiał się w skrzydle szpitalnym, aby sprawdzić czy jest jakiś progres. Siadał na krześle obok jej łóżka i czekał w milczeniu. Nie inaczej było i tego wieczoru. Zaraz po godzinie 20:00 wyszedł ze swojego gabinetu i skierował się do skrzydła szpitalnego. Kiedy tam dotarł jak zwykle spotkał Panią Pomfrey, która wydawała leki swoim pacjentom, na jego widok delikatnie się uśmiechnęła i oddaliła się do swojego gabinetu. Jako jedynemu pozwalała przesiadywać tu tak długo jak chce. Dumbledore spojrzał na leżącą Samarę i westchnął. Usiadł na krześle i złapał ją za rękę. Gładził kciukiem wierzch jej dłoni nucąc jakąś melodię. Minęło może 15 minut od momentu kiedy tu przyszedł, zdało mu się, że poruszyła lekko dłonią. Przestał więc nucić i przyjrzał się jej uważniej. Była bardzo blada, a widoczne cienie pod oczami zdradzały jej nienajlepszy stan. Albus odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i w tym momencie Samara się poruszyła. Dumbledore zamarł i powiedział cicho.
- Samaro? Słyszysz mnie? – powieka Samary drgnęła delikatnie, a z jej ust dało się usłyszeć ciche jęknięcie. Dumbledore poruszył się niespokojnie na krześle i ponownie zapytał.
- Słyszysz mnie? – wyczekiwał. Usta Samary delikatnie się rozchyliły i nieznacznie otworzyła oczy. Dumbledore odetchnął z ulgą – Nareszcie. – szepnął.
- Gdzie jestem? – zapytała ledwie słyszalnie.
- W Hogwarcie, walczyłaś z Voldemortem. – odpowiedział.
Samara szerzej otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Walczyłam? – zapytała jakby siebie – Ach, tak teraz pamiętam. – zmarszczyła czoło i przymknęła powieki. – Co było dalej?
- Uciekli, a ty straciłaś przytomność na ponad tydzień. – powiedział.
- Tydzień? – otworzyła oczy i spojrzała na niego zszokowana, pokiwał tylko głową potwierdzając.
- Wszyscy się martwiliśmy. Harry przychodził tu na każdej przerwie. – Dumbledore wstał i podszedł do okna.
- Yhmm – mruknęła i po dłuższej chwili milczenia powiedziała – Miałam dziwny sen. Śniło mi się, że Snape niósł mnie na rękach przez błonia. – Dumbledore spojrzał w jej stronę i uśmiechnął się nieznacznie.
- To nie był sen. – zaczął – Kiedy was znaleźliśmy, byłaś nieprzytomna. Severus wziął cię na ręce i zaniósł osobiście do zamku. Zależy mu na tobie. – dodał niepewnie.
- Albusie...
- Mógł wyczarować nosze. – dodał pospiesznie.
- Jestem zmęczona. – wyszeptała.
- W takim razie dam ci odpocząć. – ruszył w kierunku drzwi.
- Jestem zmęczona pobytem tutaj. – dodała widząc, że wychodzi. Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę z pytającą miną. – Muszę odejść... chcę odejść – mówiła dalej. - Jego obecność mi ciąży, ból nie mija, rany się nie goją.
- Może gdybyś powiedziała mu prawdę? – zapytał robiąc krok w jej stronę.
- Czy wie, że jestem magiem? – zapytała niespodziewanie. Dyrektor potwierdził skinięciem głowy.
– Tyle prawdy musi wystarczyć. – powiedziała cicho odwracając głowę.
- Dlaczego mu to robisz? – zapytał.
- Rozmawialiśmy już na ten temat Albusie, nie mam siły tłumaczyć ponownie. Tak jest lepiej, dla niego również. – przymknęła oczy i zakaszlała.
- Naprawdę tak uważasz? – zapytał z niedowierzaniem – Severus stracił w swoim życiu zbyt wiele, nie odbieraj mu również tego.
- Nie próbuj wzbudzać we mnie poczucia winy. – powiedziała głośniej – Pamiętasz? – zapytała dźwigając się z trudem wyżej na poduszkach – Jak trzymałam go za rękę w tych wszystkich chwilach jego zwątpienia, jak przeganiałam każdy z jego lęków? Przez ten cały czas próbowałam sobie wmówić, że coś dla niego znaczę… Tak bardzo się starałam utrzymać to wszystko przy życiu. Ostatecznie moje starania nie miały żadnego znaczenia. - umilkła i odwróciła wzrok, by nie mógł dostrzec samotnej łzy spływającej po policzku. – Pokładałam w nim swoją nadzieję, naciskana do granic wytrzymałości. Po tym wszystkim co się później stało, mogłam już tylko odejść.
- Powinnaś z nim porozmawiać, o tym jak bardzo cię skrzywdził. – powiedział Albus.
- Uważam, że on doskonale o tym wie. – zapewniła go.
- A co jeżeli nie wie? – zapytał robiąc krok w jej stronę. Samara spojrzała na niego, nie odpowiedziała od razu.
- Jeżeli nie wie, to myślę, że nie ma sensu z nim rozmawiać. – umilkła na chwilę by zaraz dodać – Ja wiem, że tobie się wydaje iż cała ta sytuacja między nami to moja wina, ale… - przerwał jej
- Oczywiście, że tak nie uważam. – powiedział spokojnie – Jednak teraz w twoich rękach leży wasz los. – zamilkł by po chwili dodać – On ma prawo wiedzieć.
- Może i ma. - przyznała – Jednak ja również mam prawo mu nie mówić. Dajmy już dziś spokój, nie mam na to siły. Każ mnie proszę przenieść do moich kwater. – przymknęła oczy. Dumbledore stał chwilę w miejscu i przyglądał się jej zatroskanym wzrokiem.
- Dobrze, jeszcze dziś to załatwię. – powiedział i powoli ruszył do gabinetu pani Pomfrey.
Żadne z nich nie zauważyło, że przy uchylonych drzwiach wejściowych do skrzydła szpitalnego stał Severus Snape. Gdy dyrektor ruszył do Poppy, Snape wycofał się i ruszył w kierunku lochów.
*******************
Mijały kolejne dni, a Samara nie obudziła się. Harry praktycznie na każdej możliwej przerwie przychodził sprawdzić, czy jej stan uległ zmianie. Przychodził tak często, że pani Pomfrey, była zła, że zakłóca spokój pacjentów.
Raz, gdy wybrał się do Samary spotkał u niej Snape’a. Siedział na krześle i czytał książkę, co jakiś czas zerkając na nią. Nauczyciel wydawał się przygnębiony i Harry nie mógł pozbyć się wrażenia, że spojrzenia, które kieruje w stronę nieprzytomnej Samary wyrażały więcej niż Harry chciał wiedzieć. Wycofał się speszony zanim go zobaczono. Przyznał w duchu, że było to dość dziwne. Zawsze uważał, że Snape i Samara się nie znoszą. Kiedy wrócił na kolejnej przerwie Snape’a już nie było i nie spotkał go u niej już nigdy więcej.
Nikt nie miał pojęcia dlaczego nadal się nie wybudziła. Harry miał nadzieje, że jest to skutek wycieńczenia organizmu, który musiał znieść więcej niż zwykle. Starał się nie myśleć o tym, że Samara zmuszona została do wtrącenia się w walkę, aby ratować jego skórę i teraz poniesie za to konsekwencje. Minął już ósmy dzień od walki w zakazanym lesie, na dobre zapanowała wiosna i wszystko wokół wybuchło zielenią. Uczniowie ubolewali nad tym, że wolno było im pozostawać tylko na dziedzińcu zamku, który obecnie był oblegany ze względu na pogodę.
Dyrektor również martwił się stanem w jakim pozostawała Samara. Codziennie po godzinie 20:00 zjawiał się w skrzydle szpitalnym, aby sprawdzić czy jest jakiś progres. Siadał na krześle obok jej łóżka i czekał w milczeniu. Nie inaczej było i tego wieczoru. Zaraz po godzinie 20:00 wyszedł ze swojego gabinetu i skierował się do skrzydła szpitalnego. Kiedy tam dotarł jak zwykle spotkał Panią Pomfrey, która wydawała leki swoim pacjentom, na jego widok delikatnie się uśmiechnęła i oddaliła się do swojego gabinetu. Jako jedynemu pozwalała przesiadywać tu tak długo jak chce. Dumbledore spojrzał na leżącą Samarę i westchnął. Usiadł na krześle i złapał ją za rękę. Gładził kciukiem wierzch jej dłoni nucąc jakąś melodię. Minęło może 15 minut od momentu kiedy tu przyszedł, zdało mu się, że poruszyła lekko dłonią. Przestał więc nucić i przyjrzał się jej uważniej. Była bardzo blada, a widoczne cienie pod oczami zdradzały jej nienajlepszy stan. Albus odgarnął z jej twarzy kosmyk włosów i w tym momencie Samara się poruszyła. Dumbledore zamarł i powiedział cicho.
- Samaro? Słyszysz mnie? – powieka Samary drgnęła delikatnie, a z jej ust dało się usłyszeć ciche jęknięcie. Dumbledore poruszył się niespokojnie na krześle i ponownie zapytał.
- Słyszysz mnie? – wyczekiwał. Usta Samary delikatnie się rozchyliły i nieznacznie otworzyła oczy. Dumbledore odetchnął z ulgą – Nareszcie. – szepnął.
- Gdzie jestem? – zapytała ledwie słyszalnie.
- W Hogwarcie, walczyłaś z Voldemortem. – odpowiedział.
Samara szerzej otworzyła oczy i spojrzała na niego.
- Walczyłam? – zapytała jakby siebie – Ach, tak teraz pamiętam. – zmarszczyła czoło i przymknęła powieki. – Co było dalej?
- Uciekli, a ty straciłaś przytomność na ponad tydzień. – powiedział.
- Tydzień? – otworzyła oczy i spojrzała na niego zszokowana, pokiwał tylko głową potwierdzając.
- Wszyscy się martwiliśmy. Harry przychodził tu na każdej przerwie. – Dumbledore wstał i podszedł do okna.
- Yhmm – mruknęła i po dłuższej chwili milczenia powiedziała – Miałam dziwny sen. Śniło mi się, że Snape niósł mnie na rękach przez błonia. – Dumbledore spojrzał w jej stronę i uśmiechnął się nieznacznie.
- To nie był sen. – zaczął – Kiedy was znaleźliśmy, byłaś nieprzytomna. Severus wziął cię na ręce i zaniósł osobiście do zamku. Zależy mu na tobie. – dodał niepewnie.
- Albusie...
- Mógł wyczarować nosze. – dodał pospiesznie.
- Jestem zmęczona. – wyszeptała.
- W takim razie dam ci odpocząć. – ruszył w kierunku drzwi.
- Jestem zmęczona pobytem tutaj. – dodała widząc, że wychodzi. Zatrzymał się i odwrócił w jej stronę z pytającą miną. – Muszę odejść... chcę odejść – mówiła dalej. - Jego obecność mi ciąży, ból nie mija, rany się nie goją.
- Może gdybyś powiedziała mu prawdę? – zapytał robiąc krok w jej stronę.
- Czy wie, że jestem magiem? – zapytała niespodziewanie. Dyrektor potwierdził skinięciem głowy.
– Tyle prawdy musi wystarczyć. – powiedziała cicho odwracając głowę.
- Dlaczego mu to robisz? – zapytał.
- Rozmawialiśmy już na ten temat Albusie, nie mam siły tłumaczyć ponownie. Tak jest lepiej, dla niego również. – przymknęła oczy i zakaszlała.
- Naprawdę tak uważasz? – zapytał z niedowierzaniem – Severus stracił w swoim życiu zbyt wiele, nie odbieraj mu również tego.
- Nie próbuj wzbudzać we mnie poczucia winy. – powiedziała głośniej – Pamiętasz? – zapytała dźwigając się z trudem wyżej na poduszkach – Jak trzymałam go za rękę w tych wszystkich chwilach jego zwątpienia, jak przeganiałam każdy z jego lęków? Przez ten cały czas próbowałam sobie wmówić, że coś dla niego znaczę… Tak bardzo się starałam utrzymać to wszystko przy życiu. Ostatecznie moje starania nie miały żadnego znaczenia. - umilkła i odwróciła wzrok, by nie mógł dostrzec samotnej łzy spływającej po policzku. – Pokładałam w nim swoją nadzieję, naciskana do granic wytrzymałości. Po tym wszystkim co się później stało, mogłam już tylko odejść.
- Powinnaś z nim porozmawiać, o tym jak bardzo cię skrzywdził. – powiedział Albus.
- Uważam, że on doskonale o tym wie. – zapewniła go.
- A co jeżeli nie wie? – zapytał robiąc krok w jej stronę. Samara spojrzała na niego, nie odpowiedziała od razu.
- Jeżeli nie wie, to myślę, że nie ma sensu z nim rozmawiać. – umilkła na chwilę by zaraz dodać – Ja wiem, że tobie się wydaje iż cała ta sytuacja między nami to moja wina, ale… - przerwał jej
- Oczywiście, że tak nie uważam. – powiedział spokojnie – Jednak teraz w twoich rękach leży wasz los. – zamilkł by po chwili dodać – On ma prawo wiedzieć.
- Może i ma. - przyznała – Jednak ja również mam prawo mu nie mówić. Dajmy już dziś spokój, nie mam na to siły. Każ mnie proszę przenieść do moich kwater. – przymknęła oczy. Dumbledore stał chwilę w miejscu i przyglądał się jej zatroskanym wzrokiem.
- Dobrze, jeszcze dziś to załatwię. – powiedział i powoli ruszył do gabinetu pani Pomfrey.
Żadne z nich nie zauważyło, że przy uchylonych drzwiach wejściowych do skrzydła szpitalnego stał Severus Snape. Gdy dyrektor ruszył do Poppy, Snape wycofał się i ruszył w kierunku lochów.