sobota, 5 września 2015

Cunctati tempore


- Salem – zwróciła się do swojej czarnej pantery szeptem – znajdź Snape’a, niech sprowadzi Dumbledore ’a. – pantera natychmiast oddaliła się w kierunku zamku. Samara ponownie spojrzała w stronę całego zdarzenia. Śmierciożercy… Skąd oni się tu wzięli? Co robić? Sama nie wiele mogła. Nie wolno było się jej angażować w walkę po żadnej ze stron. Taki był warunek. Jeżeli to zrobi najpewniej zginie. 

W chwili, gdy dowiedziała się kim jest wiedziała, że będzie to dla niej ogromne brzemię. Dumbledore wychowywał ją w świetle pewnych przekonań i wartości w obronie których nie mogła walczyć. Musiała bezczynnie przyglądać się jak giną jej przyjaciele. Ona była stworzona do wyższych celów, tak mawiał jej Albus i zabronił angażować się w jakiekolwiek zadania. Kazał jej jednak od czasu do czasu zjawić się na zebraniu zakonu. Sama nie wiedziała do końca czemu ma to służyć, ale posłusznie wykonywała jego polecenie. 

Powoli i niezauważenie zbliżała się do polany. Głosy słychać było już bardzo wyraźnie, więc przystanęła chowając się w cieniu tak, aby nikt jej nie dostrzegł.

- Głupi chłopcze, popatrz na nas. Naprawdę sądzisz, że masz jakiekolwiek szanse? – Wysoki mężczyzna podszedł bliżej do Harrego, Rona i Hermiony. Samara była pewna, że był to Lucjusz Malfoy. Był on zamaskowany, ale poznała go po głosie i gestach jakie wykonywał. Za nim pod wielkim dębem był przywiązany Hagrid. Jego twarz była cała we krwi, ale był przytomny. – To dobrze – pomyślała.

- To nie pierwszy raz, kiedy słyszę te słowa. – powiedział Harry buntowniczym tonem.

- Tym razem nie ma tu nikogo, kto mógłby ci pomóc. Zakon nie zjawi się z misją ratowniczą. Dumbledore jest obecnie w ministerstwie i zanim zdąży tu wrócić ty i twoi przyjaciele będziecie już martwi. – słowa te wypowiedział jadowitym głosem. 

– Za chwilę zjawi się tu sam Czarny Pan, aby zakończyć twoją historię – kończąc wypowiadać te słowa podwinął rękaw swojej długiej czarnej szaty i dotknął różdżką mrocznego znaku na swoim ramieniu. Wszyscy zebrani syknęli z bólu, a Harry upadł na kolana łapiąc się za głowę.

Cholera – pomyślała – Mam tylko chwilę zanim się tu zjawi.  - Malfoy ma rację. Dumbledore nie zdąży. Spojrzała na swoją prawą dłoń w której spoczywała jej różdżka. Nie ma wyboru. Musi to zrobić w przeciwnym razie będzie oglądać jak Voldemort zabija Harrego.

- Tak, Potter bądź pewny, że jeszcze dziś spotkasz się ze swoimi rodzicami. – pozostali śmierciożercy zarechotali paskudnie.

- Nie byłabym tego taka pewna, Malfoy. – Samara wyszła z cienia wkraczając w krąg śmierciożerców z dumnie uniesioną głową. Harry i jego przyjaciele spojrzeli z nadzieją na nią, lecz nie mogła się w tej chwili nimi zająć. Musi odciągnąć uwagę Malfoy’ a.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy. Samara Dumbledore we własnej osobie. – zaszydził złośliwie Malfoy. – Zdążyłaś w samą porę. Za chwilę będzie tu Czarny Pan.

- Z chęcią bym się przywitała jednak akurat w tej konkretnej chwili trochę się spieszę. Zabiorę ze sobą tylko Harrego oraz jego przyjaciół i już nas tu nie ma. Możesz przekazać mu ode mnie pozdrowienia. – uśmiechnęła się złośliwie w jego stronę powoli podchodząc do Harrego.

- Jeżeli myślisz, że uda ci się wydostać ich stąd to się grubo mylisz. – z kręgu wyszła kobieta i stanęła przy Lucjuszu. Samara miała pewność, że to Bella. – Jest nas o wiele więcej. – wysyczała.

- Przewaga liczebna nie ma tu żadnego znaczenia i za chwilę się o tym przekonasz Bello. – Samara stanęła między Harrym i Lucjuszem. Odgradzając ich od siebie.

- Dosyć tego! – krzyknęła Bella – Crucio! – machnęła energicznie różdżką w stronę Samary, ta zareagowała błyskawicznie.

- Cunctati tempore! – krzyknęła i w momencie wszystko zwolniło. Zaklęcie rzucone w jej kierunku poruszało się w ślimaczym tempie. Śmierciożercy, który rozbiegli się z kręgu, aby mieć lepsze pozycje do walki również poruszali się w zwolnionym tempie. Tylko Samara, Harry i jego przyjaciele byli w stanie poruszać się bez przeszkód. Samara odwróciła się w ich kierunku. Wszyscy mieli wypisane na twarzy przerażenie.

- Samaro ja… - Harry nie dokończył, bo mu gwałtownie przerwała.

- Nie czas na to. Dumbledore nie zdąży tu dotrzeć przed Voldemortem. Stańcie bliżej siebie za chwilę zaklęcie spowalniające przestanie działać, rzucę na was potężne zaklęcie tarczy. Przypomina ona bańkę mydlaną. Tarcza będzie w stanie wytrzymać nawet mordercze zaklęcia, aż do godziny po mojej śmierci. Nie wolno wam jej opuszczać – gdy zobaczyła, że Harry chce zaprotestować ponownie mu przerwała łapiąc go za przód jego bluzy i przyciągając do siebie powiedziała.

- Nie będziesz się wtrącał w walkę. To jeszcze nie twój czas. Weź odpowiedzialność za życie twoich przyjaciół i nie opuszczaj bezpiecznej pozycji. – zwróciła się do Hermiony. 

– Jesteś rozsądną dziewczyną Hermiono, więc gdyby chciał opuścić barierę spetryfikuj go. Bez względu na to co się tu będzie działo nie wolno wam opuszczać tego miejsca.  – Samara uniosła ręce i zaczęła pod nosem wymawiać niezrozumiałe dla nich inkantacje. Cała trójka spojrzała w górę i ujrzała jak w powietrzu zaczyna się tworzyć bariera ochronna, która powoli rozprzestrzeniała się odgradzając ich od pozostałych. Po chwili bariera dotknęła ziemi i Samara otworzyła oczy. W tej samej chwili zaklęcie spowalniające przestało działać i klątwa rzucona przez Bellę  ruszyła z całym impetem w jej kierunku. Samara odwróciła się i odbiła ją w bok. Rozgorzała walka. Samara stała na środku broniąc się i atakując. Była niesamowicie szybka. Jej ruchy były precyzyjne, a na twarzy malowało się skupienie. Walczyła w Malfoy’em, Bellą i Crabb’em, pozostali próbowali się przebić przez ochronną tarczę, która ochraniała przyjaciół. Hagrid zajęczał przeraźliwie, lecz nikt nie zwracał na niego uwagi. Do walki z Samarą przyłączało się coraz więcej śmierciożerców. Zdali sobie sprawę, że nie przebiją bariery, którą postawiła, aby ochronić Harrego.

Klątwy latały po całej polanie. Krzyki śmierciożerców i jęki Hagrida niosły się po całym lesie. Samara powoli czuła, że słabnie. Musi spróbować odwlec moment w którym musiałaby zrezygnować z różdżki i stanąć do wali z całą swoją mocą. Dobrze wie jak to się dla niej skończy. Musi dać czas Dumbledore’owi na dotarcie. Tarcza wytrzyma tylko godzinę po jej śmierci. Nie ma pewności, że Albus zdąży tu dotrzeć przed czasem. Kolejna jej klątwa ugodziła w Goyle’a, którego odrzuciło dwadzieścia metrów do tyłu. W jego miejsce staną do walki Dołohow. Nie miało to jednak wielkiego znaczenia, ponieważ na polanie pojawił się on. Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać szedł powolnym krokiem w jej kierunku. Śmierciożercy kłaniali się mu gdy przechodził obok i wycofywali się z niemiłym grymasem.

Samara była gotowa dalej walczyć lecz gdy Malfoy, Bella i Dołohow zobaczyli, że ich Pan przybył przerwali walkę i z szyderczym śmiechem wycofali się do pozostałych. Na środku polany stali teraz Lord Voldemort i Samara Dumbledore.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz