Ciąg dalszy. Przewija się tu motyw ostatniej wspólnej nocy. Może trochę rozjaśni obraz może nie...
Niezadowolonym z toku wydarzeń mówię: wybaczcie.
Twarze
wszystkich zwróciły się w jej kierunku. Harry i Dumbledore stali jakby
wmurowani. Na twarzy dyrektora pojawiły się dwie pojedyncze łzy.
-
Przecież ona zginie! – krzyknął Harry i
chciał pobiec do niej, lecz powstrzymał go Albus.
-
Nie należy ingerować w cudze przeznaczenie. – powiedział smutno.
Snape’a
z kolei nikt nie powstrzymał. Puścił się biegiem w stronę Samary. Chciał ją
powstrzymać, nie pozwolić na to, aby się zabiła. Biegł przed siebie nie
zwracając uwagi, na ból w krwawiącej nodze. Za sobą usłyszał ryk wściekłości
Voldemorta, ale nie zwrócił na niego uwagi. Nie on jest teraz ważny. Musi do
niej dobiec za wszelką cenę. Światło patronusa oślepiło go. Zaklęcie było
potężne. Nigdy nie widział czegoś takiego. Dementorzy zdawali się wycofywać pod
jego naporem.
Nie
przestawał biec. Zdawało mu się, że stoi w miejscu, że to trwa zbyt długo. Gdy
Samara była już bliżej krzyknął w jej kierunku.
-
Samaro! Nie! – ta nawet nie zwróciła na niego uwagi. Stała na krawędzi wzgórza
z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Wiatr rozwiewał jej włosy, a z jej dłoni
nadal wylatywały srebrne kruki.
Nigdy
nie widział postaci jej patronusa i przeszło mu przez myśl, że nie spodziewał
się właśnie takiej formy.
Przypomniało
mu się, że nawet ją kiedyś o to zapytał, ale nie udzieliła mu jednoznacznej
odpowiedzi. To dla niej takie typowe – myślał nadal szaleńczo biegnąc w jej stronę.
Siedzieli jak zwykle naprzeciw
siebie. Było już dosyć późno, a ogień w kominku zaczął dogasać i zrobiło się
wyraźnie chłodniej. Samara skończyła jakiś czas temu czytać kolejną książkę z
jego zbioru i wpatrywała się w okładkę. Palcem wskazującym obrysowywała
pozłacane żłobienia, robiła to bezwiednie. Wiedział bowiem, że ma taki zwyczaj
gdy się nad czymś zastanawia, lub coś ją dręczy. Tego wieczoru była małomówna i
chyba nawet lekko poddenerwowana.
- Jesteś dziś wyjątkowo milcząca. –
powiedział odkładając pióro.
- Przepraszam, jeżeli cię tym
uraziłam. – odpowiedziała nadal nie patrząc na niego.
- Skąd myśl, że możesz mnie tym
urazić? – zapytał i pomyślał, że to do niej nie podobne przepraszać zbyt
pochopnie. Była dumna i nadzwyczaj pewna siebie. Przepraszała tylko wówczas,
gdy miała ku temu wyraźny powód.
Milczała, nie uraczyła go nawet
zbywającym wzruszeniem ramion, jak zwykła robić, gdy nie miała ochoty dalej
rozmawiać.
- Myślałem, że mówimy sobie o
wszystkim. – powiedział odsuwając się wraz z krzesłem od biurka. Wyprostował
nogi i założył sobie ręce na piersi.
- Istnieją rzeczy, o których lepiej
nie mówić. – podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. – Wiesz, o tym lepiej ode
mnie.
Skinął głową, nadal przyglądając
się jej. Była spięta. Wstała i podeszła do regału odkładając przeczytaną
książkę na swoje miejsce. Stała tam i przyglądała się innym. Dobrze wiedział,
że udawała, że wcale nie szuka kolejnej książki. Unikała jego spojrzeń w dość
obcesowy sposób. Nie trudno było się mu domyślić, że dziś nie czuje się dobrze
w jego towarzystwie.
- Zrobiłem coś nie tak? – zapytał
wstając i powoli podchodząc do niej.
- Nie.
- Więc w czym rzecz? – stanął za
jej plecami i delikatnie objął ją w pasie. Poczuł jak spina się w jego ramionach,
jednak nie próbowała się mu wyrwać. Stali tak w ciszy dłuższą chwilę zanim odwróciła
się, by stanąć twarzą w twarz i spojrzeć mu w oczy.
- Do tej pory wydawało mi się, że
znam cię dobrze. Jednak teraz nie jestem do końca pewna czy to, co za chwile
powiem nie zniszczy tego co udało nam się przez te kilka tygodni zbudować. –
Mówiła, a on słuchał z mieszaniną ciekawości i lęku.
Najpewniej słuchał by dalej, lecz
przerwało im nagłe pojawienie się patronusa Dumbledore’a. Srebrzystobiały
feniks zawirował w jego gabinecie i przemówił.
- Severusie, przybądź jak
najszybciej do pokoju Remusa z odpowiednią porcją wywaru tojadowego. – Po tym
feniks rozpłynął się, a Severus zaklął pod nosem. Podszedł do wielkiej szafy,
która stała po drugiej stronie gabinetu. Wymruczał zaklęcie, które umożliwiało
otwarcie jej zabrał z półki niewielką fiolkę z wywarem i podszedł do kominka.
Zanim zniknął obrócił się w jej stronę.
- Zostań dziś. Dokończymy jak
wrócę. – chwile po tym zniknął w szmaragdowych płomieniach.
Gdy wrócił zastał ją stojącą przy
oknie. Spojrzała na niego, gdy ponownie pojawił się w kominku strzepując z szat
sadzę.
- Dziś jest pełnia. – powiedziała.
- Owszem.
- Co z Remusem?
- Śpi.
- To dobrze. – Ponownie odwróciła
się w stronę okna spoglądając na księżyc. – Zawsze intrygował mnie patronus
Albusa.
- Wygląd i postać patronusa
odzwierciedla postać samego czarodzieja. Feniks jako stworzenie jest wyjątkowe
i jedyne w swoim rodzaju. Zupełnie jak Albus.
- Masz rację, jest wyjątkowy.
Jednak jestem niemal pewna, że jako mała dziewczynka widziałam inną jego
postać. Nie mogę sobie tylko przypomnieć jaką.
- To się zdarza. Patronus może ulec
zmianie pod wpływem silnych emocji takich jak miłość, ból, strach, lub nienawiść.
– Ruszył powoli w jej stronę.
- Łania. – powiedziała, a Snape
gwałtownie przystanął w miejscu o dwa kroki od niej. – Twoim patronusem jest
łania. – Odwróciła się ponownie, by wyłapać jego spojrzenie.
– Taką samą miała Lily. – Milczał,
nie ruszając się z miejsca. W zasadzie nie wiedział co ma jej powiedzieć. Nie
zaprzeczy. Przeważnie starał się ukrywać postać swojego patronusa wyczarowując
samą tylko tarczę. Podobnie jak Lupin. Tyle, że ten ukrywał postać patronusa ze
względu na strach przed zdemaskowaniem jego przykrej dolegliwości. W pośpiechu
starał sobie przypomnieć kiedy mogła zobaczyć jak ją wyczarowuje. Nie
przypomniał sobie.
- Tak. – zdołał potwierdzić.
Ponownie zapadła między nimi cisza. Kierowany jednak dominującą w nim
ciekawością zapytał.
- Jaką postać przybiera twój
patronus? – Nie wiedzieć czemu nagle zdał sobie sprawę z tego, że to pytanie jest
bardzo intymne. Przez chwile nawet poczuł się strasznie głupio zadając je, lecz
ponownie zwyciężyła w nim ciekawość. Sama Samara długo milczała. Obracała na
palcu jeden ze swoich pierścieni. Była to kolejna oznaka, tego, że czuła się
niepewnie. Ponownie zwróciła się w stronę okna unikając jego spojrzeń.
- Od chwili kiedy dowiedziałam się
o śmierci Potterów nie rzucałam zaklęcia patronusa. Tak więc nie jestem do
końca pewna, jaką miałby obecnie postać.
Zrozumiał, że zbyła go. Powiedziała
dokładnie tyle ile wolno mu było wiedzieć. Postanowił nie ciągnąć tematu dalej.
Podszedł i ponownie pozwolił sobie objąć ją w pasie, jednak coś się w nim
zmieniło, coś pękło i zaczęło sączyć jad do jego serca. Tą noc mimo wszystko
spędzili razem.
Biegnąc
nagle uświadomił sobie, że wspomnienie o Lily tamtej nocy zdecydowało, że
będzie to ich ostatnia noc. Samara obudziła drzemiące w nim demony. Być może
gdyby o niej nie wspomniała do teraz byli by razem.
Tymczasem
walka miedzy Harrym a Voldemortem rozgorzała na nowo. Neville mieczem Godryka
Gryffindora zabił węża i tym wywołał wściekłość w Czarnym Panu. Dumbledore
wycofał się. Wiedział, że tą walkę musi stoczyć Harry. Sam ruszył z pomocą
innym pojedynkującym się uczniom Hogwartu. Pokonanych śmierciożerców pętał w
więzy, aby oddać ich później w ręce ministerstwa. Do jego uszu dotarł krzyk
Voldemorta który w tym samym momencie w którym Harry rzucił przeciwko niemu expelliarmus
rzucił mordercze zaklęcie, które pomknęło i napotkało opór zaklęcia
rozbrajającego. Plac rozbłysnął zielonym i czerwonym światłem. Oboje ostatkiem
sił próbowali pokonać przeciwnika. Walka przez dłuższy czas była wyrównana,
jednak po chwili coś dziwnego zaczęło dziać się z różdżką Voldemorta i Harry
zdobywał przewagę. Jego zaklęcie dominowało i zbliżało się do Czarnego Pana. W
chwilę po tym różdżka Voldemorta rozpadła się w drzazgi i zaklęcie uderzyło go
w pierś. Harry opadł na kolana i przyglądał się jak Voldemort ginie. Wszyscy
nadal wolni śmierciożercy widząc tą scenę aportowali się, a na placu wybuchł
krzyk wiwatów. Do Harrego dopadli wszyscy łapiąc go w ramiona. On sam stał
oszołomiony i pozwolił się zaprowadzić z wszystkimi do wielkiej sali gdzie
zbierano tam rannych i zabitych.
Dementorzy
uciekli, opuściła ręce i stała tak przez chwilę patrząc na panoramę Hogwartu.
Wiedziała, że to koniec.
-
Samaro! – usłyszała za sobą krzyk i odwróciła się ledwie przytomna. Zdążyła jednak zobaczyć zdyszanego
Snape’a, który stał kilka metrów od niej.
-
Severusie. – wyszeptała. A on zobaczył wyraźnie moment w którym w jej oczach
coś bezpowrotnie zgasło. Chwilę po tym ugięły się pod nią kolana.