niedziela, 29 listopada 2015

Nie ingeruj w przeznaczenie.


Ciąg dalszy. Przewija się tu motyw ostatniej wspólnej nocy. Może trochę rozjaśni obraz może nie... 


Niezadowolonym z toku wydarzeń mówię: wybaczcie.


*****************************************

    Twarze wszystkich zwróciły się w jej kierunku. Harry i Dumbledore stali jakby wmurowani. Na twarzy dyrektora pojawiły się dwie pojedyncze łzy.

- Przecież ona zginie! –  krzyknął Harry i chciał pobiec do niej, lecz powstrzymał go Albus.

- Nie należy ingerować w cudze przeznaczenie. – powiedział smutno.

    Snape’a z kolei nikt nie powstrzymał. Puścił się biegiem w stronę Samary. Chciał ją powstrzymać, nie pozwolić na to, aby się zabiła. Biegł przed siebie nie zwracając uwagi, na ból w krwawiącej nodze. Za sobą usłyszał ryk wściekłości Voldemorta, ale nie zwrócił na niego uwagi. Nie on jest teraz ważny. Musi do niej dobiec za wszelką cenę. Światło patronusa oślepiło go. Zaklęcie było potężne. Nigdy nie widział czegoś takiego. Dementorzy zdawali się wycofywać pod jego naporem.
Nie przestawał biec. Zdawało mu się, że stoi w miejscu, że to trwa zbyt długo. Gdy Samara była już bliżej krzyknął w jej kierunku.

- Samaro! Nie! – ta nawet nie zwróciła na niego uwagi. Stała na krawędzi wzgórza z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Wiatr rozwiewał jej włosy, a z jej dłoni nadal wylatywały srebrne kruki.
Nigdy nie widział postaci jej patronusa i przeszło mu przez myśl, że nie spodziewał się właśnie takiej formy.
Przypomniało mu się, że nawet ją kiedyś o to zapytał, ale nie udzieliła mu jednoznacznej odpowiedzi. To dla niej takie typowe – myślał nadal szaleńczo biegnąc w jej stronę.

   Siedzieli jak zwykle naprzeciw siebie. Było już dosyć późno, a ogień w kominku zaczął dogasać i zrobiło się wyraźnie chłodniej. Samara skończyła jakiś czas temu czytać kolejną książkę z jego zbioru i wpatrywała się w okładkę. Palcem wskazującym obrysowywała pozłacane żłobienia, robiła to bezwiednie. Wiedział bowiem, że ma taki zwyczaj gdy się nad czymś zastanawia, lub coś ją dręczy. Tego wieczoru była małomówna i chyba nawet lekko poddenerwowana. 

- Jesteś dziś wyjątkowo milcząca. – powiedział odkładając pióro.

- Przepraszam, jeżeli cię tym uraziłam. – odpowiedziała nadal nie patrząc na niego.

- Skąd myśl, że możesz mnie tym urazić? – zapytał i pomyślał, że to do niej nie podobne przepraszać zbyt pochopnie. Była dumna i nadzwyczaj pewna siebie. Przepraszała tylko wówczas, gdy miała ku temu wyraźny powód.

Milczała, nie uraczyła go nawet zbywającym wzruszeniem ramion, jak zwykła robić, gdy nie miała ochoty dalej rozmawiać.

- Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim. – powiedział odsuwając się wraz z krzesłem od biurka. Wyprostował nogi i założył sobie ręce na piersi.

- Istnieją rzeczy, o których lepiej nie mówić. – podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. – Wiesz, o tym lepiej ode mnie.

Skinął głową, nadal przyglądając się jej. Była spięta. Wstała i podeszła do regału odkładając przeczytaną książkę na swoje miejsce. Stała tam i przyglądała się innym. Dobrze wiedział, że udawała, że wcale nie szuka kolejnej książki. Unikała jego spojrzeń w dość obcesowy sposób. Nie trudno było się mu domyślić, że dziś nie czuje się dobrze w jego towarzystwie.

- Zrobiłem coś nie tak? – zapytał wstając i powoli podchodząc do niej.

- Nie.

- Więc w czym rzecz? – stanął za jej plecami i delikatnie objął ją w pasie. Poczuł jak spina się w jego ramionach, jednak nie próbowała się mu wyrwać. Stali tak w ciszy dłuższą chwilę zanim odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz i spojrzeć mu w oczy.

- Do tej pory wydawało mi się, że znam cię dobrze. Jednak teraz nie jestem do końca pewna czy to, co za chwile powiem nie zniszczy tego co udało nam się przez te kilka tygodni zbudować. – Mówiła, a on słuchał z mieszaniną ciekawości i lęku.

Najpewniej słuchał by dalej, lecz przerwało im nagłe pojawienie się patronusa Dumbledore’a. Srebrzystobiały feniks zawirował w jego gabinecie i przemówił.

- Severusie, przybądź jak najszybciej do pokoju Remusa z odpowiednią porcją wywaru tojadowego. – Po tym feniks rozpłynął się, a Severus zaklął pod nosem. Podszedł do wielkiej szafy, która stała po drugiej stronie gabinetu. Wymruczał zaklęcie, które umożliwiało otwarcie jej zabrał z półki niewielką fiolkę z wywarem i podszedł do kominka. Zanim zniknął obrócił się w jej stronę.

- Zostań dziś. Dokończymy jak wrócę. – chwile po tym zniknął w szmaragdowych płomieniach.

Gdy wrócił zastał ją stojącą przy oknie. Spojrzała na niego, gdy ponownie pojawił się w kominku strzepując z szat sadzę.

- Dziś jest pełnia. – powiedziała.

- Owszem.

- Co z Remusem?

- Śpi.

- To dobrze. – Ponownie odwróciła się w stronę okna spoglądając na księżyc. – Zawsze intrygował mnie patronus Albusa.

- Wygląd i postać patronusa odzwierciedla postać samego czarodzieja. Feniks jako stworzenie jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Zupełnie jak Albus.

- Masz rację, jest wyjątkowy. Jednak jestem niemal pewna, że jako mała dziewczynka widziałam inną jego postać. Nie mogę sobie tylko przypomnieć jaką.

- To się zdarza. Patronus może ulec zmianie pod wpływem silnych emocji takich jak miłość, ból, strach, lub nienawiść. – Ruszył powoli w jej stronę.

- Łania. – powiedziała, a Snape gwałtownie przystanął w miejscu o dwa kroki od niej. – Twoim patronusem jest łania. – Odwróciła się ponownie, by wyłapać jego spojrzenie.
– Taką samą miała Lily. – Milczał, nie ruszając się z miejsca. W zasadzie nie wiedział co ma jej powiedzieć. Nie zaprzeczy. Przeważnie starał się ukrywać postać swojego patronusa wyczarowując samą tylko tarczę. Podobnie jak Lupin. Tyle, że ten ukrywał postać patronusa ze względu na strach przed zdemaskowaniem jego przykrej dolegliwości. W pośpiechu starał sobie przypomnieć kiedy mogła zobaczyć jak ją wyczarowuje. Nie przypomniał sobie.

- Tak. – zdołał potwierdzić. Ponownie zapadła między nimi cisza. Kierowany jednak dominującą w nim ciekawością zapytał.

- Jaką postać przybiera twój patronus? – Nie wiedzieć czemu nagle zdał sobie sprawę z tego, że to pytanie jest bardzo intymne. Przez chwile nawet poczuł się strasznie głupio zadając je, lecz ponownie zwyciężyła w nim ciekawość. Sama Samara długo milczała. Obracała na palcu jeden ze swoich pierścieni. Była to kolejna oznaka, tego, że czuła się niepewnie. Ponownie zwróciła się w stronę okna unikając jego spojrzeń.

- Od chwili kiedy dowiedziałam się o śmierci Potterów nie rzucałam zaklęcia patronusa. Tak więc nie jestem do końca pewna, jaką miałby obecnie postać.

Zrozumiał, że zbyła go. Powiedziała dokładnie tyle ile wolno mu było wiedzieć. Postanowił nie ciągnąć tematu dalej. Podszedł i ponownie pozwolił sobie objąć ją w pasie, jednak coś się w nim zmieniło, coś pękło i zaczęło sączyć jad do jego serca. Tą noc mimo wszystko spędzili razem.

    Biegnąc nagle uświadomił sobie, że wspomnienie o Lily tamtej nocy zdecydowało, że będzie to ich ostatnia noc. Samara obudziła drzemiące w nim demony. Być może gdyby o niej nie wspomniała do teraz byli by razem.

    Tymczasem walka miedzy Harrym a Voldemortem rozgorzała na nowo. Neville mieczem Godryka Gryffindora zabił węża i tym wywołał wściekłość w Czarnym Panu. Dumbledore wycofał się. Wiedział, że tą walkę musi stoczyć Harry. Sam ruszył z pomocą innym pojedynkującym się uczniom Hogwartu. Pokonanych śmierciożerców pętał w więzy, aby oddać ich później w ręce ministerstwa. Do jego uszu dotarł krzyk Voldemorta który w tym samym momencie w którym Harry rzucił przeciwko niemu expelliarmus rzucił mordercze zaklęcie, które pomknęło i napotkało opór zaklęcia rozbrajającego. Plac rozbłysnął zielonym i czerwonym światłem. Oboje ostatkiem sił próbowali pokonać przeciwnika. Walka przez dłuższy czas była wyrównana, jednak po chwili coś dziwnego zaczęło dziać się z różdżką Voldemorta i Harry zdobywał przewagę. Jego zaklęcie dominowało i zbliżało się do Czarnego Pana. W chwilę po tym różdżka Voldemorta rozpadła się w drzazgi i zaklęcie uderzyło go w pierś. Harry opadł na kolana i przyglądał się jak Voldemort ginie. Wszyscy nadal wolni śmierciożercy widząc tą scenę aportowali się, a na placu wybuchł krzyk wiwatów. Do Harrego dopadli wszyscy łapiąc go w ramiona. On sam stał oszołomiony i pozwolił się zaprowadzić z wszystkimi do wielkiej sali gdzie zbierano tam rannych i zabitych.

Dementorzy uciekli, opuściła ręce i stała tak przez chwilę patrząc na panoramę Hogwartu. Wiedziała, że to koniec.

- Samaro! – usłyszała za sobą krzyk i odwróciła się ledwie przytomna. Zdążyła jednak zobaczyć zdyszanego Snape’a, który stał kilka metrów od niej.

- Severusie. – wyszeptała. A on zobaczył wyraźnie moment w którym w jej oczach coś bezpowrotnie zgasło. Chwilę po tym ugięły się pod nią kolana.




niedziela, 22 listopada 2015

Coś się kończy, coś się zaczyna.

Zostało jeszcze 5 rozdziałów, czyli jesteśmy na ostatniej prostej. Rozpoczęła się bitwa o Hogwart. Nie zmieniałam zbyt wiele z tego co mamy w kanonie. Nie jestem najlepsza w opisywaniu takich scen, więc z góry za to przepraszam.  Jak zwykle czekam na opinie.

************************************************

   Coś wyrwało ją nagle ze snu. Zaczerpnęła łapczywie powietrze wypełniając sobie płuca do granic wytrzymałości. Była zlana potem. Rozejrzała się nerwowo po pokoju, lecz nie zauważyła niczego niezwykłego. Wstała i udała się do kuchni, aby zaparzyć sobie napar z melisy. Wiedziała, że już dziś nie zaśnie. Nie było sensu się męczyć. Serce biło jej jak oszalałe. Była zdenerwowała choć nie miała powodów. W głębi duszy wiedziała, że coś jest nie tak, że coś się dzieje. Schowała twarz w nienaturalnie trzęsących się dłoniach i oddychała głęboko próbując się uspokoić. Czajnik zaczął gwizdać domagając się uwagi. Samara podniosła wzrok i wstrzymała oddech. 

   To dziś. Pierwszy kwiecień. Zaklęcia ochronne osłabły. Spojrzała na swoje trzęsące się dłonie i wiedziała, że Czarny Pan zaatakował szkołę. Przez dar empatii odczuwała strach osób, które są teraz w zamku. Wstała i nerwowo przemierzała kuchnie. Nie mogła im pomóc, posunęłaby się za daleko. Nie wybaczono by jej tego. Gdyby tylko mogła… Wyszła na korytarz i spojrzała w stronę zamkniętych drzwi jednego z pokoi jej domu. Nie, to nie możliwe. – pomyślała i wróciła do kuchni. Przez magie, którą władała nie mogła odpowiadać sama za siebie. Ma również inne obowiązki. Uderzyła pięścią w blat stołu. Stała tak dłuższą chwilę zanim zdała sobie sprawę, że czajnik nadal przeraźliwie gwiżdże. Podeszła do niego i zdjęła go z ognia. W tym samym momencie do kuchni przyczłapała jej skrzatka, którą najpewniej obudził hałas.

- Czy wszystko dobrze proszę Pani? – skrzatka spojrzała na nią i zamrugała zdziwiona.

Samara patrzyła przed siebie nie zwróciwszy na nią najmniejszej uwagi. W głowie miała milion myśli na minutę.
Zginie, na pewno zginie jeśli to zrobi. Ale jeżeli mogła by pomóc Harremu i innym których tak kochała?
Głupa! Co będzie… - Nie dokończyła tej myśli bo skrzatka podeszła do niej i szarpnęła za dół jej szaty chcąc zwrócić na siebie uwagę. Samara spojrzała na nią i napotkała jej wielkie wyłupiaste oczy. Wgapiały się w nią z dziwnym wyrazem. Patrząc w jej ufną twarz zdała sobie sprawę, że od dawna wiedziała co zrobi gdy nadejdzie ten dzień. Przez tyle lat oszukiwała samą siebie tak dobrze, że była gotowa uwierzyć w słowa Albusa, że stworzona jest do wyższych celów. Największą wartością ludzi jest życie. Jeżeli mogła ochronić choć jedno to nic innego się nie liczy. Odda wszystko, aby jej bliscy mogli żyć w lepszym świecie. Nawet kosztem swojego życia.

Tak Albusie, pomyślała – stworzyłeś mnie do wyższego dobra. Pozwalałeś mi naiwnie myśleć, że muszę mieć kontrolę nad swoim życiem, że każda moja nieprzemyślana decyzja może doprowadzić do tragedii. Jednocześnie kazałeś mi iść drogą, którą wskazuje moje serce. Ty oszuście! – zdała sobie sprawę, że z jej oczu lecą łzy.Pamiętam jak będąc dzieckiem powiedziałeś mi, że każdy żyje tym za co zgodzi się umrzeć. Już wówczas wiedziałeś, prawda? Już wtedy wiedziałeś jak postąpię trzymając na szali życie osób, które kocham. Dlaczego więc tak uparcie powtarzałeś „nie mieszaj się do tego.” To kolejna twoja gra prawda? Chciałeś, abym sama zrozumiała co jest dla mnie istotne, a co nie. Dobrze wiedziałeś, że na nic zdadzą się twoje tłumaczenia i dobre rady. Jestem uparta, nie posłucham… Trzeba więc z nią zagrać, musi sama poczuć smak porażki. Musi się dowiedzieć, że w niektórych grach musimy poświęcić wszystko co mamy, aby to ocalić. Ta cholerna przepowiednia, której treści uparcie nie chciałam usłyszeć! Teraz to wiem… tam jest wszystko. Nie musiałam jej poznać, sama się spełniła. Niech tak będzie.Wytarła łzy rękawem szaty i zebrała myśli.   
- Muszę teraz wyjść. – powiedziała już spokojna i pewna siebie – Zadbaj o wszystko. Ruszyła w kierunku sypialni, lecz przystanęła w progu, odwróciła się w jej stronę. – Jesteś dobrą skrzatką i dziękuję za wszystko. – Wyszła z kuchni zostawiając stworzonko z zaskoczoną miną.

Wbiegła do sypialni zapalając wszystkie lampy. Z dolnej szuflady biurka wyjęła pergamin i inkaust z piórem. Pospiesznie napisała kilka zdań i włożyła do koperty. List zostawiła na biurku rzucając na nie odpowiednie zaklęcie. Gdy zginie list sam trafi do adresata. Narzuciła na siebie długi czarny płaszcz, ten sam który miała na sobie wkraczając do Hogwartu, wzięła do ręki różdżkę i wyszła nie oglądając się za siebie. Będąc na korytarzu ponownie spojrzała w kierunku zamkniętych drzwi, lecz postanowiła nie tracić ani chwili. Otworzyła główne drzwi jej domu i wyszła aportując się zaraz na schodach.

Przeniosła się na jedno ze wzgórz otaczających zamek. Był z niego doskonały widok. Zaczynało być już widno i powoli ukazywał się obraz zniszczeń. Serce Samary na chwilę przestało bić. Patrzyła na Hogwart, który niczym nie przypominał siebie z lat świetności. Zburzone mury, zawalone ściany, zerwane mosty. Do tego wszystkiego ta przeraźliwa cisza. Jakby w najbliższej okolicy nie było żywej duszy. Gdy już chciała ruszyć w kierunku szkoły zobaczyła jak z lasu wychodzą śmierciożercy strzelając iskrami na znak zwycięstwa. Na samym przedzie szedł Voldemort, a obok niego człapał poraniony i chlipiący Hagrid, który niósł kogoś na rękach. Przyjrzała się dokładniej i zobaczyła, że osobą którą niesie gajowy był Harry. Leżał bezwładny w jego ramionach i wszystko wskazywało na to, że nie żył. Samara zamarła. To nie może być koniec. Albus twierdził, że Harry przeżyje. Przyglądała się temu pochodowi zwycięstwa z przerażeniem w oczach.

Nagle poczuła coś… coś ciepłego na sercu. Uśmiechnęła się do siebie bo wiedziała, że Harry przeżył. To wszystko jest częścią planu. Ze szkoły zaczęli wychodzić wszyscy którzy przeżyli bitwę. Stanęli na dziedzińcu przed głównym wejściem do szkoły przyglądając się zbliżającemu się Voldemortowi. Z tłumu wybiegła Giny z przeraźliwym krzykiem. Spostrzegła Harrego. Voldemort zaśmiał się. Nie słyszała tego co mówił, ale domyślała się co im chce przekazać. Z tłumu wyszedł młody Malfoy równie przerażony jak wszyscy. Niepewnie podszedł do swoich rodziców. Następny wyszedł Neville. Nie mogła uwierzyć, że się do nich przyłączy, to zupełnie nie w jego stylu. Tak jak myślała, nie przyłączył się lecz wyciągnął miecz Gryffindora w geście podjęcia dalszej walki. 
Właśnie ten moment wykorzystał Harry. Zeskoczył z ramion Hagrida i pobiegł w kierunku zamku. Voldemort zawył z wściekłości i bitwa rozgorzała na nowo.

Pojedynkujące się pary zajęły cały teren szkoły i Samara mogła się temu wszystkiemu przyglądać. W tłumie walczących dostrzegła Snape’a, który walczył z Dołohowem. Nie spuszczała go z oka. Był szybki i precyzyjny. Nie musiała widzieć wyrazu jego twarzy, aby wiedzieć, że wymalowana jest na niej zawziętość. Po dłuższym pojedynku odrzucił zaklęciem przeciwnika i rozejrzał się w poszukiwaniu kolejnego.

Nieoczekiwanie jego wzrok zatrzymał się na niej. Oświetlana blaskiem wschodzącego słońca była wyraźnie widoczna mimo znacznej odległości. Stali tak i przyglądali się sobie zupełnie jakby byli tam sami. Jakby wokół nich nie toczyła się żadna walka i jakby stali tuż obok siebie, na wyciągnięcie ręki. Tak blisko i jednocześnie daleko. Był tylko on i tylko ona. Nie potrzeba było słów między nimi, aby wiedziała o czym właśnie myśli. Przyglądali się sobie do momentu w którym na placu pojawili się walczący Dumbledore i Harry. Oboje próbowali pokonać Voldemorta, który z każdą chwilą stawał się bardziej wściekły, a przy tym niebezpieczny. Inne walki ustały. Wszyscy przyglądali się walczącej trójce. Walka była zacięta do momentu, gdy z tłumu dało się usłyszeć przeraźliwy krzyk jednej z uczennic:

- Dementorzy!

Oczy wszystkich zwróciły się w kierunku na który wskazywała uczennica. Śmierciożercy zarechotali złośliwie i wycofali się o kilka kroków. Voldemort również wyszczerzył zęby.

- Stracicie dziś coś więcej niż życie. Nie jesteście w stanie ich powstrzymać choćbyście wszyscy wyczarowali patronusy! – Harry z przerażeniem spojrzał w oczy Dumbledore’a. Byli bezsilni.

Samara spojrzała w kierunku zbliżających się zjaw. Było ich zbyt wielu. Żaden z obecnych na polu walki czarodziei nie będzie w stanie wyczarować patronusa o wystarczającej sile, aby ich przepędzić. Dobrze o tym wiedziała.
Żaden czarodziej nie będzie w stanie.powtórzyła sobie i wiedziała co musi zrobić.
Dementorzy byli już naprawdę blisko, a na placu przed szkołą rozgorzała panika. Podeszła do krawędzi wzgórza, przymknęła oczy i pomyślała: Mrok jeszcze nie przykrył świata. Czuję to w sobie, głęboko w sercu. Va’esse deireádh aep eigean* Wyciągnęła przed siebie obie dłonie i krzyknęła z całych sił.
- Expecto patronum! – jej głos rozszedł się głośnym echem po całym terenie, a z jej rąk wleciało stado srebrzystych kruków, które skierowały się w stronę Dementorów.
------------------------------------------------------------------------------------------------------

* Coś się kończy, coś się zaczyna. Język elfów – cytat z sagi o wiedźminie.


wtorek, 17 listopada 2015

Taka sytuacja :)



Stałym czytelnikom tego opowiadania polecam zajrzenie w komentarze pod rozdziałem: Wspomnienia.

Wspólnie z limotini poszłyśmy "w co by było gdyby". Właśnie tym sposobem powstało opowiadanie łączące nasze dwie historie. Jest to alternatywa do ostatnich wydarzeń w moim opowiadaniu, do którego dołącza Cecile, główna bohaterka opowiadania limotini.

Zapraszam więc na jej blog, który znajdziecie o tu:
http://smct-cytrynowo.blogspot.com/




Dajcie znać czy chcecie może czytać dalsze ich losy. Coś tam myślę z przyjemnością obie naskrobiemy.

Pozdrawiam

SS 

niedziela, 15 listopada 2015

Podziękowania

Trochę niedopracowany, ze względu na brak czasu. Dopiero co wróciłam z uczelni i jestem jak zwykle do tyłu z wszystkim. Za błędy przepraszam, ale mimo to zapraszam do komentowania. Chęci miałam dobre :P

****************************

Po ostatnich wydarzeniach było jasne, że bitwa o Hogwart zbliża się nieuchronnie. Wiedziała, że Dumbledore chcąc ją chronić nie powiadomi jej o niczym. Wątpiła jednak, aby udało się mu zataić atak w tajemnicy. Wieść natychmiast rozniesie się i trafi do Londynu. Albus przestał ją informować o zdarzeniach więc była pewna, że sprawy przyspieszyły. Ostatnią wiadomość od niego dostała pod koniec lutego. List był krótki:

Samaro,
Severus czuje się już lepiej. Ponownie wrócił do nauczania. Sprawy między nim, a Harrym uległy delikatnej poprawie. Jak to zrobiłaś?
Bądź zdrowa.
Albus Dumbledore
Dyrektor Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart.

Nie odpisała mu na list. Z resztą była pewna, że dyrektor nie oczekuje odpowiedzi. Kończył się właśnie marzec i wiedziała, że za tydzień zaklęcia chroniące szkołę osłabną. Czuła całą sobą, że właśnie wówczas Voldemort uderzy. Po tylu latach życia w strachu i niepewności społeczność czarodziei będzie zmuszona opowiedzieć się po jednej ze stron. Rodziny ponownie podzielą się i nierzadko dojdzie do sytuacji, że brat będzie walczył przeciwko bratu.
Martwiła się o Harrego. Wiedziała, że odnaleźli prawie wszystkie horkruksy. Pozostało zgładzić jedynie węża. Chłopak będzie musiał zmierzyć się ze wszystkimi swoimi słabościami. Będzie musiał potrafić oddać życie za swoich przyjaciół i pogodzić się ze śmiercią. Dumbledore poinformował ją o swoich przypuszczeniach co do tego, że Harry jest nieumyślnie stworzonym przez Voldemorta horkruksem i będzie musiał zostać zabity przez niego samego. Albus twierdził jednak, że nie powinien zginąć, ponieważ Harry godzi się z tym, aby poświęcić życie za ludzi których kocha. To go odróżnia od Voldemorta i właśnie to go uratuje.
Miała nadzieje, że Albus się nie mylił.
W holu usłyszała pyknięcie aportacji i zerwała się na równe nogi. Do jej domu nie można było się bezpośrednio aportować. Wbiegła na korytarz i zobaczyła skrzatkę domową, która służyła Severusowi. Skrzatka jak większość tego rodzaju stworzeń była niechlujnie ubrana.

- Iskierko, co tu robisz? – zapytała zszokowana. No tak – pomyślała - magia skrzatów domowych różni się od magii czarodziejów. Nie przewidziała tego.

- Pani Samaro – skrzatka się skłoniła – Profesor Snape kazał mi Panią odszukać i Iskierka to zrobiła.

- Dobrze, ale dlaczego kazał ci mnie znaleźć?

- Profesor Snape, kazał przekazać Pani, że nie zdążył podziękować i, że jest wdzięczny. Prosił, aby powiedzieć, że spełnił Pani prośbę. – skrzatka ponownie się skłoniła. – Kazał również przekazać, aby się Pani nie martwiła, bo ja nie przekaże profesorowi Snape’owi miejsca Pani pobytu.

Samarę wmurowało. No tak… Skrzat który dostanie jakieś polecenie będzie starał się je wykonać za wszelką cenę. Skoro Snape kazał odszukać ją to Iskierka nie miała wyboru, musiała to zrobić. Nie powinien tego robić. Nierozważnie rzucone polecenie może skończyć się niekiedy tragicznie.

- Czy Iskierka ma coś przekazać profesorowi Snape’owi? – zapytała wgapiając się w nią swoimi wielkimi niebieskimi oczami.

Najchętniej kazałaby jej powiedzieć, że nie odszukała miejsca jej pobytu. Wiedziała jednak, że domowe skrzaty nie kłamią.

- Przekaż profesorowi, że nigdy nie oczekiwałam podziękowań.

- Czy to wszystko? – zapytała ponownie skrzatka

Samara przymknęła oczy i zastanowiła się przez chwile. Nie było nic co chciała by dodać.


- Tak to wszystko. Możesz już wrócić do szkoły. – skrzatka skłoniła się do samej podłogi i aportowała się do Hogwartu. Samara stała tak jeszcze dłuższą chwilę zanim poukładała sobie wszystko. Severus Snape wdzięczny! Ten dzień zapewne zapisze się w kartach historii. 


niedziela, 8 listopada 2015

Wspomnienie

Zdecydowanie mój ulubiony. Jest w nim sporo emocji, których nie było do tej pory. Czekam na opinie.

*****************************

  Lochy nie były przyjemnym miejscem, zwłaszcza zimą, ale z jakiegoś powodu lubiła je. Dawały jej poczucie bezpieczeństwa. Sama nie wiedziała dlaczego. Lochy przecież nie powinny się nikomu tak kojarzyć. Minął tydzień, a Snape przez ten czas ocknął się tylko raz na dosłownie kilka sekund, akurat wtedy, gdy pochylała się nad nim ocierając pot z jego czoła. Ich oczy spotkały się, a z jego ust dało się usłyszeć wątłe – Wróciłaś. Chwile po tym ponownie stracił przytomność. Samara jednak była pewna, że był zbyt słaby, aby móc to pamiętać. Po tym jak dostali się do zamku spędziła nad nim dwa dni szepcząc wszelkiego rodzaju zaklęcia lecznicze. Gdy skończyła sama zasnęła wyczerpana w fotelu przy jego łóżku i przespała dobrych kilka godzin. Stała teraz przy regale z książkami, które pieczołowicie gromadził przez te wszystkie lata. Sunęła palcem po zakurzonych i podniszczonych księgach i zalała ją fala wspomnień. Pamięta jak pierwszy raz odważyła się zapytać go czy nie pożyczyłby jej książki, którą wiedziała, że ma, a której ona nigdzie nie mogła dostać. Zdziwiła się, że bez żadnego mruknięcia pozwolił jej pojawić się wieczorem w jego gabinecie.
Gdy się tam zjawiła było daleko po 22:00. Zapukała nieśmiało i niepewnie. Otworzył jej po krótkiej chwili, a to co zobaczyła było dla niej tak nieprawdopodobne jak Wielkanoc w grudniu. Snape stał przed nią w luźnej białej koszuli i czarnych dobrze skrojonych spodniach. Od tylu lat była przyzwyczajona do jego standardowego wizerunku surowego nauczyciela w nieśmiertelnej czerni, że przez chwile myślała, że zapukała nie do tych drzwi.


- Zamierzasz długo tu sterczeć? – przywrócił ją do rzeczywistości.
Weszła do gabinetu lekko zmieszana. W kominku palił się wesoło ogień, a na jego biurku leżała pokaźna sterta prac domowych i książka, o którą prosiła „Alchemia i eliksiry”. Wydanie tak rzadkie, że prędzej mugol zobaczy jednorożca, niż przeciętny czarodziej tą książkę. Nawet Dumbledore nie ma jej w swoim księgozbiorze. Na widok tomu poczuła znane uczucie ekscytacji. Lubiła to uczucie, gdy brała do ręki starą książkę i starała się wychwycić jej subtelny zapach. Tak… książki dla niej pachniały i to każda inaczej. Pachniały w taki sposób, że czuła się jakby nie dotykała ziemi… Uwielbiała pierwszy kontakt z książkami, szczególnie z takimi, o których większość nie miała zielonego pojęcia. Podeszła do biurka powoli, celebrując moment w którym weźmie ją pierwszy raz do ręki i gdy już chciała wziąć ją zawahała się i przypomniała sobie w czyim gabinecie się znajduje i kto jest właścicielem tej książki. Odwróciła się w jego kierunku. Stał oparty o jeden z regałów i nie spuszczał jej z oka.


- Byłem ciekaw, kiedy sobie o mnie przypomnisz. – zakpił i ruszył w stronę biurka, by usiąść w fotelu i zająć się pracami domowymi.


- Czy mogę? – zapytała lekko speszona.


Nie odpowiedział, zamiast tego wzruszył beznamiętnie ramionami. Samara uznała to za zgodę i wzięła do ręki upragnioną książkę. Była ciężka. Okładka oprawiona w bawolą skórę ze złotymi okuciami na brzegach. Była niebywale cenna i po raz kolejny zdziwiła się, że Snape bez żadnych warunków pozwoli jej pożyczyć sobie ją na dwa dni.

- Jestem ciekawa Severusie jak wszedłeś w posiadanie tej książki? – zapytała nie mogąc opanować swojej ciekawości. Pamięta jak sama osobiście przeczesała wszystkie biblioteki, księgarnie i prywatne zbiory w poszukiwaniu tego wydania. Dopiero Albus uświadomił jej, że książka jest bliżej niż mogła się tego spodziewać. Spojrzał na nią z niecierpliwym wyrazem twarzy.


- Czy to takie ważne? – odpowiedział i wyłowił jej spojrzenie, które jasno wyrażało, że Samara nie odpuści. Westchnął, ponownie zajął się sprawdzaniem pracy domowej ucznia i odpowiedział. – Bycie poplecznikiem Czarnego Pana ma jednak jakieś dobre strony. – zadrwił, a Samarze zrobiło się głupio.

- Przepraszam. – spuściła wzrok, nie odpowiedział jej. – Pójdę już, nie będę ci przeszkadzać. – skierowała się w stronę wyjścia, gdy usłyszała szczęk ryglowania drzwi.


- Chyba nie sądziłaś, że pozwolę ci wyjść z tą książką? Na całym świecie są jej tylko trzy egzemplarze. – Samara odwróciła się zdziwiona i zobaczyła, jak bawi się różdżką całkowicie z siebie zadowolony.


- Jak to? To gdzie mam ją przeczytać? Tutaj? – zapytała piskliwie nie wierząc własnym uszom.

- Owszem. – wskazał jej dłonią fotel naprzeciwko niego. Wstał i podszedł do stolika na którym stał dzbanek i dwie filiżanki.


- Masz ochotę na herbatę?- zapytał, a Samara mogła przysiąc, że w kącikach jego ust pojawił się cień zadziornego uśmiechu.


Wciąż oszołomiona usiadła we wskazanym fotelu i przytaknęła.


- Wiesz, że nie zdołam przeczytać jej w jeden wieczór? – zapytała upewniając się, że wie o konsekwencji swojego czynu.


- Jestem tego świadomy. – odpowiedział nalewając jej herbaty. Samara wciąż miała wrażenie, że słyszy rozbawienie w jego głosie.
Chwile po tym postawił przed nią parujący napar i sam ponownie zatopił się w swojej pracy. Przez dłuższy czas przyglądała się mu zdziwiona, lecz doszła do wniosku, że „lepszy rydz niż nic” i sama również zajęła się lekturą.


   Po jakimś czasie ich spotkania stały się tak naturalne, że nawet nie zdziwiła się kiedy pocałował ją po raz pierwszy. Sama też nie wiedziała w którym momencie uświadomiła sobie, że stanowczy i zimny Mistrz Eliksirów jest tym, przy którym chciała spędzić resztę swoich dni. Snape wpuścił ją do swojego świata. Był nieufny nawet wobec sprzymierzeńców, więc starała się nie nadużywać zaufania, którym ją obdarzył. Każdy wieczór z nim spędzony pamięta doskonale, a w szczególności ten ostatni. Skrzywdził ją i miała prawo teraz odmówić zajmowania się nim, jednak sama nie wiedziała dlaczego do tej pory nie opuściła Hogwartu. Spełniła swoją role. Sprowadziła go bezpiecznie do szkoły i wyleczyła rany. Na jego ciele odznaczały się teraz wyraźne blizny, które już na zawsze będą mu przypominały tamtą noc. Spojrzała na niego ponownie, spał oddychając miarowo. Nie wiedziała ile jeszcze upłynie czasu zanim się ocknie, jednak gdzieś w sobie wiedziała, że nie odejdzie póki nie spojrzy w jego czarne oczy i nie upewni się, że przeżyje. Podeszła do stolika na którym skrzatka Severusa postawiła tacę z herbatą. Nalała sobie do porcelanowej filiżanki aromatycznego napoju i usiadła w swoim fotelu. Fotel był oczywiście Snape’a, ale za czasów kiedy tu przesiadywała stał się jej. Był wygodniejszy niż można by się po nim spodziewać. Wyciągnęła nogi przed siebie i upiła łyk gorącego naparu przymykając przy tym oczy. Cisza, która panowała w pokoju była wręcz ogłuszająca. Takie chwile lubiła więc brała z nich jak najwięcej. Satynowa pościel zaszeleściła, Samara natychmiast otworzyła oczy i spojrzała w tym kierunku. Snape poruszył prawą ręką i zajęczał cicho z bólu. Samara wstała i podeszła do niego. Budził się.


- Staraj się nie ruszać rękoma. Zajęło mi sporo czasu, aby ci je poskładać. – przysunęła do jego łóżka drewniane krzesło i usiadła przy nim. Snape rozchylił spierzchnięte usta i nieznacznie otworzył oczy. Gdzieś w głębi siebie Samara poczuła jak wielki ciężar, który ją przytłaczał znika.


- Wody. – wychrypiał cicho. Samara wstała podeszła do stolika i nalała mu z drugiego dzbanka wody. Wróciła do niego uniosła mu delikatnie głowę i przybliżyła kubek do ust. Snape skrzywił się z bólu, upił kilka łyków i opadł na poduszkę.

- Jakim cudem żyję? – zapytał cicho.

- Nie było żadnego cudu. – usiadła ponownie na krześle zakładając sobie nogę na nogę. – Poszłam tam po ciebie, wyciągnęłam i przeniosłam do zamku. – Snape zmarszczył czoło.


- Głupia kretynka. – wycharczał.

- No, muszę przyznać, że nieźle się odwdzięczasz za uratowanie tyłka. – zakpiła – Gdybym wiedziała zastanowiłabym się dwa razy.- Snape spojrzał na nią piorunując ją wzrokiem.

-Trzeba było, mogłaś zginąć.


- To nie istotne.

- Nie istotne… – prychnął wywracając oczami w tak dobrze jej znany sposób. - Skąd wiedziałaś co się dzieje? – zapytał.

- Dumbledore mnie wezwał. Harry we śnie zobaczył jak cię męczy.

- Idiota! Nigdy nie nauczy się panować nad umysłem. – powiedział ze złością i pożałował tego natychmiast, bo złapał go atak duszącego kaszlu. Samara westchnęła z pożałowaniem i przyłożyła do jego klatki piersiowej dłoń mrucząc zaklęcie lecznicze.


- Uratował ci życie, mógłbyś przestać od tej pory go obrażać. – powiedziała rzucając mu znaczące spojrzenie i cofając dłoń. – To żebra – wyjaśniła chwilę po tym. – miałeś je połamane. Zalecam, abyś przez jakiś czas nie wrzeszczał na uczniów. – Snape zrobił kwaśną minę, lecz po chwili ponownie spoważniał.


- Dlaczego to zrobiłaś? – spojrzał jej w oczy. – Chciałaś, abym zniknął z twojego życia. To była idealna okazja. – wysilił się na sarkazm.


Samara odchyliła się na krześle i spojrzała w sufit. Nie odpowiedziała mu od razu.


- Bo nikt nie zasługuje, aby ginąć w taki sposób. – ponownie spojrzała na niego. Pomimo obrażeń których doznał jego oczy błyszczały dawnym blaskiem.

- Po tym co zaszło ryzykowałaś życiem, aby mnie ocalić. – przymknął oczy, a Samara wstała i podeszła do kominka dorzucając drwa. Dobrze pamiętała, że w pierwszym momencie nie miała zamiaru tego robić. Teraz miała z tego powodu wyrzuty sumienia. Albus miał rację, nie darowała by sobie, gdyby on zginął tylko dlatego, że była zbyt dumna by przyznać, że nadal go kocha. Jednak on nie powinien o tym wiedzieć.

- Niech ci się nie wydaje, że zrobiłam to dla ciebie. – powiedziała cicho. – Nie jesteś mi nic winien. – podeszła do stolika na którym stała filiżanka z jej herbatą, dopiła ją do końca i podeszła do niego kładąc swoją dłoń na jego ramieniu.

- Dla kogo więc? – zapytał, lecz zignorowała go.

- Od teraz zajmie się tobą Poppy. Ja spełniłam już swoje zadanie. Dbaj o siebie i nie męcz Harrego. – obdarzyła go lekkim uśmiechem i wyszła zanim zdążył coś powiedzieć.


niedziela, 1 listopada 2015

Z powodu miłości

    Było zimno, a śnieg padał coraz mocniej budując zaspy na poboczach dróg. Stojąc przed wejściem do dworu Lucjusza wiedziała, że jak otworzy drzwi nie będzie już odwrotu. Musi robić wszystko tak, aby nie wywiązała się walka. Ze wspomnień Harrego wywnioskowała, że Snape’owi nie zostało zbyt wiele czasu. Walka wszystko przedłuży, no i oczywiście martwa mu nie pomoże. Nie czekała już ani chwili, zgrabnym ruchem dłoni otworzyła drzwi i weszła do środka. Zdziwiła się, nikt nie pilnował wejścia. Po chwili jednak doszła do wniosku, że każdy chciał zobaczyć niecodzienne widowisko, jakim było znęcanie się nad Snape’em. Ruszyła więc w kierunku salonu w którym wszyscy obecnie się znajdowali. Drzwi do pomieszczenia były zamknięte. Przez szpary u dołu wydobywało się światło i słychać było śmiechy zgromadzonych. Przystanęła i nasłuchiwała. Z każdym rzuconym zaklęciem przez Voldemorta podnosiły się głośne wiwaty. Nie słyszała wśród nich krzyków Snape’a, co zaniepokoiło ją. Wszystko jednak nagle ucichło, bo przemówił Czarny Pan.

- Severusie – wysyczał – nadchodzi godzina twojej śmierci. Nie błagałeś o litość, jesteś dzielny. Dumbledore nagrodziłby z pewnością takie męstwo! – ponownie wybuchły śmiechy. – W nagrodę za dostarczenie nam rozrywki na całą noc pozwolę ci zginąć jeszcze przed świtem. – Voldemort zniżył się do twarzy Snape’a i wysyczał – Zginiesz jeszcze dziś.


To jest ten czas, powiedziała sobie w myślach i pchnęła drzwi z całej siły robiąc ogromny hałas.

- Będziesz musiał przełożyć swoje plany Tom! – powiedziała głośno. Wszyscy zerwali się i wyciągnęli różdżki kierując je w jej stronę. Bella nie czekając na nic natychmiast rzuciła w jej stronę klątwę, którą Samara bez większego problemu odbiła. Voldemort krzyknął.


 - NIE! Opuśćcie różdżki!


- Dobra decyzja – przyznała Samara i ruszyła powoli w jego stronę. Śmierciożercy posłusznie wykonani polecenie i rozstąpili się by mogła przejść. – Radzę mnie nie prowokować. – dodała.

Voldemort wyprostował się, wzmocnił uścisk na swojej różdżce i powiedział.


- Chyba nie przyszłaś tu dziś Samaro, aby uratować tego zdrajcę? Jego los jest już w moich rękach.

- Och… to się jeszcze okaże. – powiedziała lekceważąco.


- Zginiesz jeśli się wtrącisz. Mag nie może mieszać się w wojny! – krzyknął.

Samara obeszła go i powiedziała.

- Gdybym wtrąciła się do wojny, to oni – tu wskazała różdżką na zgromadzonych – byliby już martwi. -  Przystanęła naprzeciwko niego. Pomiędzy nimi leżał nieprzytomny Mistrz Eliksirów. Samara zerknęła na niego, aby upewnić się, że nadal oddycha. Żył, ale ledwo. Miał zbyt wiele obrażeń. Jeżeli go nie wyciągnie w ciągu kilku minut może być za późno.

- Ty również byłabyś martwa. – wysyczał jadowicie.


- Jest to cena, którą jestem gotowa zapłacić w przeciwieństwie do ciebie. – Voldemort zwęził oczy i powiedział.

- Głupia! Dumbledore poświęcił ciebie, aby ratować swojego usłużnego psa! Właśnie tyle dla niego znaczysz! Pomagając mu zginiesz i… – przerwał nagle mrużąc oczy jakby właśnie coś sobie uświadomił. Spojrzał na leżącego u jego stóp Snape’a, potem na nią i wyszczerzył zęby w grymasie, który najwyraźniej miał imitować uśmiech. Zwrócił się do niej ponownie.

– Chyba, że jesteś tu z innych powodów niż wojna. – powoli obszedł Snape’a i stanął tuż za jej plecami lekko pochylając się w jej stronę wysyczał wprost do jej ucha

-  Jesteś tu z powodu miłości Samaro! – Wśród zgromadzonych rozeszły się podniecone szepty, kilka osób na czele z Bellą zaśmiało się okropnie. Samara stała niewzruszona, ciągle czując na swoim karku zimny oddech Voldemorta delikatnie się uśmiechnęła. Spojrzała na Severusa. Wydawało się jej, że lekko poruszył prawą dłonią. Nadal mu się przyglądając powiedziała, a wszystkie śmiechy ucichły.

- Miłość do Severusa to zbyt mało, abym tu dziś przyszła. – odwróciła się w stronę Voldemorta tak, że stali teraz oko w oko. Uśmiech natychmiast spełzł mu z wężowatej twarzy.


– Nie powstrzymasz mnie Tom. – mówiła dalej spokojnym tonem. – Zabieram go ze sobą, a jeżeli któryś z twoich sług, lub nawet ty sam, będziesz próbował mnie powstrzymać, rozpętam tu piekło jakiego sobie nawet nie wyobrażacie. -  Spojrzała na wszystkich zgormadzonych i powiedziała głośniej.

 – Nie zostanie tu kamień na kamieniu, jeżeli ktokolwiek śmie skierować w moja stronę różdżkę. – Ponownie zwróciła się do Voldemorta.

- Więc jak będzie? – przechyliła lekko głowę przypatrując mu się z udawanym zaciekawieniem. Wiedziała, że czas ucieka. Liczy się każda sekunda, a trzeba go jeszcze dostarczyć do Hogwartu.
– Wasze życie w zamian za Snape’a. – odezwała się ponownie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że Czarny Pan nie ma wyjścia. Mimo iż był znany z okrucieństwa i nieprzewidywalności swoich działań nie zaryzykuje utraty tylu użytecznych zwolenników. Snape był ujmą dla niego. Uważał go za swojego najwierniejszego sługę, popełnił błąd i nie zauważył, że ten grał dla innej drużyny. Sprawą honorową było go ukarać i to możliwie najboleśniej, jednak nie sądziła, że Czarny Pan zaryzykuje kolejny pojedynek z nią. Teraz kiedy wiedział z kim musiałby się mierzyć była pewna, że uda się jej wyciągnąć stąd Severusa żywego. Voldemort ponownie przemówił.


- Nawet jeżeli nie zginie tej nocy w wyniku odniesionych ran, zginie następnym razem, gdy nasze drogi się zejdą. – uśmiechnął się paskudnie i dodał – Chwili tej będę wyczekiwał. Zabierz go. – Czarny Pan odwrócił się od niej i skierował się w stronę fotela w którym zwykł siadać. Z tłumu dało się usłyszeć krzyk oburzenia Bellatrix.

- Panie mój! Jak możesz puścić wolno tego zdrajcę!

- Milcz! – Krzyknął, a Bella skuliła się ze strachu. – Jeśli ktokolwiek będzie próbował ją zatrzymać, zginie jeżeli nie z jej ręki to z mojej!

Samara wiedziała, że wygrała. Teraz liczy się to, aby jak najszybciej dostać się do Hogwartu. Wyczarowała magiczne nosze i przeniosła na nie Snape’a. Ruszyła w kierunku drzwi powoli, bacznie obserwując wszystkich. Nikt nie ośmielił się sprzeciwić Czarnemu Panu. Gdy wyszła z dworku chwyciła za zwisającą bezwładnie dłoń Severusa i aportowała ich na zamkowe błonia. Czekał tam na nich Hagrid. Wziął on nieprzytomnego Snape’a na ręce i puścił się biegiem do zamku. Samara stała tam jeszcze chwilę i również ruszyła w tą stronę. Nadal żyła…