niedziela, 29 listopada 2015

Nie ingeruj w przeznaczenie.


Ciąg dalszy. Przewija się tu motyw ostatniej wspólnej nocy. Może trochę rozjaśni obraz może nie... 


Niezadowolonym z toku wydarzeń mówię: wybaczcie.


*****************************************

    Twarze wszystkich zwróciły się w jej kierunku. Harry i Dumbledore stali jakby wmurowani. Na twarzy dyrektora pojawiły się dwie pojedyncze łzy.

- Przecież ona zginie! –  krzyknął Harry i chciał pobiec do niej, lecz powstrzymał go Albus.

- Nie należy ingerować w cudze przeznaczenie. – powiedział smutno.

    Snape’a z kolei nikt nie powstrzymał. Puścił się biegiem w stronę Samary. Chciał ją powstrzymać, nie pozwolić na to, aby się zabiła. Biegł przed siebie nie zwracając uwagi, na ból w krwawiącej nodze. Za sobą usłyszał ryk wściekłości Voldemorta, ale nie zwrócił na niego uwagi. Nie on jest teraz ważny. Musi do niej dobiec za wszelką cenę. Światło patronusa oślepiło go. Zaklęcie było potężne. Nigdy nie widział czegoś takiego. Dementorzy zdawali się wycofywać pod jego naporem.
Nie przestawał biec. Zdawało mu się, że stoi w miejscu, że to trwa zbyt długo. Gdy Samara była już bliżej krzyknął w jej kierunku.

- Samaro! Nie! – ta nawet nie zwróciła na niego uwagi. Stała na krawędzi wzgórza z wyciągniętymi przed siebie rękoma. Wiatr rozwiewał jej włosy, a z jej dłoni nadal wylatywały srebrne kruki.
Nigdy nie widział postaci jej patronusa i przeszło mu przez myśl, że nie spodziewał się właśnie takiej formy.
Przypomniało mu się, że nawet ją kiedyś o to zapytał, ale nie udzieliła mu jednoznacznej odpowiedzi. To dla niej takie typowe – myślał nadal szaleńczo biegnąc w jej stronę.

   Siedzieli jak zwykle naprzeciw siebie. Było już dosyć późno, a ogień w kominku zaczął dogasać i zrobiło się wyraźnie chłodniej. Samara skończyła jakiś czas temu czytać kolejną książkę z jego zbioru i wpatrywała się w okładkę. Palcem wskazującym obrysowywała pozłacane żłobienia, robiła to bezwiednie. Wiedział bowiem, że ma taki zwyczaj gdy się nad czymś zastanawia, lub coś ją dręczy. Tego wieczoru była małomówna i chyba nawet lekko poddenerwowana. 

- Jesteś dziś wyjątkowo milcząca. – powiedział odkładając pióro.

- Przepraszam, jeżeli cię tym uraziłam. – odpowiedziała nadal nie patrząc na niego.

- Skąd myśl, że możesz mnie tym urazić? – zapytał i pomyślał, że to do niej nie podobne przepraszać zbyt pochopnie. Była dumna i nadzwyczaj pewna siebie. Przepraszała tylko wówczas, gdy miała ku temu wyraźny powód.

Milczała, nie uraczyła go nawet zbywającym wzruszeniem ramion, jak zwykła robić, gdy nie miała ochoty dalej rozmawiać.

- Myślałem, że mówimy sobie o wszystkim. – powiedział odsuwając się wraz z krzesłem od biurka. Wyprostował nogi i założył sobie ręce na piersi.

- Istnieją rzeczy, o których lepiej nie mówić. – podniosła głowę i spojrzała mu w oczy. – Wiesz, o tym lepiej ode mnie.

Skinął głową, nadal przyglądając się jej. Była spięta. Wstała i podeszła do regału odkładając przeczytaną książkę na swoje miejsce. Stała tam i przyglądała się innym. Dobrze wiedział, że udawała, że wcale nie szuka kolejnej książki. Unikała jego spojrzeń w dość obcesowy sposób. Nie trudno było się mu domyślić, że dziś nie czuje się dobrze w jego towarzystwie.

- Zrobiłem coś nie tak? – zapytał wstając i powoli podchodząc do niej.

- Nie.

- Więc w czym rzecz? – stanął za jej plecami i delikatnie objął ją w pasie. Poczuł jak spina się w jego ramionach, jednak nie próbowała się mu wyrwać. Stali tak w ciszy dłuższą chwilę zanim odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz i spojrzeć mu w oczy.

- Do tej pory wydawało mi się, że znam cię dobrze. Jednak teraz nie jestem do końca pewna czy to, co za chwile powiem nie zniszczy tego co udało nam się przez te kilka tygodni zbudować. – Mówiła, a on słuchał z mieszaniną ciekawości i lęku.

Najpewniej słuchał by dalej, lecz przerwało im nagłe pojawienie się patronusa Dumbledore’a. Srebrzystobiały feniks zawirował w jego gabinecie i przemówił.

- Severusie, przybądź jak najszybciej do pokoju Remusa z odpowiednią porcją wywaru tojadowego. – Po tym feniks rozpłynął się, a Severus zaklął pod nosem. Podszedł do wielkiej szafy, która stała po drugiej stronie gabinetu. Wymruczał zaklęcie, które umożliwiało otwarcie jej zabrał z półki niewielką fiolkę z wywarem i podszedł do kominka. Zanim zniknął obrócił się w jej stronę.

- Zostań dziś. Dokończymy jak wrócę. – chwile po tym zniknął w szmaragdowych płomieniach.

Gdy wrócił zastał ją stojącą przy oknie. Spojrzała na niego, gdy ponownie pojawił się w kominku strzepując z szat sadzę.

- Dziś jest pełnia. – powiedziała.

- Owszem.

- Co z Remusem?

- Śpi.

- To dobrze. – Ponownie odwróciła się w stronę okna spoglądając na księżyc. – Zawsze intrygował mnie patronus Albusa.

- Wygląd i postać patronusa odzwierciedla postać samego czarodzieja. Feniks jako stworzenie jest wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. Zupełnie jak Albus.

- Masz rację, jest wyjątkowy. Jednak jestem niemal pewna, że jako mała dziewczynka widziałam inną jego postać. Nie mogę sobie tylko przypomnieć jaką.

- To się zdarza. Patronus może ulec zmianie pod wpływem silnych emocji takich jak miłość, ból, strach, lub nienawiść. – Ruszył powoli w jej stronę.

- Łania. – powiedziała, a Snape gwałtownie przystanął w miejscu o dwa kroki od niej. – Twoim patronusem jest łania. – Odwróciła się ponownie, by wyłapać jego spojrzenie.
– Taką samą miała Lily. – Milczał, nie ruszając się z miejsca. W zasadzie nie wiedział co ma jej powiedzieć. Nie zaprzeczy. Przeważnie starał się ukrywać postać swojego patronusa wyczarowując samą tylko tarczę. Podobnie jak Lupin. Tyle, że ten ukrywał postać patronusa ze względu na strach przed zdemaskowaniem jego przykrej dolegliwości. W pośpiechu starał sobie przypomnieć kiedy mogła zobaczyć jak ją wyczarowuje. Nie przypomniał sobie.

- Tak. – zdołał potwierdzić. Ponownie zapadła między nimi cisza. Kierowany jednak dominującą w nim ciekawością zapytał.

- Jaką postać przybiera twój patronus? – Nie wiedzieć czemu nagle zdał sobie sprawę z tego, że to pytanie jest bardzo intymne. Przez chwile nawet poczuł się strasznie głupio zadając je, lecz ponownie zwyciężyła w nim ciekawość. Sama Samara długo milczała. Obracała na palcu jeden ze swoich pierścieni. Była to kolejna oznaka, tego, że czuła się niepewnie. Ponownie zwróciła się w stronę okna unikając jego spojrzeń.

- Od chwili kiedy dowiedziałam się o śmierci Potterów nie rzucałam zaklęcia patronusa. Tak więc nie jestem do końca pewna, jaką miałby obecnie postać.

Zrozumiał, że zbyła go. Powiedziała dokładnie tyle ile wolno mu było wiedzieć. Postanowił nie ciągnąć tematu dalej. Podszedł i ponownie pozwolił sobie objąć ją w pasie, jednak coś się w nim zmieniło, coś pękło i zaczęło sączyć jad do jego serca. Tą noc mimo wszystko spędzili razem.

    Biegnąc nagle uświadomił sobie, że wspomnienie o Lily tamtej nocy zdecydowało, że będzie to ich ostatnia noc. Samara obudziła drzemiące w nim demony. Być może gdyby o niej nie wspomniała do teraz byli by razem.

    Tymczasem walka miedzy Harrym a Voldemortem rozgorzała na nowo. Neville mieczem Godryka Gryffindora zabił węża i tym wywołał wściekłość w Czarnym Panu. Dumbledore wycofał się. Wiedział, że tą walkę musi stoczyć Harry. Sam ruszył z pomocą innym pojedynkującym się uczniom Hogwartu. Pokonanych śmierciożerców pętał w więzy, aby oddać ich później w ręce ministerstwa. Do jego uszu dotarł krzyk Voldemorta który w tym samym momencie w którym Harry rzucił przeciwko niemu expelliarmus rzucił mordercze zaklęcie, które pomknęło i napotkało opór zaklęcia rozbrajającego. Plac rozbłysnął zielonym i czerwonym światłem. Oboje ostatkiem sił próbowali pokonać przeciwnika. Walka przez dłuższy czas była wyrównana, jednak po chwili coś dziwnego zaczęło dziać się z różdżką Voldemorta i Harry zdobywał przewagę. Jego zaklęcie dominowało i zbliżało się do Czarnego Pana. W chwilę po tym różdżka Voldemorta rozpadła się w drzazgi i zaklęcie uderzyło go w pierś. Harry opadł na kolana i przyglądał się jak Voldemort ginie. Wszyscy nadal wolni śmierciożercy widząc tą scenę aportowali się, a na placu wybuchł krzyk wiwatów. Do Harrego dopadli wszyscy łapiąc go w ramiona. On sam stał oszołomiony i pozwolił się zaprowadzić z wszystkimi do wielkiej sali gdzie zbierano tam rannych i zabitych.

Dementorzy uciekli, opuściła ręce i stała tak przez chwilę patrząc na panoramę Hogwartu. Wiedziała, że to koniec.

- Samaro! – usłyszała za sobą krzyk i odwróciła się ledwie przytomna. Zdążyła jednak zobaczyć zdyszanego Snape’a, który stał kilka metrów od niej.

- Severusie. – wyszeptała. A on zobaczył wyraźnie moment w którym w jej oczach coś bezpowrotnie zgasło. Chwilę po tym ugięły się pod nią kolana.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz