niedziela, 1 maja 2016

The Prince Tale part 13

Otworzył oczy i ujrzał to czego się nie spodziewał. Przecież odeszła, a Dumbledore nie chciał mu powiedzieć gdzie jest. Teraz stała nad nim i wpatrywała się w niego. Wróciła! Teraz będzie miał szansę wszystko wyjaśnić i błagać by nigdy więcej już nie odchodziła. Nie jesteś błędem! Słyszysz? Nie jesteś!

- Wróciłaś. – szepnął i chwilę po tym ponownie zapadła ciemność.

Było krótko przed północą, gdy wrócił zziębnięty, głodny a przede wszystkim wściekły. Nie ma jej. Nigdzie jej nie ma… Usiadł w fotelu ze szklanką ognistej. Skończyły mu się pomysły i nie miał już pojęcia gdzie może jej szukać. Wydawało mu się, że był już wszędzie, a ona jakby rozpłynęła się w powietrzu.  Nagle dotarło do niego jak niewiele o niej wiedział. Jak oboje z chorym wręcz uporem bronili dostępu do siebie. Czy ją w ogóle znał? Czy ona znała jego? Rozmawiali o rzeczach nieistotnych, nigdy o sobie. Nawet wówczas kiedy zapytał ją ostatniego wieczoru co ją dręczy, nie odpowiedziała mu. Mimo iż nie znał jej zbyt dobrze, to w jakiś sposób dźwięk jej imienia potrafił uciszyć szalejące w nim demony. A teraz? Zniknęła… Poczuł jak okruch lodu spada mu na dno płuc i dławi oddech. Przeraził go fakt, że tyle niewypowiedzianych słów przepadło na zawsze. A być może były one ważniejsze od tych wszystkich wypowiedzianych… nawet tych w gniewie. Przymknął oczy i zacisnął zęby. To już koniec… nie mam już siły, aby jej szukać… - pomyślał. Ciche pukanie do drzwi zmusiło go do otwarcia oczu. Kto u licha? – pomyślał i ruszył w kierunku drzwi.

- Dobry wieczór.

- To nie jest dobry moment… - otworzył szerzej drzwi i wpuścił dyrektora do środka.

Dumbledore omiótł spojrzeniem gabinet, a jego wzrok zatrzymał się na do połowy wypełnionej szklance ognistej.

- Widzę. – powiedział dobrodusznie. – Nie znalazłeś jej zatem? – zapytał.

- Nie. To koniec.

Albus podszedł do kominka i stał tam chwilę w ciszy. Snape obserwował go. Wydawał się być przygnębiony.

- Ogień… To fascynujący żywioł, nieprawdaż? – zapytał, ale Snape nie odpowiedział. – Łatwo go wskrzesić, ale trudno ujarzmić.

- Do czego zmierzasz? – zapytał już poirytowany. Nie specjalnie miał ochotę zagłębiać się w tajemnice żywiołów. Dumbledore odwrócił się w jego stronę.

- Ty i Samara macie wbrew pozorom bardzo dużo wspólnego. – zaczął – Oboje posiadacie pewne cechy charakteru, które komplikują najprostsze rzeczy.

- Skończyłeś już? – zapytał i niegrzecznie wskazał mu drzwi.

- Kochasz ja?

To było dobre pytanie. Nigdy się nad tym nie zastanawiał. Czasami wydawało mu się, że tak, ale chwile potem przychodziło racjonalne myślenie. Sam dokładnie nie wiedział jak nazwać łączącą ich relacje. Coś ich do siebie przyciągało i sprawiało, że rozumieli się bez słów. Nie wiedział czym to było, ale było cholernie mocne. Tak właściwie to jej nie znał… i nagle zdał sobie sprawę z paradoksu tej sytuacji. Nie było w jego życiu kobiety, której ufał tak bardzo.

- To nie twoja sprawa. – warknął – A ponieważ nie masz zamiaru powiedzieć mi gdzie jest, nie powinieneś w ogóle tu dziś przychodzić. – Usiadł ponownie w swoim fotelu zrezygnowany. – Przestań mnie dręczyć…

Albus przyglądał się mu przez chwilę i ruszył w kierunku drzwi. Na moment przystanął i powiedział.

- Wiesz, że nie mamy nieograniczonych szans by mieć to czego chcemy. Jestem już stary więc mogę ci powiedzieć z całą stanowczością, że nie ma nic gorszego niż utracić coś, co mogło zmienić twoje życie. – po tym wyszedł i już nigdy oboje nie wracali do tematu.

Nie odpuszczała tylko jedna osoba, po której by się tego nie spodziewał.

Następnego dnia w pokoju nauczycielskim było pusto i przyjął ten stan z radością. Rozsiadł się na kanapie przy kominku i zajął się sprawdzaniem prac trzeciorocznych. Jak zwykle mierny poziom… Gdy już szykował się do napisania soczystego komentarza na pracy Pottera do pokoju wszedł Lupin. Jęknął w duchu, lecz zignorował go. Po ostatniej pełni wyglądał kiepsko. Zalał sobie herbatę wrzątkiem i przysiadł się obok. Snape rzucił w jego stronę krótkie, ostrzegawcze spojrzenie.

- Odpuściłeś?- zapytał nic sobie nie robiąc z jego groźnych min.

- Słucham? – chyba się przesłyszał…

- Pytam czy już sobie odpuściłeś poszukiwanie Samary?

- Skąd ty… jak? – jąkał się bez sensu szukając odpowiedzi na pytanie jakim cudem Lupin wie o nim i o Samarze.

- Jestem dobrym obserwatorem… wbrew wszelkim pozorom. – zaczął – Jednak to nie jest odpowiedź na moje pytanie.

- Jeżeli sądzisz, że ci jej udzielę, to jesteś głupcem. – wstał i odszedł od niego.

- Ty się nawet nie starałeś jej zrozumieć, co?

- Ostrzegam cię… - warknął – Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! – prawie krzyknął.

Lupin zignorował go i ciągnął dalej.

- Jest fascynująca i wybitna. Uwierz mi, że nigdy nie spotkałem w swoim życiu kogoś takiego. Nie potrafiłeś dostrzec tego potencjału, który w niej drzemał. Już sam fakt, że potrafiła sprawić byś otworzył się przed nią, był wyczynem ponad ludzkie siły. To niesamowita dziewczyna, której ty nigdy nie zrozumiesz. Jesteś egoistą. Patrzyłeś na nią tylko dlatego, że fascynowało cię to, czego nie potrafiłeś zrozumieć.

- Powtórzę po raz kolejny… To nie twoja sprawa… nie wtrącaj nosa w coś, co cię nie dotyczy.

- Mylisz się. Traktuję ją jak młodszą siostrę. To staje się moją sprawą, kiedy widzę jak ktoś ją krzywdzi.

Tego było już za wiele. Wyszedł z pokoju nauczycielskiego z takim impetem, że omal nie przewrócił McGonagall w przejściu. Zdołał jeszcze usłyszeć jej głos.


- A temu co znowu?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz