poniedziałek, 21 grudnia 2015

Sekret nr 3 i Epilog

Dobrnęłam do ostatnich dwóch rozdziałów, które tu dziś wrzucam.

Może jeszcze wrócę z  innym opowiadaniem, powoli układam sobie co by to mogło być, więc mam nadzieję, że nie znikam na zawsze.

Mam nadzieję, że uniknęłam cukru w tych dwóch ostatnich rozdziałach...

Szczególne podziękowania dla limotini, za cierpliwe znoszenie wszystkich moich błędów :P i komentowanie postów :)

Wszystkim czytelnikom (tym aktywnym i tym trochę mniej) życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!




*************************************************

- Wypadałoby, aby któreś z was się odezwało. – powiedział Dumbledore trzymając na kolanach Sofie. Od momentu kiedy weszli do gabinetu dyrektora żadne z nich nie odezwało się do siebie słowem. Emocje, które jeszcze chwilę temu krążyły między nimi w wielkiej sali uleciały gdzieś i Severusowi zdało się, że w jakimś stopniu ponownie stali się sobie obcy. Samara stała przy kominku ze zwieszoną głową. Wszystkimi swoimi siłami starała się unikać oskarżycielskich spojrzeń Snape’a.

– Rozumiem, że jest wam trudno, jednak nadszedł czas…

- Jak mogłaś? – zapytał Snape. Stał przy oknie opierając się nonszalancko o parapet. – Jak mogłaś nie powiedzieć mi o dziecku przez tyle lat! – krzyknął a Sofia drgnęła przestraszona.

- Nie podnoś głosu w jej obecności. – powiedziała Samara rzucając mu wściekłe spojrzenie.

Severus spojrzał na córkę, lecz to tylko spotęgowało jego gniew. Jest dla niej zupełnie obcym człowiekiem, dziewczynka boi się go mimo iż to on jest jej ojcem. Severus gwałtownie zerwał się i podszedł wściekły do Samary.

- Kiedy zamierzałaś mi o niej powiedzieć?! – syknął. Samara ponownie opuściła głowę. – Pytam  ci się, kiedy zamierzałaś mi o niej powiedzieć?! – ponownie zapytał i ponownie nie doczekał się odpowiedzi. Samara zacisnęła powieki i odwróciła głowę. Tego było już za wiele. Gwałtownie ujął jej podbródek i pociągnął w swoją stronę zmuszając ją do skierowania twarzy na córkę.

- Spójrz na nią! – krzyknął – Spójrz na nią mówię! – Samara otworzyła załzawione oczy. – Zobacz do czego doprowadziłaś! Moje własne dziecko się mnie boi! – spojrzał na nią z wyrzutem i cofnął się zrezygnowany. – Czyli mam rozumieć, że gdybyś się ofiarnie nie poświęciła nigdy nie dowiedziałbym się prawdy?

- To nie tak. – wyszeptała – Tej nocy kiedy poszłam po ciebie do Malfoy Manor Voldemort powiedział, że przyszłam z miłości do ciebie. – przymknęła oczy i mówiła dalej – Odpowiedziałam mu, że miłość do ciebie to zbyt mało… Kiedy po tygodniu się ocknąłeś powiedziałam ci, że nie zrobiłam tego dla ciebie… Zrobiłam to dla niej, aby nie odbierać jej możliwości… - urwała i ukryła twarz w drżących dłoniach.

- Skoro nie chciałaś odbierać jej szansy poznania mnie, dlaczego nie powiedziałaś mi od razu? - zapytał

– Chciałam ci powiedzieć, tamtej nocy. – Samara pociągnęła nosem i wytarła załzawione oczy. Głos łamał się jej przy każdym słowie, które wypowiadała. -  Pamiętasz? Przerwało nam pojawienie się patronusa. Później ty nie pytałeś, a ja się bałam wrócić do tematu. Kilka godzin później kazałeś wynosić mi się z twojego życia raz na zawsze. Jak wówczas miałam ci powiedzieć?

- Głupia! – rzucił w jej stronę – A nie przyszło ci do głowy, że to by wszystko zmieniło? – zapytał.

- Niby w jaki sposób? Nie kochałeś mnie. Nie zniosłabym litości.

- Miałem prawo wiedzieć. Jestem jej ojcem do jasnej cholery! – ponownie krzyknął uderzając pięścią w parapet, a dziewczynka wtuliła się mocniej w siwą brodę Dumbledore’a.

- Severusie… - powiedział łagodnie dyrektor przywracając go do porządku.

Snape opuścił głowę i westchnął zrezygnowany. Odezwał się dopiero po chwili, gdy był już pewny, że zdoła zapanować nad emocjami.

- Wiem, że cię skrzywdziłem Samaro. Nie było potem dnia, abym nie żałował podjętej decyzji. – Samara stała spokojnie i uważnie wsłuchiwała się w to co mówił – Mylisz się, myśląc, że cię nie kochałem. Kochałem cię… - urwał i spojrzał w jej oczy – Nadal kocham. Zdałem sobie z tego sprawę wtedy, kiedy trzymałem cię martwą w ramionach myśląc, że już nigdy cię nie zobaczę. Wiem, że zbyt późno to do mnie dotarło i, że zniszczyłem wszystko, ale wbrew pozorom, to ty odebrałaś mi najwięcej. Odebrałaś mi możliwość kontaktu z moim jedynym dzieckiem. – Samara nie patrzyła już na niego. Odwróciła się do niego plecami patrząc w pustą przestrzeń kominka. – Nie wmawiaj mi więc, że to wszystko moja wina.

- Lily. – powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Snape westchnął.

- Tej nocy, kiedy kazałem ci się wynosić dotarło do mnie, że zaczynasz znaczyć dla mnie zbyt wiele. Przeraziłem się… Poczułem się jakbym ją zdradził. Zadziałałem instynktownie. – Snape podszedł bliżej niej jednak nie odważył się jej dotknąć. – Lily była wszystkim przez bardzo długi okres. Samaro, wiesz przecież, że tylko ona traktowała mnie jak kogoś wartościowego. Przywiązałem się więc do niej i ciężko było mi pogodzić się z jej stratą. Uważałem, że jak zwiążę się z tobą to będzie tak jakby ona nigdy nic nie znaczyła. Teraz już wiem, że tak nie jest. – urwał na chwilę i ciągnął dalej – Musisz wiedzieć, że Lily zawsze będzie częścią mojego życia, tego się nie wyprę.

- Nie oczekuję tego od ciebie, nigdy nie chciałam, abyś wymazał ją ze swojego życia. Ona była również moją najlepszą przyjaciółką. – odwróciła się do niego – Nie uważam, że wszystko to twoja wina. Byłam egoistką i dobrze o tym wiem. Działałam w samoobronie, nie chciałam cierpieć. Myślałam, ze zapomnę… Ale spójrz na nią – wskazała na Sofie – jej oczy… nie pozwoliły mi zapomnieć. – umilkła na chwilę przyglądając się córce. – Każdego dnia zastanawiałam się czy nie powinnam cię powiadomić, ale jak miałabym to niby zrobić? Miałabym przyjść do Ciebie i powiedzieć: „ Hej pamiętasz mnie? Tak się składa, że mam z tobą dziecko. Nie zechciałbyś się nami zaopiekować?” – lekko uśmiechnęła się, choć nie było jej do śmiechu.

- To byłby dobry początek. – powiedział – Każdy sposób byłby dobry… Pewnie wściekłbym się na początku, ale… - urwał i spojrzał na dziewczynkę – Ominęło mnie tak wiele. Nic nie zwróci mi straconego czasu.

- Wiem – powiedziała cicho i odeszła od niego na parę kroków. Nie patrząc na niego powiedziała – Jest… jest coś jeszcze o czym powinieneś wiedzieć zanim zdecydujesz co dalej.

- Nic co powiesz nie zdziwi mnie już bardziej. – powiedział.

- A chcesz się założyć? – zażartowała smutno i spojrzała na Dumbledore’a, który skinął jej głową dodając otuchy. – Moje imiona: Samara, Rovena, Helga, Godryka Dumbledore… Każde z moich imion ma związek z założycielami Hogwartu. Jestem jedynym przodkiem, który w sposób bezpośredni łączy wszystkie domy… - spojrzała niepewnie w jego stronę.

- Samara nie łączy żadnego. – powiedział mrużąc oczy – Chyba, że zamierzasz mi powiedzieć, że jesteś dziedzicem Salazara Slytherina, a to nie możliwe, bo ostatniego przed dwoma godzinami zabił Potter. – gdy dotarł do niego sens swoich słów otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok. Samara wiedziała, że właśnie zrozumiał, więc ponownie opuściła wzrok.

- Moim ojcem był Tom Riddle. – umilkła na sekundę przełykając ślinę – Czarny Pan chcąc zwiększyć moc chciał połączyć magię dwóch najpotężniejszych czarodziei. Slytherina i Gryffindora. Odszukał więc jedyną żyjącą dziedziczkę tego drugiego i rzucił na nią zaklęcie Imperio. Dumbledore wiedział o wszystkim, wyczekiwał sposobności, aby nas wydostać. Wiedział bowiem, że Voldemort nie zdaje sobie sprawy z tego iż porwał nie tylko dziedziczkę Gryffindora lecz także Helgi Huffelpuff i Roveny Rawenclaw. Gdyby o tym wiedział nigdy nie odważył się mieszać w ten sposób krwi i uśmiercił by moją matkę jeszcze tego samego dnia. Póki była w ciąży była bezpieczna. Po porodzie zabił ją od razu, mnie natomiast potrzebował jeszcze przez jakiś czas, aby rzucić odpowiednie zaklęcia, które pozwoliłyby na odebranie mi mocy i przekazanie jemu. W odpowiedniej chwili pojawił się Albus i zabrał mnie… Pewnie dlatego zostałam wybrana na Maga. Żyje we mnie pradawna moc. - zakończyła niepewnie przyglądając się Snape’owi, który z każdym jej słowem robił się coraz bledszy.

- Nadal uważasz, że nic co powiem cię nie zdziwi? – zapytała pół żartem pół serio. Snape stał jakby wmurowany. Przyglądał się jej by po chwili powiedzieć.

- Jest w końcu coś, co nas łączy… Oboje mamy popapranych ojców. - Samara parsknęła i uśmiechnęła się nieśmiało do niego. Snape mówił dalej – Oboje mamy pewną przeszłość z którą musimy żyć, może będzie nam łatwiej przeżyć to wspólnie? – zapytał. Samara wyprostowała się i spojrzała z góry na wtulającą się w Albusa córkę. Po chwili wzięła ją na ręce i podeszła bliżej Snape’a.

- Sofie, przedstawię ci kogoś. – przystanęła przy Severusie. Dziewczynka przyglądała się mu niepewnie. Wystraszył ją dwa razy podnosząc głos. – To jest Severus…  - zawahała się - Twój tata. – Sofie wlepiła w niego swój wzrok przyglądając się mu z uwagą. Snape również nie spuszczał jej z oka pochłaniając jej obraz łapczywie. Dziewczynka nagle wyciągnęła w jego stronę rączki.

- Czekałam na ciebie… - powiedziała cichutko. Snape przymknął na chwilę oczy, a gdy je otworzył wziął ją od Samary i przytulił tak jakby nigdy więcej nie miał jej zobaczyć.

- Wiem, przepraszam. – powiedział tuląc ją do siebie.

- Zostawię was. – powiedział dyrektor wychodząc z gabinetu uśmiechając się od ucha do ucha i nucąc przy tym jakąś dziwną melodię.

Zostali sami. Snape i Samara przyglądali się sobie uważnie, a cisza między nimi stała się nazbyt drażniąca.

- Co będzie dalej? – zapytała

- Dalej? Myślałem, że to jasne. – powiedział odwracając od niej wzrok i kierując go ponownie na dziecko.

- Dla mnie nie jest jasne.

Snape ostrożnie postawił na ziemi Sofie dając jej znak, aby chwilę zaczekała, po czym przyciągnął Samarę do siebie i pocałował ją tak, że zawirowało jej w głowie. Trwali tak przez dłuższy moment.

- Jakieś wątpliwości? – zapytał po wszystkim.

- Żadnych. – potwierdziła lekko oszołomiona.

- Zostaniesz z nami? – zapytała niespodziewanie Sofia przyglądając się im.

- Zostanę. – powiedział Severus. Niczego nie był tak bardzo pewien, jak tego, że zostanie.

*********************************************************************************

Epilog

Słońce chyliło się ku zachodowi, delikatny ciepły wiatr poruszał konarami drzew. Lipiec właśnie dobiegał końca. Na drewnianym tarasie pewnego londyńskiego domu siedzieli Severus Snape i Samara Dumbledore. Oboje wpatrywali się w niebo, które w świetle zachodzącego słońca przybierało najróżniejsze barwy. Ciszę panującą pomiędzy nimi przerwał Snape.

- Zawsze zastanawiałem się, co Ty we mnie wówczas widziałaś. – nie spojrzał na nią. Odchylił się wygodniej w fotelu i upił łyk parującej herbaty.

Samara nie odpowiedziała od razu. Przyjrzała się mu dokładniej i lekko się uśmiechnęła.

-  Coś w sposobie jaki się poruszasz sprawia, że mam wrażenie, iż nie mogłabym bez ciebie żyć. – powiedziała cicho. Snape nadal przyglądał się niebu, lecz w kąciku jego ust pojawił się cień uśmiechu. Ponownie zapanowała między nimi cisza, którą przerwało ciche tuptanie bosych stóp. Samara odwróciła się w kierunku salonu przez który właśnie przechodziła jej niespełna czteroletnia córka. Ubrana w ciepłą piżamę ciągnęła za sobą niewielki kocyk z którym praktycznie nie rozstawała się.

- Dlaczego nie śpisz? – zapytała Samara, gdy mała stanęła między nimi na tarasie.

Sofia nic nie mówiąc wzruszyła ramionami i spojrzała nieśmiało w stronę ojca, który przyglądał jej się z ukosa.

- Nie chcesz być sama? – zapytał swoim głębokim i spokojnym tonem. Dziewczynka energicznie pokiwała głową i spojrzała na niego z nadzieją. – No to chodź. – powiedział Snape i wziął małą w ramiona okrywając ją jej kocykiem. Wieczór był bardzo ciepły jednak wolał, aby się nie przeziębiła. Dziewczynka natychmiast wtuliła się w oplatające ją ramiona jej ojca. Samara uśmiechnęła się do niej.

- Spryciula. Doskonale wie jak okręcić sobie ojca wokół palca.

- Ma to po matce. – powiedział z zadziornym uśmiechem na twarzy. Dziewczynka z każdą mijającą chwilą wydawała się być coraz bardziej senna, aż w którymś momencie zupełnie odpłynęła.

- Może ją zaniesiesz do jej pokoju? – zapytała Samara widząc jak Snape odgarnia opadające na twarz dziecka kosmyki włosów.

- Nie… - powiedział delikatnie – Tak jest dobrze. – przytulił ją mocniej. Nadal nie wierzył w to, co się stało w ciągu ostatnich tygodni. Voldemort został pokonany. Wieczysta przysięga złożona Albusowi również straciła moc. Nie miał już nad sobą żadnego pana. Odzyskał nie tylko Samarę, którą kiedyś bardzo skrzywdził, ale i córkę. Wszystko zdawało się zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe. Rozczulił się nad sobą i w duchu uśmiechnął… Kto by pomyślał, że ten stary nietoperz jak o nim mówili jego uczniowie będzie w stanie doświadczyć takiego szczęścia.

- Knuta za twoje myśli. – powiedziała Samara przyglądając się mu uważnie od dłuższego czasu.

Snape spojrzał na nią.

- Wyjdziesz za mnie? - zapytał

Samara zachłysnęła się herbatą, i spojrzała na niego zdziwiona.

- Chcesz żebym została twoją żoną? – zapytała lekko piskliwym głosem.

- Skąd to zdziwienie? – zapytał znudzonym tonem – Chcę, pod warunkiem, że świadkiem na naszym ślubie nie będzie Potter. – uśmiechnął się szelmowsko i spojrzał prosto w jej zszokowane oczy.

- Byłam pewna, że przeszła ci niechęć do Harrego. – powiedziała naburmuszając się.

- Przeszła. – przyznał – Spojrzałem na niego inaczej i zobaczyłem, że faktycznie charakterem podobny jest bardziej do Lily, co nie oznacza, że chciałbym spędzać z nim czas, jednak to nadal nie jest odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie.

- Jesteś pewien, że tego chcesz? – zapytała patrząc na śpiąca w jego ramionach córkę.

- Gdyby nie był pewien nie pytałbym.

- Nigdy nie sądziłam, że będziesz chciał się związać na stałe. – oparła się wygodniej w fotelu, przymknęła oczy i po chwili dodała – Dobrze więc.

Snape uśmiechnął się nieznacznie.

- Dobrze więc. – powtórzył cicho.

- Muszę cię jednak zmartwić – powiedziała po dłuższej chwili milczenia Samara. Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Na jej ustach malował się szeroki uśmiech – Jutro są urodziny Harrego, więc niestety trochę czasu będziesz z nim musiał spędzić. – Skrzywił się, a ona zachichotała. Niektóre rzeczy pozostaną niezmienne – pomyślała.




9 komentarzy:

  1. WoW! Zatkało mnie, naprawdę. To jest przecudne. Przeczytałam w jeden dzień i po prostu Łał! Koniecznie musisz napisać coś jeszcze związanego z ich historią. Musisz. Bo jak nie to wyciągne te moje ręce przez monitor dosięgnę ciebie, gdy będziesz coś tam robiła na kompie i po prostu cie uduszę! (I ja wcale nie żartuję) Ech! Te twoje opowiadanie jest boskie. No ale, Mundungus zdrajcą? Trochę mi to do niego nie pasuje mimo wszystko. Spodziewałam się większej sensacji a tu takie... No nie ważne. Wszystko jak najlepsze. Nie spodziewałabym się, że właśnie coś takiego może ukrywać Samara, no ale git. Powtórzę to jeszcze raz: git, super, ekstra, boskie, cudne, wspaniałe, przesuuuperowe, genialne, rozwalające (oczywiście pozytywnie) itede, itepe. Ech... ale się zdyszałam pisząc ten komentarz. No nic, czekam na jąkąś kontynuację czy coś. Ale no jak to się mówi? ,,Coś się kończy, coś się zaczyna'' Sofii urocza, już ją sobie tak wyobrażam.
    No dobra
    No to ten
    Paaaa
    Szczęśliwego Nowego Roku
    Huncwotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i piszę to o 22:19, a na dworzu już szalęją fajerwerki :) :D

      Usuń
    2. Wielkie dzięki za miłe słowa.
      Nie wykluczam powrotu. Póki co odpoczywam od bloga i pisania. Szukam weny. Jedno jest pewne, gdzieś tam po głowie chodzi mi prequel, no ale zobaczymy.
      Co do Mundungusa - szczerze to nigdy go nie lubiłam i chciałam go jakoś ukarać za to :P
      Szczęśliwego Nowego Roku.

      Usuń
  2. Hej! Wreszcie, wreszcie znalazłam czas, by doczytać do końca, hurra :) Z wielką przyjemnością przeczytałam, jak zawsze zresztą. I mam nadzieję, że pracujesz już nad czymś nowym, bo inaczej będzie mi czegoś brakowało :)

    I zakończenie jest ok, ale pisałam ci już, co mi zgrzyta, więc pozwoliłam sobie wymyślić alternatywną wersję (+ uzasadnienie, dlaczego mi tak strasznie zgrzyta). Zaraz wkleję w osobym komentarzu. Całe Twoje, możesz je sobie wykorzystać, jak chcesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Snape patrzył w milczeniu na Samarę. Jak mogła?! Jak ona mogła mu to zrobić?! Mała Sofie stała obok matki i tuliła się do jej ręki, powtarzając “mama, moja mama”, a Samara w zamyśleniu głaskała ją po głowie. Widać było między nimi bliskość, czułość - czułość, której, cholera, on został brutalnie pozbawiony! Ta dziewczynka, to dziecko, jego dziecko, było mu całkowicie obce. Nie był pewien, czy byłby w stanie choćby podać jej rękę. A przecież…

    Przed oczami stanął mu obraz jego własnego ojca. Choć ten sukinsyn nie zasługiwał wcale na to miano. Może lepiej, jakby go wcale nie było. Gdyby nie było tej niedzieli, gdy poszli na karuzelę i jedli cukrową watę. Może wtedy jego obecność-niobecność nie wypaliłaby takiej dziury w duszy tamtego chłopca. Małego chłopca, który skończył właśnie sześć lat. Dostał od mamy nową czapkę, z pomponem i czuł się dorosły. “Tato, tato, wiesz, że mam dziś urodziny? Wiesz?” - przywitał ojca wracającego wieczorem do domu. Ten się uśmiechnął, pogłaskał go po głowie. “Wypiję więc dziś z kolegami za twoje zdrowie” - i odwrócił się na pięcie. Potem koledzy przyszli, whisky na stole, kolejka za kolejką. A syn czekał, w swoim łóżeczku za regałem z książkami, czekał na toast za swoje zdrowie. Chciało mu się spać, ale czekał. Czekał, słuchał jak gadają coraz bardziej nieskładnie. “I za nasze kobiety! Za kobiety wypijmy!” “Byle nie takie jak moje pokraka, co nawet normalnego bachora nie umiała urodzić, tylko takie dziwadło.” Chłopiec za regałem jeszcze umiał wtedy płakać. Potem już nie płakał. Nie płakał wtedy, gdy koledzy go wyśmiewali, a ojciec tylko splunął i powiedział “trzeba się było nie zachowywać jak baba”. Ani wtedy gdy ojciec mu z dumą pokazywał zegarek na dziesięciolecie pracy “Nie wszyscy takie dostali, trzeba było być dobrym w swoim fachu, kiedyś ci to wszystko wytłumaczę“. Ani wtedy, gdy wyszedł i nie wrócił. Gdy matka czekała przy drzwiach udając, że próbuje czarami naprawić wytartą matę przy drzwiach. Tylko powtarzał sobie, że on nigdy nie będzie ojcem. Nie zmarnuje nikomu życia swoją popapraną przeszłością, nie przekaże dalej tego bagażu nieszczęście.
    Ale potem, potem przez krótką jak mgnienie oka chwilę, kiedy jeszcze nie wiedział, że ona nigdy nie będzie dla niego, postanowił sobie, że gdyby kiedyś los obdarzył go rodziną, to będzie dla nich dobry. Będzie pamiętał o urodzinach, będzie patrzył na pierwsze kroki, pierwsze machnięcia różdżką. Pokaże jak trzymać miotłę. Będzie.

    Ale nie był! Był cholernie nieobecny, tak nieobecny że nawet przez moment nie przyszło mu do głowy, że ktoś taki jak Sofie mógłby istnieć. Czy ona pytała, dlaczego inne dzieci idą w niedzielę z tatą na plac zabaw? Czy już się zastanawiała, co z nią jest nie tak, że nawet własny ojciec jej nie chce?

    OdpowiedzUsuń
  4. – Dlaczego? Dlaczego mi… dlaczego nam to zrobiłaś? Przecież sama też nie masz ojca! Przecież wiesz, jakie to trudne! – prawie, że wykrzyknął.
    – Harry naprawdę zabił Voldemorta, prawda? – spytała cicho, ignorując jego pytanie.
    – Tak, dobrze wiesz, że tak. Z Voldemortem koniec i możesz odpowiedzieć na moje pytanie!
    Samara jednak zwróciła się do córki.
    – Słonko, idź z dziadkiem do gabinetu. My tu z panem chwilę porozmawiamy i przyjdziemy do was, dobrze?
    – Ja chcę z tobą!
    – Dziadek ma dla ciebie niespodziankę – Samara delikatnie skierowała dziewczynkę do Dumbledore’a, jednocześnie bezgłośnie sugerując “wy-cza-ruj jej coś!”. Dyrektor wziął Sofie za rękę, szepnął jej coś do ucha, a ta spojrzała na niego radośnie i w podskokach wyszła razem z nim z pokoju.
    Snape znowu poczuł w sercu ukłucie widząc Dumbledore’a w niecodziennej roli. A może on sam też chciałby kiedyś temu dziecku coś wyczarować co?
    Samara rozejrzała się po pokoju i, zauważywszy pod ścianą jakieś krzesło, usiadła na nim.
    – Chciałam ci powiedzieć. Tamtej nocy… Tylko że ty powiedziałeś, że nie chcesz mnie widziać.
    – Cudownie. To wszystko moja wina – powiedział z przekąsem. – Bo potem nie miałaś tysiąca okazji, żeby przekazać tę nieistotną informację…
    – Severus – powiedziała cicho i dziwnie miękko. – Ja… Dobrze powiedziałeś. Ja wiem, co to znaczy wychowywać się bez ojca. Naprawdę myślisz, że wybrałabym taki los dla swojej córki?
    – Ale wybrałaś!
    – Gdybym mogła wybrać, gdyby to było możliwe, to dałabym Sofie wspaniałego ojca. Ciebie. Nawet, gdybyś miał być tylko jej ojcem, nawet gdybyś nie chciał mnie. Ale…
    – Ale ułożyło się inaczej, tak? – spytał cierpko, choć i ton jej głosu, i słowa zaczynały kruszyć jego rozdrażnienie i zaczynał się zastanawiać, czy rzeczywiście zbyt pochopnie jej nie oskarżał.

    OdpowiedzUsuń
  5. – Moje imiona: Samara, Rovena, Helga, Godryka Dumbledore… Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tak mnie nazwano?
    Wzruszył ramionami. Samara kontynuowała.
    – Każde z moich imion ma związek z założycielami Hogwartu. Jestem jedynym potomkiem, który w sposób bezpośredni łączy wszystkie domy… – spojrzała niepewnie w jego stronę.
    – Samara nie łączy żadnego – powiedział mrużąc oczy – Chyba, że zamierzasz mi powiedzieć, że jesteś dziedzicem Salazara Slytherina, a to nie możliwe, bo ostatniego przed dwoma godzinami zabił Potter. – Gdy dotarł do niego sens swoich słów otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok. Samara wiedziała, że właśnie zrozumiał, więc ponownie opuściła wzrok.
    – Moim ojcem był Tom Riddle – umilkła na sekundę przełykając ślinę – Czarny Pan chcąc zwiększyć moc chciał połączyć magię dwóch najpotężniejszych czarodziei. Slytherina i Gryffindora. Odszukał więc jedyną żyjącą dziedziczkę tego drugiego i rzucił na nią zaklęcie Imperio. Nie zdawał sobie sprawy z tego iż porwał nie tylko dziedziczkę Gryffindora lecz także Helgi Huffelpuff i Roveny Rawenclaw. Gdy się urodziłam, potrzebował trochę czasu, by odebrać mi moc i zwiększyć swą potęgę. W odpowiedniej chwili pojawił się Albus i zabrał mnie… Pewnie dlatego zostałam wybrana na Maga. Żyje we mnie pradawna moc. - zakończyła niepewnie przyglądając się Snape’owi, który z każdym jej słowem robił się coraz bledszy. Samara mówiła dalej.
    – Wkrótce po tym, jak się rozstaliśmy, wydarzyło się coś jeszcze, pamiętasz? Harry odkrył, że Voldemort wrócił – przełknęła ślinę. – Ja jestem silna. Jestem Magiem. Mam ochronę. Ale to małe… Wtedy nawet nie wiedziałam, że to dziewczynka. Ale przecież w niej płynie ta sama krew. Krew Gryffindora, Slytherina, Hufflepuff i Ravenclaw. Gdyby Tom Riddle dowiedział się, że mam córkę… Wiesz, że z radością złożyłby ją w ofierze, aby panować nad światem.
    Zamyśliła się przez chwilę, a kiedy spojrzała na niego znowu, jej oczy były mokre.
    – Wiesz, ile lat miała moja matka, jak mnie urodziła? – spytała drążącym głosem. – Wiesz? Jedenaście. Jedenaście cholernych lat. Nawet nie musiał jej po tym zabijać. Zostawił ją, żeby się wykrwawiła do końca. Rozumiesz? Rozumiesz?
    Podszedł do niej, przykucnął i delikatnie ją przytulił, a może tylko pozwolił, by ona się oparła o jego ramię. Nie widział już jej twarzy, słyszał tylko jej cichy głos.
    – Ty miałeś zadanie, misję. Miałeś dotrzeć do Voldemorta, przejrzeć jego plany. Nie byłbyś w stanie tego zrobić, gdyby stawką było coś więcej niż Twoje życie. A ryzyko, że Voldemort by cię przejrzał i odkrył ten sekret, było zbyt duże.
    Snape uścisnął ją mocniej. Miała rację. Łatwo jest stawiać na szali własne, nic nie warte życie. Trudniej jest zachować nieprzniknioną twarz widząc oczyma duszy dziecko leżące w kałuży krwi. Przytulił Samarę jeszcze mocniej.
    – Ale teraz… teraz już nie musimy się niczego bać - powiedział z nadzieją.
    – Sofie wie o tobie. Nie wiem, czy już się zorientowała, że to ty, ale wie, że czekasz by ją poznać. Od dawna.
    – Tak. Czekałam. Czekałem, by być z wami.
    – Z nami…
    – Z wami obiema. Od teraz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się to co napisałaś. Wszystko jest wyważone, a najbardziej podoba mi się wspomnienie Tobiasa. Fajnie to opisałaś. I to zakończenie faktycznie mogłoby być alternatywą gdyby nie wcześniejszy rozdział opisujący ich rozstanie. Samara i Severus rozstali się w połowie trzeciego roku nauki Harrego. Voldemort powrócił pod koniec czwartego tak więc Sofia była już na świecie.
      To wszystko jednak nie oznacza, że to co napisałaś mi się nie podoba, wręcz przeciwnie! Tylko jest trochę nieścisłości z poprzednimi rozdziałami. Podoba mi się jednak pomysł zakończenia tego w ten sposób, bo nagle dociera do mnie, że Samara nie jest jednak taką wredną s$&@ za jaką ją wszyscy mieli :)

      Usuń
    2. P.S. Tak naprawdę to Samara miała ojca i to chyba najlepszego jakiego mogłaby sobie wymarzyć, nie sądzisz? Dumbledore "przygarnął" ją jako noworodka i wychowywał. Moim zdaniem nie liczy się kto jest ojcem biologicznym lecz kto wychował. Właśnie tą osobę należy nazywać "tatą".

      Czy pracuję nad czymś innym? Można tak powiedzieć, choć nie do końca innym. Myślę nad opisaniem wcześniejszych wydarzeń tego paringu. Dziś nawet przyśniło mi się jak powinnam zacząć, ale nie sądzę, że pojawię się z tym niedługo. Sesja... Sama rozumiesz? Jak pozaliczam to wrócę i w pokorze poproszę o czytanie tego co uda mi się wypocić. Nabrałam trochę doświadczenia i myślę, że lepiej ubiorę to w słowa. Wiele się też nauczyłam dzięki Twoim komentarzom więc myślę, że nie będzie ze mną tak źle jak przy tym opowiadaniu.

      Usuń