Może jeszcze wrócę z innym opowiadaniem, powoli układam sobie co by to mogło być, więc mam nadzieję, że nie znikam na zawsze.
Mam nadzieję, że uniknęłam cukru w tych dwóch ostatnich rozdziałach...
Szczególne podziękowania dla limotini, za cierpliwe znoszenie wszystkich moich błędów :P i komentowanie postów :)
Wszystkim czytelnikom (tym aktywnym i tym trochę mniej) życzę WESOŁYCH ŚWIĄT!
*************************************************
-
Wypadałoby, aby któreś z was się odezwało. – powiedział Dumbledore trzymając na
kolanach Sofie. Od momentu kiedy weszli do gabinetu dyrektora żadne z nich nie
odezwało się do siebie słowem. Emocje, które jeszcze chwilę temu krążyły między
nimi w wielkiej sali uleciały gdzieś i Severusowi zdało się, że w jakimś
stopniu ponownie stali się sobie obcy. Samara stała przy kominku ze zwieszoną
głową. Wszystkimi swoimi siłami starała się unikać oskarżycielskich spojrzeń
Snape’a.
-
Jak mogłaś? – zapytał Snape. Stał przy oknie opierając się nonszalancko o
parapet. – Jak mogłaś nie powiedzieć mi o dziecku przez tyle lat! – krzyknął a
Sofia drgnęła przestraszona.
-
Nie podnoś głosu w jej obecności. – powiedziała Samara rzucając mu wściekłe
spojrzenie.
Severus
spojrzał na córkę, lecz to tylko spotęgowało jego gniew. Jest dla niej zupełnie
obcym człowiekiem, dziewczynka boi się go mimo iż to on jest jej ojcem. Severus
gwałtownie zerwał się i podszedł wściekły do Samary.
-
Kiedy zamierzałaś mi o niej powiedzieć?! – syknął. Samara ponownie opuściła
głowę. – Pytam ci się, kiedy zamierzałaś
mi o niej powiedzieć?! – ponownie zapytał i ponownie nie doczekał się
odpowiedzi. Samara zacisnęła powieki i odwróciła głowę. Tego było już za wiele.
Gwałtownie ujął jej podbródek i pociągnął w swoją stronę zmuszając ją do
skierowania twarzy na córkę.
-
Spójrz na nią! – krzyknął – Spójrz na nią mówię! – Samara otworzyła załzawione
oczy. – Zobacz do czego doprowadziłaś! Moje własne dziecko się mnie boi! – spojrzał
na nią z wyrzutem i cofnął się zrezygnowany. – Czyli mam rozumieć, że gdybyś
się ofiarnie nie poświęciła nigdy nie dowiedziałbym się prawdy?
-
To nie tak. – wyszeptała – Tej nocy kiedy poszłam po ciebie do Malfoy Manor
Voldemort powiedział, że przyszłam z miłości do ciebie. – przymknęła oczy i
mówiła dalej – Odpowiedziałam mu, że miłość do ciebie to zbyt mało… Kiedy po
tygodniu się ocknąłeś powiedziałam ci, że nie zrobiłam tego dla ciebie…
Zrobiłam to dla niej, aby nie odbierać jej możliwości… - urwała i ukryła twarz
w drżących dłoniach.
-
Skoro nie chciałaś odbierać jej szansy poznania mnie, dlaczego nie powiedziałaś
mi od razu? - zapytał
–
Chciałam ci powiedzieć, tamtej nocy. – Samara pociągnęła nosem i wytarła
załzawione oczy. Głos łamał się jej przy każdym słowie, które wypowiadała. - Pamiętasz? Przerwało nam pojawienie się
patronusa. Później ty nie pytałeś, a ja się bałam wrócić do tematu. Kilka
godzin później kazałeś wynosić mi się z twojego życia raz na zawsze. Jak
wówczas miałam ci powiedzieć?
-
Głupia! – rzucił w jej stronę – A nie przyszło ci do głowy, że to by wszystko
zmieniło? – zapytał.
-
Niby w jaki sposób? Nie kochałeś mnie. Nie zniosłabym litości.
-
Miałem prawo wiedzieć. Jestem jej ojcem do jasnej cholery! – ponownie krzyknął
uderzając pięścią w parapet, a dziewczynka wtuliła się mocniej w siwą brodę
Dumbledore’a.
-
Severusie… - powiedział łagodnie dyrektor przywracając go do porządku.
Snape
opuścił głowę i westchnął zrezygnowany. Odezwał się dopiero po chwili, gdy był
już pewny, że zdoła zapanować nad emocjami.
-
Wiem, że cię skrzywdziłem Samaro. Nie było potem dnia, abym nie żałował
podjętej decyzji. – Samara stała spokojnie i uważnie wsłuchiwała się w to co
mówił – Mylisz się, myśląc, że cię nie kochałem. Kochałem cię… - urwał i
spojrzał w jej oczy – Nadal kocham. Zdałem sobie z tego sprawę wtedy, kiedy
trzymałem cię martwą w ramionach myśląc, że już nigdy cię nie zobaczę. Wiem, że
zbyt późno to do mnie dotarło i, że zniszczyłem wszystko, ale wbrew pozorom, to
ty odebrałaś mi najwięcej. Odebrałaś mi możliwość kontaktu z moim jedynym
dzieckiem. – Samara nie patrzyła już na niego. Odwróciła się do niego plecami
patrząc w pustą przestrzeń kominka. – Nie wmawiaj mi więc, że to wszystko moja
wina.
-
Lily. – powiedziała bardziej do siebie niż do niego. Snape westchnął.
-
Tej nocy, kiedy kazałem ci się wynosić dotarło do mnie, że zaczynasz znaczyć dla
mnie zbyt wiele. Przeraziłem się… Poczułem się jakbym ją zdradził. Zadziałałem
instynktownie. – Snape podszedł bliżej niej jednak nie odważył się jej dotknąć.
– Lily była wszystkim przez bardzo długi okres. Samaro, wiesz przecież, że
tylko ona traktowała mnie jak kogoś wartościowego. Przywiązałem się więc do
niej i ciężko było mi pogodzić się z jej stratą. Uważałem, że jak zwiążę się z
tobą to będzie tak jakby ona nigdy nic nie znaczyła. Teraz już wiem, że tak nie
jest. – urwał na chwilę i ciągnął dalej – Musisz wiedzieć, że Lily zawsze
będzie częścią mojego życia, tego się nie wyprę.
-
Nie oczekuję tego od ciebie, nigdy nie chciałam, abyś wymazał ją ze swojego
życia. Ona była również moją najlepszą przyjaciółką. – odwróciła się do niego –
Nie uważam, że wszystko to twoja wina. Byłam egoistką i dobrze o tym wiem.
Działałam w samoobronie, nie chciałam cierpieć. Myślałam, ze zapomnę… Ale
spójrz na nią – wskazała na Sofie – jej oczy… nie pozwoliły mi zapomnieć. –
umilkła na chwilę przyglądając się córce. – Każdego dnia zastanawiałam się czy
nie powinnam cię powiadomić, ale jak miałabym to niby zrobić? Miałabym przyjść
do Ciebie i powiedzieć: „ Hej pamiętasz mnie? Tak się składa, że
mam z tobą dziecko. Nie zechciałbyś się nami zaopiekować?” – lekko uśmiechnęła się, choć nie było jej do śmiechu.
-
To byłby dobry początek. – powiedział – Każdy sposób byłby dobry… Pewnie
wściekłbym się na początku, ale… - urwał i spojrzał na dziewczynkę – Ominęło
mnie tak wiele. Nic nie zwróci mi straconego czasu.
-
Wiem – powiedziała cicho i odeszła od niego na parę kroków. Nie patrząc na
niego powiedziała – Jest… jest coś jeszcze o czym powinieneś wiedzieć zanim
zdecydujesz co dalej.
-
Nic co powiesz nie zdziwi mnie już bardziej. – powiedział.
-
A chcesz się założyć? – zażartowała smutno i spojrzała na Dumbledore’a, który
skinął jej głową dodając otuchy. – Moje imiona: Samara, Rovena, Helga, Godryka
Dumbledore… Każde z moich imion ma związek z założycielami Hogwartu. Jestem
jedynym przodkiem, który w sposób bezpośredni łączy wszystkie domy… - spojrzała
niepewnie w jego stronę.
-
Samara nie łączy żadnego. – powiedział mrużąc oczy – Chyba, że zamierzasz mi
powiedzieć, że jesteś dziedzicem Salazara Slytherina, a to nie możliwe, bo
ostatniego przed dwoma godzinami zabił Potter. – gdy dotarł do niego sens
swoich słów otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok. Samara wiedziała, że
właśnie zrozumiał, więc ponownie opuściła wzrok.
-
Moim ojcem był Tom Riddle. – umilkła na sekundę przełykając ślinę – Czarny Pan
chcąc zwiększyć moc chciał połączyć magię dwóch najpotężniejszych czarodziei.
Slytherina i Gryffindora. Odszukał więc jedyną żyjącą dziedziczkę tego drugiego
i rzucił na nią zaklęcie Imperio. Dumbledore wiedział o wszystkim, wyczekiwał
sposobności, aby nas wydostać. Wiedział bowiem, że Voldemort nie zdaje sobie
sprawy z tego iż porwał nie tylko dziedziczkę Gryffindora lecz także Helgi
Huffelpuff i Roveny Rawenclaw. Gdyby o tym wiedział nigdy nie odważył się
mieszać w ten sposób krwi i uśmiercił by moją matkę jeszcze tego samego dnia.
Póki była w ciąży była bezpieczna. Po porodzie zabił ją od razu, mnie natomiast
potrzebował jeszcze przez jakiś czas, aby rzucić odpowiednie zaklęcia, które
pozwoliłyby na odebranie mi mocy i przekazanie jemu. W odpowiedniej chwili
pojawił się Albus i zabrał mnie… Pewnie dlatego zostałam wybrana na Maga. Żyje
we mnie pradawna moc. - zakończyła niepewnie przyglądając się Snape’owi, który
z każdym jej słowem robił się coraz bledszy.
-
Nadal uważasz, że nic co powiem cię nie zdziwi? – zapytała pół żartem pół
serio. Snape stał jakby wmurowany. Przyglądał się jej by po chwili powiedzieć.
-
Jest w końcu coś, co nas łączy… Oboje mamy popapranych ojców. - Samara
parsknęła i uśmiechnęła się nieśmiało do niego. Snape mówił dalej – Oboje mamy
pewną przeszłość z którą musimy żyć, może będzie nam łatwiej przeżyć to
wspólnie? – zapytał. Samara wyprostowała się i spojrzała z góry na wtulającą
się w Albusa córkę. Po chwili wzięła ją na ręce i podeszła bliżej Snape’a.
-
Sofie, przedstawię ci kogoś. – przystanęła przy Severusie. Dziewczynka
przyglądała się mu niepewnie. Wystraszył ją dwa razy podnosząc głos. – To jest
Severus… - zawahała się - Twój tata. –
Sofie wlepiła w niego swój wzrok przyglądając się mu z uwagą. Snape również nie
spuszczał jej z oka pochłaniając jej obraz łapczywie. Dziewczynka nagle
wyciągnęła w jego stronę rączki.
-
Czekałam na ciebie… - powiedziała cichutko. Snape przymknął na chwilę oczy, a
gdy je otworzył wziął ją od Samary i przytulił tak jakby nigdy więcej nie miał
jej zobaczyć.
-
Wiem, przepraszam. – powiedział tuląc ją do siebie.
-
Zostawię was. – powiedział dyrektor wychodząc z gabinetu uśmiechając się od
ucha do ucha i nucąc przy tym jakąś dziwną melodię.
Zostali
sami. Snape i Samara przyglądali się sobie uważnie, a cisza między nimi stała
się nazbyt drażniąca.
-
Co będzie dalej? – zapytała
-
Dalej? Myślałem, że to jasne. – powiedział odwracając od niej wzrok i kierując
go ponownie na dziecko.
-
Dla mnie nie jest jasne.
Snape
ostrożnie postawił na ziemi Sofie dając jej znak, aby chwilę zaczekała, po czym
przyciągnął Samarę do siebie i pocałował ją tak, że zawirowało jej w głowie.
Trwali tak przez dłuższy moment.
-
Jakieś wątpliwości? – zapytał po wszystkim.
-
Żadnych. – potwierdziła lekko oszołomiona.
-
Zostaniesz z nami? – zapytała niespodziewanie Sofia przyglądając się im.
-
Zostanę. – powiedział Severus. Niczego nie był tak bardzo pewien, jak tego, że
zostanie.
*********************************************************************************
Epilog
Słońce
chyliło się ku zachodowi, delikatny ciepły wiatr poruszał konarami drzew.
Lipiec właśnie dobiegał końca. Na drewnianym tarasie pewnego londyńskiego domu
siedzieli Severus Snape i Samara Dumbledore. Oboje wpatrywali się w niebo,
które w świetle zachodzącego słońca przybierało najróżniejsze barwy. Ciszę
panującą pomiędzy nimi przerwał Snape.
-
Zawsze zastanawiałem się, co Ty we mnie wówczas widziałaś. – nie spojrzał na
nią. Odchylił się wygodniej w fotelu i upił łyk parującej herbaty.
Samara
nie odpowiedziała od razu. Przyjrzała się mu dokładniej i lekko się
uśmiechnęła.
- Coś w sposobie jaki się poruszasz sprawia, że
mam wrażenie, iż nie mogłabym bez ciebie żyć. – powiedziała cicho. Snape nadal
przyglądał się niebu, lecz w kąciku jego ust pojawił się cień uśmiechu.
Ponownie zapanowała między nimi cisza, którą przerwało ciche tuptanie bosych
stóp. Samara odwróciła się w kierunku salonu przez który właśnie przechodziła
jej niespełna czteroletnia córka. Ubrana w ciepłą piżamę ciągnęła za sobą
niewielki kocyk z którym praktycznie nie rozstawała się.
-
Dlaczego nie śpisz? – zapytała Samara, gdy mała stanęła między nimi na tarasie.
Sofia
nic nie mówiąc wzruszyła ramionami i spojrzała nieśmiało w stronę ojca, który
przyglądał jej się z ukosa.
-
Nie chcesz być sama? – zapytał swoim głębokim i spokojnym tonem. Dziewczynka
energicznie pokiwała głową i spojrzała na niego z nadzieją. – No to chodź. –
powiedział Snape i wziął małą w ramiona okrywając ją jej kocykiem. Wieczór był
bardzo ciepły jednak wolał, aby się nie przeziębiła. Dziewczynka natychmiast
wtuliła się w oplatające ją ramiona jej ojca. Samara uśmiechnęła się do niej.
-
Spryciula. Doskonale wie jak okręcić sobie ojca wokół palca.
-
Ma to po matce. – powiedział z zadziornym uśmiechem na twarzy. Dziewczynka z
każdą mijającą chwilą wydawała się być coraz bardziej senna, aż w którymś
momencie zupełnie odpłynęła.
-
Może ją zaniesiesz do jej pokoju? – zapytała Samara widząc jak Snape odgarnia
opadające na twarz dziecka kosmyki włosów.
-
Nie… - powiedział delikatnie – Tak jest dobrze. – przytulił ją mocniej. Nadal
nie wierzył w to, co się stało w ciągu ostatnich tygodni. Voldemort został
pokonany. Wieczysta przysięga złożona Albusowi również straciła moc. Nie miał
już nad sobą żadnego pana. Odzyskał nie tylko Samarę, którą kiedyś bardzo
skrzywdził, ale i córkę. Wszystko zdawało się zbyt piękne, aby mogło być
prawdziwe. Rozczulił się nad sobą i w duchu uśmiechnął… Kto by pomyślał, że ten
stary nietoperz jak o nim mówili jego uczniowie będzie w stanie doświadczyć
takiego szczęścia.
-
Knuta za twoje myśli. – powiedziała Samara przyglądając się mu uważnie od
dłuższego czasu.
Snape
spojrzał na nią.
-
Wyjdziesz za mnie? - zapytał
Samara
zachłysnęła się herbatą, i spojrzała na niego zdziwiona.
-
Chcesz żebym została twoją żoną? – zapytała lekko piskliwym głosem.
-
Skąd to zdziwienie? – zapytał znudzonym tonem – Chcę, pod warunkiem, że
świadkiem na naszym ślubie nie będzie Potter. – uśmiechnął się szelmowsko i
spojrzał prosto w jej zszokowane oczy.
-
Byłam pewna, że przeszła ci niechęć do Harrego. – powiedziała naburmuszając się.
-
Przeszła. – przyznał – Spojrzałem na niego inaczej i zobaczyłem, że faktycznie
charakterem podobny jest bardziej do Lily, co nie oznacza, że chciałbym spędzać
z nim czas, jednak to nadal nie jest odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie.
-
Jesteś pewien, że tego chcesz? – zapytała patrząc na śpiąca w jego ramionach
córkę.
-
Gdyby nie był pewien nie pytałbym.
-
Nigdy nie sądziłam, że będziesz chciał się związać na stałe. – oparła się
wygodniej w fotelu, przymknęła oczy i po chwili dodała – Dobrze więc.
Snape
uśmiechnął się nieznacznie.
-
Dobrze więc. – powtórzył cicho.
-
Muszę cię jednak zmartwić – powiedziała po dłuższej chwili milczenia Samara.
Spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Na jej ustach malował się szeroki uśmiech –
Jutro są urodziny Harrego, więc niestety trochę czasu będziesz z nim musiał
spędzić. – Skrzywił się, a ona zachichotała. Niektóre rzeczy pozostaną niezmienne – pomyślała.
WoW! Zatkało mnie, naprawdę. To jest przecudne. Przeczytałam w jeden dzień i po prostu Łał! Koniecznie musisz napisać coś jeszcze związanego z ich historią. Musisz. Bo jak nie to wyciągne te moje ręce przez monitor dosięgnę ciebie, gdy będziesz coś tam robiła na kompie i po prostu cie uduszę! (I ja wcale nie żartuję) Ech! Te twoje opowiadanie jest boskie. No ale, Mundungus zdrajcą? Trochę mi to do niego nie pasuje mimo wszystko. Spodziewałam się większej sensacji a tu takie... No nie ważne. Wszystko jak najlepsze. Nie spodziewałabym się, że właśnie coś takiego może ukrywać Samara, no ale git. Powtórzę to jeszcze raz: git, super, ekstra, boskie, cudne, wspaniałe, przesuuuperowe, genialne, rozwalające (oczywiście pozytywnie) itede, itepe. Ech... ale się zdyszałam pisząc ten komentarz. No nic, czekam na jąkąś kontynuację czy coś. Ale no jak to się mówi? ,,Coś się kończy, coś się zaczyna'' Sofii urocza, już ją sobie tak wyobrażam.
OdpowiedzUsuńNo dobra
No to ten
Paaaa
Szczęśliwego Nowego Roku
Huncwotka
A i piszę to o 22:19, a na dworzu już szalęją fajerwerki :) :D
UsuńWielkie dzięki za miłe słowa.
UsuńNie wykluczam powrotu. Póki co odpoczywam od bloga i pisania. Szukam weny. Jedno jest pewne, gdzieś tam po głowie chodzi mi prequel, no ale zobaczymy.
Co do Mundungusa - szczerze to nigdy go nie lubiłam i chciałam go jakoś ukarać za to :P
Szczęśliwego Nowego Roku.
Hej! Wreszcie, wreszcie znalazłam czas, by doczytać do końca, hurra :) Z wielką przyjemnością przeczytałam, jak zawsze zresztą. I mam nadzieję, że pracujesz już nad czymś nowym, bo inaczej będzie mi czegoś brakowało :)
OdpowiedzUsuńI zakończenie jest ok, ale pisałam ci już, co mi zgrzyta, więc pozwoliłam sobie wymyślić alternatywną wersję (+ uzasadnienie, dlaczego mi tak strasznie zgrzyta). Zaraz wkleję w osobym komentarzu. Całe Twoje, możesz je sobie wykorzystać, jak chcesz.
Snape patrzył w milczeniu na Samarę. Jak mogła?! Jak ona mogła mu to zrobić?! Mała Sofie stała obok matki i tuliła się do jej ręki, powtarzając “mama, moja mama”, a Samara w zamyśleniu głaskała ją po głowie. Widać było między nimi bliskość, czułość - czułość, której, cholera, on został brutalnie pozbawiony! Ta dziewczynka, to dziecko, jego dziecko, było mu całkowicie obce. Nie był pewien, czy byłby w stanie choćby podać jej rękę. A przecież…
OdpowiedzUsuńPrzed oczami stanął mu obraz jego własnego ojca. Choć ten sukinsyn nie zasługiwał wcale na to miano. Może lepiej, jakby go wcale nie było. Gdyby nie było tej niedzieli, gdy poszli na karuzelę i jedli cukrową watę. Może wtedy jego obecność-niobecność nie wypaliłaby takiej dziury w duszy tamtego chłopca. Małego chłopca, który skończył właśnie sześć lat. Dostał od mamy nową czapkę, z pomponem i czuł się dorosły. “Tato, tato, wiesz, że mam dziś urodziny? Wiesz?” - przywitał ojca wracającego wieczorem do domu. Ten się uśmiechnął, pogłaskał go po głowie. “Wypiję więc dziś z kolegami za twoje zdrowie” - i odwrócił się na pięcie. Potem koledzy przyszli, whisky na stole, kolejka za kolejką. A syn czekał, w swoim łóżeczku za regałem z książkami, czekał na toast za swoje zdrowie. Chciało mu się spać, ale czekał. Czekał, słuchał jak gadają coraz bardziej nieskładnie. “I za nasze kobiety! Za kobiety wypijmy!” “Byle nie takie jak moje pokraka, co nawet normalnego bachora nie umiała urodzić, tylko takie dziwadło.” Chłopiec za regałem jeszcze umiał wtedy płakać. Potem już nie płakał. Nie płakał wtedy, gdy koledzy go wyśmiewali, a ojciec tylko splunął i powiedział “trzeba się było nie zachowywać jak baba”. Ani wtedy gdy ojciec mu z dumą pokazywał zegarek na dziesięciolecie pracy “Nie wszyscy takie dostali, trzeba było być dobrym w swoim fachu, kiedyś ci to wszystko wytłumaczę“. Ani wtedy, gdy wyszedł i nie wrócił. Gdy matka czekała przy drzwiach udając, że próbuje czarami naprawić wytartą matę przy drzwiach. Tylko powtarzał sobie, że on nigdy nie będzie ojcem. Nie zmarnuje nikomu życia swoją popapraną przeszłością, nie przekaże dalej tego bagażu nieszczęście.
Ale potem, potem przez krótką jak mgnienie oka chwilę, kiedy jeszcze nie wiedział, że ona nigdy nie będzie dla niego, postanowił sobie, że gdyby kiedyś los obdarzył go rodziną, to będzie dla nich dobry. Będzie pamiętał o urodzinach, będzie patrzył na pierwsze kroki, pierwsze machnięcia różdżką. Pokaże jak trzymać miotłę. Będzie.
Ale nie był! Był cholernie nieobecny, tak nieobecny że nawet przez moment nie przyszło mu do głowy, że ktoś taki jak Sofie mógłby istnieć. Czy ona pytała, dlaczego inne dzieci idą w niedzielę z tatą na plac zabaw? Czy już się zastanawiała, co z nią jest nie tak, że nawet własny ojciec jej nie chce?
– Dlaczego? Dlaczego mi… dlaczego nam to zrobiłaś? Przecież sama też nie masz ojca! Przecież wiesz, jakie to trudne! – prawie, że wykrzyknął.
OdpowiedzUsuń– Harry naprawdę zabił Voldemorta, prawda? – spytała cicho, ignorując jego pytanie.
– Tak, dobrze wiesz, że tak. Z Voldemortem koniec i możesz odpowiedzieć na moje pytanie!
Samara jednak zwróciła się do córki.
– Słonko, idź z dziadkiem do gabinetu. My tu z panem chwilę porozmawiamy i przyjdziemy do was, dobrze?
– Ja chcę z tobą!
– Dziadek ma dla ciebie niespodziankę – Samara delikatnie skierowała dziewczynkę do Dumbledore’a, jednocześnie bezgłośnie sugerując “wy-cza-ruj jej coś!”. Dyrektor wziął Sofie za rękę, szepnął jej coś do ucha, a ta spojrzała na niego radośnie i w podskokach wyszła razem z nim z pokoju.
Snape znowu poczuł w sercu ukłucie widząc Dumbledore’a w niecodziennej roli. A może on sam też chciałby kiedyś temu dziecku coś wyczarować co?
Samara rozejrzała się po pokoju i, zauważywszy pod ścianą jakieś krzesło, usiadła na nim.
– Chciałam ci powiedzieć. Tamtej nocy… Tylko że ty powiedziałeś, że nie chcesz mnie widziać.
– Cudownie. To wszystko moja wina – powiedział z przekąsem. – Bo potem nie miałaś tysiąca okazji, żeby przekazać tę nieistotną informację…
– Severus – powiedziała cicho i dziwnie miękko. – Ja… Dobrze powiedziałeś. Ja wiem, co to znaczy wychowywać się bez ojca. Naprawdę myślisz, że wybrałabym taki los dla swojej córki?
– Ale wybrałaś!
– Gdybym mogła wybrać, gdyby to było możliwe, to dałabym Sofie wspaniałego ojca. Ciebie. Nawet, gdybyś miał być tylko jej ojcem, nawet gdybyś nie chciał mnie. Ale…
– Ale ułożyło się inaczej, tak? – spytał cierpko, choć i ton jej głosu, i słowa zaczynały kruszyć jego rozdrażnienie i zaczynał się zastanawiać, czy rzeczywiście zbyt pochopnie jej nie oskarżał.
– Moje imiona: Samara, Rovena, Helga, Godryka Dumbledore… Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego tak mnie nazwano?
OdpowiedzUsuńWzruszył ramionami. Samara kontynuowała.
– Każde z moich imion ma związek z założycielami Hogwartu. Jestem jedynym potomkiem, który w sposób bezpośredni łączy wszystkie domy… – spojrzała niepewnie w jego stronę.
– Samara nie łączy żadnego – powiedział mrużąc oczy – Chyba, że zamierzasz mi powiedzieć, że jesteś dziedzicem Salazara Slytherina, a to nie możliwe, bo ostatniego przed dwoma godzinami zabił Potter. – Gdy dotarł do niego sens swoich słów otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok. Samara wiedziała, że właśnie zrozumiał, więc ponownie opuściła wzrok.
– Moim ojcem był Tom Riddle – umilkła na sekundę przełykając ślinę – Czarny Pan chcąc zwiększyć moc chciał połączyć magię dwóch najpotężniejszych czarodziei. Slytherina i Gryffindora. Odszukał więc jedyną żyjącą dziedziczkę tego drugiego i rzucił na nią zaklęcie Imperio. Nie zdawał sobie sprawy z tego iż porwał nie tylko dziedziczkę Gryffindora lecz także Helgi Huffelpuff i Roveny Rawenclaw. Gdy się urodziłam, potrzebował trochę czasu, by odebrać mi moc i zwiększyć swą potęgę. W odpowiedniej chwili pojawił się Albus i zabrał mnie… Pewnie dlatego zostałam wybrana na Maga. Żyje we mnie pradawna moc. - zakończyła niepewnie przyglądając się Snape’owi, który z każdym jej słowem robił się coraz bledszy. Samara mówiła dalej.
– Wkrótce po tym, jak się rozstaliśmy, wydarzyło się coś jeszcze, pamiętasz? Harry odkrył, że Voldemort wrócił – przełknęła ślinę. – Ja jestem silna. Jestem Magiem. Mam ochronę. Ale to małe… Wtedy nawet nie wiedziałam, że to dziewczynka. Ale przecież w niej płynie ta sama krew. Krew Gryffindora, Slytherina, Hufflepuff i Ravenclaw. Gdyby Tom Riddle dowiedział się, że mam córkę… Wiesz, że z radością złożyłby ją w ofierze, aby panować nad światem.
Zamyśliła się przez chwilę, a kiedy spojrzała na niego znowu, jej oczy były mokre.
– Wiesz, ile lat miała moja matka, jak mnie urodziła? – spytała drążącym głosem. – Wiesz? Jedenaście. Jedenaście cholernych lat. Nawet nie musiał jej po tym zabijać. Zostawił ją, żeby się wykrwawiła do końca. Rozumiesz? Rozumiesz?
Podszedł do niej, przykucnął i delikatnie ją przytulił, a może tylko pozwolił, by ona się oparła o jego ramię. Nie widział już jej twarzy, słyszał tylko jej cichy głos.
– Ty miałeś zadanie, misję. Miałeś dotrzeć do Voldemorta, przejrzeć jego plany. Nie byłbyś w stanie tego zrobić, gdyby stawką było coś więcej niż Twoje życie. A ryzyko, że Voldemort by cię przejrzał i odkrył ten sekret, było zbyt duże.
Snape uścisnął ją mocniej. Miała rację. Łatwo jest stawiać na szali własne, nic nie warte życie. Trudniej jest zachować nieprzniknioną twarz widząc oczyma duszy dziecko leżące w kałuży krwi. Przytulił Samarę jeszcze mocniej.
– Ale teraz… teraz już nie musimy się niczego bać - powiedział z nadzieją.
– Sofie wie o tobie. Nie wiem, czy już się zorientowała, że to ty, ale wie, że czekasz by ją poznać. Od dawna.
– Tak. Czekałam. Czekałem, by być z wami.
– Z nami…
– Z wami obiema. Od teraz.
Podoba mi się to co napisałaś. Wszystko jest wyważone, a najbardziej podoba mi się wspomnienie Tobiasa. Fajnie to opisałaś. I to zakończenie faktycznie mogłoby być alternatywą gdyby nie wcześniejszy rozdział opisujący ich rozstanie. Samara i Severus rozstali się w połowie trzeciego roku nauki Harrego. Voldemort powrócił pod koniec czwartego tak więc Sofia była już na świecie.
UsuńTo wszystko jednak nie oznacza, że to co napisałaś mi się nie podoba, wręcz przeciwnie! Tylko jest trochę nieścisłości z poprzednimi rozdziałami. Podoba mi się jednak pomysł zakończenia tego w ten sposób, bo nagle dociera do mnie, że Samara nie jest jednak taką wredną s$&@ za jaką ją wszyscy mieli :)
P.S. Tak naprawdę to Samara miała ojca i to chyba najlepszego jakiego mogłaby sobie wymarzyć, nie sądzisz? Dumbledore "przygarnął" ją jako noworodka i wychowywał. Moim zdaniem nie liczy się kto jest ojcem biologicznym lecz kto wychował. Właśnie tą osobę należy nazywać "tatą".
UsuńCzy pracuję nad czymś innym? Można tak powiedzieć, choć nie do końca innym. Myślę nad opisaniem wcześniejszych wydarzeń tego paringu. Dziś nawet przyśniło mi się jak powinnam zacząć, ale nie sądzę, że pojawię się z tym niedługo. Sesja... Sama rozumiesz? Jak pozaliczam to wrócę i w pokorze poproszę o czytanie tego co uda mi się wypocić. Nabrałam trochę doświadczenia i myślę, że lepiej ubiorę to w słowa. Wiele się też nauczyłam dzięki Twoim komentarzom więc myślę, że nie będzie ze mną tak źle jak przy tym opowiadaniu.