wtorek, 24 stycznia 2017

Miłość nie decyduje.

Wow!
Nie sądziłam, że tu jeszcze zajrzę, a już na pewno nie sądziłam, że uda mi się coś napisać.
Napisałam, ale całe opowiadanie rodziło się w bólach i nie gwarantuje, że komuś przypadnie do gustu. Jest to kolejne spojrzenie na relacje SS&SD. Akcja dzieje się na piątym roku nauki Harrego.
Pozdrawiam tych, którzy tu jeszcze zaglądają <3
SS
**************************************************************************

- Jesteś. – doszedł go głos Albusa. Uniósł głowę i dojrzał go schodzącego ze schodów. Nie odpowiedział, zamiast tego wyprostował się nieznacznie. – Wyjątkowo długie spotkanie. – zauważył.

- Owszem. – odparł obojętnie.

- Jakieś nowości? – zapytał rzucając mu przenikliwe spojrzenie.

- Właściwie nie… - zawahał się i wyczuł, że Dumbledore to zauważył. – Oprócz tego, że Czarny Pan zainteresował się Samarą.

W jednym momencie zobaczył jak dyrektor blednie, a twarz mu kamienieje. Zmrużył oczy i powolnym krokiem podszedł do niego. Snape założył ręce za siebie.

- O co konkretnie pytał?

- Czy wiem gdzie jest. – odpowiedział.

- Co mu powiedziałeś? – zapytał.

- Prawdę, że nie wiem.

- Mówił coś jeszcze?

- Był nią żywo zainteresowany. Twierdził, że dobrze byłoby znać miejsce jej pobytu. – mówił siląc się na obojętny ton. Przypomniał sobie swoje przerażenie, gdy Czarny Pan o nią zapytał. Przeraził się, że bariera, którą wystawił zawiodła i on dowiedział się wszystkiego. Na szczęście nie dał po sobie poznać niczego i zdołał wybrnąć z sytuacji. Sam był ciekawy dlaczego się nią zainteresował.
Nie walczyła po żadnej ze stron, nie udzielała się w zakonie, właściwie nigdy jej nie było. Wiecznie zmieniała miejsce swojego pobytu. Tyle wiedział do tej pory od Dumbledora.

- Będzie działał w tym kierunku? – Albus był nieustępliwy.

- Miałem się tego od ciebie dowiedzieć. Jednak powiedziałem mu, że nie widziałem się z Samarą od skończenia Hogwartu i byłoby zbyt podejrzanie gdyby cię o nią wypytywał. Tym bardziej, że nigdy nie byliśmy zbyt blisko. – zakończył krzywiąc się.

- Dobrze. – pokiwał głową i odetchnął. – Nie sądzę, aby zdołał ją odnaleźć. Gdy Samara nie chce, by ją znaleziono, to nie ma takiej opcji, by komuś się to udało. Jednak ostrzegę ją.

- Wiesz dlaczego jej szuka? – zadał pytanie, które nie dawało mu spokoju.

- Samara to potężna czarownica, byłby głupi, gdyby nie próbował przeciągnąć jej na swoją stronę. – powiedział dyrektor siadając w fotelu.

Miał wrażenie, że nie mówi mu wszystkiego. Jednak nic go już nie zdziwi, jeżeli chodzi o Samarę. Była chodzącym znakiem zapytania. Pogodził się już z tym, że ona i Dumbledore mają przed nim swoje tajemnice. Przestał się też łudzić, ze dyrektor powie mu gdzie ją może znaleźć. Zniknęła ponad dwa lata temu, rozpływając się w powietrzu i nie dając mu szans na wyjaśnienia. Była jak spłoszony dziki ptak, odnosił jednak niejasne wrażenie, że jeszcze kiedyś ich drogi się skrzyżują.

- Wiem o czym myślisz. – usłyszał głos Dumbledore’a, który od jakiegoś czasu bacznie mu się przyglądał. – Musisz mi wierzyć na słowo, że próbowałem nakłonić ją do zmiany zdania.

- To nie ma już żadnego znaczenia. – zauważył, siląc się na obojętny ton. – Teraz nawet lepiej, że jej nie ma. Gdyby była w pobliżu groziłoby jej niebezpieczeństwo.

- Będziesz pilnował, by Czarny Pan porzucił pomysł poszukiwań? – zapytał.

- Oczywiście. – westchnął w duchu. Albus nie musiał go o to prosić. Dobrze wiedział co by się stało, gdyby ona dostała się w jego ręce. Byłby zmuszony patrzeć na to jak umiera, a tego by nie zniósł.
Skinął dyrektorowi i wycofał się z gabinetu. Ponownie otoczył go gęsty mrok.

********************

- Musisz być bardziej ostrożna. – powiedział z troską.

- Nie martw się, poradzę sobie. – oznajmiła siadając w fotelu. – Nie znalazł mnie przez 27 lat, nie znajdzie mnie teraz. Snape mówił coś jeszcze? – zapytała udając brak zainteresowania.

- Nie na głos.

- Co to znaczy? – zdziwiła się.

- Martwi się… o ciebie.

- Niepotrzebnie. – rzuciła oschle.

- Boi się, że Voldemort cię odszuka.

- Boi się tylko tego, że musiałby się temu bezczynnie przyglądać.

- Uważasz go za egoistę? – zapytał niedowierzając.

- W pewnym sensie tak. – Dumbledore wstał.

- Z waszej dwójki to ty jesteś największą egoistką. – powiedział bez ogródek. – Nie obchodzi cię zupełnie, ile wysiłku będzie musiał włożyć w to, by Czarny Pan cię nie tropił. Ile sił kosztują go te spotkania za każdym razem.

- To ty go tam wysłałeś, nie ja. – powiedziała obrażona. – Ja byłam przeciwna. Nie próbuj proszę teraz wzbudzać we mnie wyrzutów sumienia. Przypominam Ci, że to ty odwiodłeś mnie od spotkania z nim.

- Nigdy nie przestaniesz mi tego wypominać?

- Tak samo jak ty, nigdy nie darujesz mi tego, że podwinęłam ogon i uciekłam nie dając mu szans na wyjaśnienia. Jesteśmy kwita. – zakończyła patrząc mu głęboko w oczy.

- Czasami się zastanawiam, po kim taka jesteś?

- Zapewne po tatusiu. – zadrwiła.

*******************************************
- I? – zapytał podchodząc do niego bliżej.

- Nadal jej szuka. Wyznaczył Rookwooda do tego zadania.

- Tego niewymownego? – Snape przytaknął. Dostrzegł cień niepokoju na twarzy dyrektora. – Wiedzą już coś konkretnego?

- Nic mi o tym nie wiadomo.

- Masz robić wszystko, by uniemożliwić im dotarcie do niej. – powiedział stanowczo.

- Jak mam to robić, kiedy nie wiem gdzie naprawdę się znajduje? – zapytał tłumiąc w sobie irytację. – Skąd będę wiedział, że nie idą jej śladem?

Nie odpowiedział od razu.

- Porozmawiam z nią. – powiedział wzdychając ciężko.

*******************************

- To nie wchodzi w grę! – prawie krzyknęła. – Rookwood mnie nie znajdzie, nie ma więc potrzeby wtajemniczać Severusa.

- Skąd wiesz, że cię nie znajdzie? Skąd ta pewność? – zapytał.

- Po prostu wiem. Poza tym, gdyby nawet mnie znalazł, sądzisz, że byłby w stanie mnie pokonać? – zapytała.

- Nie jesteś już sama, tu nie chodzi tylko o twoje życie.

- Na Sofie rzuciłam kilka zaklęć ochronnych. Jeżeli tylko nasze życie będzie zagrożone, czar przeniesie ją do Ciebie. Nie będę musiała nawet kiwnąć palcem.

- A ty? – zapytał.

- Ja, jako ja jestem dla Voldemorta bezużyteczna. Nawet gdyby rzucił na mnie najsilniejsze zaklęcie imperio zginęłabym jeszcze zanim wplątałabym się w wojnę.

- Jesteś zbyt pewna siebie. – westchnął bezradnie.

- Tą cechę mam akurat po tobie.

*********************************

- Uparta idiotka. – powiedział zirytowany.

- Wiesz, że nie jestem w stanie jej przekonać. – powiedział Albus.

- I oczywiście nic ją nie obchodzi, że jej życie jest zagrożone?

- Szczerze mówiąc nie zrobiło to na niej zbytniego wrażenia.

Snape wciągnął nosem powietrze, wypełniając płuca do granic wytrzymałości. Po chwili powiedział.

- Jesteś w takim razie świadomy, że nie będę mógł jej chronić?

- Tak, wiem. Nadstawiaj jednak ucha. Będę te wiadomości weryfikował. Na szczęście Samara zabezpieczyła się na wypadek niezapowiedzianej wizyty śmierciożerców. – powiedział tajemniczo. – Będę wiedział, gdyby miała kłopoty.

********************************

- Rookwood ma trop. – powiedział wchodząc do gabinetu.

- Jaki?

- Dalby Forest. – Albus odetchnął.

- Tam mogą sobie szukać. – machnął dłonią i wrócił do lektury proroka wieczornego.
Snape stał oszołomiony lekkością z jaką Dumbledore zignorował ten trop.

- Coś jeszcze? – zapytał Albus rzucający mu uważne spojrzenie znad gazety.

- Nie uważasz, że to poszło już za daleko? Co prawda teraz natrafiają na fałszywe informacje, ale kiedyś może się im udać.

- To wzruszające, jak bardzo martwisz się o nią. – uśmiechnął się Albus, a Snape’owi przewróciło się coś w żołądku.

- Najwidoczniej tylko mi zależy, aby nie trafiła w ręce Czarnego Pana. Ani ty, ani tym bardziej ona nic sobie z tego nie robicie.

- Taką decyzję podjęła Samara. Jest dorosła, nie przekonam jej.

- Nie oczekuj zatem, że dalej będę nadstawiał dla niej karku. – wyprostował się i spojrzał na niego z góry. – Gdyby była rozsądna, pozwoliłaby sobie pomóc.

- Rozsądek nie ma tu nic do rzeczy. – odpowiedział tajemniczo.

*********************************

- Węszą coraz bliżej. – zerknął na nią znad okularów.

- Wiem. – pierwszy raz usłyszał w jej głosie powagę.

- Skąd?

- Nie tylko Snape ma ich na oku. – odwróciła się, by na niego spojrzeć. – Znam każdy ich ruch, nie są w stanie mnie zaskoczyć.

- Cieszy mnie to. – powiedział i zamyślił się na chwile.

- Jesteś dziś zmartwiony. – zauważyła przysiadając się obok niego na kanapie.

- Byłem dziś w domu Syriusza. Wydaje się być przygnębiony.

- Trudo się dziwić. – zauważyła. – Zawsze był w centrum wydarzeń, zawsze działał. Teraz musi się ukrywać.

- Boję się, by nie zrobił czegoś głupiego.

- Mówimy o Syriuszu, jest więcej niż pewne, że zrobi coś głupiego. Porozmawiaj z Remusem, może na niego wpłynie.

- Tak zrobię. – powiedział kiwając głową.

****************************

- Rookwood nie daje się pociągnąć za język. Nabrał wody w usta. Stał się ostrożniejszy.

- Martwi mnie to. – przyznał dyrektor gładząc delikatnie głowę Fawkesa. – Martwi mnie też brak postępów w oklumencji Harrego. – rzucił mu uważne spojrzenie.

- Potter lekceważy moje rady. Nie ufa mi. Poza tym jest leniwy i arogancki. Nie ćwiczy, nawet nie próbuje. Bez jego zaangażowania nic nie wskóram.

- Bardzo ważne jest, aby odciąć go od Czarnego Pana.

- Robię co mogę, ale on jest nieodrodnym synem swojego ojca. – powiedział z pogardą.

- Spróbuj spojrzeć na niego przez pryzmat jego matki. Może to wam wówczas pomoże dojść do porozumienia.

***************************

- Sytuacja trochę się skomplikowała. – rzuciła mu przelotne spojrzenie.

- Tylko trochę. – odparł z uśmiechem częstując się landrynką.

- Według ministerstwa jesteś przestępcą i buntownikiem.

- Korneliusz widzi tylko to, co chce widzieć. Szkoła jest pod opieką Severusa.

- Niech Merlin ma w opiece uczniów. – zażartowała.

- Nie taki diabeł straszny… - zauważył. – Severus martwi się, że Rookwood nie daje się pociągnąć za język.

Samara westchnęła.

- A mnie martwi, że straciłam go z oczu. – odpowiedziała z powagą.

- Może to czas, aby wtajemniczyć Snape’a? – zapytał.

- Jeszcze nie. – zapewniła go. – Jeszcze nad wszystkim panuję.

**************************

- Mgiełka? Co tu robisz, na brodę Merlina? – zapytał zdziwiony.

- Mgiełka nie wie profesorze, Mgiełka siedziała sobie w swoim pokoju i nagle znalazła się tutaj z panienką Sofią.

Albusem wstrząsnęło i uświadomił sobie, że zawiniątko obok skrzatki to Sofia. W momencie porwał ją z ziemi i przeniósł do salonu kładąc ją w swoim fotelu przy kominku. Skrzatka przyczłapała za nim przyglądając się mu wystraszona.

- Mgiełko, czy widziałaś coś zanim przeniosłaś się tutaj? – zapytał upewniając się, że dziewczynka smacznie śpi.

- Nie, Mgiełka nic nie widziała, ale poczuła jakby przez jej ciało przechodził dreszcz. Zrobiło się zimno, a potem stałam przed drzwiami profesora.

Dumbledore wyprostował się i odwrócił w stronę okna mrucząc pod nosem – Dementorzy. Chwile stał w bezruchu, by nagle odwrócić się do skrzatki.

- Mgiełko, zostań tu i pilnuj ją. Gdyby coś się działo przenieś was do Hogwartu do Severusa Snape’a.
Skrzatka kiwała energicznie głową i podeszła bliżej fotela w którym spała dziewczynka.

***************************

- Wezwał cię? – powiedział wychodząc  z ciemności zakazanego lasu. Zauważył, że drgnął zdziwiony czyjąś obecnością.

- Co tu robisz? – zapytał, lecz po chwili odpowiedział na pytanie. – Tak, wezwał skąd wiesz?

- Pamiętasz jak mówiłem, że będę wiedział kiedy Samara będzie w niebezpieczeństwie? – Snape skinął robiąc niepewny krok w jego stronę. – W jej sprawie cię wezwał. Obawiam się, że ją znaleźli.
Zobaczył jak twarz Severusa kamienieje, jak jego pięści się zaciskają, a oddech przyspieszył.

Oboje milczeli długo. Dał mu czas na opanowanie emocji. Musi się ich pozbyć zanim tam pójdzie.

- Co mam robić? – zapytał w końcu.

- To co zwykle. Samara zna reguły gry.

- Wiedziałem, że tak się stanie. – warknął – Oboje jednak byliście zbyt ślepi by dostrzec to co ja. Próbowałem… - nie dokończył, złapał się nerwowo za ramie i syknął cicho. – Muszę iść, wścieka się. – ruszył w stronę miejsca z którego mógł się aportować.

- Severusie – zawołał za nim. Ten przystanął, lecz nie odwrócił się by spojrzeć w jego kierunku. – Tu nie chodzi o nią, jest coś co ukrywa przed nim, a co nie może trafić w jego ręce. Samara poświęci wszystko co ma by to chronić, nie złamią jej.  – Snape chwilę stał w miejscu, by nagle ruszyć i po kilku krokach zniknąć z cichym pyknięciem.

****************************

- Severusie! – zawołał uradowany Czarny Pan. – Jak to miło, że do nas dołączyłeś!

Snape omiótł pokój obojętnym spojrzeniem. Śmierciożerców było niewielu. Tylko Malfoy’owie, Bella jej mąż oraz Rookwood ze znanym mu obłędem w oczach. U stóp Czarnego Pana leżała ona. Miała skrępowane dłonie i rozcięty łuk brwiowy. Kilka świeżych siniaków pokrywało jej odsłonięte ramiona. Spojrzał ponownie w oczy swojego pana.

- Widzę, że poszukiwania okazały się owocne. – Całym sobą starał się ignorować i zagłuszyć chęć wymordowania wszystkich i zabrania jej jak najdalej stąd.

- Och tak! – Czarny Pan wyszczerzył zęby w zachwycie. – Pozwól bliżej Severusie, dawno się nie widzieliście. – Snape posłusznie podszedł nieco bliżej. – Tak dawno, że należałoby was sobie ponownie przedstawić! – Czarny Pan obszedł ją, a gdy stanął na wysokości jej głowy złapał za kark i uniósł jak zdobycz.

- No Severusie, jesteś bardzo spostrzegawczy – zasyczał paskudnie. – Zauważasz to uderzające podobieństwo? – Zbliżył swoją wężowatą twarz do jej.

Snape zmrużył oczy zdziwiony zadanym pytaniem. W jego głowie pojawiła się myśl tak okropna, że natychmiast zagłuszył ją w sobie.

- Panie – skłonił się delikatnie – nie rozumiem, o jakie podobieństwo chodzi.

- No Severusie, jesteś przecież ulubieńcem Dumbledore’a, na pewno musiał ci o tym wspomnieć. – Powiedział nadal trzymając Samarę w żelaznym uścisku, ta nawet nie próbowała się wyrwać.
Snape’owi ponownie zaświtała ta sama myśl, którą odrzucił z obrzydzeniem. Tym razem wwiercała się ona boleśnie do jego umysłu składając po kolei kolejne kawałki układanki. Nie uwierzy jednak, dopóki tego nie usłyszy.

- Panie, nie wiem o czym mówisz.

Czarny Pan puścił Samarę, a ta z donośnym łoskotem zwaliła się ponownie na podłogę. Była wyraźnie wykończona, a on choć myślał gorączkowo nie znajdował możliwości uwolnienia jej bez ujawnienia siebie.

Snape wyprostował się widząc, że Czarny Pan idzie w jego kierunku. Przystanął tuż za nim nachylając się nieznacznie, by wysyczeć wprost do jego ucha.

- Przedstawiam ci moją ukochaną córeczkę. – Zaśmiał się, a razem z nim pozostali. Tylko Snape trwał w zamroczeniu, próbując jak najszybciej dojść do siebie. Powtarzał sobie, że później przyjdzie czas na pytania. Czarny Pan kontynuował. – Stworzyłem ją, by uzyskać większą moc, niestety moje plany pokrzyżował Dumbledore, który bezczelnie ogłosił się jej ojcem i wychował w duchu miłości i wzajemnego szacunku. – zadrwił, kolejny raz podszedł do niej.

- Niestety, w swojej niewiedzy popełniłem jeden poważny błąd, który w znacznej mierze utrudnił mi odzyskanie tego, do czego ją powołałem. – Mówił nie przerywając swojego przemówienia, a Snape’owi wydawało się, że śni mu się najgorszy koszmar jaki mógł sobie wyobrazić. Nie dostrzegał już nikogo oprócz niej. Wpatrywali się w siebie bez najmniejszego mrugnięcia. Widział w jej oczach napływającą rozpacz. Wyczytał z tych oczu więcej niż by sobie życzył. Głos Czarnego Pana jakby zawieszony nad nimi kontynuował.

- …matka Samary okazała się bowiem nie tylko dziedziczką Gryffindora, lecz także pozostałej dwójki. I tym o to sposobem, po latach szkoleń wybrano ją na maga. Co oznacza, że jest dla mnie bezużyteczna.

Maga… Kolejna jej tajemnica. Przysiągł sobie, że nic co tu usłyszy już go nie zdziwi.

- Nie wszystko jednak stracone. Gdy przyszliśmy z wizytą do jej domu okazało się, że znajduje się w nim pokój dziecięcy. Jeżeli się nie mylę, to zostałem dziadkiem! – Po raz kolejny zaśmiał się, co bardziej przypominało syczenie węża. – A ponieważ to ona jest magiem, jej dziecko nie posiada już takiej ochrony i byłoby dla mnie bardzo użyteczne.

Dziecko? Jakie dziecko? Miał wrażenie, że serce za chwile dostanie zawału. Biło w nienaturalnie szybkim tempie. W głowie miał pustkę, czarną dziurę. Kolejny jej sekret. Córka Czarnego Pana, Mag, dziecko!

- Panie – odezwał się w końcu i odetchnął w duchu, bo jego głos był jak zwykle. Zimny i pełen obojętności. – wyjaśnij mi proszę do czego potrzebne byłoby to dziecko?

- Dobrze, że pytasz. Stworzyłem Samarę by odebrać jej moc i przekazać sobie. Jako dziedziczka Gryffindora obdarzona została darem, który chciałem przejąć. To bardzo stara magia, potężna. Niestety ponieważ ona jest magiem zginie zanim cokolwiek uda mi się uzyskać. Jej dziecko jednak pozbawione jest umiejętności samounicestwienia w razie potrzeby. Gdyby udało się odnaleźć dzieciaka, mógłbym przejąć dary pozostałej trójki założycieli Hogwartu i stać się niezwyciężonym. – Voldemort przechadzał się po salonie by przystanąć przy kominku.

- Niestety nie udało się nam jak do tej pory wydobyć z niej informacji gdzie ukryła dziecko. Jestem pewien, że stosuje oklumencję. Bella bawiła się z nią przez jakiś czas, niestety bezskutecznie.
- Jak mogę pomóc? – zapytał.

- Jedyną osobą, która może cokolwiek wiedzieć jest Dumbledore. Masz wydobyć z niego informacje. Nie interesuje mnie jak to zrobisz, ale do końca tygodnia dzieciak ma być już w moich rękach.
- Możesz na mnie liczyć. – skłonił się.

- Dobrze, a teraz zamknijcie ją w lochach. Jak trochę skruszeje to nie zaszkodzi. Na cele rzuciłem już odpowiednie zaklęcie, takie aby nawet mag nie mógł się stamtąd wydostać.
Po tym wyszedł, a wraz za nim wyślizgnęła się Nagini.

Samarę zaprowadzono do celi. Rzuciła mu tylko przelotne zbolałe spojrzenie.

Odczekał chwilę i również ruszył do lochów.

- Chcę się z nią widzieć – powiedział do Glizdogona pilnującego celi. – może uda mi się wydobyć z niej informacje przy pomocy Veritaserum. – Wyjął z kieszeni fiolkę z eliksirem pieprzowym. Był pewien, że ten idiota nie rozpozna mikstury nawet gdyby była to zupa dyniowa.

Glizdogon posłusznie otworzył drzwi i wpuścił go do celi. Snape skinął na niego by zaczekał na zewnątrz.

Siedziała w najciemniejszym koncie lochu. Nie widział jej twarzy, dostrzegł tylko, że sznury już nie krępują jej rąk. Podszedł powoli, miała przymknięte oczy.

– Miejmy to już za sobą. – powiedziała oschle.

- Dlaczego zawsze musisz postawić na swoim?

- Trochę za późno na to pytanie, nie sądzisz?

- Przestań! – warknął zniecierpliwiony. – Jakim cudem mam cię stąd wydostać? Zdajesz sobie sprawę, że oni cię zabiją, a ja nawet nie będę mógł kiwnąć palcem?

- Skończ z tą udawaną troską o mnie i przejdź do sedna. Nie przyszedłeś tu obmyślać planu mojej ucieczki, bo oboje wiemy, że nie jest możliwa. – poruszyła się zniecierpliwiona. Grymas bólu przeszedł przez jej twarz.

- Udawana troska… – syknął bardziej do siebie niż do niej. – Dobrze, dosyć zabawy. Trzy słowa.

- Słucham. – spojrzała na niego, stał tuż obok i patrzył na nią z góry.

- Córka. – zabrzmiało pierwsze ze słów, wypowiedziane lodowatym tonem.

- Czarny Pan wyjaśnił ci wszystko. Nie mam nic więcej do dodania, oprócz tego, że nikt nigdy nie miał się o tym dowiedzieć. Nie było się czym chwalić. – zadrwiła.

Stał niewzruszony. Z każdą chwilą wzbierała w nim coraz większa złość. Sam nie wiedział czy na nią, czy na siebie.

- Mag. – wypowiedział kolejne słowo.

- Z tego też nie mam zamiaru się tłumaczyć. Nie miałam wpływu na to czyja krew płynie w moich żyłach i co się z tym wiąże. Nie miałam wpływu na to, że zostałam wybrana. Takiego daru nie wolno odrzucić. – dodała dosadniej.

Ponownie zapadła dłuższa chwila milczenia. Nie chciał wypowiadać ostatniego słowa, bo przeczuwał, był niemal pewien…

- Dziecko. – westchnął bezgłośnie. Ona jednak milczała. Wycofał się o kilka kroków i odwrócił do niej plecami. Jej milczenie było nie do zniesienia.

- Ile ono ma lat? – zapytał nie patrząc na nią. Ponownie odpowiedziała mu cisza. – Merlinie… - jęknął i wyszedł z lochu nie oglądając się na nią.

*****************************

- Widziałeś ją? – zapytał przejęty Dumbledore, gdy wpuścił go do salonu. Snape w odpowiedzi skinął. – W jakim jest stanie?

- Jest poobijana, ale poważniejszych urazów nie doznała. Trzymają ją w lochu, który jest odporny na magie. Nie można w nim rzucić żadnego zaklęcia, aportować się. Nie ma stamtąd wyjścia. – zakończył z westchnieniem.

- Sine magicae. – mruknął do siebie dyrektor. – Potężne zaklęcie, nie do złamania.
- Gdzie ono jest? – zapytał nagle Snape rozglądając się po salonie. Dumbledore spojrzał na niego zdziwiony, by po chwili pokiwać głową i wskazać drzwi do właściwego pokoju.

- Śpi. – powiedział.

Snape podszedł powoli do drzwi zamkniętego pomieszczenia, wahając się przez moment. Wiedział jednak, że musi stawić temu czoła. Cicho nacisnął na klamkę i delikatnie pchnął drzwi.

Pokój był niewielki, oświetlony jedną świecą. Przy przeciwległej ścianie stało drewniane łóżko, a na nim spała mała dziewczynka. Nie sądził by była starsza niż dwa lata. Wszystko się zgadzało. Podszedł bliżej i przykucnął na wysokości jej głowy. Oddychała miarowo i spokojnie. Była bardzo podobna do Samary, wyróżniał ją tylko inny kolor włosów. Czarne jak krucze pióra połyskiwały w blasku świecy. Wyprostował się i wycofał z pokoju cicho zamykając drzwi.

- Rozmawiałeś z nią? – Zapytał Albus.

- Możemy tak to nazwać. – przetarł zmęczone oczy. – Trzeba ją ukryć. – wskazał na zamknięte drzwi. – Tak, abym nawet ja nie wiedział gdzie jest. – Albus pokiwał głową. – Muszę pomyśleć. – powiedział bardziej do siebie i ruszył do wyjścia.

*******************************

- Zabezpieczyć wywary. Koniec lekcji. – powiedział czując napływającą ulgę. Ma pół godziny, by przerzucić kilka książek. Zanim pierwszy uczeń ruszył w stronę drzwi przyszło mu coś do głowy.

- Stop. – powiedział stanowczo i każdy zamarł w miejscu.

- Pytanie dla inteligentnych. – Omiótł każdego lodowatym spojrzeniem i ze złośliwym uśmiechem dodał. – Longbottom i Weasley was to nie dotyczy. – z satysfakcją spojrzał obu w oczy i widział ich zażenowanie. – Nie mam złudzeń, że żadne z was nie odpowie mi na pytanie, ale muszę je zadać. Kto wie cokolwiek o zaklęciu sine magicae? – zapytał i rozejrzał się po klasie.

Żadna dłoń nie powędrowała w górę i gdy już miał powiedzieć, że są kompletnie bezużyteczni, dostrzegł nieśmiało wyciągniętą dłoń Granger. Przeszył ją zdziwionym spojrzeniem. Normalnie zignorowałby ją, aby utrzeć jej ten zarozumiały nos, jednak teraz nie chodziło o niego.

- Granger?

- To silne zaklęcie, jeżeli rzuci się je na przykład na pomieszczenie, to nie można tam używać magii. – powiedziała nieśmiało.

- Coś jeszcze?  - zapytał, będąc pewien, że to wszystko. Dostrzegł jednak jej wahanie. – Tak, panno Granger?

- Wydaje mi się, że czytałam, że takie zaklęcie należy odnawiać co trzy dni.

- Odnawiać?

- Rzucać ponownie. – powiedziała pospiesznie.

- Wiem co to znaczy odnawiać. – warknął zatapiając się w myślach.

Jest szansa, wystarczy mu dobrze zorganizowana minuta. Zgredek będzie w stanie to zrobić… Myślał intensywnie.

- Jesteście wolni. – powiedział nawet na nich nie patrząc, po chwili namysłu dodał jeszcze – Granger, 10 punktów dla twojego domu.

Wszyscy uczniowie stanęli jak zaklęci. Każdy przyglądał mu się jakby widział go po raz pierwszy w życiu. Najgłupszą minę jak zwykle miał Weasley.

- Nie rozumiecie co się do was mówi? Wynocha! – warknął.

Uczniowie przywróceni do rzeczywistości rzucili się w pośpiechu do wyjścia.

****************************

- Jak długo spałam? – zapytała cicho.

- Niezbyt długo. – powiedział uśmiechając się do niej.

- Nic się tu nie zmieniło. – przyznała rozglądając się po swoim dawnym pokoju.

- Nie było potrzeby, by coś zmieniać. – Albus przysiadł na brzegu łóżka.

- Snape bardzo wściekły? – zapytała po chwili. Albus westchnął.

- A dziwisz mu się?

- Nie.

- Przyjdzie tu dziś. Posłałem go po maść na twoje siniaki. Sama ich sobie nie wyleczysz, a Sofia nie powinna cię taką widzieć.

- Gdzie ona jest? – zapytała unosząc się wyżej na poduszkach.

- Póki co tutaj. Kiedy poczujesz się lepiej odeślę was tam gdzie ostatnio. – Samara zrobiła kwaśną minę.

- Nie lubię tego miejsca. – przyznała.

- Nie obchodzi mnie to. – powiedział stanowczo i wstał. – Twoje metody zawiodły, pozwolisz że ja teraz zdecyduję co dalej.

- Widzę, że nie mam już nic do gadania.

- Samaro, możesz nosić te swoje wysokie obcasy, zwiewne, modne szaty, mieć groźną i poważną minę, ale dla mnie zawsze będziesz małą dziewczynką, którą muszę chronić. – powiedział stając przy drzwiach.

- I może to jest nasz problem.

**************************

- Oszczędź mi proszę tej miny. – powiedziała gdy wszedł do jej pokoju.

-  Jakiej miny? – zapytał przystając i rzucając jej ostre spojrzenie.

- Właśnie tej. Jakbyś cierpiał za miliony musząc przebywać w moim towarzystwie.
Chciał coś odpowiedzieć, ale powstrzymał się.

- Proszę, nie krępuj się. Wiem co mnie czeka, nie przedłużajmy tego. – odrzuciła kołdrę, która ją okrywała z zamiarem wstania. Prawie natychmiast zachwiała się. Zanim jednak zdała sobie sprawę, że najpewniej upadnie silne dłonie złapały ją w samą porę.

- Kiedy w końcu przestaniesz zachowywać się jak dziecko? – pomógł jej ponownie usiąść na brzegu łóżka.

- Według Albusa, nigdy. – zarzuciła na ramiona szlafrok w chwili, kiedy on dostrzegł na nich spore blizny.

- Przyniosłem coś na to. – Pokazał jej mały słoiczek z zielonkawą maścią, bez pytania odrzucił jej szlafrok i przysiadł obok ignorując jej zdziwioną minę.

- Co robisz? – zapytała spinając się.

Spojrzał na nią jak na irytującego ucznia.

 - Niby jakim sposobem zamierzasz sobie wysmarować plecy?

- Ale… - zamierzała protestować.

- Nie bądź śmieszna, widywałem cię nago. Widok twoich odkrytych pleców nie powinien w żaden sposób ugodzić w twoje poczucie godności.

- Zmieniłeś się. – zauważyła, ściągając górę piżamy zgrabnym ruchem, tak by nie odsłonić przodu.

- Zmieniłem? – zapytał odkręcając słoiczek i nabierając na palce maść.

- Jesteś bardziej pewny siebie.

- To źle?

Nie odpowiedziała. On kolistymi ruchami dłoni wsmarowywał leczniczą maść. Przez długi czas żadne  nich nie odezwało się. Dopiero kiedy Snape zakręcił słoiczek i wstał nie patrząc na nią zapytała.

- Dlaczego nie poruszyłeś tematu Sofie?

- Uznałem, że sama to zrobisz. – wytarł dłonie w ręcznik. Nadal nie spojrzał na nią.

- Widziałeś ją? – zapytała.

- Tylko chwile, gdy spała.

- Wiem, że mnie winisz i pewnie nienawidzisz, ale…

- Nie nienawidzę cię. – przerwał jej – A winni jesteśmy oboje.

Zdziwiła się. Była pewna, że będzie wściekły. Tym czasem słyszała w jego głosie nie złość lecz smutek.

- Nie jesteś winny temu, że mnie nie kochałeś. Nie można nikogo zmusić do miłości, a ja cię za to ukarałam. – Usłyszała jak westchnął.

- To nie jest dobry moment na przerzucanie się argumentami kto bardziej zawinił. Na to pytanie nie ma odpowiedzi.

- Co więc proponujesz?

- Znikniesz z nią. Dla twojego i jej bezpieczeństwa.

- Nie chcesz jej poznać? – zdziwiła się.

- Nie jeżeli miałoby to na nią sprowadzić niebezpieczeństwo.

- Twoja oklumencja…

- Moja oklumencja nie ma tu nic do rzeczy. – przerwał jej ostrzej. – Trwa wojna. Nie mogę zaprzątać swojej głowy sentymentem. Jeżeli będziecie zbyt blisko, mogę popełnić błąd.

- Ach tak… sentyment. Zapomniałam już jak zimny i wyrachowany potrafisz być. – pożałowała swoich słów natychmiast.

- Był czas, że nie narzekałaś. – uciął krótko.

- To było dawno. – spojrzała za okno. – Idź już, robi się późno. – Kątem oka zobaczyła jak po raz ostatni spojrzał na nią zanim wyszedł bez słowa pożegnania.

******************************

- Zdajesz sobie sprawę, że nie byłem w stanie powstrzymać Syriusza. Nikt nie byłby w stanie go powstrzymać.

- Wiem. – odparła nie patrząc na niego, zajęta pakowaniem rzeczy córki.

- Spójrz na mnie. – powiedział ze spokojem. Zignorowała go, lecz nie ustępował. – Samaro…

- To już kolejny… ilu moich przyjaciół zginie jeszcze podczas gdy ja siedzę bezpieczna w ukryciu? – zacisnęła pięści nad otwartą walizką.

- To nie twoja wina. – Albus podszedł do niej.

- Widziałam się z nim.

- Kiedy? – zapytał zdziwiony.

- Zanim Voldemort mnie schwytał. Mogłam to przewidzieć.

- Nie mogłaś.

- Mówił mi, że się dusi, że chce działać… - westchnęła i odwróciła się do niego. – Znałam go, w głębi siebie wiedziałam, że przyjdzie dzień kiedy nie wytrzyma. Byłam w stanie go powstrzymać.

- Jak chciałaś to zrobić? Syriusz kochał Harrego, żadna siła nie jest w stanie powstrzymać miłości. – usiadła zrezygnowana.

- Powinniśmy już iść. – powiedział. Skinęła głową i zamknęła z hukiem wieko walizki. Ruszyli do salonu.

- Sofia opowiedziała mi swój dzisiejszy sen. – powiedział rzucając jej krótkie spojrzenie.

- Co takiego mogło śnić się dwulatce? 

- Powiedziała mi, że śnił się jej tata. – Samara przystanęła zdziwiona. – Dokładnie go opisała, więc nie ma mowy o pomyłce. Powiedział jej, że gdyby miłość decydowała o wszystkim, on byłby teraz z nią i jej mamą. – uśmiechnął się na widok jej zszokowanej miny. Dłuższą chwilę milczała próbując dojść do siebie.

- To był tylko sen. – pokręciła głową. – Sofia nigdy nie widziała Severusa, a on widział ją tylko przez chwile kiedy spała. To tylko sen. – powtórzyła upewniając samą siebie.

- Skoro tak mówisz. – powiedział zadowolony z siebie. – Pora się aportować, ona już czeka na Ciebie.


- Tak… - pokiwała głową i wyszła przed dom łapiąc dłoń Dumbledora i znikając z cichym pyknięciem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz