***********************************
Jak
ona mogła mu to zrobić? – myślał biegnąc. Nie mógł znieść
widoku tego śpiącego dziecka, które już nigdy nie miało ujrzeć swojej matki.
Cholera jasna Samaro! – krzyczał
w duchu – Chciałaś się zemścić? Udało ci
się. Swoją śmiercią pokazałaś mi, że świat bez ciebie nie jest nic wart!
Zadowolona jesteś? Ty przebiegła kretynko! Zostawiłaś córkę, tylko dlatego,
żeby mnie ukarać. Już wiem, że ci tego nigdy nie wybaczę.
Wpadł do wielkiej sali jak gradowa chmura.
Wszystkie twarze zgromadzonych zwróciły się na niego. Nie dbał o to. Przystanął
na chwilę i spojrzał w miejsce gdzie leżała Samara. Stał przy niej Potter i
trzymał ją za rękę. Ruszył ponownie, odrzucił Harrego na bok i dopadł do niej
szarpiąc ją z całych sił.
-
Ty głupia kretynko! - ryknął - Jak mogłaś mi to zrobić?! Jak mogłaś? Słyszysz?!
Ty pieprzona egoistko! – Krzyczał z całych sił wprawiając wszystkich w szok.
Harry podniósł się z podłogi i złapał Snape’a za szaty.
-
Zostaw ją! Jak możesz! Ona nie żyje! Zostaw ją słyszysz?! – Snape gwałtownym
machnięciem ręki odrzucił Harrego ponownie tak, że ten upadł. Hermiona i Ron
pomogli mu się podnieść i przytrzymali go, aby nie rzucił się ponownie na
Snape’a. Ten nadal trzymał w garści przód jej szaty lekko unosząc ją.
-
Jak mogłaś mi to zrobić? – powtórzył szarpiąc ją – Jak mogłaś zrobić to NAM! –
Po tych słowach Snape zawył wściekle. Harry zszokowany ujrzał, że z jego oczu
lecą łzy. Po raz pierwszy w swoim życiu widział jak jego Mistrz Eliksirów
okazuje jakiekolwiek uczucia. Człowiek, który był w stanie przez lata stawiać
czoła najpotężniejszemu czarodziejowi świata teraz załamał się.
Snape
wziął Samarę ponownie w ramiona i usiadł z nią na podłodze. Trzymał ją przy
swojej piersi i pozwalał sobie na rozpacz. Cieknące z jego oczu łzy skapywały
na jej twarz.
Wszyscy
zgromadzeni w wielkiej sali stali w milczeniu i przyglądali się tej scenie.
Część osób płakało razem ze Snape’em. Harry
usłyszał kroki za jego plecami. Był to Albus Dumbledore, a jego prawej dłoni
uczepiona była mała dziewczynka która z ciekawością przyglądała się
wszystkiemu. Hermiona również zwróciła na nich uwagę i pisnęła wskazując na
dziewczynkę palcem.
-
Ona wygląda zupełnie jak Samara! – powiedziała piskliwym głosem.
Ron
i Harry przyjrzeli się jej dokładnie.
-To
prawda – powiedział Harry – jest do niej bardzo podobna oprócz włosów i… -
zamarł na chwile i dokończył – oczu… Oczy ma zupełnie jak… - ponownie uwał i zwrócił
się w stronę Snape’a – oczy ma zupełnie jak on. - Wszyscy troje patrzyli zszokowani
to na Snape'a to na dziewczynkę. To nie możliwe - pomyślał Harry –
jednak tych oczu nie dało się pomylić z żadnymi innymi.
Dumbledore
powoli kroczył przez salę patrząc tylko na rozpaczającego Severusa. Snape nadal
trzymał w ramionach Samarę i mówił ni to do siebie ni do niej.
-
Idiotko... Jak mogłaś? Jak... Jak ja mam teraz sobie niby z tym poradzić?
Udowodniłaś już mi wystarczająco, że tamtej nocy byłem w błędzie. To ty miałaś
wówczas rację! Otwórz oczy! Błagam cię! Otwórz oczy! Mówiłaś mi przecież, że
nadzieja nie umiera! - spojrzał na jej bladą jak papier twarz. Przyglądał się
jej tak chwilę gładząc dłonią zimny policzek, by po chwili złożyć na jej sinych
ustach pocałunek. Tłum w wielkiej sali zamarł. Pani Weasley i McGonagall
wycierały sobie wilgotne oczy.
Snape
przerwał pocałunek i spojrzał w stronę dyrektora, przy którym kurczowo trzymała
się Sofia. Tak cicho tu i tak ciemno bez
ciebie. Ocknij się, błagam. Obiecuje, że już tej miłości więcej nie zagłodzę. –
pomyślał.
W
tej samej chwili usłyszał szum skrzydeł i do wielkiej sali wleciał Fawkes
zataczając koła nad nim i Samarą, odśpiewywał swoją pieśń. Do jego serca wlało
się ukojenie i spokój. Feniks w trakcie swojej pieśni obniżał lot, by w końcu
wylądować tuż przed nimi. Najpierw spojrzał w oczy Severusa, by po chwili
podejść do martwej Samary. Zbliżył się do jej głowy, by przytulić do niej
swoją. Snape ujrzał, że z jego oczu ciekną perłowe łzy w sekundę potem Fawkes
zajął się ogniem i spłonął zostawiając po sobie kupkę popiołu. Severus w
przerażeniu rzucił się w tył, razem z Samarą w obawie przed płomieniami. Upadł
na plecy, przygnieciony ciężarem jej ciała. Leżał tak, mocniej obejmując ją
ramionami. Chciał ją chronić, ale nie mógł. Ponownie do jego serca wkradła się
mordercza bezsilność z którą nie miał siły walczyć. Spokój i ukojenie, które
poczuł wraz ze śpiewem feniksa, było już tylko odległym i nierealnym
wspomnieniem.
Ponownie
usiadł nie wypuszczając jej ze swoich ramion. Obejmował ją tak mocno, że był w
stanie wyczuć bicie jej serca… Zaraz!
Jakie bicie serca?! – pomyślał przerażony zrywając się z miejsca biorąc ją
na ręce i ponownie przenosząc na stół nauczycielski. Przyłożył ucho do jej
piersi i usłyszał to. Merlin mu świadkiem, że w całym swoim marnym życiu nie
słyszał nic piękniejszego. Jej serce biło. Klatka piersiowa unosiła się miarowo
w górę i w dół. Zszokowany cofnął się o krok do tyłu.
-
Albusie! – krzyknął, lecz nie musiał. Dyrektor stał teraz obok niego i również
nie mógł uwierzyć w to co widzi. Po chwili zaśmiał się, a Severus spojrzał na
niego zdziwiony.
-
Rajski ptak! – zerknął na trzymane w dłoni pisklę feniksa. – Fawkes oddał za
nią jedno ze swoich żyć. Odrodzenie przez ogień. Samara jest magiem, włada
ogniem. – Snape również przyglądał się pisklakowi, tak jakby widział je po raz
pierwszy w życiu. Niepewnie podszedł do nieprzytomnej.
-
Samaro... słyszysz mnie? - zapytał - Otwórz oczy. - lekko nią potrząsnął. Jej
powieki drgnęły, a usta rozchyliły.
-
Severusie... - westchnęła i otworzyła oczy, by spojrzeć wprost w jego.
-
Jak? – zapytał pomagając jej usiąść. Spojrzała na Dumbledore’a.
-
„Tego dnia, gdy ciemność skradnie serce
ci
Ona w oknie będzie śmiać się lecz
przez łzy
Rozpuści czarność włosów i
Zmieniona w kruka skoczy by
Za chwilę oknem tym powrócić tu
lecz jako rajski ptak, bo tak
chciałeś.” – wyrecytowała słowo w słowo nieznaną jej wcześniej
przepowiednie i ponownie spojrzała na Severusa.
-
Powróciłam, bo tak chciałeś. – uniosła swoją dłoń i przyłożyła ją do jego
twarzy czule głaszcząc. – Albus miał rację, – zerknęła na niego. – miłość to
najpotężniejsza magia. – Wtuliła się w jego tors.
-
Słyszałam twoje słowa. – wyszeptała tak by tylko on to usłyszał – Słyszałam też
obcy i zimny głos mówiący, że nie ma już żadnych szans, że to co umarło, już
nigdy się nie odrodzi. Nagle ty powiedziałeś, że nadzieja nigdy nie umiera. –
poczuła jak jego ramiona obejmują ją mocniej. – To zawróciło mnie z drogi. –
Uniosła głowę by spojrzeć w jego oczy.
–
Uratowałeś mnie. – dodała i omiotła spojrzeniem salę. Każdy kto był tam obecny
zakrywał sobie usta. Niecodziennie w końcu jest się świadkiem zmartwychwstania.
Uśmiechnęła się delikatnie i zerknęła na Albusa. Patrzył na nią tym swoim przemądrzale
wyglądającym wzrokiem. Była sobie w stanie wyobrazić jak mówi: „a nie
mówiłem?”. Zza jego pleców niepewnie wychyliła się Sofia.
Oczy
Samary rozbłysły i zerwała się gwałtownie z miejsca chwytając dziewczynkę w
ramiona. Okręciła się z nią wokół. Sofia wybuchła radosnym śmiechem. Nadal
trzymając ją w ramionach spojrzała w kamienną twarz Snape’a. Uśmiech z twarzy
Samary również znikł.
-
Już wiesz. – powiedziała cicho. Kiwnął głową.
-
To nie miejsce na takie rozmowy. – wtrącił się Dumbledore. - Oboje musicie
sobie wyjaśnić kilka spraw. Zapraszam do gabinetu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz