Idąc korytarzem w kierunku pokoju
życzeń wyklinała samą siebie, że dała się w to wszystko wciągnąć. Szła pewnym
krokiem, a w jej prawej dłoni spoczywała różdżka. Spojrzała na nią i pomyślała,
że ma ją w dłoni po raz pierwszy od roku. Nigdy nie potrzebowała różdżki, aby
czarować. Ma wystarczająco wysokie umiejętności, aby móc obyć się bez niej.
Używała jej tylko do walki. Wówczas była precyzyjniejsza, szybsza i bardziej
skoncentrowana na celu.
Przypomniała sobie nagle jak to Dumbledore zaprowadził
ją do sklepu Olivandera, kiedy okazało się, że przyjęli ją do Hogwartu w wieku
pięciu lat. Spędzili w sklepie cztery godziny zanim wierzbowa różdżka z kłem
hipogryfa ją wybrała. Lubiła ją, była odpowiednio giętka i długa, jednak szybko
zauważyła, że jej nie potrzebuje. Gdy ponownie rzuciła okiem na swoją różdżkę
stała już przed wejściem do pokoju życzeń. Była minuta po godzinie 18. Pomyślała,
że Snape na pewno już tam jest i ponownie wypomni jej spóźnienie. Trudno…
Złapała za klamkę i otworzyła drzwi. Energicznym krokiem przeszła przez cały
pokój by stanąć na pokazowym podwyższeniu. Była pewna, że wcześniej tego tu nie
było więc pokój ponownie sam dostosował się do potrzeb. Tak jak myślała Snape
był już w pokoju. Po minie dało się odczytać, że jej spóźnienia są wyjątkowo
irytujące. Spojrzała na niego pełna udawanej obojętności i zwróciła się do
uczniów, którzy nawet nie śmieli się odezwać, ponieważ byli onieśmieleni
obecnością mistrza eliksirów.
- Profesor Dumbledore poprosił
mnie i profesora Snape’a abyśmy ponownie stworzyli tutaj klub pojedynków. Sama
umiejętność rzucania zaklęć to nie wszystko. Musicie wiedzieć jak to jest w
prawdziwej walce, gdzie błąd popełnia się tylko raz… - urwała i spojrzała na
nich. Zatrzymała wzrok na Harrym, który słuchał jej z szeroko otwartymi oczami.
– Ponieważ większość z was nigdy nie widziała nawet pojedynkujących się osób
zamierzamy z profesorem pokazać wam na czym polega walka. Oczywiście nie
będziemy walczyć tak, aby zabić jednak coś mi mówi, że będzie to niezwykłe
widowisko. Samara zeszła z podwyższenia i różdżką naznaczyła granicę.
– Nikt z was nie może przekroczyć tej linii. Jest to zaklęcie ochronne, aby żadne z zaklęć przez nas rzuconych nie trafiło w was przez przypadek. – ponownie spojrzała na wszystkich zgromadzonych uczniów, jakby ich oceniając. Snape w tym czasie stał nadal na podwyższeniu i przyglądał się Samarze.
– Nikt z was nie może przekroczyć tej linii. Jest to zaklęcie ochronne, aby żadne z zaklęć przez nas rzuconych nie trafiło w was przez przypadek. – ponownie spojrzała na wszystkich zgromadzonych uczniów, jakby ich oceniając. Snape w tym czasie stał nadal na podwyższeniu i przyglądał się Samarze.
- Dobrze więc, czas zaczynać.
Profesorze jest Pan gotowy? – Snape na te słowa skinął głową i zdjął wierzchnią
część swoich obszernych szat. Pozostał w czarnym surducie, który ciasno dolegał
do jego ciała.
Sama również zdjęła płaszcz. Jej strój mógł się kojarzyć bardziej z tym, który mugole ubierają do jazdy konnej. Włosy miała ciasno spięte w koku, tak aby żaden włos nie mógł jej przeszkodzić.
Stanęli naprzeciwko siebie, ukłonili się i przyjęli pozy do pojedynku. Przez dłuższą chwilę Harremu wydawało się, że żadne z nich nie zdecyduje się na pierwszy krok, ale w jednej chwili oboje rzucili zaklęciami. Stało się to tak szybko, że Harry nawet nie zarejestrował w jakim momencie. Snape i Samara byli maksymalnie skupieni na sobie, rzucali niewerbalne zaklęcia chcąc zaskoczyć swojego przeciwnika. Harry był zmuszony stwierdzić, że Snape porusza się niebywałą gracją o którą z pewnością nigdy go nie podejrzewał. Po mimo całej swojej nienawiści do swojego nauczyciela doszedł do wniosku, że nie może oderwać wzroku od Snape’a który jest w ferworze walki. Robił on ogromne wrażenie. Rzucał zaklęciami w Samarę, bronił się i to wszystko w takim tempie, że wszyscy powoli przestali za nimi nadążać.
Samara również nie ustępowała mu. Z początku rzucała zaklęciami jakby od niechcenia. Jednak kiedy zobaczyła z kim się mierzy przyspieszyła tempo. Harry nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek jest zdolny do tak precyzyjnego i natychmiastowego rzucania zaklęć.
Sama również zdjęła płaszcz. Jej strój mógł się kojarzyć bardziej z tym, który mugole ubierają do jazdy konnej. Włosy miała ciasno spięte w koku, tak aby żaden włos nie mógł jej przeszkodzić.
Stanęli naprzeciwko siebie, ukłonili się i przyjęli pozy do pojedynku. Przez dłuższą chwilę Harremu wydawało się, że żadne z nich nie zdecyduje się na pierwszy krok, ale w jednej chwili oboje rzucili zaklęciami. Stało się to tak szybko, że Harry nawet nie zarejestrował w jakim momencie. Snape i Samara byli maksymalnie skupieni na sobie, rzucali niewerbalne zaklęcia chcąc zaskoczyć swojego przeciwnika. Harry był zmuszony stwierdzić, że Snape porusza się niebywałą gracją o którą z pewnością nigdy go nie podejrzewał. Po mimo całej swojej nienawiści do swojego nauczyciela doszedł do wniosku, że nie może oderwać wzroku od Snape’a który jest w ferworze walki. Robił on ogromne wrażenie. Rzucał zaklęciami w Samarę, bronił się i to wszystko w takim tempie, że wszyscy powoli przestali za nimi nadążać.
Samara również nie ustępowała mu. Z początku rzucała zaklęciami jakby od niechcenia. Jednak kiedy zobaczyła z kim się mierzy przyspieszyła tempo. Harry nie mógł uwierzyć, że ktokolwiek jest zdolny do tak precyzyjnego i natychmiastowego rzucania zaklęć.
Coś się zmieniło między nimi. Gdy
zaczęli walczyć na samym początku widać było po ich twarzach, że robią to na
pokaz. Jednak im dłużej ze sobą walczyli, tym robili to z coraz większa
zaciętością. Harry spojrzał na Rona i Hermionę, po ich minach doszedł do
wniosku, że też to zauważyli. Pojedynek Samary i Snape’a nie był już pokazówką
na potrzeby niedoświadczonych uczniów lecz walką całkiem na serio. Przez twarz
Snape’a rozciągał się grymas furii w której się znajdował. Samara również miała
wymalowaną złość na twarzy. Miotali w siebie coraz groźniejszymi zaklęciami.
Ich różdżki były rozgrzane do czerwoności. Po sali latały snopy czerwonych i
białych iskier co i rusz odbijanych przez któregoś z nauczycieli. Uczniowie
patrzyli na nich z nieukrywanym przerażeniem na twarzy. Ktoś z nich rzucił na
głos: - Trzeba ich powstrzymać bo się pozabijają! – I właśnie w tej chwili
Snape i Samara rzucili w siebie w tym samym momencie zaklęciami, które zderzyły
się ze sobą i połączyły w jeden snop światła. Z różdżki Samary wydobywał się
biały promień ze Snape’a czerwony. Pokój życzeń rozbłysnął oślepiającym
światłem i uczniowie nie wiele byli w stanie zobaczyć. Snape i Samara starali
się za wszelką cenę pokonać swojego przeciwnika. Byli już bardzo zmęczeni.
Harry jednak zauważył, że czerwone iskry zaczynają zdobywać przewagę nad
białymi, kiedy już myślał, że Samara przegra jej krzyk wściekłości rozszedł się
po sali, wzbiła różdżkę w powietrze i smagnęła jak batem w stronę Severusa. Blask
zaklęcia był nie do zniesienia dla oczu więc wszyscy przymknęli je. A gdy je
otworzyli zauważyli jak Samara opiera się o swoje kolana z głową spuszczoną w
dół, a Snape z szeroko otwartymi oczami ledwo był w stanie ustać na nogach. Z
jego lewego policzka leciała obficie krew. On sam chyba nie zdawał sobie z tego
sprawy i wpatrywał się w ciężko oddychającą Samarę. Ta nadal nie podniosła
głowy lecz wszyscy wyraźnie usłyszeli co mówi.
- Na dziś koniec. Wyjdźcie stąd. – żaden uczeń
nie ruszył się z miejsca. Samara podniosła głowę spojrzała na nich. Harry
dostrzegł, że jest zlana potem i bardzo blada. Ponownie powiedziała, lecz jej
ton był zupełnie inny od tego, którego zwykle używała zwracając się do uczniów.
Harry nigdy nie słyszał, aby do kogoś zwracała się w tak obcy i lodowaty sposób.
- Powiedziałam na dziś koniec!
Wynocha! – tym razem wszyscy posłusznie udali się w kierunku wyjścia. Harry
przed drzwiami odwrócił się i ponownie spojrzał w kierunku, gdzie przed chwilą
widział walczących nauczycieli. Samara stała z nieodgadnionym wyrazem twarzy i wpatrywała
się w Snape’a, który również nie odrywał od niej wzroku. Sam nie wiedział czego
byli właśnie świadkami.
Fajna scena walki. Pełna napięcia i emocji. I bardzo mi się podoba to, że umiesz te emocje dawkować, sytuacja nie załamuje się nagle, bo któryś z bohaterów robi coś strasznie głupiego albo kiczowatego. Podobnie było we wcześniejszej scenie rozmowy S i S.
OdpowiedzUsuń