niedziela, 28 czerwca 2015

Wyrzuty sumienia

    Gdy za Harrym zamknęły się drzwi, Snape powoli ruszył w kierunku Samary. Ta zdawała się nie zwracać na niego zbytniej uwagi i zajęła się układaniem wypracowań uczniów. Snape stał dłuższą chwilę przed jej biurkiem bacznie przyglądając się jej owiniętym bandażami nadgarstkom.

- Dlaczego ich nie uleczysz? – zapytał niespodziewanie. Podniosła leniwie wzrok na niego.

- Doskonale wiesz, że sama siebie uleczyć nie mogę. – Odwróciła wzrok ponownie zajmując się wypracowaniami, po chwili jednak dodała.

- Jeżeli przywiodły cię tu wyrzuty sumienia, to nie trudź się. Przepraszanie nie jest w twoim stylu, a ja przeprosin wcale nie oczekuję. Poniosło cię i tyle. Widywałam już gorsze rzeczy w twoim wykonaniu.

- Nie jestem tu z powodu wyrzutów sumienia. – odpowiedział ponuro.

- Czyżby? – zapytała już śmielej. – Do tej pory nie gościłeś w mojej klasie – dodała i zapytała – Cóż więc cię sprowadza? – spojrzała na niego i czekała na odpowiedź.

Snape zasępił się jeszcze bardziej i spochmurniał. Podniósł swój wzrok na nią i powiedział grobowym tonem

- Sam nie wiem. Chciałem się tylko upewnić. – mówiąc to odwrócił się od niej i ruszył w kierunku wyjścia.

Samara zdziwiła się, na pewno nie takiej odpowiedzi się spodziewała, zapytała więc zanim zdążył opuścić klasę.

- Upewnić? – Snape zatrzymał się, lecz nie spojrzał w jej kierunku.

- Czy wszystko w porządku.

- Może nie jesteś tego do końca świadomy, ale to są właśnie wyrzuty sumienia.

Snape wyprostował się i odzyskał dawną obojętność w głosie. Zanim wyszedł z klasy powiedział.

- Aby mieć wyrzuty sumienia, musiałbym posiadać sumienie.


Samara wzruszyła ramionami i nie dodała już nic więcej. Snape wyszedł a jego kroki na korytarzu roznosiły się głośnym echem.



niedziela, 21 czerwca 2015

Pewne, nowe okoliczności...

    Dni mijały. Pogoda za oknem jednoznacznie wskazywała na rychły koniec zimy. Śniegi zaczęły gwałtownie topnieć, a dni stawały się przyjemniejsze mimo iż dopiero co zawitał luty.


Harry, Ron i Hermiona znajdowali się obecnie na lekcji obrony przed czarną magią. Harry uważnie przyglądał się swojej matce chrzestnej. W ciągu ostatnich dni zaczynając od feralnego pojedynku w niczym nie przypominała siebie. Była surowa i przygnębiona. Wydawała się być czymś przytłoczona. Harry zauważył na jej nadgarstkach bandaże, pod którymi starannie  coś ukrywała. Nie śmiał jej zapytać, co się stało. Nie uważał, by miał prawo pytać.

Z zamyślenia wyrwał go ból w boku. Syknął i spojrzał zdziwiony na Hermionę, ponieważ zorientował się, że to ona dźgnęła go łokciem w bok. Hermiona wywróciła znacząco oczami i wskazała w stronę nauczycielki, która z posępną minął przyglądała się Harremu.

- Panie Potter, w pełni rozumiem roztargnienie związane ze zbliżającą się wiosną, jednak na moich lekcjach oczekuję pełnego zaangażowania. Jeżeli nie mogę na to liczyć może warto będzie przemyśleć ponownie Pana przyszłą ścieżkę kariery. – słowa wypowiadała tym obcym tonem którego Harry tak bardzo nie lubił.

Spojrzała na niego surowo, lecz chwile potem ponownie zapytała – Czego należy się spodziewać, gdy rzucisz zaklęcie Expulso?

Ręka Hermiony poszybowała w górę z prędkością światła, Ron zrobił kwaśną minę patrząc na jej desperacką chęć udzielenia odpowiedzi. Harremu jednak pytanie nie sprawiło problemu.

- Zaklęcie to powoduje odpychanie o działaniu odśrodkowym, gdy trafi pomiędzy grupę osób, wszystkie zostają odrzucone. Zaklęciem o podobnym działaniu jest Expelliarmus. –  spojrzał na nauczycielkę, która nieznacznie się uśmiechnęła i ruszyła w kierunku tablicy, dalej prowadząc lekcję. Harry ponownie zaczął się jej przyglądać, miała wyraźne cienie pod oczami. Sprawiała wrażenie jakby nie sypiała. Choć nie znał jej jeszcze zbyt dobrze czuł z nią więź na tyle głęboką, że zaczął się o nią martwić.

Przywrócony do rzeczywistości ponownie przez Hermionę zdał sobie sprawę, że jest koniec zajęć więc niedbale wrzucił swoje pergaminy do torby i razem z Ronem i Hermioną skierowali się ku wyjściu.

- Harry zostań proszę na chwilę. – dobiegł go głos Samary, gdy właśnie miał opuścić klasę. Ron i Hermiona dali znać, że zaczekają za drzwiami. Podszedł do jej biurka, czekał chwilę zanim pozbierała wszystkie wypracowania, które musieli jej oddać. Gdy skończyła usiadła w fotelu, westchnęła i powiedziała.

- Nie możesz być taki rozkojarzony Harry, zwłaszcza teraz.

- Nie bardzo rozumiem. – Harry podszedł bliżej.

- Z powodu pewnych nowych okoliczności będziesz zmuszony do pobierania dodatkowych lekcji nie tylko z oklumencji, ale i z obrony przed czarną magią. – Samara pocierała sobie zbolałe skronie.

- Jakie nowe okoliczności? Co się dzieje? Chcę…– Harry ożywił się, lecz ta nagle przerwała mu gestem dłoni.

- O szczegółach dowiesz się od profesora Dumbledora. Moim zadaniem jest cię dobrze przygotować. Nie będę tolerować bujania w obłokach. – wstała i podeszła do niego. Następne słowa wypowiadała już łagodniej – Harry zapoznam cię z zaklęciami daleko odbiegającymi od tych które już poznałeś. Będzie to naprawdę zaawansowana magia, o której wielu nawet nie słyszało więc musisz się skupić.

- Dobrze, ale chcę wiedzieć co się dzieje! – Samara westchnęła, a Harry wpatrywał się w nią niecierpliwie oczekując odpowiedzi, gdy niespodziewanie z końca sali doszedł ich pełen drwiny głos, którego Harry tak bardzo nie znosił.

- Ty chcesz wiedzieć! – prychnął Snape, który opierał się o futrynę drzwi klasy – Cudowne dziecko, Chłopiec Który Przeżył, chce wiedzieć! A czy nie przyszło ci do tej zarozumiałej głowy Potter, że pani profesor może mieć powód, aby nie mówić ci o czymś o czym ma cię powiadomić sam Dumbledore? – jego słowa były przesiąknięte jadem, lecz on sam wyglądał na spokojnego i opanowanego.
Może właśnie dlatego Harrego tak bardzo irytował Snape. Przywdziewane przez niego maski niczym nie odzwierciedlały jego podłego charakteru.

Samara spojrzała w kierunku Snape’a i zmierzyła go niechętnym spojrzeniem od stóp do głów.


- A czy ciebie nie uczono, że podsłuchiwanie jest w złym guście i, że przed wejściem należy zapukać? – odwróciła się od nich i ponownie stanęła za biurkiem. – Harry widzimy się dziś o 18 w tej klasie, postaraj się, aby nikt cię nie widział. -  Harry przytaknął, wiedział, że to koniec rozmowy. Odwrócił się w kierunku drzwi, obrzucił Snape’a nienawistnym spojrzeniem i wyszedł z klasy.


Dawne, dobre czasy...

W końcu jakieś komentarze i to konstruktywne :) Dzięki... Wstawiam kolejne :)


***************************

- Zostaw mnie! – zdołała się mu wyszarpnąć dopiero wewnątrz gabinetu. – Oszalałeś do reszty! Co ty sobie wyobrażasz?! – syczała wściekle patrząc mu prosto w oczy.

- A czego się spodziewałaś głupia kretynko? Myślałaś, że utniemy sobie miłą pogawentkę o sprawach zakonu na środku szkolnego korytarza? – spojrzał na nią jak na uczennicę, która właśnie wysadziła swój kociołek. Po chwili dodał mierząc ją od stóp do głów – Poza tym nie jestem ci nic winien.

- Czyżby? – Samara obeszła go i usiadła w fotelu w którym zwykle siadała za czasów kiedy byli razem.  – Więc dlaczego mnie tu zaciągnąłeś? Bo chyba nie po to, aby sobie powspominać dawne dobre czasy?

- Dobrze wiem jaka potrafisz być upierdliwa w dążeniu do celu, nie dałabyś mi spokoju. – również usiadł w fotelu za biurkiem, założył ręce na piersi. - Co chcesz wiedzieć?

- Wszystko. – rozsiadła się wygodnie w fotelu czekając.

- Czemu mnie to nie dziwi… Dobrze, tylko problem polega na tym, że ty już wszystko wiesz. – spojrzał w jej zdziwione oczy i lekko się pochylił w jej kierunku.

- Jak to już wszystko wiem? – zastanowiła się by po chwili zapytać -  Chyba nie zamierzasz… - przerwał jej

- Właśnie, że zamierzam. – powiedział już spokojnym i opanowanym tonem.

- Przecież to szaleństwo. To kwestia czasu jak Voldemort się o tobie dowie. Mimo to chcesz tam nadal chodzić? – Snape kiwnął tylko głową  - On cię zabije – powiedziała cicho.

- Wiem. – oparł się wygodniej o oparcie fotela i ciągnął dalej. -  Doskonale zdaję sobie sprawę, że w dniu kiedy Czarny Pan dowie się o mojej roli dla zakonu zginę w męczarniach błagając o ostateczny cios.

- Więc dlaczego chcecie to ciągnąć? – zapytała patrząc w jego czarne oczy. Wydawało się jej, że ponownie ujrzała w nich to co zobaczyła tamtej nocy.

- Ponieważ do tego czasu mogę uzyskać cenne informację, które uratują tyłek tego ignoranta Pottera.

- Harry nie jest ignorantem. – powiedziała spokojnie. – Porozmawiam z Dumbledorem. Nie powinniście już tego ciągnąć. Rozumiałam motywy do tej pory, nawet je popierałam. Jednak od dziś zakrawa to już na samobójstwo.

- Od kiedy przejmujesz się tak moim losem? – zapytał sarkastycznym tonem, wstał i podszedł do barku, wyciągnął z niego butelkę ognistej i szklankę. Samara zmrużyła oczy i przez chwilę spoglądała na niego zdziwiona. Po chwili westchnęła i odpowiedziała.

- Zapewne od momentu w którym ty przestałeś. – zrobiła przerwę i dodała – Nie powinieneś dziś pić.

- Nie jesteś moją niańką, więc jeżeli wiesz już wszystko to wierzę, że znajdziesz drogę do drzwi. Nie będę cię narażać na moje nietrzeźwe towarzystwo. – zasyczał wściekle patrząc na nią z góry.

- Zachowujesz się jak zwykły gówniarz. – powiedziała to zanim zdążyła się zastanowić. Ruszyła w jego stronę. Wyszarpnęła mu z ręki butelkę i rozbiła ją teatralnym gestem o podłogę. Snape zareagował natychmiast. Był piekielnie szybki, zdziwiła się, że aż tak. Złapał ją za nadgarstek dłoni w której przed chwilą trzymała butelkę i ścisnął ją  z całej siły, tak że zasyczała z bólu. Jego oczy płonęły z wściekłości. Próbowała się mu wyszarpnąć, jednak z każdym jej ruchem jego dłoń zaciskała się mocniej. Samara spodziewała się steku wyzwisk i najróżniejszych obelg, jednak nigdy nie spodziewałaby się przemocy.

- Oszalałeś? Puść mnie! – nie poskutkowało. Wolną ręką próbowała go spoliczkować, aby się opamiętał jednak uchwycił jej dłoń w locie i również zacisnął swoje dłonie na jej nadgarstku.  Była w potrzasku. Snape patrzył na nią jak wygłodniały wilk na bezbronne jagnię. Nie był sobą i właśnie to sprawiło, że zaczęła się bać. Był piekielnie silny, przygwoździł ją do ściany i uniemożliwiał jakikolwiek ruch. Oczywiście mogła się  bez problemu uwolnić wypowiadając odpowiednie zaklęcie jednak nie obyłoby się bez poważnego zranienia siebie i  Snape’a. Szarpali się tak dłuższą chwilę zanim jednak zdecydowała się wypowiedzieć zaklęcie. Nie zdążyła jednak rzucić go do końca, gdyż Snape przyciągnął ją do siebie gwałtownym ruchem i pocałował ją z tak wielką pasją, że przez chwilę pociemniało jej w oczach i ugięły się pod nią kolana.

Przygwoździł ją swoim ciałem do zimnej ściany, a jej ręce trzymał wysoko nad jej głową tak, aby nie mogła się obronić. Próbowała odwrócić głowę, walczyła jednak nie było sensu. Snape dominował. Skutecznie ograniczył jej ruchy. Po chwili oddała pocałunek. Wszystko wokół nich toczyło się mocno, szybko i intensywnie. Na krótką chwilę odpłynęła, jednak gdy usłyszała nikły pomruk zadowolenia Snape’a, który rozluźnił uścisk oddając się w całości pocałunkowi, wyszarpnęła ręce i wymierzyła mu solidny, siarczysty policzek. Snape cofnął się o kilka kroków do tyłu, na jego twarzy malował się szok i niedowierzanie. Samara odetchnęła i rozcierała sobie zbolałe nadgarstki. Do Snape’a właśnie dotarło co zrobił i próbował coś powiedzieć jednak uprzedziła go Samara. Podeszła do niego i powiedziała najbardziej oziębłym tonem na jaki było ją obecnie stać.

- Nigdy, więcej tego nie rób! – spojrzała mu w oczy, w których malowało się poczucie winy. Nie mogła na niego patrzeć więc odwróciła się i skierowała w kierunku drzwi. Zanim wyszła Snape rzucił w jej stronę.

- Samaro, ja…


- Nigdy więcej Severusie, NIGDY WIĘCEJ. – odpowiedziała mu przez ramie nie racząc już spojrzeć w jego stronę. Otworzyła drzwi i wyszła zostawiając go w totalnym szoku.

niedziela, 14 czerwca 2015

Jesteś mi to winien.

    Dogoniła go gdy schodził już po schodach w kierunku lochów. Był już na ostatnim stopniu, gdy stanęła u szczytu schodów i zapytała.

- Co to znaczy „rób to, co do ciebie należy?” – Severus odwrócił się w jej stronę i spojrzał na nią. Jej włosy zwykle ciasno spięte w kok teraz w delikatnym nieładzie spływały po jej ramionach. Była zdyszana, pewnie musiała biec.

- To co słyszałaś. – powiedział ponuro i ruszył przed siebie.

Samara prychnęła jak rozjuszona kotka i ruszyła za nim. Zignorował ją! Nie wiedziała dlaczego za nim idzie. W gabinecie wyśmiał ją za jej naiwność, była na niego wściekła. Jednak coś jej mówiło, że nie powinna odgradzać się uprzedzeniami. Była już uodporniona na jego „życzliwe uwagi”. Była za nim o dwa kroki z tyłu. Szedł nie oglądając się na nią, rzucił jedynie przez ramię:

- Zamierzasz odprowadzić mnie do pokoju i dopilnować, abym grzecznie położył się spać?

- Nie schlebiaj sobie. – powiedziała kąśliwie. – Chcę się jedynie dowiedzieć co miał na myśli Dumbledore! – na jej słowa odwrócił się gwałtownie i stanął z nią twarzą w twarz. Z rozpędu omal na niego nie wpadła.

- Czyżby? – rozejrzał się wokół sprawdzając czy ich nikt nie usłyszy – Dlaczego sama go nie zapytasz? Jestem pewien, że ci powie. Po za tym nie jesteś członkiem zakonu, więc nie mogę cię wtajemniczać. – mówił powoli, rozważnie dobierając słowa. Samara wywróciła oczami.

- Od kiedy jesteś taki drobiazgowy? - zapytała nie kryjąc złośliwego tonu.

- Gdybym nie był, byłbym już dawno martwy. – po tych słowach ponownie ruszył przed siebie, gdy doszedł do drzwi swoich kwater Samara ponownie zwróciła się w jego kierunku.


- Nie zbywaj mnie swoim cynizmem! Chcę wiedzieć co się dzieje!  Jesteś mi to winien Severusie! – stanęła i zrobiła wyzywającą minę.

Tak jak się spodziewała ruszył w jej kierunku szybkim krokiem. Jedyne czego się nie spodziewała to to, że złapie ją za szatę i brutalnie zaciągnie  do swojego gabinetu.

niedziela, 7 czerwca 2015

Rób to, co do ciebie należy.

    Samara spojrzała na Snape’a zszokowana. Dumbledore wstał z fotela jednak nie ruszył się z miejsca.

- Musiałam się przesłyszeć, albo ty się źle wyraziłeś Snape – Samara nadal wpatrywała się w niego jakby widziała go po raz pierwszy. Snape obrzucił ją oburzonym spojrzeniem.

- Wyraziłem się dostatecznie jasno, w zakonie jest szpieg. – spojrzał w oczy dyrektora i czekał na jego reakcję. Ten powoli podszedł do niego.

- Kto? - zapytał.

 - Nie wyjawiono mi tego. – Nie wiedzieć czemu Snape czuł się winny, jednak nie dał po sobie tego poznać.  - Czarny Pan powiedział mi tylko, że oprócz mnie ma jeszcze jedną osobę, która infiltruje zakon od środka. Ta właśnie osoba poinformowała go, że jeden ze śmierciożerców zdradził go i służy zakonowi. – Snape założył ręce za siebie i patrzył prosto w oczy Dumbledora. Samara cofnęła się o dwa kroki nadal nie kryjąc szoku w jakim się znajdowała. Odezwała się w końcu a jej głos zdradzał zdenerwowanie.

 - Czy to oznacza… - nie skończyła, przerwał jej Snape.

- Nie. Czarny Pan nie wie kim jest ten śmierciożerca, jednak na pewno nie ufa mi już tak jak do tej pory. Na członkach zakonu ciąży pewne zaklęcie uniemożliwiające wydanie nazwisk osób należących do zgromadzenia. – mówiąc to patrzył jej w oczy.

Zdziwił się bardzo, ponieważ zobaczył w nich troskę o siebie. Dumbledore nadal stał i wpatrywał się w Snape’a. Przez dłuższą chwilę wszyscy milczeli patrząc na siebie. Snape ponownie odezwał się przerywając niezręczną ciszę.

- Nadejdzie jednak dzień kiedy Czarny Pan złamie zaklęcie i dowie się wszystkiego. – ponownie spojrzał w oczy dyrektora. Dumbledore obszedł ich oboje i stanął przy oknie nie patrząc na nich. Odezwał się, a jego głos nie zdradzał już słabości z którą zmagał się jeszcze chwilę temu. Był pewny siebie i pełen energii do działania.

 - Jak myślisz ile zajmie mu złamanie zaklęcia?

- Trudno powiedzieć. Nie sądzę jednak, aby zajęło mu to zbyt wiele czasu. – Snape mówił spokojnym i lekko znudzonym tonem, tak jakby opowiadał o pogodzie i zupełnie jakby nie chodziło tu o jego życie.

- To komplikuje nasze plany Severusie. – Dumbledore zacisnął pięści i odwrócił się w ich stronę – Samaro, jak Harry radzi sobie z obroną? – Samara miała minę jakby nie wszystko do końca rozumiała.

- Jak na to iż w całej jego edukacji miał jednego kompetentnego nauczyciela radzi sobie nadzwyczaj dobrze. – podeszła do niego i dodała – Nie zamierzasz chyba… - nie dokończyła.

- Muszę przyspieszyć pewne działania. Severus ma rację. Byłbym naiwnym głupcem gdybym sądził, że Tom nie poradzi sobie z przełamaniem zabezpieczającego zaklęcia. – Dumbledore podszedł bliżej Snape’a i zapytał – Jakie działania przedsięwziął?

- Odsunął mnie na boczny tor. Nie będę brał udział w misjach. Czarny Pan tłumaczy to tym iż nie chce, aby szpieg, który jest w jego szeregach doniósł tobie o mojej podwójnej roli. Nie sądzę jednak, aby był to prawdziwy motyw jego działań. Przestał mi ufać, jeżeli kiedykolwiek to robił. Ograniczył moją rolę do przekazywania zdobytych informacji.

- Co z atakiem na szkołę?

- Na czas demaskowania szpiega plan ataku został zawieszony.

- Tak myślałem, nie będzie ryzykował. – Dumbledore chodził po swoim gabinecie gładząc swoją długą siwą brodę.

- Naszym najważniejszym zadaniem jest zdemaskowanie osoby, która nas zdradziła. Dopóki jest w naszych szeregach życie członków zakonu wisi na włosku.

- Nie tylko członków zakonu. – Snape zrobił krok do przodu i kontynuował – Tereny szkoły zostały zabezpieczone zaklęciami rzuconymi przez wszystkich członków zakonu feniksa. Zdrajca doskonale zna te zaklęcia i z pewnością wyda je Czarnemu Panu, który z dziecinną łatwością je przełamie. Im dłużej zajmie nam zdemaskowanie zdrajcy tym większe niebezpieczeństwo ściągamy na uczniów.

Wszyscy troje stali na środku gabinetu wpatrując się w siebie. Dumbledore znów wydawał się przygnieciony ciężarem informacji. Samara spojrzała na niego, wiedziała, że jest coś co może zrobić. Odwróciła się od nich i podeszła do palącego się kominka. Gdy mówiła w tonie jej głosu wyczuć można było ogromną pewność siebie, ale i spokój.

- Jest pewne zaklęcie – zawahała się – bardzo stare i potężne, którego mogę użyć. Nie jestem członkiem zakonu, nikt się więc nie dowie o moim udziale. Uczniowie będą bezpieczni i… - nie skończyła, Dumbledore przerwał jej nerwowo. Rzadko słyszała u niego taki ton. Zwykle uprzejmy, teraz nieznoszący sprzeciwu.

- Bzdura! Nie będziesz się w to mieszać! Czy wyraziłem się jasno? – spojrzała na niego z wyrzutem, lecz po chwili kiwnęła twierdząco głową. Snape przyglądał się całemu zajściu z ciekawością. Zawsze intrygowało go pytanie dlaczego Samara nie może mieszać się w wojnę z Czarnym Panem. – Znajdę inny sposób, może nie zauważyłaś, ale całkiem dobrze znam się na zaklęciach.

- Zauważyłam. – odpowiedziała obrażonym tonem i podeszła do fotela w którym zwykle siadała. – Co więc zamierzasz? Wlejesz każdemu członkowi zakonu Veritaserum do herbatki i zaczniesz wypytywać, czy przypadkiem nie jest szpiegiem Voldemorta? Swoją drogą, nie mogę w to uwierzyć, każdy z nich jest dla mnie jak członek rodziny. Wychowałam się w ich kręgu, jak mogę któregokolwiek z nich podejrzewać o zdradę?

- Twoja naiwność Samaro jest dla mnie porażająca. – Snape nie silił się na zbędne uprzejmości – Toczy się wojna. Stawka jest niewyobrażalna. Zaufanie w tak niepewnych czasach to towar deficytowy, więc nie należy nim obdarzać zbyt wielu osób. – Kończąc mówić wyprostował się i spojrzał na nią z góry. Był sporo wyższy od niej więc mógł robić wrażenie. Samara jednak uśmiechnęła się sarkastycznie i podeszła do niego na tyle blisko, że mogła by spokojnie wymierzyć mu cios.

- Wolę być naiwna ufając ludziom niż być tak zgorzkniała jak ty nie ufając nawet samemu sobie. – spojrzała na niego podnosząc lekko głowę. Był zdenerwowany, wystarczyłaby tylko jednak iskra, aby wyładował na niej swoją złość. Z początku było jej go żal. Wiedziała co mu grozi gdy Czarny Pan dowie się o jego zdradzie. Przez krótką chwilę miała wrażenie, że grunt osuwa się jej spod nóg, gdy zdała sobie sprawę, że najpewniej zginie w ciężkich torturach. Teraz jednak przywrócona przez niego do rzeczywistości nie miała dla niego ani krzty współczucia.

- Już dobrze, uspokójcie się, nie czas na wasze utarczki. – Dumbledore przyglądał im się bystrym wzrokiem -  Wszyscy zgadzamy się w jednym – trzeba działać, i to możliwie jak najszybciej. Zdemaskowaniem zdrajcy zajmę się osobiście. Nie pytajcie mnie jak to zamierzam zrobić. – zwrócił się naglę w stronę Samary – Musisz przygotować Harrego. Będzie zmuszony mi towarzyszyć w pewnych misjach. Jego życie będzie zagrożone. Muszę mieć pewność, że sobie poradzi.

Samara prychnęła i powiedziała – Jakby do tej pory nie było zagrożone. Dobrze wiesz, że sobie poradzi nawet bez moich dodatkowych lekcji, jest bardzo zdolny. – Tym razem prychnął Snape, a Samara obróciła się w jego kierunku i tylko obrzuciła go nienawistnym spojrzeniem. Dumbledore skinął głową i spojrzał na zegarek.

– Dochodzi trzecia. Dziś już niczego nie wymyślimy. Proszę was o dyskrecję. Nic z tego o czym tu mówiliśmy nie może wydostać się po za te ściany. Szpieg nie może się domyślić, że znamy prawdę. W przeciwnym razie wyjdzie na jaw, że to Severus jest tym śmierciożercą który przeszedł na stronę dobra. Nikt z zakonu nie może się dowiedzieć.

Severus i Samara kiwnęli głowami na znak iż zgadzają się z dyrektorem.


- Severusie, rób to co do ciebie należy. – Snape na te słowa nieznacznie się skłonił i opuścił gabinet. Samara przez chwilę wpatrywała się w drzwi przez które przeszedł i sama również wyszła z gabinetu bez słowa.

czwartek, 4 czerwca 2015

Przekleństwo, czy dar?

    Dumbledore nie spał, czekał na powrót Severusa w swoim gabinecie. Pojawienie się srebrzystej łani zachwiało jego spokój. Siedział w swoim wygodnym fotelu oczekując wiadomości od swojego szpiega. Za każdym razem gdy go wzywano, miał ogromne poczucie winy, że zmusza go do takiego ryzyka. Nie widział jednak innego wyjścia, gdyby takie miał nigdy nie pozwolił by Severus narażał życie. Jego myśli przerwało ciche pukanie do drzwi, nie wstał jednak by je otworzyć. Machnął nerwowo różdżką, a drzwi z hukiem się otworzyły. Gościem okazała się Samara. Stała w progu z zaskoczoną i lekko oburzoną miną. Spojrzała na niego i powiedziała

- Nie wiedziałam, że tak witasz gości Albusie. Myślałam, że jesteś znany ze swojej gościnności i manier. Widocznie czasem się jednak mylę. – weszła nie czekając na zaproszenie i obrzucając go badawczym spojrzeniem.

- Pozory Samaro, to tylko pozory. – westchnął i dodał – Co cię sprowadza o tak późnej porze?

- Ty. – powiedziała stając naprzeciwko niego, nadal nie spuszczając z niego wzroku.

- Ja? – podniósł oczy i spojrzał na nią zdziwiony.

-Widzisz, los pokarał mnie jeszcze jednym darem – empatią – wyczuwam twój niepokój, więc przyszłam sprawdzić co się dzieje.

- Severus przed godziną został wezwany. – powiedział zmęczonym głosem. Może to wpływ późnej pory ale Samarze wydało się, że Dumbledora przygniata wielki ciężar. Usiadła w fotelu przy jego biurku oparła dłonie o blat i odpowiedziała.

- To nic nowego. Nie powinno Cię to dziwić. Dobrze wiemy, że Czarny Pan zbiera siły.

- Tym razem mam przeczucie, że chodzi o coś zupełnie innego. – potarł nerwowo skronie i spojrzał na zegarek. – Nigdy nie organizował spotkań o tej porze.

- Oboje wiemy, że Voldemort jest znany z nieprzewidywalności, a ciebie martwi zupełnie coś innego. Nie mylę się prawda? – odchyliła się z powrotem na oparcie fotela i przyglądała mu się uważnie. Był przygnębiony, coś go uparcie dręczyło i nie dawało spokoju.

- Czasami mam wrażenie, że czytasz mi w myślach. – uśmiechnął się ponuro spoglądając w jej kierunku, ona tylko wzruszyła ramionami. Wstał i podszedł do drzemiącego feniksa. – Za każdym razem, gdy go wzywa mam ogromne poczucie winy. Czasami myślę, że to moja wina, że jest taki jaki jest, że to ja go takim uczyniłem.

- Mówisz jakbyś go okaleczył. – Samara przyglądała się mu lekko przymrużając oczy.

- Mam wrażenie, że tak właśnie jest. – powiedział ledwie słyszalnie. – Gdybym tylko znalazł sposób… - nie dokończył, gdyż przerwała mu gwałtownie. Wstała podeszła do niego i powiedziała.

- Nie ma innego sposobu! Wiesz o tym ty, wiem o tym ja i wie o tym Severus. Przestań się mazać. Jeżeli Harry ma mieć realne szanse na pokonanie Voldemorta i zakończenie tej wojny, trzeba sięgać po radykalne metody. Snape dobrze wie czym ryzykuje, nie jest dzieckiem. Jestem pewna, że dawno temu pogodził się z ceną jaką przyjdzie mu zapłacić w razie gdyby zawiódł. A ty nie możesz okazywać słabości! Jesteś filarem na którym wszystko się opiera. Duch walki to ty! Jeżeli inni zobaczą cię w takim stanie, to uwierz mi nie skończy się to dobrze. Wojna wymaga poświęceń i Snape o tym wie. Myślisz, że to ty ukształtowałeś jego charakter? A ja myślę, że już taki był na długo przed tym, kiedy składał ci wieczystą przysięgę. – zakończyła swój wywód bardzo dosadnie. Dumbledore z każdym jej słowem stawał się bledszy, jednak kiedy skończyła odzyskał dawny rezon. Poprawił okulary i podszedł do Samary. Położył swoje obie dłonie na jej ramionach i powiedział z lekkim uśmiechem.

- Twój dar empatii to nie przekleństwo Samaro, to błogosławieństwo, choćby dla mnie. Potrafisz szybko postawić mnie na nogi. Jestem ci wdzięczny. Pogłaskał ją po policzku, ona przymknęła oczy. Westchnął i ponownie skierował się w stronę fotela by w nim usiąść.

- Martwi mnie jeszcze jedno – powiedział ponownie pochmurnym tonem.

- Co takiego? – nie kryła zaciekawienia, podeszła bliżej niego lecz nie usiała już w fotelu.

- Gdyby zdarzyło się, że Severus zginie, jak ty sobie z tym poradzisz? – spojrzał w jej duże brązowe oczy. Źrenice rozszerzyły się jej gwałtownie. Na twarzy malował się wyraz totalnego zaskoczenia. Poruszyła delikatnie ustami chcąc coś powiedzieć, ale głos ugrzązł jej w gardle. Stała tak i wpatrywała się w jego niesamowicie błękitne oczy. Drgnęła jednak nerwowo, ponieważ drzwi otworzyły się gwałtownie, a w progu stanął Snape. Ruszył w kierunku dyrektora i zatrzymał się  przy Samarze mówiąc grobowym tonem.


- W zakonie jest szpieg.

wtorek, 2 czerwca 2015

Zdrajca

    Obudził go piekący ból w przedramieniu. Zasyczał i zerwał się z fotela na którym najwidoczniej musiał zasnąć. Zerknął na zegar wiszący na ścianie, wskazywał 1:15. Ból nasilał się, wiedział co to oznacza. Natychmiast narzucił na siebie płaszcz i opuścił swoje kwatery.

- Cholerny Dumbledore, tyle gadania o zaufaniu do mnie, a nadal nie mogę aportować się z terenu szkoły. – Snape szedł ciemnymi korytarzami zamku w kierunku wyjścia pewnym krokiem. Wiedział, że o tej porze nie spotka tu nikogo. Dotarł do głównych drzwi Hogwartu jednak zanim wyszedł wyczarował patronusa z wiadomością dla dyrektora: „zostałem wezwany”, spojrzał tęsknie na srebrzystą łanię która pobiegła w kierunku gabinetu Dumbledora. Gdy zniknęła Snape ponownie ruszył przed siebie wychodząc na błonia. Uderzyło go mroźne powietrze. Zaciągnął się nim głęboko, aby się orzeźwić i skupić myśli. Wezwanie o tej godzinie mogło zwiastować tylko jedno – kłopoty. Czarny Pan nie wzywa o tak późnych porach bez wyraźnego powodu. Dojście na skraj terenów szkolnych zajęło mu jakiś czas. Gdy dotarł do miejsca z którego mógł się spokojnie aportować, odwrócił się na moment w kierunku zamku, by na niego spojrzeć. Zdał sobie sprawę, że robi tak za każdym razem gdy udawał się na spotkania z Czarnym Panem.  Doskonale wiedział, co mu grozi i każde spotkanie mogło być tym ostatnim. Mógł zostać zdemaskowany. Wówczas on pewnie osobiście poświęcił by swój czas, aby go zabić. Nie miał złudzeń, nie byłaby to szybka śmierć. Najpewniej po kilkugodzinnych torturach sam błagałby o koniec. Rzucił ostatni raz spojrzenie na jasno oświetlony zamek, który dawał mu nikłe, ale jedyne poczucie bezpieczeństwa i aportował się przed rezydencje Malfoyów. Ponownie zaciągnął się mroźnym powietrzem i ruszył w kierunku bramy. Rzucił zaklęcie łamiące zabezpieczenia i wszedł na teren posiadłości. Drzwi otworzył mu Glizdogon, skinął mu niechętnie i skierował się w kierunku salonu. Drzwi do pomieszczenia były zamknięte, jednak przez szparę w drzwiach sączyło się blade światło. Snape otworzył drzwi wchodząc z szelestem swoich szat do środka. W pokoju znajdowało się tylko 6 osób. Severus zdziwił się, jednak żadnym gestem nie dał tego po sobie poznać. Przy stole siedzieli Bellatrix, Rookwood, Macnair, Lucjusz Malfoy i Yaxley. Na końcu stołu siedział sam Czarny Pan. Snape podszedł bliżej i skłonił się.

- Czekaliśmy na ciebie Severusie. – powiedział  – Zajmij miejsce przy stole. – tu wskazał mu miejsce po swojej prawej stronie. Severus posłusznie zrobił to co mu kazano.
– Zapewne zastanawiacie się po co was tu zebrałem. Na skutek pewnych informacji nastąpiły zmiany w moich planach. Muszę je wprowadzić w życie natychmiast.

Bellatrix wychyliła się w kierunku Voldemorta.

- O jakich informacjach mówisz mój Panie? - zapytała.

-Mamy szpiega w swoich szeregach .– mówiąc to spojrzał każdemu w oczy by spostrzec nawet najmniejszy zdradliwy gest.

Severus mógłby przysiąc, że na chwile zatrzymała się ziemia. Na szczęście nie dał po sobie poznać, że ta informacja go zmroziła. Rozbrzmiał gwar rozmów. Bellatrix wstała z miejsca i oddychała nerwowo.

- Panie! Kto śmiał? – zajęczała piskliwie.

- Tego jeszcze nie wiem, jednak mam pewność co do tego, że ktoś mnie zdradził.

- Panie mój – odezwał się Snape – czy zdradzisz nam skąd masz tą informację? – Snape odetchnął z ulgą, jego głos był jak zwykle zimny i pewny siebie.

Wszyscy zamarli oczekując odpowiedzi. Słychać było tylko nerwowe oddech Belli. Voldemort spojrzał w jego stronę i zwęził oczy.

- Oprócz ciebie Severusie mam jeszcze jedną zaufaną osobę w zakonie. To ona doniosła mi, że jest ktoś kto informuje Dumbledora o moich zamiarach. Niestety ze względu na ciążące na tej osobie zaklęcia nie może ona wyjawić mi nazwisk członków zakonu. Nie może mi również powiedzieć kim jest zdrajca. Mam jednak nadzieję, że jest to tymczasowe utrudnienie. Pracuję nad złamaniem zaklęcia. Jedno jest pewne, dni osoby która śmiała mi się sprzeciwić są policzone.

- Co możemy zrobić Panie? – Malfoy niepewnie wychylił się w jego stronę. Snape spojrzał na niego. Wyglądał marnie. Był zaniedbany, odkąd stracił łaski u Czarnego Pana jego obecność jakby mu ciążyła. Snape wyczuł, że chce odzyskać dawne względy dlatego tak chętnie ofiarował swą pomoc.

- Zmieniamy moje dotychczasowe plany. Severusie już nie będziesz uczestniczył w naszych akcjach. Nie mogę pozwolić, aby doniesiono zakonowi o twoim udziale. Twoja służba ograniczy się tylko do przekazywania mi informacji o zamiarach Dumbledora. 
Snape skłonił się nieznacznie na znak posłuszeństwa.

- Panie mój, co z atakiem na szkołę? – zapytał Rookwood

- Dopóki nie znajdę zdrajcy nie będzie miało to żadnego sensu. Nie poświęcę wielu miesięcy przygotowań. Każdy z was może być zdrajcą. – Voldemort wstał i powoli okrążał stół przy którym wszyscy siedzieli. Przystawał na niedługą chwilę przy każdym z członków zebrania i przyglądał się im. Snape wiedział doskonale co robi Czarny Pan. Włamuje się do umysłów, aby sprawdzić informację. Musi się przygotować za chwile dotrze do niego i włamie mu się do jego wspomnień. Tak jak się spodziewał Czarny Pan podszedł do niego i natychmiast wdarł się do jego umysłu w poszukiwaniu dowodów zdrady. Snape miał wieloletnie doświadczenie w oklumencji więc bez trudu przedstawił mu fałszywe obrazy wspomnień. Voldemort nie znalazł niczego co świadczyło by przeciwko Severusowi więc ponownie zajął swoje miejsce i zwrócił się do wszystkich.

– Macie mieć oczy szeroko otwarte, zwłaszcza ty Severusie, zdrajca współpracuje z zakonem musisz się dowiedzieć kim jest.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby go zdemaskować Panie. – Snape ponownie skłonił się w jego stronę.


- Na dziś koniec, możecie się rozejść. – Voldemort wstał i skierował się w kierunku drzwi wyjściowych – Nagini chodź. – wąż posłusznie sunął za swoim panem. Gdy Czarny Pan opuścił salon wszyscy wstali i spojrzeli na siebie. Snape postanowił nie czekać i również wyszedł z salonu, chcąc jak najszybciej powrócić do szkoły. Za bramą posiadłości bezzwłocznie aportował się na skraj szkolnych błoni. Z daleka zobaczył zapalone światła w gabinecie Dumbledore ’a.