********************************
Tygodnie upływały tak szybko, że Harry nawet nie zdawał sobie sprawy z
tego, że właśnie kończy się marzec. Słońce grzało już coraz mocniej, a po śniegu
nie został już nawet ślad. Miał już za sobą pierwszą wyprawę w poszukiwaniu
Horkruksów z Dumbledorem. Nie wspomina jej zbyt dobrze. Gdyby nie dyrektor mógł
z niej nie wrócić. Jedynym pozytywnym faktem było to, że udało się im odszukać
horkruks, który był medalionem. Dumbledore, który mocno odczuł całą misję
poinformował, go że osobiście dopilnuje, aby medalion został zniszczony. Przez
następne dwa tygodnie Harry nawet nie widział dyrektora. Zaniepokojony zapytał Samarę
o niego, lecz uzyskał tylko informację, że odpoczywa i czuje się już lepiej.
Postanowił więcej nie pytać. Doszedł do wniosku, że Dumbledore sam się z
nim skontaktuje kiedy nadejdzie czas.
Nadal uczestniczył we wszystkich dodatkowych zajęciach, które były
zorganizowane. Przykładał się szczególnie do tych z obrony. Po ostatniej misji
z dyrektorem uzmysłowił sobie jak bardzo przyda się mu ta wiedza, którą próbuje
przekazać mu z tak wielką cierpliwością jego matka chrzestna. Zazwyczaj po
wszystkim jeszcze ze sobą rozmawiają. Rozwiewa ona jego wątpliwości, buduje
pewność siebie. Nie było inaczej dzisiejszego wieczoru. Po tym jak skończyli
ćwiczyć podała mu szklankę wody, ponieważ ze zmęczenia ledwie był w stanie
ustać na nogach.
- Podziwiam twoją determinację Harry. Jesteś coraz lepszy. – uśmiechnęła
się delikatnie i powiedziała – Przepraszam, że nie było mnie na ostatnich
zajęciach z oklumencji. Miałam kilka spraw, które dopominały się uwagi. Mam
nadzieję, że doszliście z profesorem Snape’em do porozumienia i obyło się bez
ofiar w ludziach? – zapytała spoglądając na niego z ukosa spod swoich długich
rzęs.
Harry wzruszył ramionami – Nie sądzisz chyba, że Snape
zmienił nastawienie wobec mnie?
- Och, nie sądzę. Pewne rzeczy pozostają niezmienne. – ponownie
uśmiechnęła się.
- Nie było gorzej niż zwykle. – dodał – Obaj daliśmy sobie wyraźnie do
zrozumienia, że się nienawidzimy. – powiedział już obojętnym tonem.
- Ile razy będę ci tłumaczyć, że profesor Snape cię nie nienawidzi? –
Samara cofnęła się o krok, baczniej się mu przyglądając.
- Więc dlaczego jest taki jaki jest? – Harry nerwowo zaczął
przemierzać klasę, Samara nadal nie spuszczała go z oczu. – Tak na dobrą sprawę
nie mam powodów, aby mu ufać. Był śmierciożercą! Ma wypalony jego znak! Jak
mogę mu zaufać? – przystanął naprzeciwko niej jednak zachowując pewną
odległość. Samara przymknęła oczy i Harremu przez chwilę przeszło przez myśl,
że mu na to nie odpowie. Po chwili jednak podeszła powoli do niego i zapytała.
- Harry ufasz profesorowi Dumbledore’owi? - Harry skinął głową bez najmniejszego
zastanowienia.
– Ufasz mi? – zapytała ponownie
patrząc w jego zielone oczy, tak podobne do oczu jego matki.
- Oczywiście, że ci ufam! Co to ma do rzeczy! Jeżeli znowu usłyszę, że
skoro Dumbledore mu ufa więc ja również muszę to… Nigdy nie dał mi powodu! –
ponownie zwiększył dystans pomiędzy nimi i podszedł bliżej okna. Samara
odwróciła się w jego kierunku.
- Jesteś pewien, że nigdy nie dał ci powodu? – spojrzała na niego
badawczo. Harry zmieszał się, lecz nic nie odpowiedział. Samara mówiła dalej - Ja
ufam profesorowi Snape’owi, powierzyłabym w jego ręce moje życie. Mimo, iż mamy
wobec siebie osobiste urazy jestem w stanie mu ufać bez żadnych wątpliwości. –
ponownie podeszła do niego na tyle blisko, aby położyć rękę na jego ramieniu i
powiedzieć już delikatniej – Widzisz Harry, bo wcale nie jest tak, że ktoś musi
cię lubić, aby chcieć dla ciebie jak najlepiej. – Po tych słowach nastąpiła
chwila ciszy przerwana cichym pukaniem do drzwi klasy. Oboje spojrzeli w ich
kierunku. Z wszystkich osób w zamku tylko cztery wiedziały gdzie obecnie się
znajdują.
Samara cofnęła się od Harrego i delikatnym ruchem dłoni otworzyła
drzwi klasy. Za nimi stała osoba o której przed chwilą rozmawiali. W nikłym świetle świec wyglądał na bardziej przerażającego
niż za dnia. Harry wyprostował się. Raczej nie było możliwości, aby nie słyszał
ich rozmowy. Rozmawiali zbyt głośno, a z tego co pamięta Samara nie rzuciła
zaklęcia przeciw podsłuchiwaniu. Niezręczną cisze przerwała jego matka
chrzestna.
- Długo tam stałeś? – spojrzała na niego wyzywająco.
- Wystarczająco długo, by przerwać wam w odpowiednim momencie. –
spojrzał na nią, później na Harrego i ponownie zwrócił się w jej kierunku –
Dumbledore, prosi nas do siebie.
Harry zobaczył jak jej twarz przybiera kamienny wyraz. Nie lubił u
niej tego. Samara wpatrywała się w Snape’a
dłuższy czas, po chwili skinęła lekko głową i zwróciła się w stronę
Harrego.
- Na dziś koniec. Nie masz nic przeciwko temu, abyś dziś sam poszedł
do swojej wieży, czy mam cię odprowadzić?
- Nie trzeba, pójdę sam. – podszedł do ławki na której leżała jego
różdżka, wziął ją do ręki i skierował się w stronę drzwi w momencie kiedy mijał
swojego nauczyciela eliksirów poczuł nieprzyjemny dreszcz. Oboje zmierzyli się
wzrokiem, Harry był w stanie tylko niemrawo skinąć mu głową, ten nawet nie
mrugnął.
Kiedy wyszedł z klasy i gdy był pewien, że już nie usłyszą jego kroków
puścił się biegiem przez szkolne korytarze. Zdawał sobie sprawę, że zbyt wiele
padło słów których wolałby, aby Snape nie usłyszał.
"Słońce grzało już coraz mocniej, a po śniegu nie został już nawet ślad. Miał on już za sobą pierwszą wyprawę w poszukiwaniu Horkruksów" Śnieg czy ślad się na tę wyprawę wybrały, co? :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie umiem sobie wyobrazić "glorii szat" Snapa.
"Przez następne dwa tygodnie Harry nawet nie widział go." Medalionu? Czy Dumbledore?
W kolejnych zdaniach bardzo często jest jakaś taka nienaturalna kolejność słów. Gramatycznie ok, ale wydaje mi się, że mogłoby być bardziej płynnie. Choć może to kwestia gustu.