niedziela, 16 sierpnia 2015

Moc sprawcza

Wiem, wiem znowu krótki... Obiecuję, że tylko jeszcze jeden taki będzie i później zacznie się cała zabawa.

****************************

- Jak to zakaz? – zapytała Giny

- Normalnie, nie wolno nam przebywać na błoniach. Wszystkie lekcje, które się tam odbywały zostały przeniesione do zamku. – powiedział Seamus rozkładając ręce w geście bezradności.

- Nie mogą nam przecież zabronić wyjścia na zewnątrz! – oburzył się Dean.

- Wydaje mi się jednak Panie Thomas, że mamy taką moc sprawczą. – odpowiedziała mu profesor McGonagall, niespodziewanie pojawiając się za jego plecami z groźnie wyglądającą miną. Rozejrzała się po pokoju wspólnym, była tam zdecydowana większość uczniów jej domu.

- Pani profesor, co się dzieje? – zapytał Harry licząc na to, że może otrzyma jakąś wskazówkę, jednak rozczarował się.

- Nic, czym musieliby się martwić uczniowie. – spojrzała na niego wymownie i ciągnęła dalej – Z pewnych przyczyn musieliśmy przenieść zajęcia do zamku.

- A dlaczego nie wolno nam wychodzić na błonia w czasie wolnym? – zapytała Parvatil.

- Wszystko co robimy jest związane z waszym bezpieczeństwem panno Patil. – powiedziała wykrętnie nauczycielka. – Wolno wam przebywać na dziedzińcu, jednak jeżeli zobaczymy kogoś na błoniach… - nie dokończyła. Wszyscy doskonale wiedzieli, bez dodatkowych tłumaczeń co ma na myśli ich głowa domu. Zerknęła surowo na nich unosząc brwi ku górze, by po chwili opuścić pokój wspólny.

Uczniowie stali jeszcze chwilę wpatrując się w przejście przez które przed chwilą wyszła ich nauczycielka, zanim ponownie rozgorzał gwar. Hermiona i Ron przecisnęli się do Harrego, aby porozmawiać.

- Jak zamierzasz dostać się do Hagrida, kiedy nie wolno nam wychylać nosów z zamku? – zapytała piskliwym półszeptem Hermiona.

- Tak, jak za każdym razem. – spojrzał na nią znacząco.

- Ale Harry, my się już wszyscy pod peleryną nie zmieścimy. – dodał Ron.

- W takim razie pójdę tylko ja. – powiedział nie patrząc już na nich. Czuł się trochę winny.

- Nie ma mowy! – zaprotestowała Hermiona – Albo idziemy wszyscy, albo nie idziemy w ogóle.

- Więc znajdź sposób, abyśmy dostali się tam wszyscy razem. – Harry był już poirytowany. To nie jego wina przecież, że wszyscy tak urośli, że nie mieścili się już pod jego peleryną.

- A żebyś wiedział, że znajdę! – powiedziała – Tylko daj mi trochę czasu.

- Nie mamy czasu! – zaprotestował Harry – Nie widzisz co się dzieje?

- Widzę, przecież nie jestem ślepa. – odpowiedziała lekko oburzona jego tonem -  Daj mi czas do jutra. Wymyślę coś, abyśmy wszyscy mogli w tym uczestniczyć. Nie zostawimy cię, tym bardziej, że nie jest już bezpiecznie nawet w Hogwarcie. – spojrzała na niego z nadzieją, że ten argument na niego podziała.

- Dobrze. Masz czas do jutra. Jeżeli niczego nie wymyślisz idę sam, czy to ci się podoba czy nie! – Hermiona odetchnęła z ulgą ,gdy usłyszała słowa Harrego. Teraz będzie miała szanse, aby odszukać stosowne zaklęcie.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz