Święta w Norze jak zawsze minęły
w atmosferze ogólnej radości. Nawet Harry odprężył się i na chwilę zapomniał
o swoich rozterkach. Starał się wykorzystać ten czas na odpoczynek od
problemów.
Okres świąt minął im jednak
bardzo szybko, nim się zorientowali nastał 29 grudzień i do drzwi domu ktoś
zapukał. Pani Weasley pośpiesznie udała się sprawdził kto przybył. Okazało się,
że to sam dyrektor szkoły. Wszedł on do ciasnego salonu przywitał się ze
wszystkimi i skierował swoje słowa do ojca Rona.
- Arturze, tak jak wspominałem ci
wcześniej chciałbym zorganizować tu spotkanie zakonu. Najlepiej jutro zaraz po
zmroku. – Dumbledore spojrzał na niego wyczekując potwierdzenia.
- Oczywiście nie widzę, żadnego
problemu. – odpowiedział poważnym tonem.
Harry nie lubił kiedy Pan Weasley
był taki poważny. To zwiastowało problemy.
- Harry – tu Dumbledore zwrócił
się do niego. – Razem z Ronem i Hermioną chciałbym abyście uczestniczyli
również w tym zebraniu. Słyszałem, że zrobiłeś duże postępy w oklumencji, więc
tak jak obiecałem zezwalam wam na uczestnictwo.
Harry na te słowa omal nie
krzyknął z radości. Miał co prawda wątpliwości co do swoich umiejętności
blokowania umysłu jednak nie próbował zaprzeczać.
- Profesorze, a co z Hermioną?
Przecież jest u swoich rodziców. – zapytał nieśmiało Ron.
- Panna Granger pojawi się tu za
jakiś czas i zostanie tu już do końca przerwy. – Ron rozpromienił się na te
słowa i rozsiadł się wygodniej w fotelu.
- No dobrze, na mnie już pora.
Arturze dziękuję jeszcze raz. Do zobaczenia jutro. – po tych słowach odwrócił
się i opuścił Norę.
Pani Weasley stała oparta o
framugę drzwi z szeroko otwartymi ustami. Była w szoku. Jej syn oraz jego
najlepsi przyjaciele, których traktowała jak swoje własne dzieci mieli wstąpić
do Zakonu Feniksa i walczyć razem z nimi przeciwko Sami-Wiecie-Komu. Łzy same
zaczęły spływać jej po policzkach. Nie miała siły nawet zaprotestować jednak w
duchu obiecała sobie, że do jutra zrobi wszystko, aby wybić ten absurdalny
pomysł Albusowi z głowy. Pan Weasley widząc swoją, żonę w kiepskim stanie
zabrał ją do kuchni, skąd słychać było przyciszone jednak pełne emocji szepty
obojga.
Harry ją rozumiał. Bała się. Jej
cała rodzina walczyła po stronie zakonu tym samym narażali swoje życie. Strach
jednak nie jest najlepszym doradcą. Byli dorośli, wiedzieli co im może grozić.
Po za tym, Dumbledore zawsze powtarzał, że aby zło zwyciężyło wystarczy, aby dobrzy
ludzie nie robili nic. Ktoś musi sprzeciwić się temu terrorowi w przeciwnym
wypadku i tak wszyscy zginą. Z rozmyślań wyrwało go niespodziewane pojawienie
się Hermiony, która już zdążyła przywitać się z rodzicami Rona i już biegła w
ich kierunku rzucając się im na szyje, jak gdyby nie widzieli się przynajmniej
pół roku.
- Czołem chłopaki jak święta? –
zapytała siadając między nimi i częstując się ciasteczkiem.
- Cudowne jak zwykle – powiedział
Harry. – Wiesz o spotkaniu zakonu?
- Tak, Dumbledore pojawił się
dziś rano w domu moich rodziców prosząc ich, aby pozwolili mi tu dziś przybyć i
pozostać aż do końca ferii. Jestem taka ciekawa czego się dowiemy.
- My też. – wtrącił Ron
wyszczerzając zęby.
Do kolacji przyjaciele opowiadali
sobie jak spędzili święta i omawiali przyszłe zebranie zakonu. Robili to jednak
dyskretnie ponieważ Pani Weasley na samo wspomnienie robiła się czerwona i
natychmiast coś tłukła z nerwów. Udali się więc do pokoju Rona w którym
spędzili już cały wolny czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz