sobota, 31 stycznia 2015

Święta w Norze

Święta w Norze jak zawsze minęły w atmosferze ogólnej radości. Nawet Harry odprężył się i na chwilę zapomniał o swoich rozterkach. Starał się wykorzystać ten czas na odpoczynek od problemów.

Okres świąt minął im jednak bardzo szybko, nim się zorientowali nastał 29 grudzień i do drzwi domu ktoś zapukał. Pani Weasley pośpiesznie udała się sprawdził kto przybył. Okazało się, że to sam dyrektor szkoły. Wszedł on do ciasnego salonu przywitał się ze wszystkimi i skierował swoje słowa do ojca Rona.

- Arturze, tak jak wspominałem ci wcześniej chciałbym zorganizować tu spotkanie zakonu. Najlepiej jutro zaraz po zmroku. – Dumbledore spojrzał na niego wyczekując potwierdzenia.

- Oczywiście nie widzę, żadnego problemu.  – odpowiedział poważnym tonem.

Harry nie lubił kiedy Pan Weasley był taki poważny. To zwiastowało problemy.

- Harry – tu Dumbledore zwrócił się do niego. – Razem z Ronem i Hermioną chciałbym abyście uczestniczyli również w tym zebraniu. Słyszałem, że zrobiłeś duże postępy w oklumencji, więc tak jak obiecałem zezwalam wam na uczestnictwo.

Harry na te słowa omal nie krzyknął z radości. Miał co prawda wątpliwości co do swoich umiejętności blokowania umysłu jednak nie próbował zaprzeczać.

- Profesorze, a co z Hermioną? Przecież jest u swoich rodziców. – zapytał nieśmiało Ron.

- Panna Granger pojawi się tu za jakiś czas i zostanie tu już do końca przerwy. – Ron rozpromienił się na te słowa i rozsiadł się wygodniej w fotelu.

- No dobrze, na mnie już pora. Arturze dziękuję jeszcze raz. Do zobaczenia jutro. – po tych słowach odwrócił się i opuścił Norę.

Pani Weasley stała oparta o framugę drzwi z szeroko otwartymi ustami. Była w szoku. Jej syn oraz jego najlepsi przyjaciele, których traktowała jak swoje własne dzieci mieli wstąpić do Zakonu Feniksa i walczyć razem z nimi przeciwko Sami-Wiecie-Komu. Łzy same zaczęły spływać jej po policzkach. Nie miała siły nawet zaprotestować jednak w duchu obiecała sobie, że do jutra zrobi wszystko, aby wybić ten absurdalny pomysł Albusowi z głowy. Pan Weasley widząc swoją, żonę w kiepskim stanie zabrał ją do kuchni, skąd słychać było przyciszone jednak pełne emocji szepty obojga.

Harry ją rozumiał. Bała się. Jej cała rodzina walczyła po stronie zakonu tym samym narażali swoje życie. Strach jednak nie jest najlepszym doradcą. Byli dorośli, wiedzieli co im może grozić. Po za tym, Dumbledore zawsze powtarzał, że aby zło zwyciężyło wystarczy, aby dobrzy ludzie nie robili nic. Ktoś musi sprzeciwić się temu terrorowi w przeciwnym wypadku i tak wszyscy zginą. Z rozmyślań wyrwało go niespodziewane pojawienie się Hermiony, która już zdążyła przywitać się z rodzicami Rona i już biegła w ich kierunku rzucając się im na szyje, jak gdyby nie widzieli się przynajmniej pół roku.

- Czołem chłopaki jak święta? – zapytała siadając między nimi i częstując się ciasteczkiem.

- Cudowne jak zwykle – powiedział Harry. – Wiesz o spotkaniu zakonu?

- Tak, Dumbledore pojawił się dziś rano w domu moich rodziców prosząc ich, aby pozwolili mi tu dziś przybyć i pozostać aż do końca ferii. Jestem taka ciekawa czego się dowiemy.

- My też. – wtrącił Ron wyszczerzając zęby.


Do kolacji przyjaciele opowiadali sobie jak spędzili święta i omawiali przyszłe zebranie zakonu. Robili to jednak dyskretnie ponieważ Pani Weasley na samo wspomnienie robiła się czerwona i natychmiast coś tłukła z nerwów. Udali się więc do pokoju Rona w którym spędzili już cały wolny czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz